Gen turystyczny

Andrzej Gut-Mostowy, sekretarz stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki, polityk z doświadczeniem przedsiębiorczym, opowiada o działaniach na rzecz branży turystycznej, która silnie ucierpiała podczas pandemii, oraz o niezwykłej historii swojej rodziny.

Jest pan obecnie politykiem, ale ma pan też spore doświadczenie w pro- wadzeniu biznesu, którym zajmował się pan, zanim został posłem. Udało się panu wykorzystać doświadczenia z obu tych aktywności, gdy trzeba było ratować branżę turystyczną podczas pandemii.

Czas COVID-u to dla mnie kilkanaście miesięcy intensywnej walki o polską turystykę. Decyzje podejmowane wtedy, gdy trzeba było działać szybko, rzutowały na losy tysięcy firm i ich właścicieli. Gdy w listopadzie 2020 r. pojawiły się pierwsze doniesienia o nadciągającej pandemii, wydawało się, że zwalczymy ją jak zwykłą grypę. Nikt nie spodziewał się ograniczenia ruchu lotniczego, zamknięcia granic i innych restrykcji. Trudno było przewidzieć, że problemy te rozciągną się aż na dwa lata. Wszystkie dotychczasowe długoletnie strategie i plany związane z turystyką trzeba było odłożyć na bok. W marcu 2021 r. pojawi- ła się kompletna blokada i zatrzymanie ruchu turystycznego. W związku z tym– zgodnie z dyrektywą europejską – tysiące polskich biur turystycznych miały w ciągu dwóch tygodni zwrócić klientom wszystkie pieniądze za imprezy, które nie mogły się odbyć z powodu pandemii.

To zupełnie nierealne, przecież biura musiały wcześniej zapłacić za czartery, hotele itp.
Co gorsza – znacznej części tych pieniędzy nie mogły odzyskać. Udało się doprowadzić do odroczenia tego procesu o pół roku, co ratowało wiele firm, ale miałem świadomość, że to nie wystarczy. W związku z tym został powołany – jedyny tego rodzaju w Unii Europejskiej – Turystyczny Fundusz Zwrotów. Działając w imieniu biur, możliwe stało się zwracanie pieniędzy klientom. Był to rodzaj długoterminowej, rozłożonej na 7 lat pożyczki dla biur ze środków budżetu państwa. W sumie wyasygnowaliśmy 300 mln zł, ale dzięki wprowadzeniu tego mechanizmu udało nam się uratować ponad 3 tys. biur podróży przed utratą płynności. W innych krajach europejskich odnotowano w tym czasie wiele upadłości tego typu firm. To jednak nie wszystko – utworzyliśmy też Turystyczny Fundusz Pomocowy, który chroni rynek biur podróży przed nieprzewidzianymi sytuacjami, takimi jak COVID lub wybuch wojny w Ukrainie. Jest to dodatkowe zabezpieczenie środków wpłacanych przez turystów. Pieniądze na rzecz tego funduszu pochodzą z niewielkich dopłat – na poziomie kilkunastu złotych – dodawanych do ceny wycieczek. Wprowadzenie tego rozwiązania poprzedził sondaż prze- prowadzony przez Ogólnopolskie Stowarzyszenie Agentów Turystycznych, który wykazał, że popiera je 90 proc. Polaków. W efekcie w Polsce udało się zbudować jeden z najbardziej bezpiecznych rynków biur podróży w Europie.

Znakomitym wsparciem branży, którą COVID dotknął znacznie silniej niż inne sektory rynku, był też Bon Turystyczny.

Przed pandemią pracowałem nad projektem wsparcia turystyki na poziomie pracodawca–pracownik. Nie zdawałem sobie sprawy, że stanie się to szczególnie aktualne podczas pandemii. Rozważaliśmy międzyresortowo kilka wariantów, takich jak np. wydanie specjalnych kart płatniczych. Zajęłoby to jednak zbyt dużo czasu. Wybraliśmy więc najprostsze rozwiązanie oparte na bazie „500+”. Wartość projektu to ponad 3 mld zł. Nie słyszałem o większym programie pomocowym dla turystyki w Europie. Była to również zachęta do wypoczynku rodzinnego w kraju i odkrywania na nowo jego piękna. Wiele rodzin, zwłaszcza wielodzietnych, które dotąd nie podróżowały ze względów materialnych, mogło sobie na to pozwolić. Kolejnym efektem wprowadzenia bonu było znaczne zwiększenie bazy zareje- strowanych obiektów noclegowych.

Dlaczego?

Chcąc zrealizować bon turystyczny, trzeba było mieć terminal płatniczy i zarejestrować działalność w gminie. W niektórych rejonach baza noclegowa oficjalnie zwiększyła się o 25 proc. Bon Turystyczny znakomicie spełnił swoją rolę.

Nastąpił też przełom w dziedzinie agroturystyki.
Niewątpliwie była to również zasługa wprowadzenia bonu, ale paradoksalnie tej części rynku najbardziej pomogła pandemia. Wiele osób szukało możliwości spędzenia urlopu z dala od zgiełku, blisko natury. Była to turystyka dystansu, której pozytywne skutki widoczne są do dziś. Gospodarstwa agroturystyczne zyskały na popularno- ści i stały się alternatywą dla krótkich wyjazdów zagranicznych.

Nie sposób nie wspomnieć również o wsparciu ministerstwa dla gmin górskich i uzdrowiskowych.
W naszym kraju mamy około 50 uzdrowisk, które otrzymują fundusze z Ministerstwa Zdrowia i środki z opłaty klimatycznej. Gminy podczas pandemii wstrzymały wiele inwestycji o charakterze turystycznym. W ramach programu Polskie Uzdrowiska przekazane zostało im 250 mln zł bezzwrotnej dotacji na poprawę infrastruktury i podniesienie jakości usług turystycznych. Chciałbym, aby nasze uzdrowiska odzyskały blask i dorównywały zagranicznym. Odnotowujemy już pozytywne zmiany – liczba turystów z Niemiec odwiedzających je wzrosła o 30 proc. Kolejne 700 mln zł trafiło do gmin górskich, które sporo inwestowały, ale straciły źródło finansowania, ponieważ podczas pandemii nie mogły przyjmować turystów. Z pomocy skorzystały 202 gminy, a inwestycje turystyczne i komunalne ruszyły na nowo. Projekt został opracowany w ciągu zaledwie dwóch tygodni.

Czy inne kraje unijne wprowadziły rozwiązania pomocowe podobne do polskich?
Programy wspierające turystykę w czasie pandemii COVID, choć na mniejszą skalę, pojawiły się we Włoszech, w Czechach i w Niemczech.

Otrzymał pan niedawno doktorat honoris causa bułgarskiej International Business School za zasługi na rzecz rozwoju turystyki.

Cieszę się, że moje działania zostały dostrzeżone w kraju, z którym od dawna współpracujemy na polu turystyki. Jestem zaszczycony. Inicjatorką przyznania mi tego wyróżnienia była prof. Stela Baltova, wicerektor tej uczelni, aktywna też na polu politycznym m.in. jako dwukrotna minister turystyki.

Jakie były kamienie milowe pańskiej kariery jako przedsiębiorcy i polityka? Prywatnie i zawodowo jestem związany z turystyką przez całe życie, a zarządzaniem w sferze publicznej zajmuję się od 20 lat, czyli od czasu, gdy zakładałem Małopolską Organizację Turystyczną w Krakowie. Zapewne dziedziczę gen turystyczny, ponieważ tą dziedziną zajmowały się cztery pokolenia mojej rodziny. Mój prapradziadek w II połowie XIX w. woził turystów bryczkami z Chabówki do Poronina. Z kolei pradziadek w 1902 r. założył słynny pensjonat Willa Wańkówka w Poroninie, gdzie gościł wielu wybitnych artystów, m.in. Jana Kasprowicza, który zadedykował jeden z wierszy mojej prababce. Mieszkał tam też, niestety, Lenin, co w konsekwencji sprowadziło na moją rodzinę poważne problemy. Po II wojnie światowej komunistyczne władze zajęły budynek i urządziły w nim muzeum wodza rewolucji. Dziś mieści się tam dom kultury, w którego parku od 30 lat, co roku, w dniu Bożego Ciała, organizujemy rodzinne zjazdy. Przyjeżdża około dwustu osób z całego świata. Na marginesie – przydomek Mostowy przy nazwisku Gut wziął się od mostu, przy którym stał pensjonat. Muszę też wspomnieć o dziadku, który był znanym kucharzem i rzecz jasna gotował dla turystów. Natomiast ojciec produkował drewniane pamiątki turystyczne. Nie muszę więc wyjaśniać, dlaczego wybrałem technikum hotelarskie. Następnie ukończyłem gospodarkę turystyczną na krakowskiej Akademii Ekonomicznej. W 1994 r. kupiłem ze wspólnikiem zabytkowy hotel z dużą restauracją Sabała przy Krupówkach w Zakopanem. Kolejne moje ówczesne inwestycje to Karczma przy Młynie, stacja narciarska i mniejsze nieruchomości komercyjne. W 1995 r. zostałem radnym i członkiem zarządu miasta w Zakopanem. Trzy lata później trafiłem do sejmiku małopolskiego. Działalność publiczna zaczęła zajmować mi więcej czasu niż biznesowa. Po raz pierwszy wygrałem wybory do Sejmu w 2005 r. Od 2020 r. jestem sekretarzem stanu w resortach odpowiedzialnych za turystykę.

Co pana zdaniem decyduje o sukcesie managera i polityka?
Cechy osobowe: dynamika i wola, pracowitość, bystrość, szerokie horyzonty. Determinują one absolutnie wszystko. Lubię powiedzenie: „Żeby się chciało chcieć”.

rozmawiał Piotr Cegłowski