The sky is the limit

Z Tomaszem Misiakiem i Tomaszem Hanczarkiem, założycielami Work Service, rozmawiamy o historycznym debiucie spółki na London Stock Exchange – który jest etapem w rozwoju, a nie celem – motywacji, ambicjach i planach na przyszłość

Od 18 lutego Work Service notowany jest na giełdzie w Londynie. W jakim celu?

Tomasz Misiak: Work Service jest firmą międzynarodową, uzyskującą 50 proc. marż i wyników poza granicami Polski. Działamy w ponad 15 krajach, w 12 mamy własne spółki, a w pozostałych działamy poprzez pracowników oddelegowanych do konkretnych zadań na rzecz klientów. Przyszłość spółki, w naszych planach, to awans do grona największych firm europejskich. Już teraz Work Service plasuje się na 65. pozycji Top Global. Zdecydowaliśmy się na dual-listing nie porzucając rynku warszawskiego, bo wydaje się nam, że ten ruch powinien przyciągać właściwych inwestorów i pokazywać nasze aspiracje rozwojowe.

Tomasz Hanczarek: Uważamy, że Work Service musi być notowany na najbardziej stabilnych rynkach, jak właśnie giełda w Londynie czy giełda w Stanach Zjednoczonych; chociaż w USA nie mamy na razie żadnych interesów. Uważamy, że dla bezpieczeństwa naszych inwestorów, stabilności firmy i naszych kontaktów z bankami powinniśmy ubezpieczyć się od sezonowych kłopotów na rynku lokalnym, jakim jest giełda warszawska. Mimo że duża, ale jednak traktowana jako lokalna. Wszelkie zawirowania wokół nowej władzy odbijają się na niej panicznymi ruchami. Chcemy, żeby inwestorzy, którzy inwestują w akcje Work Service, byli ubezpieczeni od takich ruchów, stąd taka nasza kotwica bezpieczeństwa w Londynie.
T. M.: Przy czym nie przeprowadziliśmy jeszcze oferty publicznej.

No właśnie, LSE to nie muzeum. Tam się nie wchodzi po to, by oglądać obrazy, tylko pozyskiwać kapitał. A tu debiut bez emisji.
T. M.: Zgoda, jak popatrzymy na free float naszej grupy to jest 30 procent. To nie jest dużo jak na Londyn, ale to setki milionów złotych. Inwestorzy w Londynie będą mieli czym handlować. Wszystkie akcje są notowane 1:1 w Warszawie i w Londynie. Poza tym, co też istotne, nastawiamy się na inwestorów londyńskich. W tej chwili szykujemy tam road show w maju, a na spotkania z funduszami wybieramy się jeszcze w kwietniu. Będziemy prezentować inwestorom wyniki firmy, sprzedawać swoją wizję. Uważam, że w Londynie jest ogromny potencjał i zrozumienie naszego rynku. Jesteśmy jedyną polską firmą z branży HR, która jest notowana na LSE. Co więcej, jesteśmy tam jedyną polską firmą. To historyczne wydarzenie. Dostałem SMS od kuzynki z Glasgow, która studiuje na jednym z topowych uniwersytetów ekonomicznych, iż jest bardzo dumna, bo na wykładzie profesor powiedział, że właśnie pierwsza polska firma zadebiutowała w Londynie. I to jest pewien znak czasów: zjednoczona Europa i zjednoczony rynek kapitałowy.

T. H.: Dziwimy się, że polskie fundusze nie inwestują w polskie firmy. Przecież powinien być jakiegoś rodzaju patriotyzm narodowy, biznesowy. Jesteśmy na giełdzie w Londynie, bo chcemy, żeby wszystkie fundusze miały łatwy dostęp do zakupu, sprzedaży. Oczywiście, są obowiązki informacyjne, trzeba dostarczyć dane, które są później publikowane i przesyłane do odpowiednich funduszy. Są też instytucje, które informują fundusze o tym, co się dzieje w poszczególnych spółkach. I sama obecność na giełdzie powoduje, że te informacje z Work Service trafiają do rąk analityków. Może nie z dnia na dzień, ale z czasem będzie boom na akcje Work Service. Jesteśmy przekonani, że będą coraz bardziej modne.

Ostatnie dwa lata to pasmo akwizycji, które określiły Wasze znaczenie, Wasz zasięg i to, że jesteście obecni w kilkunastu krajach. Rozumiem, że Londyn to taka odskocznia, żeby zrobić emisję i kolejne akwizycje.
T. H.: Na pewno Work Service nie zatrzyma się w rozwoju. Przed siedmioma laty założyliśmy organiczny wzrost przez akwizycje na poziomie 20- -30 proc. Ale na akwizycje nie wystarczy cash wypracowany w ciągu roku. Musi być dodatkowe finansowanie z banku lub poprzez emisje. Te akwizycje, które będą przeprowadzone w tym roku oraz w kolejnych 18 miesiącach, powinny być akwizycjami niszowymi, w określonych wysokomarżowych brandach, które mogą być globalne.
T. M.: Aczkolwiek wspólnie z akcjonariuszami zakładamy też tzw. teorię Big Bang. Jeśli pojawi się duży inwestor, z dużym potencjałem inwestycyjnym, który będzie w stanie podwoić wielkość grupy w krótkim okresie i potroić jej wartość, jesteśmy w stanie taki wariant rozważyć i nie ukrywamy, że jesteśmy zaskoczeni, jak dużo poważnych instytucji finansowych chce rozmawiać z Work Service w kontekście strategicznych możliwości.

Czy to jest tylko Europa, czy także wyjście za Ocean?
T. M.: Mówimy tu o globalizacji firmy. Po wejściu na giełdę w Londynie zostaliśmy dostrzeżeni przez rynek w kontekście mocno międzynarodowym, i – to informacja, której jeszcze nie podawaliśmy, „Manager” będzie pierwszy – zostaliśmy zaproszeni do rozmów z Międzynarodowym Stowarzyszeniem Agencji Pracy CIETT, które tworzą największe spółki światowe, nasi najwięksi konkurenci. I te spółki zaprosiły nas do przystąpienia do stowarzyszenia. To znaczy, że przez największych światowych graczy jesteśmy uważani za partnera godnego zasiadać przy stole i rozmawiać o światowym rynku, a na pewno o rynku europejskim.

To właśnie stało się po wejściu do Londynu?
T. M.: Tak. Nasza konkurencja uznała, że jesteśmy graczem, który powinien być wśród nich przy jednym stole i rozmawiać o przyszłości europejskiego rynku.
T. H.: Rynek HR to rynek przyszłości. Mamy potężne możliwości konsolidacyjne. Dla funduszy jesteśmy idealnym targetem. Fundusze szanują naszą pracę, ale też dostrzegają olbrzymią możliwość zarobku.

Jak przebiega proces kwalifikowania do akwizycji? Na Waszym celowniku jest kraj czy raczej branża?

T. M.: Nasza strategia jest czytelna. Chcemy być spółką, która na głównym rynku będzie miała znaczącą pozycję. Interesuje nas rynek rekrutacji pracy czasowej i outsourcingu wszystkich krajów Europy. Na rynkach krajów z największymi wynikami, jak Francja, Wielka Brytania, Niemcy, Holandia czy Włochy, jesteśmy już obecni, choćby poprzez delegowanie pracowników, ale także ze swoimi spółkami. Interesują nas rynki specjalistyczne w bardzo konkretnych trzech obszarach: executive search, quality engineering i IT, bo jesteśmy liderem w tych działaniach. Nasza spółka Exact System przygotowuje się do procesu pozyskania kapitału przez giełdę. W tej chwili znajduje się w Top 6 światowych firm branży. Kiedy ją kupowaliśmy miała 15 mln złotych przychodów i 1 mln złotych EBITDA. Po siedmiu latach współpracy z grupą Work Service ma ponad 300 mln złotych przychodu i prawie 27 mln złotych EBITDA. To pokazuje, jak potrafimy rozwijać podmioty, które są w naszym obszarze i zasięgu.
T. H.: Uważamy, że mamy trzy brandy, które mogą być globalne, czyli pozaeuropejskie: Exact Systems i IT Contract, czyli informatyka, engineering, preselekcja, rekrutacje, oraz Work Service jako doradztwo, związane z kwalifikacjami, dostarczaniem pracowników. Chcemy się stabilnie rozwijać w Europie i jesteśmy nastawieni na kooperację. Od nas managerowie nie odchodzą, mniejszościowi wspólnicy też. Chcą z nami być i to jest dla nas najważniejsze. Nie kupujemy nigdy 100 proc. firmy,zawsze kupujemy większość, ale kooperujemy dalej.

Bo oni mają know-how?
T. H.: Oni mają know-how i my mamy know-how. To know-how do kwadratu, a nawet silnia. Na przykładzie Exact Systems: kooperacja trwa 10 lat, trzy razy minął okres end out, a oni nie chcą sprzedawać swych udziałów, chcą dalej rozwijać z nami spółkę. I tu jest sedno sprawy.

Jak wiadomo, zamożności społeczeństwa nie definiuje liczba spółek, tylko liczba spółek globalnych, bo tam wytwarza się wartość dodana. Czy o Work Service można powiedzieć, że jest spółką globalną?
T. M.: Na pewno nie w kontekście wymiaru, bo jesteśmy 60. spółką na świecie w branży HR. Ale przecież Polska przyłączyła się do globalnej gospodarki dopiero dwadzieścia parę lat temu i ze światem może konkurować w niewielu dziedzinach. Taką dziedziną mógłby być węgiel, gdyby był odpowiednio cenny, ale nie jest, wódka wyborowa czy szynka w puszcze. Problem polega na tym, że nie udało nam się stworzyć wielu produktów – choć kilka już jest – które mogą podjąć tę konkurencję globalną. Na pewno nie są to wysokie technologie, ale są to ludzkie umysły. Dzięki temu my, jako firma, jesteśmy w stanie się rozwijać. Dla nas tak naprawdę nie ma bariery wzrostu. My mamy potencjał ludzki, ogromny głód rozwoju i wzrostu oraz chęć udowodnienia, że Polacy potrafią. Szkoda tylko, że w naszym kraju nie docenia się sukcesów międzynarodowych polskich firm. Czego potrzeba polskiemu liderowi lokalnemu, by stać się firmą globalną?
T. H.: Mój przyjaciel Piotr Krupa z firmy Kruk, który rozwijał tę firmę kapitalnie, może być przykładem. Jego firma ma miliard dolarów kapitalizacji i rozwija się coraz bardziej za granicą. Potrzebne są przede wszystkim: chęć, brak kompleksów i cel nastawiony nie na dobre życie i dwa samochody w domu, tylko na osiągnięcia sukcesu. Fundusze zachodnie często pytają mnie: dlaczego rozwijacie się dwa razy szybciej niż wasi konkurenci? Ja odpowiadam: bo my byliśmy i jesteśmy biedni i chcemy Polskę z tej biedy wydobyć. To determinacja. Nam się bardziej chce. Druga rzecz: nie zakładaliśmy firmy z Tomaszem Misiakiem, żeby kupić sobie dom czy samochód. Od samego początku chcieliśmy stworzyć największą firmę na świecie. Trzecia rzecz związana jest z tą drugą: gdy polski zawodnik kopie piłkę, nie myśli, że chce być jak Lewandowski, tylko marzy, żeby mieć 10, 20 tysięcy miesięcznie. I on coraz lepiej kopie i kupuje go druga Bundesliga, gra w niej i zarabia 20 tysięcy. Spełnił marzenie, jest szczęśliwy i to jest koniec. My chcemy być Lewandowskimi, nas nie interesuje półśrodek. Chcemy zmierzyć się z największymi, a to trzeba mieć w kręgosłupie.

Porozmawiajmy o polskim rynku pracy. Jak się on zmienia?
T. M.: Dla Polaków – fantastycznie. W miarę szybko rosną wynagrodzenia, bezrobocie spada do najniższych historycznie poziomów. Widzimy, że w wielu zawodach, szczególnie specjalistycznych, brakuje rąk do pracy. To efekt także emigracji zarobkowej, ale my jeszcze nie poradziliśmy sobie z imigracją do naszego kraju. Ukraińców jest sporo, ale niekoniecznie tych, których byśmy chcieli. Pozytywne, a zarazem negatywne jest to, co się dzieje wokół politycznej sfery rynku pracy. Uważam, że rząd ma obowiązek go cywilizować i doprowadzić do sprawnego funkcjonowania, ale trzeba być bardzo ostrożnym, by nie doprowadzić do zbytniego rozdmuchania szarej strefy. Dzisiejsze działania, które służą bezpieczeństwu, mogą się przerodzić – i to obserwujemy na rynku – w ucieczkę od legalnego zatrudnienia. Jednocześnie pozbawia się firmy elastyczności przez zmianę systemu zatrudnienia, podwyższa się koszty zatrudnienia przez maksymalne obciążenie wszystkich metod ubezpieczeniami. Tu akurat nie jesteśmy przeciwni. Ubezpieczenia i sytuacja, z którą mieliśmy do czynienia wcześniej, była dla wielu – i dla nas również – niedobra, bo powodowała tę szarą strefę. Niemniej firmy w czasach, kiedy średni czas życia produktu wynosi kilka miesięcy, potrzebują elastyczności pracy, gdy tymczasem rząd ogranicza jednocześnie zarówno pracę tymczasową, jak i rynek otwarty, a także formy zatrudnienia. Może to skutkować ucieczką, szczególnie tych małych i średnich firm, do strefy, w której nie powinny się znajdować. Również może to skutkować spadkiem konkurencyjności polskiej gospodarki, a co za tym idzie, zwiększaniem się bezrobocia i spadkiem dynamiki wzrostu płac. Niestety, nie da się rynku pracy regulować odgórnie, szczególnie w zakresie wynagrodzeń, ponieważ mamy jeszcze bardzo dużo do zrobienia w sferze wydajności.

Wiele mówi się o imigracji, z którą boryka się Europa. My jesteśmy takim naturalnym miejscem imigracji z Ukrainy. Jak, jako Work Service, widzicie proces przyjmowania Ukraińców, który jest na razie dziki?
T. H.: W wielu regionach istnieje takie zapotrzebowanie na ludzi, że coraz bardziej, coraz odważniej sięgamy po Ukraińców. Pracuje ich w Polsce coraz więcej. I to jest ratunek dla polskiej gospodarki, a nie zagrożenie, oni budują nasze PKB. Także Europa nie ma od tego odwrotu. W niemieckiej gospodarce w ciągu 10 lat będzie brakowało 5 mln ludzi. W ciągu kolejnych 5 lat milion truck drivers pójdzie na emeryturę. Czy to jednak oznacza, że niemiecki rynek transportowy stanie? Nie, oni wezmą Polaków, Czechów, Słowaków. A w Polsce musimy posiłkować się ludźmi z Ukrainy. Ukraina to 50 mln ludzi, zaplecze dla Europy na wiele lat. Rynek polski ma braki w ludziach i coraz więcej miejsc pracy. Będzie malała różnica między płacami w Polsce i w Niemczech. Już się wyrównuje, już się zaczął proces podwyżek. My nie mamy innego wyjścia i żeby utrzymać taki wzrost PKB jak obecnie, musimy sięgnąć po Ukraińców.

Polski rynek się zmienia z rynku pracodawcy na rynek pracownika. Co to oznacza dla Waszej firmy?
T. M.: Uważamy, że zmiany w prawie, które teraz następują, będą pozytywnie wpływały na rozwój w firmach usługowych, firmach outsourcingowych. Ze względu na sytuację rynkową, na cykl życia produktów i usług, wiele przedsiębiorstw potrzebuje elastyczności. Firmy same sobie z tym nie poradzą. Taką elastyczność dostarczają wyspecjalizowane firmy, i my taką firmą na pewno będziemy. Dzisiaj jeszcze jesteśmy postrzegani przez pryzmat historii, jako firma zajmująca się pracą tymczasową, gdy to nie jest już główny obszar naszej działalności. Jesteśmy strategicznym partnerem HR większości przedsiębiorstw, gdzie od poziomu audytu systemów motywacyjnych po systemy zatrudnieniowe i dostarczanie specjalistycznych zespołów jesteśmy w stanie pomóc rozwiązywać problemy. Przez pierwsze pięć lat postrzegano nas przez pryzmat pracy z sieciami handlowymi. Dziś na tym rynku praktycznie już nas nie ma. Udało nam się od tego wizerunku uwolnić, ale ciągle będziemy niewolnikami wizerunku firmy zajmującej się dostarczaniem pracy czasowej i umów, które nie spełniają standardów. Podczas gdy praca czasowa jest pełną umową o pracę z pełnym ubezpieczeniem, urlopem, opłatami zdrowotnymi, a jedyne, co ją różni od pracy kodeksowej, to okres wypowiedzenia. Na całym świecie jest ona używana do aktywizacji pracy u ludzi młodych, to absolutnie normalna forma zatrudnienia pracowników.
T. H.: Work Service spełnia społeczną funkcję ochrony pracowników – odwrotnie niż przedstawiają to związki zawodowe. Tak, jak Tomasz Misiak powiedział, jest to pełnoprawna umowa. Tylko pamiętajmy, że każdy zakład pracy może zbankrutować, może mieć regres w zamówieniach. Co wtedy robi? Zwalnia ludzi. Jeżeli ci ludzie nie mają kontaktu z nami, stają się po prostu bezrobotni, a jeżeli są z nami – wciąż mają umowę. My zarabiamy tylko wtedy, kiedy ten człowiek pracuje. Jeżeli więc zostaje zwolniony, my natychmiast przenosimy go gdzie indziej. Czyli taki człowiek z nami jest bezpieczniejszy niż z umową o pracę ze swoim pracodawcą. Jesteśmy jego prywatnym headhunterem.

Gdzie widzicie się za pięć lat? Firmę, siebie?
T. M.: Za pięć lat Work Service znajdzie się w gronie topowych firm Europy. Będzie miał duże znaczenie w całej Europie Środkowo-Wschodniej, będzie twardym liderem regionu, niepokonanym, będzie miał globalne brandy w specjalistycznych usługach i będzie znanym, rozpoznawalnym brandem na giełdzie londyńskiej. Gdzie my będziemy w tym czasie? Mam nadzieję, że nadal w naszej firmie i będziemy budować ją w jej kolejnych etapach historii. Ale zakładamy również wariant, że za pięć lat będziemy połączeni z którymś z dużych międzynarodowych graczy i będziemy zajmować się budową nowych biznesów z naszymi funduszami inwestycyjnymi. Pięć lat to strasznie długo. Jakby mi ktoś powiedział pięć lat temu, jak będzie wyglądał dzień dzisiejszy, pewnie bym nie uwierzył. Gdyby ktoś wtedy powiedział, że będziemy mieli możliwość debiutu na giełdzie w Londynie, uważałbym, że to na pewno będzie trudne. A dziś te cele osiągnęliśmy i jesteśmy z nich dumni. Dlatego nie należy się ograniczać i – jak często mówiliśmy w firmie – the sky is the limit.
T. H.: Na pewno będziemy aktywni w biznesie. Uważamy, że Work Service może być nie tylko w Top 5 w Europie, że może się rozwijać nie przez lat pięć, ale przez kilkadziesiąt i pięć. Chcemy budować gospodarkę Polski, tworzyć nowe biznesy, i – jeszcze raz podkreślę – nie po to, żeby kupić sobie mieszkanie, dom czy Porsche, tylko żeby budować wielkie firmy.

Co lubi Tomasz Misiak?

Zegarek Withings
Ubrania Philipp Plein
Zakupy Paryż, Mediolan
Wypoczynek Ibiza
Kuchnia tajska
Restauracja Osteria
Samochód Tesla
Hobby New Technology

Co lubi Tomasz Hanczarek?

Zegarek Rolex
Ubrania
Versace, Armani
Wypoczynek
Włochy
Kuchnia
włoska
Restauracja
La Scala Wrocław
Samochód
Porsche
Hobby sport:
tenis, golf, narty
Perfumy
Majda Bekkali „Fusion Sacree”