Bartłomiej Maria Czernecki, prezes firmy Invest4Elite, operatora centrów biznesowych Fort w Warszawie i Nowa Bochnia, mówi o perspektywach rozwoju branży hotelarskiej w Polsce oraz o tym, jak wygląda praca prawnika, który jednocześnie jest managerem
Dlaczego pan – prawnik, właściciel cenionej kancelarii – zdecydował się skoncentrować na zarządzaniu kryzysowym firmą znajdującą się na skraju bankructwa.
Odpowiem tak jak Philip Marlowe, bohater powieści Raymonda Chandlera: kłopoty to moja specjalność. Trudna sytuacja, w jakiej znalazło się warszawskie Centrum Biznesowe Fort, nie tylko mnie nie zniechęciła, ale wręcz przeciwnie – stała się arcyciekawym wyzwaniem biznesowym. Od dłuższego czasu przyglądam się rynkowi hotelarskiemu w naszym kraju. Tym, co natychmiast rzuca się w oczy, jest brak niedrogich hoteli klasy średniej, spełniających europejskie standardy. Mówiąc obrazowo, chodzi mi o obiekty trzygwiazdkowe, oferujące podobny standard usług jak pięciogwiazdkowe, ale nieporównywalnie taniej. Wystarczy wybrać się choćby do Berlina, by stwierdzić, że tego rodzaju hoteli jest tam najwięcej i nigdy nie narzekają na brak gości. To segment rynku skazany na sukces. Zmiany, jakie w ciągu zaledwie kilku tygodni wprowadziłem już w Centrum Fort, dowodzą, że miałem rację…
Od czego pan zaczął?
Lista spraw, jakie musieliśmy załatwić w ciągu ostatnich czterech miesięcy, była bardzo długa. Najważniejsza z nich to właściwa relacja jakości do ceny. Ustaliłem więc, że noc w standardowym pokoju dwuosobowym powinna kosztować od 99 zł. Porządne śniadanie z bufetem pełnym regionalnych specjałów to 9,99 zł, lunch 11,99 zł. Dysponujemy obecnie 182 łóżkami, z których zajętych jest od 70 do 97 proc., podczas gdy nasi konkurenci mają średnio 40 proc. obłożenia. Rozsądne ceny to jednak za mało, by zyskać renomę. Moja pierwsza decyzja dotyczyła czystości, zatrudniłem profesjonalną firmę sprzątającą. Zdecydowałem się wymienić bieliznę pościelową i ręczniki. W pokojach pojawiły się bezpłatne kosmetyki, nie gorsze niż te w hotelach pięciogwiazdkowych. Fundamentalne składniki sukcesu w tej branży to rozsądne ceny, czystość i wygodny sen. Centrum Biznesowe Fort i Nowa Bochnia spełniają te warunki. W związku z tym, że pracuję od świtu do późnego wieczora, zrezygnowałem z mieszkania w centrum Warszawy i korzystam z jednego z naszych standardowych pokojów, dzięki czemu mogę obserwować działalność hotelu z punktu widzenia klienta, co bardzo pomaga mi w pracy.
A jak to wygląda z perspektywy fotela prezesa?
Biorąc pod uwagę szybkie tempo zmian, zdumiewająco dobrze. Centrum Biznesowe Fort już samo się finansuje i zamknie rok 2017/2018 zyskiem. Udało mi się w dużej mierze zrestrukturyzować potężne zadłużenie, w terminie spłacamy kolejne raty. Wiem, że zabrzmi to jak optymistyczna deklaracja, ale jestem przekonany, że nasz inwestor ma szansę na zwrot zainwestowanych pieniędzy zaledwie w ciągu 1,5 roku. Mamy osiem funkcjonalnych sal konferencyjnych, które są coraz częściej wykorzystywane. Niewątpliwie ma na to wpływ cena – 9,99 zł za osobę dziennie. Nasza oferta organizacji wesel jest bardzo konkurencyjna – 149 zł za osobę. Jednocześnie nie oszczędzamy na jakości. Mamy profesjonalny pięcioosobowy zespół kucharzy z doświadczeniem w renomowanych restauracjach w kraju i za granicą. Postawiliśmy na sprawdzony wzorzec, czyli tradycyjną kuchnię polską w najlepszym wydaniu, ale nie zapominamy o gustach najbardziej wymagających klientów, którym serwujemy dania „szyte na miarę”, włącznie z daniami dietetycznymi. Na koniec marca ruszy Fort Multitap Sport Pub oferujący wiele rodzajów piwa, zarówno z dużych browarów, jak i z lokalnych. Chciałbym, żeby grały tam w weekendy młode zespoły, dla których kupimy zestaw instrumentów, oraz aby codziennie nasz klient mógł w miłej atmosferze oglądać na jednym z kilku ekranów wybrane przez siebie turnieje sportowe i mecze piłkarskie rozgrywane globalnie w rozmaitych ligach.
Jak zamierza pan zdyskontować ten sukces?
Planujemy wprowadzenie spółki na giełdę. Kolejnym krokiem będzie uruchomienie podobnych hoteli w centrum Warszawy, nad Bałtykiem i w górach. Nie zapominany też oczywiście o Centrum Biznesowym Bochnia, które radziło sobie zdecydowanie lepiej niż warszawskie. Jest znakomicie zlokalizowane w samym sercu pięknej Bochni, w pobliżu stacji kolejowej ze znakomitymi połączeniami do Krakowa i na wschód Polski oraz przy autostradzie A4, dzięki której w ciągu zaledwie 25 minut dostaniemy się do Krakowa. Kolejne atuty to: łącznik, którym nasi goście przechodzą bezpośrednio na nowoczesny miejski basen, z jakiego mogą korzystać bezpłatnie, siłownia, SPA wyposażone w kilka rodzajów saun, grotę solną, jacuzzi wieloosobowe i niepowtarzalny klimat sprzyjający relaksowi oraz romantycznemu spędzaniu czasu przez pary. Mamy również Kurną Chatę, czyli budynek w stylu regionalnym kryty strzechą, budowany metodą tradycyjną z bala, w którego sercu zlokalizowane jest palenisko w stylu biesiadnym, z otwartym płomieniem. A tam nasi goście – głównie zorganizowane grupy – przy ognisku przyrządzają przez cały rok kiełbaski i inne smakołyki. Chcę przygotować ten obiekt do przyjmowania wesel w stylu regionalnym, zadbać o odpowiedni nastrój i klimat dla młodej pary i jej gości – nastąpi to na początku maja. Centrum Biznesowe Bochnia sąsiaduje z nowoczesną Halą Widowiskowo-Sportową, w której odbywają się ogólnopolskie zawody sportowe, koncerty etc. Także to jest w naszej kompleksowej ofercie.
W Bochni mamy 200 łóżek – w tym stylowe apartamenty wyposażone w antyki, prywatne sauny i bary, jacuzzi, a także standardowe wieloosobowe pokoje. To świetne miejsce na konferencje, z czego korzysta wiele renomowanych firm, chwaląc ceny i jakość obsługi. Dodatkowa atrakcja to możliwość korzystania z podziemnych, kapitalnie zagospodarowanych komór dawnej kopalni soli z perfekcyjnie przygotowanymi salami konferencyjnymi, boiskami do gier zespołowych, kaplicą… Dla niektórych turystów Bochnia stanowi też miejsce wypadowe – do oddalonego o 50 km Krakowa można w ciągu pół godziny dojechać autostradą, ponadto w Bieszczady, do Zakopanego…
Na czym koncentruje się pan – jako manager – obecnie?
Najważniejsze są dla mnie bezpośredni kontakt z klientami, analiza ich potrzeb. Traktuję ten biznes jak własny. Znam osobiście każdego pracownika, ze wszystkimi rozmawiam o tym, co należałoby zmienić, udoskonalić. Podstawę dobrego funkcjonowania zespołu stanowi odpowiednie delegowanie zadań, dzięki czemu można unikną stresów i negatywnych emocji. Często powtarzam, że aby osiągnąć sukces, najpierw potrzebne będą pot i łzy… W związku z tym, że najwięcej należy wymagać od samego siebie, pracuję po kilkanaście godzin dziennie. Wiem, że stanowi to inspirację dla moich współpracowników. Kiedy słyszę: „My się staramy”, mówię: „To za mało, bo liczą się tylko efekty”. Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych, nie akceptuję takich wyrażeń w swoim słowniku. Gdy coś nas przerasta, trzeba poszukać odpowiedniego specjalisty, który błyskawicznie poradzi sobie z pozornie nierozwiązywalnym problemem. Kolejna fundamentalna kwestia, o której nigdy nie wolno zapominać, polega na tym, że nieważna jest wysokość obrotów, ale zysk. Zapomina o tym wielu managerów, narażając firmy na poważne problemy.
Skąd wzięła się pasja, z którą mówi pan o biznesie?
Z domu, tak mnie wychowano. Mój ojciec, magister inżynier konstruktor po Politechnice Śląskiej w Gliwicach, przepracował wiele lat na etacie, ale odnalazł swoją drogę, gdy – nawiązując do rodzinnej tradycji – założył własną firmę. Produkuje specjalistyczne elementy ze stali dla górnictwa, budownictwa i transportu. Mama pracowała w Głuchołaskiej Fabryce Mebli w latach 1966–1984, która zrzeszała fabryki Opole, Prudnik, Paczków, Korfantów, z sukcesem zarządzała m.in. ośrodkami wczasowymi w Łazach, nad Jeziorem Nyskim i Jeziorem Otmuchowskim, Ośrodkiem Wczasowo-Kolonijnym Banderoza w Głuchołazach. Ważnym aspektem jest to, że mama odpowiadała materialnie za wszystkie obiekty i sprzęt, więc musiało być perfekcyjnie. Pełniąc funkcje zarządcze, była również w radzie zakładowej. Zajmowała się tym do moich narodzin, rezygnując z kariery na rzecz wychowywania mnie. Starszy brat, od którego mnóstwo nauczyłem się w dziedzinie zarządzania, od 20 lat jest top managerem branży FMCG, wielokrotnie nagradzanym prestiżowymi trofeami za wyniki. Siostra, lekarz pulmonolog, ciągle się kształci. Dwie specjalizacje to dla niej za mało, jest w trakcie specjalizacji paliatywnej, by pomagać ludziom godnie umierać. Jest lekarzem z powołania stale podnoszącym kwalifikacje. Mając takie wzorce, nie mogłem wybrać innej drogi. Ukończyłem wydział prawa o specjalizacji administracyjno-gospodarczej na Uczelni Łazarskiego w Warszawie z wynikami bardzo dobrymi. Miałem wielu wspaniałych nauczycieli, profesorów praktyków. Moim promotorem, ale też guru i mentorem, był prof. Marek Chmaj. Nie tylko przekazywał studentom wiedzę, bardzo skutecznie stosując system kar i nagród, lecz także pokazywał, jak należy się uczyć i odpowiednio gospodarować czasem. Zawdzięczam mu umiejętność organizacji pracy. Wiele skorzystałem też, praktykując podczas studiów w jego kancelarii. Był to dla mnie twórczy czas – przez cztery kadencje aktywnie działałem w Parlamencie Studentów RP oraz byłem przewodniczącym Samorządu Studentów Uczelni Łazarskiego. Byłem współzałożycielem studenckiej poradni prawnej, w której udzielaliśmy bezpłatnie porad, ucząc się jednocześnie zawodu.
Kiedy uruchomił pan własną kancelarię?
Po dwóch latach przepracowanych u prof. Chmaja zostałem komandytariuszem w kolejnej kancelarii, by w 2010 r. dojść do przekonania, że czas na samodzielność. Zdecydowałem się na nietypowy model, łączący prawo i biznes. Większość moich klientów to przedsiębiorcy, którzy nie radzą sobie z bardzo poważnymi problemami. Zdarza się, że korzystają z moich usług duże zagraniczne firmy doradcze. Najczęściej mam do czynienia z sytuacją przypominającą… biznesową trzecią fazę raka. Pracę zaczynam od analizy sytuacji z lotu ptaka i znalezienia odpowiednich narzędzi prawnych i finansowych. Potem dopiero wypracowuję wspólnie z klientami odpowiednie strategie. Moja specjalność to duże przedsięwzięcia w branży medialnej i telekomunikacyjnej. Niestety, ze zrozumiałych względów nie mogę o tym aopowiadać publicznie – obowiązują mnie klauzule poufności. Bywa, że osobiście angażuję się w określone procesy zarządcze – tak jak w przypadku centrów biznesowych Fort i Bochnia.
Co by pan zmienił w pracy, mając taką możliwość?
Realizuję się w tym, co robię. Brakuje mi jednak czasu dla siebie i rodziny. Tak bardzo, że… zdecydowałem się ściąć długie włosy. Stwierdziłem, że z ich powodu traciłem 20 minut dziennie.
Co lubi Bartłomiej Czarnecki
Zegarek ceni marki IWC, Breitling, Jaeger-LeCoultre za model Reverso. Planuje zakup Vacheron Constantin Patrimony
Pióro kiedy ukończył studia, otrzymał od rodziców komplet Montblanc, regularnie używa pióra tej marki
Ubrania Zegna, ale ceni też Bytom i młodych polskich projektantów. Buty – niezniszczalne Church’s
Wypoczynek Dalmacja, Capri, Ischia
Kuchnia prosta, polska oraz włoska. Sam robi znakomite steki. Dbając o poziom kuchni w CB Fort, szuka inspiracji takich jak np. śledź macerowany w oleju lnianym z warszawskiej restauracji U Kucharzy
Restauracja w stolicy: Dyspensa, Warszawa Wschodnia, Butchery & Wine, Concept 13
Samochód Mercedes GLS 500 Biturbo, BMW 7, ale też Fiat 500 w limitowanej wersji. Dużą przyjemność sprawiają mu wyprawy off-roadowe
Hobby sztuka współczesna. Kupuje prace młodych obiecujących artystów. Jako licealista poświęcał wiele czasu malarstwu, grafice, rzeźbie i tkaninie. Jest instruktorem strzelectwa, trenował boks w warszawskiej Gwardii. Najlepiej relaksuje się, pływając z maksymalną prędkością skuterem wodnym na trasie z Sopotu do Jastarni