Janusz Piechociński

Rozmowa z Januszem Piechocińskim, Wicepremierem, Ministrem Gospodarki

– Mija rok od czasu, gdy objął pan jedno z kluczowych stanowisk w naszym kraju. Co stanowiło pańskie priorytety w tym okresie?
– Przypomnę, że nie paliłem się jako nowy lider PSL do wejś­cia do rządu. Chciałem przez pierwszy rok realizować inny scenariusz. Zamierzałem skoncentrować się na wizytach w terenie, przemianie PSL. Zależało mi na tym, by dotychczasowy minister gospodarki zakończył sprawy, którymi się zajmował. Dla niego było to zaskoczenie, że przegrał. Proponowałem, żeby został na stanowisku przynajmniej do marca tego roku. Proszę pamiętać o tym, że każda zmiana personalna może des­tabilizować pewne procesy.

– Stało się jednak inaczej.
– Cóż – propozycja nie została przyjęta przez mojego poprzednika, a wśród działaczy partii zaczęły się pojawiać głosy, że moje stanowisko może zostać niewłaściwie zrozumiane – jako gra, uchylanie się od odpowiedzialności. Tak więc musiałem skorygować swój program, co nie oznacza, że od niego odstąpiłem. Nasza drużyna polityczna została znacząco odmłodzona. Mamy najmłodsze kierownictwo w historii PSL, ale też polskiej polityki. Średnia wieku to trzydzieści kilka lat. Jestem najstarszy i w polityce, i w kierownictwie.

– Wszedł pan do Ministerstwa Gospodarki w szczególnie trudnym okresie.
– Wygasły proste rezerwy, wykorzystane zostały środki unijne wspierające naszą gospodarkę. Spowolnienie – zwłaszcza w działach związanych z infrastrukturą – było bardzo wyraźne. Część przedsiębiorstw nie mogła się odnaleźć w zaistniałej sytuacji. A jednocześnie radykalizowały się nastroje, rosły napięcia społeczne. Musieliśmy zdecydować się na niepopularne decyzje, by pobudzić gospodarkę na nowo. Proste rozwiązania, które przynosiły świetne efekty w latach 2008-09, polegające na wspieraniu procesów inwestycyjnych, emisji obligacji czy też zaciąganiu kolejnych kredytów – już się wyczerpały. Tak więc pierwsze miesiące mojego urzędowania nie należały do łatwych. Co więcej – musiałem wejść do zespołu, który działał wspólnie od 6,5 roku. Nie było to proste.

– Nie zaczął pan od rewolucji…
– Mam taki zwyczaj, że każdemu daję szansę. W związku z tym decyzje personalne ograniczyłem do minimum. Interesuje mnie jedno – efektywność działań, a nie to, kiedy i przez kogo urzędnik lub członek rady nadzorczej został powołany. Ważne jest dla mnie pełne zaangażowanie i rezultaty pracy, a nie poglądy polityczne. Moja filozofia jest prosta: wymieniam tylko najsłabsze ogniwa lub te, które totalnie zawiodły. Największym problemem, z którym się zetknąłem na początku pracy w ministerstwie, była niewydolność w dziedzinie podejmowania decyzji. To fatalny nawyk, gdy cały sztab czeka na opinię szefa, zamiast przyjść i powiedzieć: mamy problem, który planujemy rozwiązać w następujący sposób… Mam wrażenie, że przychodząc do ministerstwa zaskoczyłem wiele osób, które kierując się starymi nawykami oczekiwały tzw. dożynek, nie mających nic wspólnego z oceną kompetencji. Udało mi się utworzyć przestrzeń zaufania. Dziś moi współpracownicy wiedzą, że oczekuję kreatywności i odpowiedzialnych decyzji.

Tymczasem niektóre media punktowały mnie złośliwie podkreślając, że zbyt dużo mówię o pracowitości, rzetelności, konsekwencji, nowym tempie działania resortu. Zapomnieli, że jestem politykiem nietypowym, który nie czeka aż zło zapuka do drzwi gabinetu, tylko wychodzi mu naprzeciw. Odwróciłem role – nie chowamy się przed niebezpieczeństwami, stosując starą znakomitą zasadę: nie leczyć tylko zapobiegać. Nie znoszę sytuacji, gdy w szafach i szufladach leżą znakomite pomysły, których nie wprowadza się w życie, ponieważ mogą kogoś zdenerwować. Kiedy przez pięć kadencji byłem posłem nierzadko przychodzili do mnie koledzy z rządu prosząc: Janusz powiedz głośno, że w jakiejś sprawie źle się dzieje, bo wezwie nas szef i będziemy mogli zareagować…

– Ma pan opinię polityka niezwykle aktywnego.
– Uczestniczyłem w 120 konferencjach, odwiedziłem 140 zakładów. I nie były to tzw. gospodarskie wizyty w terenie. Zależało mi na tym, żeby dotknąć samemu prawdy o polskiej gospodarce, spotkać się na poziomie operacyjnym z ludźmi. Nie boję się konfrontacji ze środowiskami, które są bardzo krytyczne wobec rządu. Chętnie spotykam się z przedsiębiorcami, nie obawiam się publicznie wymieniać dobrych polskich firm czy też produktów. W obecności prezydenta Węgier zwróciłem uwagę, że przez lata jeździliśmy Ikarusami, a nasza PESA została wycięta z przetargu na tramwaje dla Budapesztu. Powołałem zespoły i grupy doradcze. Myślę, że uruchomiłem stały już proces pobudzania naszego eksportu i wchodzenia na nowe rynki.

– Środowisko biznesu skarży się – moim zdaniem słusznie – na nieufność ze strony polityków.
– Politycy, którzy unikają takich spotkań zdają sobie sprawę z tego, że brakuje im kompetencji. To nie są proste sprawy, trzeba mieć wiedzę na temat gospodarki. A z drugiej strony, czołowi przedsiębiorcy upraszczają ważne kwestie społeczne mówiąc: obniżcie nam podatki, zapewnijcie nam tanią siłę roboczą, wprowadźcie ograniczenia importu, by chronić nasz rynek, ale za to wspierajcie eksport. W tej dziedzinie potrzebna jest przestrzeń do racjonalnej, transparentnej wymiany myśli. Każdą sprawę należy przedstawiać w szerszym kontekście, pamiętając o racjach wszystkich stron. Nie oznacza to,  że nie podejmujemy interwencji w konkretnych przypadkach. Coraz częściej do Ministerstwa Gospodarki przychodzą ci, którzy nie mogą się dostać do innych urzędów państwowych, prosząc na przykład o to, by w jasny sposób określić kryteria tworzenia list leków refundowanych, a informacje na ten temat publikować z odpowiednim wyprzedzeniem.

– Co stanowi piętę achillesową naszej gospodarki?
– Irytuje mnie głęboko zakorzeniona zasada, że to, co dobre, jest moje, a to, co złe, wasze, czyli polityków, państwa, itd. Niepokojący jest brak pogłębionego dialogu między pracodawcami a pracobiorcami. Z jednej strony, możemy mnożyć przykłady znakomitych firm, koncentrujących się na społecznej odpowiedzialności biznesu. A z drugiej, trudno pominąć przykłady fatalne: gdy ktoś może pozyskać pracownika za pół darmo, to go bierze. Przekonał się o tym na własnej skórze mój syn, który nigdy nie próbuje korzystać z mojej pomocy, a pytany o zbieżność nazwiska z wicepremierem odpowiada, że jest z innej linii Piechocińskich.

Jako student postanowił dorabiać jako barman. Znalazł ofertę zapewniającą mu dorywczą pracę pod warunkiem, że pierwsze 6 godzin przepracuje za darmo. Nie doczekał się obiecanej pracy, ponieważ w tym samym barze zmywa kolejna grupa studentów-praktykantów na raz. Relacje między pracodawcami i pracownikami są coraz gorsze. Media publikują alarmujące dane o tym, ile tracimy miejsc pracy. A jak się okazuje to właśnie media są liderem smutnego procederu samozatrudnienia. Coraz więcej pracowników branży usługowej chcąc nie chcąc, zakłada własne firmy. Ma je większość pielęgniarek, coraz więcej lekarzy, a nawet stewardesy. W ten sposób budżet ZUS-u staje się głównym problemem państwa. A jednocześnie słyszymy narzekania przedsiębiorców, że ZUS jest zbyt wysoki.

– Jak powinien działać polityk godny tego miana?
– Decydent z demokratycznego wyboru musi rozumieć i ujawniać konflikty interesów między określonymi grupami po to, by w efekcie wybierać najlepsze kompromisowe rozwiązania. Jednocześnie powinien pamiętać, że szybka decyzja, nawet na nie, jest zawsze lepsza niż odpowiedź: zobaczymy. Poraża mnie niska wydolność aparatu państwowego. Między sferą biznesową, w której wydajność jest znakomita, a nami, ludźmi budżetu, pozostaje prawdziwa przepaść. Często powtarzam, że politycy i urzędnicy żyjący z podatków powinni sprawnie obsługiwać procesy gospodarcze.

Najgorsze przykłady to sądownictwo gospodarcze, funkcjonowanie aparatu skarbowego czy też publiczna służba zdrowia. Kiedy znalaz­łem się wewnątrz rządu stwierdziłem, że politycy – czyli my sami – jesteśmy największą słabością systemu. Dotyczy to również instytucji, którymi kierujemy bezpośrednio lub poś­rednio. Niestety, przedsiębiorcy też nie są bez winy. Często przywołują tzw. ustawę Wilczka, przypominając, że dała nam ona wolność gospodarczą, sugerując jednocześnie, że chcieliby i dziś takich rozwiązań. Zapominają o tym, że jesteśmy w Unii, że obowiązują u nas określone dyrektywy. Co gorsza – nie mają żadnej silnej reprezentacji przy Parlamencie Europejskim, która mogłaby wesprzeć mnie w staraniach o rozwiązania korzystne dla krajowego biznesu.

– Czy potrzebny jest dziś  patriotyzm gospodarczy?
– Na to pytanie powinni odpowiadać nie tylko politycy. Za jakość polskiej gospodarki jesteśmy odpowiedzialni my wszyscy. W dzisiejszym zglobalizowanym świecie niemożliwy jest prosty protekcjonizm polegający na ochronie własnego rynku, bo oznacza to nieuchronną katastrofę. Dla mnie największym dramatem jest wizyta na terenie byłej Stoczni Gdańskiej. Nieważne kto w tej sprawie bardziej narozrabiał – jaki minister lub lider związkowy. Spora część naszego majątku narodowego została zmarnotrawiona. Nie potrafiliśmy płynnie przejść od gospodarki socjalistycznej do kapitalistycznej. Ile razy mamy powtarzać restrukturyzację poprzez upadłość PGR-ów? Jakże dziś inaczej patrzymy na decyzję o wygaszeniu produkcji węgla w Wałbrzychu i okolicach. Można to było zrobić inaczej. Dziś mamy przed sobą olbrzymie wyz­wanie wymagające przełomowych decyzji. Tymczasem politycy nakręcani przez media gonią za sensacjami dnia, zamiast skoncentrować się na tym, co naprawdę ważne. W konsekwencji tracimy poczucie wspólnoty i współodpowiedzialności, a w dodatku sprzedajemy narodowi półprawdy mówiąc: „podczas wyborów wystarczy przy moim nazwisku postawić krzyżyk, a wszystko się rozwiąże”.

– Koszty zmian gospodarczych ponosi przede wszystkim młode pokolenie.
– Nigdy nie zapomnę spotkania w Kielcach na uniwersytecie Jana Kochanowskiego. Wstała dziewczyna mówiąc: „Panie premierze, co takim ludziom jak ja, którzy zaraz skończą studia, macie w imieniu  waszego państwa do zaproponowania, żebym nie musiała  emigrować?” Pięć minut trwało zanim wyjaśniliśmy sobie, że to jest nasze wspólne państwo. Następnie zapytałem, co studiuje. Okazało się, że marketing i zarządzanie, bo jej matura nie poszła. „A czy rodzice prowadzą firmę?”  „Nie – matka jest nauczycielką, a ojciec policjantem”. „W jakiej więc firmie chce pani pracować? Ile jest stanowisk kierowniczych, o jakie może się pani ubiegać w Kielcach? Po co wybrała marketing?”

Reasumując zwróciłem uwagę młodym słuchaczom, że są współodpowiedzialni za swoją przyszłość, zapewne co drugi będzie musiał podjąć wysiłek zbudowania swojego miejsca pracy. Kiedy to powiedziałem, sala zasyczała z wściekłości. „Jak to, przyjechał polityk z Warszawy i zamiast tak jak każdy polityk powiedzieć nam to, co chcemy usłyszeć, mówi nam o naszej odpowiedzialności.” Tak się składa, że nie jestem politykiem, który wszystko obieca, żeby ponownie zostać wybranym. A potem już nie ma z nim o czym rozmawiać, bo załatwił sobie ciepłą posadkę w firmie państwowej lub Parlamencie Europejskim. Szkoda, że jako politycy nie potrafimy głośno powiedzieć, że obecny system kształcenia w naszym kraju jest nieodpowiedni, ponieważ produkuje przyszłych bezrobotnych. Tylko jak powiedzieć ambitnemu młodemu człowiekowi, że nie każdy zostanie prezesem, profesorem, a potrzebni są też szlifierze lub fryzjerzy. W efekcie mamy ogromne rozgoryczenie wśród ludzi,  szczególnie tych po studiach.

– Jedną z cech naszej gospodarki jest nadmierny fiskalizm.
– Z łatwością dokręca się śrubę uczciwemu podatnikowi, zamiast znaleźć sposób na nieuczciwego. Kiedy w państwowej kasie zaczyna brakować pieniędzy, każdy minister finansów spuszcza ogary ze smyczy. Tylko, że kontrolerzy nie idą tam, gdzie działa szara strefa lub przemytnicy, tylko szukają błędów w firmach, które płacą podatki. To właśnie motywuje mnie do pracy już od kilku miesięcy nad nową, przyjazną przedsiębiorcy i podatnikowi ordynacją podatkową.

– Transformacja naszej gospodarki ciągle trwa…
– Gdy studiowałem na SGH moją pasją były transformacje ustrojowe i procesy integracyjne światowej i europejskiej gospodarki. Jestem przekonany, że w ciągu 2-3 lat zdecydują się losy Polski na kolejne pokolenia – czy dołączymy do krajów zaliczanych do światowej czołówki, czy też zostaniemy zepchnięci do roli poddostawcy, kraju o gospodarce surowcowej. To niezwykle poważne zagrożenie. Wczoraj wziąłem udział w bardzo elitarnym spotkaniu, podczas którego usłyszałem, że nie powinno się budować dużych konkurencyjnych firm, bo mogą zdominować nasz rynek. Wielki błąd, przecież nie ścigamy się tylko na krajowym rynku – a fryzjer nie wejdzie na rynek globalny ze swoją ofertą… Tym bardziej martwi niechęć polskiego kapitału do inwestowania. Zasoby finansowe firm, to kilkanaście miliardów złotych, które mogłyby ożywić gospodarkę. Pobudzenie tych środków, to kluczowe zadanie na koniec 2013 roku.

– Co tu dużo mówić – media zajmują się dziś dziwnymi sprawami – absurdalnymi wypowiedziami polityków, życiem celebrytów, sondażami, z których nic nie wynika.
– Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego poważni dziennikarze w opiniotwórczych gazetach szukają sensacji tam, gdzie jej nie ma, np. piszą, że co druga kopalnia może być zlikwidowana. Gdy zadzwoniłem do redakcji w tej sprawie, usłyszałem: chcieliśmy wywołać temat, teraz ma pan szansę się wypowiedzieć. Tego rodzaju nieprawdziwa wiadomość wywołuje potem miliony komentarzy internautów. Przy okazji dezawuuje się ważne przedsięwzięcia. Poświęciliśmy np. wiele starań nawiązania współpracy gospodarczej z Kongo. Jest to jeden z ciekawszych potencjalnych partnerów naszego biznesu w Afryce. Wie pan, jak skomentowano tę sprawę? Dużym tytułem: „Kulczyk już jest, Piechociński pomaga.” Ręce opadają… Nikt nie zauważył, że otwieramy dla naszego biznesu ten surowcowy rynek, który ma w dodatku 4 mld dol. nadwyżki i jest przewidywalny politycznie, że chcemy dziesięciokrotnie zwiększyć wymianę handlową koncentrując się na eksporcie.

– Po sześciu miesiącach pańskiej pracy w ministerstwie pojawiły się dobre sygnały.
– Rolą polityków w gospodarce jest budzenie nadziei. Ciężka praca, entuzjazm, dynamika – o których mówiłem wcześniej – zaczynają przynosić efekty. W odróżnieniu od krajów, które wyjście z kryzysu okupiły 10-procentowym spadkiem płac – jak Hiszpania – lub wyprzedażą majątku narodowego – jak Słowenia – poradziliśmy sobie całkiem nieźle. Najbardziej cieszy mnie 6-procentowy wzrost polskiego eksportu i otwieranie się na nowe rynki. Opinia o Polsce i Polakach jest znakomita, to imponujące co mówią o nas cudzoziemcy. Nie możemy się jednak zatrzymać, dzisiejsza gospodarka przypomina mi Tour de France – nie wiadomo, która ucieczka się uda, więc trzeba być cały czas w czołówce peletonu. Trzeba więc szanować nasze górnictwo, ale budować obok energetykę metanową i technologię czystego węgla. Należy doceniać nasze hutnictwo i jednocześnie tworzyć warunki, w których Mittal zbuduje u nas wytwórnię blach karoseryjnych. Można smucić się, że Fiat podjął niekorzystne dla nas decyzje biznesowe, ale nie wolno krzyczeć w parlamencie, że trzeba Fiata znacjonalizować.

– W pańskim gabinecie na honorowym miejscu wisi portret Eugeniusza Kwiatkowskiego.
– Był to wybitny polityk i manager, który potrafił wyciągnąć wnioski ze światowego kryzysu i polityki Nowego Ładu. Udało mu się pobudzić koniunkturę w kraju bez istotnych zasobów. Nasze pokolenie również otrzymało wyjątkową szansę – nie wolno jednak zapominać, że najważniejsze zadania czekają nas w najbliższych latach.

– Jak wygląda pański dzień pracy?
– Wychodzę codziennie z domu około 7 rano, wracam najwcześniej o 22. W tygodniu pracuję, a w weekendy tyram. Na szczęście, mam „power” piłkarza amatora. Zdarza się jednak, że ktoś z rodziny pyta: „Czy ty jeszcze wiesz, w czym uczestniczysz? Czy jeszcze kierujesz sobą, czy już rządzi tobą pracoholizm?” Czasem mam nadzieję na wolną sobotę, ale raczej jakoś się ten planowany czas odpoczynku odsuwa w nieskończoność. Jednak nie narzekam – wiedziałem, na co się decyduję. Przykra jest tylko utrata anonimowości, zwłaszcza gdy ktoś z brudnymi butami pcha się w życie mojej rodziny. To naprawdę nic przyjemnego być żoną, córką lub synem wicepremiera.

Co lubi Janusz Piechociński?

Ubrania – styl klasyczny, kupuje garnitury firmy z Nowego Sącza
Wypoczynek – grzybobranie w Puszczy Kozienickiej lub podwarszawskich lasach
Kuchnia – polska; kopytka, pierogi z grzybami
Samochód – pierwszy Fiat 126p. Jeździ służbowym Audi A8
Hobby – amatorska piłka nożna, historia – ulubiony okres średniowiecze