Ekspansja na Świat to konieczność

O genezie uruchomienia wydobycia miedzi poza granicami Polski, atutach tej inwestycji i przyszłości projektu,
o tym, czy pozostanie na stanowisku i co sądzi o podatku od kopalin z Herbertem Wirthem, prezesem KGHM

Panie Prezesie, trzeba mieć odwagę, wyobraźnię (a może nie mieć jej wcale), by zainwestować 10 mld złotych w projekt, który nie jest do końca pewny i nie ma pewnej stopy zwrotu.

Wyjście za granicę wynikało z potrzeby firmy. KGHM był i jest stabilnie osadzony w Rzeczpospolitej, w określonych warunkach, powiedziałbym: geologicznych i ekonomicznych, łącznie z ryzykiem o nazwie „podatek od wydobycia niektórych kopalin”. Postanowiliśmy, wykorzystując nasze kompetencje, ale również zasoby finansowe, ruszyć do przodu. Proces przejmowania trwał oczywiście kilka lat. Opracowaliśmy strategię, do tego dochodziła cała sprawa procedur, najróżniejszych badań, by na koniec wyłuskać to, co jest dla nas najlepsze na rynku. A najlepsze były firmy lub złoża, które przede wszystkim mają dużo zasobów miedzi, są w stabilnym kraju, oraz – co najważniejsze – ich koszty produkcji są zdecydowanie niższe w długim terminie od tego, co mamy w kraju.

Przed ekspansją na świat KGHM miał 10. miejsce w produkcji miedzi na świecie,
1. miejsce w produkcji srebra, jeszcze nie eksplorowane zasoby w Polsce. Po co zatem
ta zagranica?


Wyszliśmy z założenia, że jesteśmy po to, by nasi akcjonariusze – ja rozszerzyłem to pojęcie na interesariusze – mieli zapewnioną wartość dodaną. Pytanie było, jak to zrobić. Nie było możliwości bazowania tylko i wyłącz- nie na naszych zasobach krajowych, bo ich eksploatacja jest bardzo droga. Wymyśliliśmy więc, że do momentu, kiedy powstanie ten drugi driver rozwoju, jakim jest innowacyjność, wyjdziemy za granicę, dyskontując nasze kompetencje, nabywając złoże o niskich kosztach produkcji.

W Chile koszt tony miedzi
to 2800 dolarów, a u nas 4800?

Tak, mniej więcej wtedy tak to było. Dzisiaj to jest trochę zachwiane przez słabe waluty lokalne. W Polsce wyjątkowo pomaga nam słaby złoty.

Najprawdopodobniej będzie jeszcze słabszy.
Nie wiem, co powiedzieć jako obywatel. Ale jako eksporter powiem, że jest to pozytywne zjawisko dla takiej firmy jak KGHM. Podobnie jest zresztą z peso w Chile.

Wracając do istoty rzeczy, czyli ekspansji na świat. To była próba nakreślenia, jak zapewnić wartość dodaną dla akcjonariuszy. Chcieliśmy zdyskontować nasze umiejętności, czyli poszukać czegoś takiego, co byłoby tańsze w eksploatacji w długim terminie, bogate w miedź, no i oczywiście – dające nam szanse wygenerowania godziwej marży.

W międzyczasie uruchomiliśmy drugi napęd: innowacje, które zasadzają się na tym, że generujemy nowoczesne, bezpieczne miejsca pracy. Mamy w Polsce duże zasoby miedzi, ale ich eksploatacja rodzi szereg problemów. Już nie chcę mówić o kosztach, ale to są problemy związane z temperaturą, zagrożeniami wstrząsami, gazowymi itd. Odkrywka to zupełnie coś innego. Ktoś może po- wiedzieć, że to jest na środku pustyni i faktycznie jest tam bardzo gorąco, ale my w Polsce, pod ziemią, mamy plus 50 stopni Celsjusza. Żeby wpuścić tam człowieka, trzeba wentylować, klimatyzować… To są koszty.

Z drugiej strony, złoże, czyli zawartość miedzi w skale, stale się zmniejsza. Kiedyś mieliśmy od 5 do 20 metrów miąższości złoża, dzisiaj raptem 1,5 metra. Czyli musimy znaleźć taki sposób eksploatacji, żeby tej skały bez miedzi za dużo nie wydobywać, bo to generuje odpady. Ponadto są naturalne zagrożenia, na przykład wstrząsy. Częściowo spowodowane przez człowieka, niemniej to się dzieje w górotworze jako całości. To wreszcie kwestia zagrożeń gazowych. Im dalej na północny-wschód naszych polskich złóż, tym większa jest korelacja pomiędzy złożami miedzi i gazu. Ten gaz nie jest ekonomicznie opłacalny, natomiast stanowi realne zagrożenie dla procesu eksploatacji miedzi.

To wszystko legło u podstaw stwierdzenia: wygenerujmy nowoczesne miejsca pracy bez człowieka na ścianie, na przodku. Stąd jest nam potrzebna prawdziwa rewolucja technologiczna, jest potrzebne urządzenie czwartej generacji, które samo myśli. Jeżeli wpuścimy je na dół, ma się ono uczyć tego, co widzi wokół i tego, co jest na ścianie. I to się dzieje. Od trzech lat pracujemy już nad takim urządzeniem. Dziś mogę śmiało powiedzieć, że technikę mamy. Teraz jest kwestia nadania urządzeniu sztucznej inteligencji. To drugi driver rozwoju naszej firmy, który w czasie jest oczywiście znacznie dłuższy w stosunku do tego, jakim jest wyjście za granicę.

Przekonał Pan interesariuszy?

Zacznę od spraw wewnętrznych, czyli związków zawodowych. Nie powiem, że odniosłem sukces i związkowcy zostali całkowicie przekonani. Kiedy ogłaszaliśmy transakcję i wyjaśnialiśmy związkowcom jej sens, odnosili się do pomysłu z aprobatą. Ale dzisiaj twierdzą, że to nie był najlepszy pomysł, że należało przede wszystkich inwestować na miejscu, obojętnie w co. Ciągle mówią o starym zagłębiu, gdzie koszty eksploatacji są dużo większe niż można sobie wyobrazić, występują problemy wodne. Ale uparcie twierdzą: to są nasze pieniądze, skoro nam ich nie oddałeś w formie wzrostu wynagrodzeń, to inwestuj tutaj. Trochę to się uspokoiło, ale dzisiaj temat powrócił…

Do zapoznania się z pozostałą częścią rozmowy zapraszamy do pełnego wydania Managera.