Andrzej Sadowski

Rozmowa z Andrzejem Sadowskim, założycielem i wiceprezydentem Centrum im. Adama Smitha, ekonomistą, prezydentem Konfederacji URBI

– Kiedy i dlaczego postanowił pan zostać ekonomistą?
– Może dlatego, że moi rodzice byli przedsiębiorcami. A kiedy? Na Uniwersytecie Warszawskim miałem okazję zdobyć wszechstronne wykształcenie; choć początkowo zdecydowałem się na prawo, to jednak szybko przeszedłem na indywidualny tok studiów. Dzięki temu sam mogłem wybierać przedmioty, które mnie naprawdę interesowały, ze szczególnym uwzględnieniem ekonomii i socjologii. Uczęszczałem nawet na zajęcia z astronomii…

Działo się to w okresie stanu wojennego. Zaczynałem studia w 1981 roku, podczas „karnawału Solidarności”, w którym też brałem udział. Zakładałem jeszcze w liceum Związek Młodzieży Demokratycznej. Wydałem wówczas pierwsze pisemko poza cenzurą „PRZED”. Po wprowadzeniu stanu wojennego razem z kolegami wspieraliśmy opozycję, ale też wykorzystaliśmy legalne możliwości, zakładając w 1984 roku Zespół Badań nad Myślą Konserwatywną i Liberalną. Oficjalnie drukowaliśmy broszury z tekstami krakowskich liberałów i konserwatystów, a nawet pracę Janusza Korwin-Mikkego.

Organizowaliśmy spotkania ze znanymi opozycjonistami, koncentrując się na czymś wówczas bardzo egzotycznym, czyli… gospodarce wolnorynkowej. Następnym krokiem było powołanie w 1986 roku Zespołu Studiów Ekonomicznych im. Adama Smitha. Założyliśmy też na Uniwersytecie Dyskusyjny Klub Filmowy „Sigma”, w którym puszczaliśmy filmy zatrzymane przez cenzurę, aż wywołaliśmy tym skandal międzynarodowy, bo robiliśmy to w Domu Nauki i Techniki Radzieckiej, sprawdzając, czy pod latarnią nie jest najciemniej. Z drugiej strony, w ramach tzw. podziemia stworzyliśmy pismo „Dodruk” i wydawnictwo „Instytut Konserwatywny w Polsce”.

– Rozmawiamy w siedzibie Centrum im. Adama Smitha na warszawskiej Starówce. Instytut w tej formie działa od 1989 roku i od lat pełni istotną funkcję. Jak do tego doszło?
– W PRL trudno było nie znać się, będąc wolnorynkowcem. W 1985 roku nawiązaliśmy współpracę z najbardziej aktywnymi wówczas środowiskami wolnorynkowymi w Polsce. Były to: Krakowskie Towarzystwo Przemysłowe Mirosława Dzielskiego, Tadeusza Syryjczyka i Andrzeja Barańskiego, które wydawało podziemne pismo chrześcijańsko-liberalne „Trzynastka”, Janusz Korwin-Mikke z Officyną Liberałów i pismem „Stańczyk” oraz wrocławskim KOLIBREM. Gospodarczy praktycy wolnego rynku skupili się w spółdzielniach, jak np. Unicum, którą założył Andrzej Machalski po wyjściu z więzienia za działalność w strukturach podziemnych, czy też „Murator” Aleksandra Paszyńskiego, które aktywnie wspomagały opozycję.

Bardzo szybko wspólnie uzgodniliśmy, że rejestrujemy legalne i niezależne organizacje, czyli Krakowskie Towarzystwo Przemysłowe i Towarzystwo Gospodarcze w Warszawie. Pierwsze z nich udało się zresztą dość szybko zarejestrować, bo miało charakter lokalny, drugie, jako ogólnopolskie, zarejestrowano niedługo przed upadkiem systemu. Wspomagaliśmy i inicjowaliśmy też podobne towarzystwa w Częstochowie, Łodzi, Kielcach, Toruniu, Mielcu, Bydgoszczy, Poznaniu, Starachowicach. Wszystkie te środowiska zaczęły aktywnie ze sobą współpracować i w grudniu 1988 roku powstała Akcja Gospodarcza, skupiająca wolnorynkową elitę opozycji. Aby ominąć restrykcje dla rejestracji stowarzyszenia, zorganizowała się… w spółkę prawa handlowego, podpisując akt w obecności państwowego notariusza. Było to „innowacyjne” rozwiązanie w skali bloku komunistycznego, aby opozycja działała jako spółka. Pierwszym dokumentem Akcji był program „Minimum Zmian”, który wzywał do przywrócenia w Polsce gospodarki rynkowej, likwidacji barier, równego prawa dla prywatnych firm oraz prywatyzacji sektora rządowego. Notabene, dziś znów w większości jest znów aktualny.

– Działo się to jeszcze przed fundamentalną ustawą, przywracającą wolność gospodarczą, zmarłego niedawno Mieczysława Wilczka.
– Jako członek zarządu Akcji Gospodarczej znajdowałem się wówczas w centrum wydarzeń, miałem okazję obserwować, jak system zanika i rządzący, widząc, że nie mają innego wyjścia, zaczynają korzystać z naszych rozwiązań. Sami to później nam powiedzieli, że podstawą do uwolnienia cen żywności w lecie 1989 roku był nasz dokument. Na marginesie – Aleksander Paszyński opowiadał o swojej rozmowie z Mieczysławem Rakowskim w 1988 roku, który powiedział mu wprost, że jego zamiarem jest demontaż socjalizmu w formule Stefana Kisielewskiego „Kisiela”, czyli bez likwidacji nazwy. Proponował też A. Paszyńskiemu posadę ministerialną w swoim rządzie, ale ten jej nie przyjął bez zgody naszego środowiska.

Dorzucę do tego anegdotę, którą kiedyś opowiedział mi M. Wilczek, który zgodził się wejść do tego rządu. Gdy towarzysze Rakowski i Kania po którejś już rozmowie w jego posiadłości przyznali, że ma rację i należy działać jak proponuje, spytali go na zakończenie, co robi w długie zimowe wieczory? Sala w rezydencji, w której miały miejsce rozmowy, przypominała zamkową z długim bardzo stołem. Mieczysław Wilczek bez namysłu odpowiedział, że siada sobie na jednym końcu stołu i dyma socjalizm… – A co jak panu się znudzi? – dopytywał Mieczysław Rakowski. – A to siadam na drugim końcu i dalej dymam socjalizm.

– W tamtym już czasie ówczesny system był kompletnym bankrutem i rządząca partia wiedziała, że nie da się go uratować.
– My zaś byliśmy jedynymi, którzy wiedzieli najwięcej, jak ten powrót do normalnej gospodarki ma wyglądać. W 1989 roku Akcja ze swoich dwudziestu dwóch członków desygnowała jedenastu, którzy w wyborach wszyscy dostali się do Sejmu i Senatu z ramienia Solidarności. Rzekłbym, że była to nieproporcjonalnie silna obecność… wynikająca z siły argumentów. Pokazuje też, jak ważna była wówczas kwestia zmian systemu gospodarczego. W tamtym okresie społeczeństwo może nie wnikało w rozumienie zasad gospodarki wolnorynkowej, ale ją na co dzień praktykowało, handlując z łóżek polowych na ulicach polskich miast.

– Na czym wówczas skupiła się Akcja Gospodarcza?
– Po ukonstytuowaniu się rządu Tadeusza Mazowieckiego zorganizowaliśmy konferencję międzynarodową z udziałem znakomitych ekonomistów, m.in. z USA, Niemiec, Szwajcarii, którzy mieli ocenić program prof. Leszka Balcerowicza. Jednym z wniosków było choćby ostrzeżenie przed wprowadzeniem podatku VAT, z czym, jak się później okazało, było mnóstwo problemów. W tym też okresie – 16 września 1989 r. – powstało Centrum im. Adama Smitha, które – jako fundacja – miało za cel kontynuację misji Akcji Gospodarczej. Późniejszy prezydent Centrum prof. Cezary Józefiak był wtedy szefem sejmowej Komisji Gospodarki, która odpowiadała za fundamentalne zmiany systemowe.

– Jaką rolę odgrywało w tym okresie Centrum?
– Było pierwszym polskim wolnorynkowym instytutem i think tankiem w jednym. Nawiązaliśmy liczne kontakty międzynarodowe, mieliśmy kontakt m.in. z jednym z doradców prezydenta Ronalda Reagana, który napisał pracę na temat tego, jak należy wprowadzać zmiany podatkowe w krajach postkomunistycznych. Była to zresztą jedna z naszych pierwszych publikacji. Od laureata Nagrody Nobla Jamesa Buchanana, który został członkiem naszej międzynarodowej rady, uzyskaliśmy zgodę na druk jego publikacji nt. konstytucyjnych gwarancji dla wolnej gospodarki. Nasz manifest „Państwo Minimum” w 1993 roku ogłosiły główne polskie gazety. Rok później – w ramach popularyzacji wiedzy o gospodarce – rozpoczęliśmy publikację artykułów „Mity  w gospodarce”, których autorami byli najwybitniejsi ekonomiści, w tym niedawno zmarły prof. Janusz Beksiak, a ukazywały się jednocześnie w ponad 25 gazetach w całym kraju.

Poprosiłem Jacka Fedorowicza, aby na ich kanwie napisał felietony, które to samo przedstawiałyby w prosty i dowcipny sposób. Tak powstała „Wielka encyklopedia kapitalizmu” dla początkujących i polityków, której 100 odcinków codziennie ukazywało się w wersji mówionej w Radiu Zet, a pisanej w „Super Expressie”. Nakład tego dziennika dochodził wówczas do 700 tys. egzemplarzy. Nasza aktywność w propagowaniu zasad wolnej gospodarki została zauważona i doceniona. Przez kilka kolejnych lat  otrzymywaliśmy za to nagrody. Napisaliśmy też pierwsze uzasadnienie dla weta prezydenta Lecha Wałęsy przeciwko jednej z ustaw, która miała blokować procesy gospodarcze. Zdarzało się, że jednocześnie atakowały nas w tym samym czasie gazety lewicowe, twierdząc, że jesteśmy z prawa, a ich prawicowi konkurenci pisali coś dokładnie odwrotnego. Mieliśmy na papierze, że jesteśmy naprawdę niezależni. Tak jak „Kisiel”, zawsze podkreślaliśmy, że nie mamy poglądów politycznych, tylko poglądy gospodarcze. I właśnie nimi zawsze się kierowaliśmy. Środowisko naszego instytutu rozrosło się do kilkudziesięciu ekspertów z kraju i zagranicy, przekonanych, że sposobem na wyjście z biedy i dobrobyt jest gospodarka wolnorynkowa.

– Choć był pan pomysłodawcą Centrum, postanowił pan na stałe zostać jego wiceprezydentem… A poza tym chyba trudno żyć z idei wolnorynkowych.
– Podczas studiów w czasie PRL założyliśmy z kolegami firmę za pieniądze pożyczone z opozycji, czyli UNICUM. Zajmowała się handlem, usługami ochroniarskimi, importem samochodów, itp. Z firmy tej wypączkowały różne inne poważne przedsięwzięcia biznesowe, np. import azjatyckich zegarków i sprzętu elektronicznego, agencje ochrony mienia, itp., które samodzielnie działają już ponad ćwierć wieku. Pytał pan też o rolę wiecznego „wice”. U nas nie tak łatwo, jak widać, awansować. (śmiech)

– Jak zarabiacie państwo na działalność?
– Przygotowujemy analizy, oceny, raporty na potrzeby środowisk gospodarczych. Udaje nam się też wygrywać konkursy i czasem zdobywać granty. W zeszłym roku wygraliśmy konkurs ogłoszony przez władze województwa opolskiego zaniepokojone krachem demograficznym. Już dzisiaj w regionie tym odczuwalny jest brak rąk do pracy w niektórych sektorach.

– Co uważa pan za najważniejsze w 25-letniej historii Centrum?
– Nasze zaangażowanie w zmiany gospodarcze, procesy, które zachodzą na poziomie parlamentu czy też rządu – jak np. zmiany prawa. Przez wiele lat badaliśmy kwestię korupcji, która oficjalnie u nas nie istniała. Problem stał się publiczny w chwili, gdy Bank Światowy napisał w raporcie, że można u nas kupić ustawę za 3 mln dolarów. Postanowiliśmy wprowadzić w Polsce podobną do amerykańskiej ustawę o dostępie do informacji. W USA przyczyniła się ona do kontroli poczynań władz, a tym samym ograniczenia korupcji. Udało nam się skupić wokół tej ustawy środowiska od prawa do lewa. Uchwalił ją parlament w czasie rządów premiera Jerzego Buzka, ale podpisywali ją już premier Leszek Miller i prezydent Aleksander Kwaśniewski.

Druga ważna ustawa, którą przyjęto do rozpatrzenia, lecz wtedy niestety nie przeszła, dotyczyła zniesienia monopolu telekomunikacyjnego. Ale po kilku latach UKE wprowadziła podobne rozwiązanie i efektem tego była spora deregulacja tego rynku. Udało nam się też zapobiec fatalnemu i policyjnemu pomysłowi, jak np. wymóg powszechnych deklaracji majątkowych. Zgodnie z tym projektem każdy, kto miał więcej niż 3 pokoje i jeden samochód, powinien co roku składać spis posiadanego majątku w urzędzie skarbowym. Z naszej inicjatywy powstał wówczas list 64 uczonych i intelektualistów protestujący przeciw ograniczaniu wolności obywateli, który sprawił, że prezydent A. Kwaśniewski ustawy jednak nie podpisał. Na marginesie – polski system podatkowy jest  nieprzewidywalny i niestabilny. Zmiany wprowadzane są średnio… co 2 dni. Powstają niepotrzebne, nierzadko absurdalne ryzyka, które ograniczają inicjatywę gospodarczą i ją niszczą.

– Na czym obecnie koncentruje się Centrum?
– Dążymy do zmian systemowych w kilku obszarach. Opracowaliśmy kompletny system podatkowy dla Polski, zgodny z naszymi umowami z UE. Głównym celem jest radyklane uproszczenie podatków i spadek kosztów poboru po stronie rządu i podatników. Kolejny projekt to system emerytury obywatelskiej, do którego już odwołują się coraz częściej politycy i środowiska, takie jak artyści. Mamy wspólnie ze środowiskiem lekarskim opracowaną też zmianę tzw. służby zdrowia w systemie usług zdrowotnych kierowanych przez pacjenta. Wiąże się z tym nasze rozwiązanie opracowane dla województwa opolskiego, dotyczące gospodarki senioralnej. Możliwe jest komercyjne przejęcie strumienia emerytów z Europy Zachodniej, jak robi to np. Słowacja. Z pensjonatów z profesjonalną obsługą seniorów może powstać nowa gałąź gospodarki. Proszę nie zapominać o tym, że bardzo wielu Polaków pobiera emerytury zachodnie, lecz powrót do kraju uzależniają od warunków, do jakich przyzwyczaili się mieszkając za granicą. Ostatnio Centrum im. Adama Smitha jest jednym z głównych inicjatorów zarejestrowanej w sądzie nowej konfederacji pracodawców URBI – Unii Rynku Budowlano-Inwestycyjnego, którą z nami założyło kilkanaście organizacji gospodarczych. Mam przyjemność zostać wybranym na prezydenta URBI.

– Jest pan od lat szefem, co uważa pan za najważniejsze w pracy managera?
– To kwestia zrozumienia, które przychodzi po jakimś czasie, że najważniejszy jest kapitał ludzki, a nie stan konta. Świetnie to pokazał Juliusz Machulski w filmie „Pieniądze to nie wszystko”. To właśnie tzw. kapitał ludzki, czyli zespół, team, po prostu ludzie, decyduje o rozwoju firm. Umiejętność docenienia roli współpracowników jest rozstrzygająca dla osiągnięcia sukcesu.

Co lubi Andrzej Sadowski?

Pióra – lubi pisać piórami wiecznymi, które kupuje w antykwariatach
Ubrania – garnitury nieznanych w Polsce marek hiszpańskich – eleganckie i praktyczne
Wypoczynek – Hiszpania ze względu na klimat i ludzi. Szczególnie lubi Barcelonę i Bilbao
Kuchnia – dania różnych narodów. Śródziemnomorska i azjatycka
Restauracja – Wine Bar Roberta Mielżyńskiego
Samochód – ceni marki Lexus, Mazda i Audi
Hobby – Jest bibliofilem. Kolekcjonuje pierwsze i ostatnie numery gazet, zarówno współczesne, jak i z XVIII i XIX wieku, polskie i zagraniczne. W ciekawy sposób pokazuje to zmiany w świecie. Zbiera też książki ekonomiczne z XIX wieku, podręczniki dla samouków. Ma wiele książek z dedykacjami autorów, nie tylko ekonomistów.
Właśnie uzyskał dyplom West Lewel 1 Award in Wines (QCF) London Wine and Spirit School