Marek Czeredys

Od wielu lat Marek Czeredys jest uważany za ojca sukcesu wielu firm na rynku polskim. Po niemal 30 latach doświadczeń managerskich, aktywnej działalności charytatywnej i osiągnięciu życiowej stabilizacji zakup jednej działki okazał się dla niego nieoczekiwanym wyzwaniem. Działka ta, na warszawskich Polach Mokotowskich, i działalność stołecznych urzędników stały się kilka miesięcy temu tematem wielu medialnych doniesień.

Gabinet Marka Czeredysa w jednym z warszawskich biurowców wyróżnia wiele dyplomów i podziękowań za akcje charytatywne, wspieranie zarówno sportu, jak i szpitali czy fundacji. Liczba tych dyplomów robi wrażenie.

– Zebrałem te dokumenty w tym miejscu, aby nigdy nie zapominać o jednym z podstawowych celów mojej pracy, czyli możliwości i konieczności udzielania pomocy tym, którzy jej potrzebują. A także o wrażliwości, którą wyniosłem z domu. Dyplomy i statuetki dokumentujące działalność moich firm są w innym pokoju.

Przedsiębiorca zaczynał podobnie, jak inni założyciele dużych polskich firm. Choć ukończył Wydział Weterynarii SGGW w Warszawie, obserwując zachodzące zmiany w polskiej gospodarce postanowił zaryzykować i został jednym z pionierów polskiego biznesu. Przyczyniły się do tego także czynniki natury ekonomicznej (m.in. brak leków w przychodni), które nie pozwalały na prawidłowe i etyczne wykonywanie zawodu. Marek Czeredys na własnej skórze poznawał wszelkie zalety i wady prywatnej własności oraz wolności gospodarczej. Mogąc podróżować za granicę skonstatował, na co warto postawić w biznesie, bo jak wspomina: „Na początku lat 80. Polska tkwiła jeszcze w głębokiej komunie, niemniej jednak mieliśmy możliwość myślenia o własnych przedsięwzięciach.”

Zaczynał w branży medycznej. Zajął się sprzedażą odczynników oraz aparatury laboratoryjnej francuskiej spółki BioMérieux. Siedziba spółki mieściła się w jednym pokoju, a zebrania odbywały się… przy osiedlowym trzepaku.

– Były to czasy, kiedy marżę pobieraliśmy na poziomie 30 proc., zaś w ciągu dnia dolar potrafił skoczyć o tę samą wartość i zostawaliśmy bez niczego – dodaje M. Czeredys.– Przelew z Warszawy do Wiednia szedł 3 miesiące. Było ciężko, ale nie chciałem się poddawać. Od początku wychodziłem z założenia, że pieniądze są narzędziem, a nie celem.

Mimo niewielkiego doświadczenia biznesowego zrobił kolejny krok i rozpoczął współpracę z firmą Xerox, oferującą sprzęt biurowy. Arcus, działający na polskim rynku od 1987 roku, zarządzany przez M. Czeredysa, szybko został liderem, mając 45 proc. rynku. Wprowadził zachodnie standardy obsługi klienta i serwisu, osiągając niedostępny dotąd w naszej części Europy tytuł platynowego dilera. Nowa strategia firmy Xerox, oparta o sprzedaż bezpośrednią, wymusiła jednak na Arcusie konieczność poszukiwania nowych rozwiązań. Tak, po targach w Hanowerze, rozpoczęła się współpraca z japońskim producentem Kyocera.

– Trudno dziś w to uwierzyć, ale w latach 90. za sprzedaż jednej kopiarki mogliśmy kupić półgodzinną reklamę telewizyjną – mówi przedsiębiorca. – Pracowaliśmy, od początku nastawiając się na rozwój firmy w długiej perspektywie. Już wtedy było na polskim rynku sporo dużych firm, które pracowały wyłącznie dla krótkoterminowych zysków finansowych – dziś nikt już o nich nie pamięta. My także nie uniknęliśmy błędów, np. zbyt mocnego rozbudowania sieci sprzedaży, co spowodowało obniżenie jakości usług. Potrafiliśmy jednak szybko wyciągnąć wnioski i w odpowiedni sposób zmodyfikować strategię działania firmy. Cały czas rozwijaliśmy biznes. Skąd decyzja o wejściu na giełdę?

Arcus miał bardzo dobre wyniki finansowe i stale rosnące przychody. Istotnym celem stawianym przez M. Czeredysa było poszerzenie oferty oraz modyfikacja profilu działalności firmy. Zmiany te miały polegać na wzbogaceniu proponowanych klientom rozwiązań m.in. o usługi audytu, doradztwa, a także pionierskich na polskim rynku usług dzierżawy systemów drukujących i kopiujących oraz ich całkowitego outsourcingu. Równolegle Arcus miał rozwinąć ofertę o systemy informatyczne i teleinformatyczne. Przygotowanie tej strategii i jej realizację Marek Czeredys powierzył Zarządowi Arcus SA.

Inwestorzy pozytywnie zareagowali na dobre wyniki spółki. Nie obyło się jednak bez przykrych niespodzianek. Firma debiutowała po sporych spadkach na giełdzie. Po debiucie okazało się, że wszystko jest w porządku.

Wcześniej niż inni, już zaczynając działalność, przedsiębiorca wykazywał znaczną aktywność w dziedzinie społecznej odpowiedzialności biznesu.

– Ważny był dla mnie impuls, jaki zawdzięczam nauczycielowi w-f, który wpajał uczniom potrzebę uprawiania sportu i korzyści, jakie niesie on w sensie społecznym i fizycznym – stwierdza M. Czeredys. – Stąd moja działalność zarówno w fundacji MKOl, jaki i sponsorowanie drużyn piłki ręcznej i żeńskiej koszykówki (PZKosz Arcus Łomianki – przyp. LC). Powodem mojej osobistej satysfakcji jest zarówno możliwość wpływania na rozwój młodzieży przez aktywność sportową, jak i to, że wielu sportowców, których wspierałem, jest podstawowymi zawodnikami reprezentacji kraju i czołowych polskich drużyn klubowych. Wspieram też wiele fundacji. Nie wiążę się z fundacjami prowadzonymi i asygnowanymi przez znane nazwiska, gdyż one mają pieniądze. Staram się pomagać wszędzie tam, gdzie potrzeby są poważne, a szansa na wsparcie niewielka. Dobrze rozumiem to dzięki żonie i jej wrażliwości. Jest ona z wykształcenia farmaceutką i na co dzień spotyka się z ludźmi, którym brakuje pieniędzy na leki. W naszym małżeństwie pełni rolę stabilizatora, wskazując kierunki działalności charytatywnej. Zawdzięczam jej również i to, że mimo finansowego sukcesu, mamy tych samych przyjaciół z dawnych lat, z którymi często się spotykamy, wyjeżdżamy razem na wakacje. Dotyczy to również relacji z wieloletnimi współpracownikami. Kiedy 2 lata temu Zarząd Arcusa zrezygnował z planowanego wyjazdu, który miał stanowić nagrodę dla najlepszych pracowników, podjąłem decyzję, że sam sfinansuję im wycieczkę na Kubę.

Jednym z wyzwań, przed którymi ostatnio stanął przedsiębiorca, był zakup części warszawskich Pól Mokotowskich. Kupił teren w dobrej wierze, chcąc na nieużytkach postawić nową siedzibę firmy wraz z kompleksem konferencyjnym, jakiego Warszawa nigdy nie miała. Usłyszał zarzuty, że jest agresywnym deweloperem, który zamierza zniszczyć tereny zielone, choć działka, którą nabył, była zaniedbana i nie miała walorów parkowych. Przeciwników inwestycji nie przekonały nawet argumenty o poprawie infrastruktury i budowie ogólnodostępnych boisk.

– Zaczęło się pechowo, wynegocjowałem cenę 19 mln zł, jednak zebranie pieniędzy zajęło dłuższy czas niż przewidywałem, więc zgodnie z umową musiałem dopłacić 1 mln zł – stwierdza M. Czeredys. – Co gorsza, ów dodatkowy milion stał się powodem przesłuchiwania mnie przez CBA oraz ABW, ponieważ służby specjalne nie mogły zrozumieć, dlaczego dobrowolnie wpłaciłem tę kwotę. Kupując teren miałem możliwość podjęcia budowy, co gwarantował plan zagospodarowania przestrzennego.

Zdecydowałem się na proces, który umożliwił mi nagłośnienie tej sprawy – wyjaśnia przedsiębiorca. – Jestem przekonany, że moja inwestycja została zablokowana, ponieważ w ciągu ostatnich kilku lat ceny atrakcyjnych terenów budowlanych bardzo wzrosły, a gdzieś w tle czają się chętni, by podjąć budowę na Polach Mokotowskich. Nie zgadzam się na takie rozwiązanie. Na zakup działki wydałem znaczną kwotę, którą mogłem zainwestować w inny, bardziej opłacalny sposób. Przez długi czas regularnie spłacałem zaciągnięty na ten cel kredyt. Tak więc nie zamierzam odpuścić. Prowadząc biznes przez wiele lat, nauczyłem się nie poddawać, zwłaszcza kiedy jest atakowana moja rodzina. Nigdy nie byłem związany układami, nie ulegałem politycznym, ani żadnym innym naciskom. Wierzę, że sąd właściwie oceni dokumenty, a prawda zwycięży…

Co lubi Marek Czeredys?

Zegarki – Patek Philippe z uwagi na polskie korzenie założyciela firmy

Pióra – sam używa długopisów, jednak kupuje markowe pióra jako prezenty

Ubrania – nie lubi krawatów, ceni modele Cerruti

Wypoczynek – Tajlandia

Kuchnia – tylko własna

Samochód – Bentley Continental GT, którym przejechał 100 tys. km w trzy lata

Hobby – potrafi odpoczywać przy golfie i w trakcie podróży