Paweł Jarczewski

Rozmowa z Pawłem Jarczewskim Prezesem Zakładów Azotowych „Puławy” SA

– Polska chemia przetrwała kryzys w dobrej formie.
– Rzekłbym, że poradziliśmy sobie wręcz znakomicie; 195 mln zysku wypracowane przez nas w roku rozliczeniowym 2008/09 mówi samo za siebie. Byłbym jednak daleki od naiwnego optymizmu. Nad naszym sektorem zbierają się czarne chmury. Co gorsza – tylko nieliczni decydenci zdają sobie sprawę z tego, jak poważne są to zagrożenia i to w okresie najbliższych lat.

– W mediach i polityce dominują problemy dnia dzisiejszego.
– Ubolewam nad tym, ponieważ powinniśmy się dokładnie przyjrzeć i rozpocząć dyskusję publiczną na temat  anonimowego trybu podejmowania decyzji w Komisji Europejskiej. Słuszne skądinąd hasła ochrony środowiska naturalnego stanowią zasłonę, za którą kryją się decyzje, w gruncie rzeczy, sprzeczne z zasadami wolnego rynku. Spowodują one osłabienie, a nawet doprowadzenie do ruiny europejskiej chemii. Kilka tygodni temu największy emitent gazów cieplarnianych – Chiny, ustami negocjatora ONZ Su Wai powiedziały, że jako kraj rozwijający się nie mają powodów do ograniczania emisji CO2. Znamienne jest, że jednocześnie Chiny „pomagają finansowo” podźwignąć się z kryzysu bankrutującym państwom UE. Co jednak najważniejsze, główny cel tych zmian czyli globalne zmniejszenie emisji nie zostanie osiągnięty, gdyż nastąpi proces alokacji produkcji. Czekają na to konkurenci spoza Unii, którzy nie muszą przestrzegać tych zasad i dysponują tanimi źródłami energii. Bez żadnych skrupułów wejdą na nasz rynek, a europejskie firmy obciążone dodatkowymi kosztami emisji, nie będą miały szansy skutecznie konkurować. W konsekwencji wzrosną ceny wielu produktów, w sytuacji gdy Europa traci bezpowrotnie 2-3 proc. miejsc pracy rocznie kosztem krajów takich jak Chiny.

– Jest pan członkiem zarządu prestiżowego Fertilizer Europe – dawniej European Fertilizer Manufacturers Association – które ma kontakty i wpływy na najwyższym szczeblu.
– Niestety, odbijamy się od ściany. Chociaż działamy w warunkach wolnorynkowej gospodarki, to jednak wolność ta jest odgórnie ograniczana. Coś mi to przypomina. Studiowałem na warszawskiej SGPiS w okresie przełomu ustrojowego. Tak jak moi koledzy uwierzyłem, że rok 1989 definitywnie kończy czas gospodarki planowej i nieracjonalnych politycznych dyrektyw. Dziś widzę jak bardzo się myliliśmy nie doceniając rosnącej potęgi struktur administracyjnych.

– Jak – pana zdaniem – powinniśmy reagować w takiej sytuacji?
– To prawdziwy problem, z którym musimy się wspólnie uporać. Dotyczy bardzo ważnego sektora polskiej gospodarki, tysięcy miejsc pracy. Nie chciałbym przejaskrawiać, ale dodatkowo należałoby zadać pytanie – czy chcemy płacić za żywność coraz więcej? Obecnie światowe ceny żywności są niemal tak wysokie jak podczas kryzysu w 2008 r. Prezes Banku Światowego Robert Zoellick podczas szczytu G20 niedawno ostrzegał, że tego typu sytuacja może doprowadzić do kolejnego kryzysu gospodarczego. Podobne problemy jak chemia będzie miała energetyka. Jak wiadomo nie da się funkcjonować bez prądu, więc koszty wymuszonych przez Komisję Europejską inwestycji pokryją z własnej kieszeni końcowi użytkownicy. A to oznacza, że nie tylko więcej zapłacimy za pobór, ale też w konsekwencji nastąpi szybki powszechny wzrost cen.

– Brzmi to przekonująco, ale przecież nie możemy zaniedbywać ochrony środowiska naturalnego.
– Europejski przemysł chemiczny należy do najmniej emisyjnych i najbardziej efektywnych na świecie. Nigdzie nie ma takiej świadomości ekologicznej jak w Europie właśnie. Zanim ulegniemy egzaltacji, powinniśmy jednak sprawdzić, co dotychczas w tej dziedzinie zrobiono. W „Puławach” ta świadomość wpływu na środowisko pojawiła się też dosyć wcześ­nie. Od połowy lat osiemdziesiątych zgodnie z przyjętym kompleksowym programem ochrony środowiska nasza firma ograniczyła emisję szkodliwych substancji o około 90 proc. przy jednoczesnym znaczącym wzroście produkcji o 40 proc.

– Jak to teraz wygląda w praktyce?
– Tereny wokół naszych zakładów to prawdziwa oaza zieleni. W okolicznych lasach żyje kilkadziesiąt łosi i kilka par bielików, a na kominie elektrociepłowni na specjalnej konstrukcji swoje lęgi wyprowadzają sokoły wędrowne. W kanałach zrzutowych pływają raki i żaby moczarowe, których obecność mówi o czystości wody sama za siebie. Wydaje mi się, że trudno o lepsze referencje. Oczywiście, w ciągu ostatnich dwudziestu lat sytuacja zmieniła się diametralnie. Pamiętam, że w drugiej połowie lat 80. wracałem do rodzinnego Kalisza z olimpiady geograficznej. Pociąg zatrzymał się w Puławach. Z przerażeniem patrzyłem na zdewastowany krajobraz, myś­ląc, że za nic w świecie nie chciałbym tu zamieszkać. Tymczasem już kilka lat później przeprowadziłem się tu z żoną, która pochodziła z Puław. Miałem więc możliwość obserwowania jak wielkie znaczenie dla miasta i jego okolic miały inwestycje w dziedzinie ochrony środowiska.

– Nie tęsknił pan za rodzinnym Kaliszem, perłą Wielkopolski?
– W odróżnieniu od Puław, Kalisz nie wykorzystał swojej szansy, mam wrażenie, że miastu brakuje pomysłu na dalszy rozwój. Tymczasem Puławy to dzisiaj jedno z najbardziej dynamicznie rozwijających się miast w naszym kraju. Może się poszczycić infrastrukturą, a zwłaszcza obiektami sportowymi, na prawdziwie europejskim poziomie. Bez Zakładów Azotowych byłoby to niemożliwe. Wielki przemysł nie musi więc oznaczać kłopotliwego sąsiedztwa, a wręcz przeciwnie – to szansa na rozwój cywilizacyjny.

– Całą swoją karierę zawodową związał pan z Azotami.
– Ściśle mówiąc – prawie całą. Zaraz po studiach trafiłem do Prozapu, firmy-córki Zakładów Azotowych Puławy, która istnieje do dzisiaj i jest w bardzo dobrej kondycji. To biuro projektowe, które realizuje zlecenia z całego świata, między innymi Tajwanu, Korei, Arabii Saudyjskiej. Wykorzystuje najnowocześniejsze amerykańskie technologie. A przede wszystkim zatrudnia znakomitych fachowców, od których mogłem się bardzo dużo nauczyć. Moimi wzorami byli tacy managerowie jak Mirosław Górski, jeden z głównych projektantów polskiej chemii i Tadeusz Stokłosa, do dziś pracujący w branży.  Odpowiadałem za marketing technologii chemicznych i kontrakty licencyjne, dzięki czemu mogłem poznać od podszewki branżę chemiczną. W 1999 roku przeszedłem do Zakładów Azotowych, gdzie trzy lata później zostałem dyrektorem handlowym. Już wcześniej w Prozapie współpracowałem z zagranicznymi kontrahentami, ale dopiero teraz mogłem poznać czołowych światowych graczy. Warto pamiętać, że połowa naszej produkcji to eksport.

– Najważniejsze pańskie zadanie jako szefa sprzedaży?
– Wprowadziłem na rynek produkt z dwóch nowych wytwórni melaminy. Wtedy właśnie staliśmy się nr 3 w jej produkcji na świecie. W 2005 roku firma weszła na GPW. Byłem wtedy odpowiedzialny za prezentację części handlowej podczas spotkań z inwestorami. Debiut Spółki okazał się dużym sukcesem. Dokładnie w tym samym czasie miało miejsce niezwykle ważne zdarzenie w moim życiu rodzinnym: musiałem wyjechać za granicę na roadshow natychmiast po urodzeniu się mojej młodszej córki…

– Zanim w 2008 roku wygrał pan konkurs na prezesa „Puław”, był pan krótko związany z inną firmą.
– Rzeczywiście, przez rok pracowałem na stanowisku dyrektora do spraw rozwoju CTL Logistics. Było to dla mnie cenne doświadczenie zawodowe, ponieważ praktyczna wiedza na temat logistyki bardzo mi się przydaje dzisiaj. Po nagłośnionym przez media przejęciu przez nas od Ciechu Gdańskich Zakładów Nawozów Fosforowych, uzyskaliśmy – mówiąc żartobliwie – dostęp do morza. Mając możliwość przeładunku we własnym porcie, możemy jeszcze bardziej skutecznie konkurować ze światowymi liderami branży. Warto dodać, że efektywność to dla nas kwestia: być albo nie być. Czasem zastanawiam się, jak poradziliby sobie konkurenci np.
z Rosji, Półwyspu Arabskiego gdyby, tak jak my, musieli korzystać z najdroższego gazu na świecie.

– „Puławy” obchodzą jubileusz 50-lecia. To skłania do podsumowań.
– W maju 1961 roku zapadła decyzja o budowie zakładu nawozowego. Inwestycja rozkręciła się w latach 1966-67. W latach 70-tych podjęto decyzję o rozbudowie firmy w kierunku produkcji chemicznej kaprolaktamu i melaminy, co okazało się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Po ponad dwudziestu latach rosnące zapotrzebowanie na melaminę przyczyniło się do rozbudowy potencjału produkcyjnego o kolejne dwie instalacje. Obecnie Puławy zaspokajają 8 proc. światowego i 20 proc. europejskiego zapotrzebowania na ten produkt. Żaden inny polski produkt chemiczny nie ma takiego udziału w światowym runku.

– Wyjaśnijmy do czego stosowana jest melamina.
– Najprościej rzecz biorąc stanowi ważny składnik żywic i klejów stosowanych w produkcji laminatów, płyt drewnopochodnych, będących elementami mebli czy paneli podłogowych. Pokrywa się nią także… banknoty euro. Z kolei inny nasz ważny produkt kaprolaktam, w postaci włókien poliamidowych wykorzystywany w motoryzacji, m.in. jako element kordu w oponach, a także w przemyśle odzieżowym i opakowaniach. Tylko kilka firm na świecie dysponuje licencją na wytwarzanie kaprolaktamu, którego proces produkcyjny jest niebywale skomplikowany. Jesteśmy współwłaścicielem jednej z tych licencji, zwanej polskim procesem. Nasz produkt eksportujemy w zdecydowanej mierze na Daleki Wschód – Chin, Indii na Tajwan…

– A jak wygląda to w przypadku nawozów?
– W tej dziedzinie musi występować ścisła korelacja działań marketingowych i produkcji. Nasi odbiorcy w ciągu ostatnich kilkunastu lat bardzo się zmienili. Miejsce rolników zajmują prawdziwi przedsiębiorcy, którzy gospodarują na znacznym areale, korzystają ze zdobyczy współczesnej techniki. Modernizujące się polskie rolnictwo mogłoby odgrywać znaczącą, a może nawet wiodącą rolę w Europie. Nie wiemy jednak, jakie niespodzianki mogą nam zafundować także i w tej dziedzinie unijni urzędnicy.

– „Puławy” to firma, którą cenią giełdowi inwestorzy – myślę, że głównie ze względu na przewidywalność i stabilność.
– Dodałbym do tego kolejny argument: cały czas inwestujemy. Wspomniałem już o poważnych nakładach na ochronę środowiska. Nasza infrastruktura jest stale unowocześniana i rozwijana. Chcąc zapewnić sobie stabilność energetyczną, zdecydowaliśmy się na budowę elektrowni. Właśnie wspólnie francuskim partnerem Air Liquide oddajemy do użytku inwestycję Tlenownia-Amoniak-Mocznik wartą pół miliarda złotych. Zwiększymy w ten sposób swoje zdolności produkcyjne w zakresie mocznika o ponad jedną czwartą, umacniając tym samym swoją drugą pozycję rynkową w Europie.

– Jest pan szefem kilkutysięcznej załogi.
– W Zakładach Azotowych pracuje 3,3 tys. osób, a łącznie z firmami-córkami – ponad 4 tys. Generalnie uważa się, że każde miejsce pracy w naszej branży generuje 6 kolejnych w innych sektorach. Obok kopalni „Bogdanka” jesteśmy największym pracodawcą na Lubelszczyźnie.

– Na czym musi się skupiać prezes tak dużej firmy w kontaktach z pracownikami?
– Staram się przekazać, zwłaszcza młodym, że najważniejsze w pracy są spokój, rozwaga, zdolność uczenia się od doświadczonych kolegów i świadomość odpowiedzialności za całą firmę, a nie tylko za siebie. Mamy wieloletnie kontakty z Japonią i podziwiam tamtejszy etos pracy. Sam czegoś podobnego doświadczyłem w naszej firmie. Przyjechałem do Puław jako absolwent elitarnego wydziału handlu zagranicznego na najlepszej uczelni ekonomicznej w Polsce i zostałem na 6 lat asystentem projektanta instalacji eksportowych. Dziś młodzi ludzie oczekują od razu dużo więcej. Najpierw, trzeba nabyć szlifu biznesowego, zdobyć podstawy, na których można budować karierę managerską.

Co lubi Paweł Jarczewski?

Zegarki – jest wielkim miłośnikiem zegarmistrzowskiej sztuki. Swoją pasją zaraził już kilku kolegów. Jak żartuje, gdyby nie „kominówka” na pewno rozwinąłby swoje hobby. Na co dzień nosi Orisa „Data & day”.
Pióra – używa przeróżnych ołówków, czym zaraził się od kolegów z firmy inżynieryjnej – Prozapu.
Ubrania – styl klasyczny.
Wypoczynek – ulubione miejsce – Hel. Podczas urlopów relaksuje się opiekując 5-letnią córeczką.
Kuchnia – zupy żony. Podkreśla, że zupy to niedoceniana kwintesencja polskiej kuchni. Ceni kuchnię włoską.
Restauracja – „Sybilla” w Puławach, zwłaszcza ze względu na wyśmienitego karpia i sandacza.
Samochód – jest oddanym fanem Hondy, przede wszystkim ze względu na bezawaryjność. W pracy jeździ Hondą Legend, a prywatnie Accord.
Hobby – jako licealista grał na gitarze basowej w nowofalowej kapeli „Grupa Operacyjna”. Obecnie słucha przede wszystkim jazzu. Bardzo dużo czyta na temat historii Europy w XVII wieku. Interesuje go militarna historia Szwecji, która nawet klęski potrafiła obrócić w swoje zwycięstwo budując sprawne, nowoczesne państwo.