Nissan Ariya – gotowy do transformacji

Od momentu debiutu Nissana Ariya tuż przed pandemią Koronawirusa w 2019 roku napisano już wiele tekstów. W Manager-Report ukazał się nawet ekskluzywny wywiad z panem Giovannym Arobą – szefem projektantów Nissana i człowiekiem odpowiedzialnym za wygląd elektrycznego SUV-a. Auto, choć niezwykle dizajnerskie w formie, zdążyło się już nieco opatrzeć na zdjęciach, ale wrażenia z jazdy wciąż pozostawały tajemnicą. Aż do teraz, bo właśnie odbyła się polska prezentacja tego niezwykle ciekawego modelu.

Tekst i zdjęcia: Michał Garbaczuk

W tym tekście nie będę się zbytnio skupiać na walorach estetycznych nowego Nissana Ariya, bo auto znamy ze zdjęć już od jakiegoś czasu. Na żywo samochód wygląda jednak jeszcze lepiej, a linia nadwozia przypomina nieco delfina w godowym tańcu. Jest subtelna i opływowa, ale nie brakuje jej charyzmy i dynamiki. Ariya jest bardzo fotogeniczna, a to wielki atut w mocno zunifikowanym motoryzacyjnym świecie. Auto w zasadzie nie przypomina żadnego innego modelu Nissana, co odbieram jako wielki plus i od razu mówię, że nowa stylistyka spalinowych modeli bardzo mi się podoba.

Nowoczesny salon, czy pojazd kosmiczny?

Wnętrze jest kontynuacją spokojnego designu linii nadwozia. Kształt każdego elementu jest tu konsekwencją kształtu elementu sąsiadującego, a koncepcja kabiny, choć powinienem raczej napisać „salonu”, została narysowana w poziomie. Głównym punktem odniesienia jest tutaj pokrętło głośności na desce rozdzielczej i elegancka, odchodząca w obu kierunkach pozioma linia wyznaczająca niejako horyzont kokpitu. Fantastycznie prezentują się materiały wykończeniowe, powstałe w większości z recyklingu, a największe wrażenie robi panel na desce rozdzielczej przypominający do złudzenia kawałek drewna, w który, zapewne wykorzystując jakąś tajemną kosmiczną technologię, wtopiono wirtualne przyciski. Pojawiają się dopiero po uruchomieniu auta. Fotele zapewniają najwyższy komfort, a miejsca jest w bród w każdą stronę. Ciekawym pomysłem jest również centralny panel z podłokietnikiem, pełniący funkcję sprytnego „cargo”, w którym zgubicie setki drobiazgów. W bogatszych wersjach wyposażenia można go elektrycznie przesuwać, co dodatkowo wpływa na funkcjonalność wnętrza. Z tyłu wygodnie usiądą dwie dorosłe osoby, ale jeśli przyjdzie wam podróżować z kompletem pasażerów, to za sprawą idealnie płaskiej podłogi nikt nie będzie narzekać na brak miejsca. Podobnie jest z bagażnikiem, który ma pojemność 466 l, jest ustawny i łatwo wykorzystać w pełni jego przestrzeń.

Trzy wizje napędu, jedno gniazdko

Nissan Ariya występuje w trzech wersjach napędowych, wszystkich w pełni elektrycznych. Do wyboru jest „podstawowa” jednostka o mocy 214 KM i baterią 64 kWh. Drugi w kolejności jest zestaw z silnikiem o mocy 238 KM i baterii o pojemności 87 kWh, a na szczycie oferty znajdziemy wersję z napędem na wszystkie koła e-4ORCE o mocy 300 KM i także baterią o pojemności 87 kWh.

Najciekawsze wrażenia z jazdy zapewnia naturalnie najmocniejsza opcja, której bardzo blisko do odmian sportowych. Auto niesamowicie przyspiesza, jest świetnie wyważone, a nisko położony środek ciężkości sprawia, że opony mają co robić w ciasnych łukach, bo auto aż prowokuje kierowcę do wciśnięcia pedału przyspieszenia. Łączny moment obrotowy silników to aż 600 Nm, a samochód przyspiesza do 100 km/h w 5,7 sekundy! Robi wrażenie, a odczucia podczas testów były iście sportowe. Nissan przekonuje, że auto w takiej konfiguracji będzie w stanie pokonać dystans 490 km, ale umówmy się, jeśli podczas spokojnej jazdy autostradą zrobi 400 km, to i tak będzie dużym sukcesem, bo Ariya aż pcha się na lewy pas.

Większość klientów wybierze jednak pewnie wersję pośrednią z jednym silnikiem na przedniej osi. Jego moc to 238 KM, a bateria ma pozwolić na pokonanie dystansu nawet 520 KM! I ja to szanuję, szczególnie, iż na prezentację Nissana Ariya do Kołobrzegu jechałem innym samochodem elektrycznym o realnym zasięgu na autostradzie 200 km, co zajęło mi dokładnie 10 godzin, z Warszawy rzecz jasna. Auta testowe także dotarły na prezentację ze stolicy i jak zapewniali w rozmowach przedstawiciele agencji obsługującej event, trasę Warszawa – Kołobrzeg da się pokonać z jednym tylko szybkim ładowaniem w Bydgoszczy, czyli w połowie drogi i to tylko dlatego, że kolejna szybka ładowarka 150 kW zlokalizowana jest dopiero w Koszalinie. W każdym razie, dystans 450 km na jednym ładowaniu jest jak najbardziej realny i to przy zachowaniu normalnych prędkości na trasie. Jednym zdaniem: jest dobrze, a nawet bardzo dobrze.

Zgłaszam przygotowanie

Nissan, mający w swojej ofercie już drugą generację elektrycznego modelu Leaf, jak żaden inny producent zebrał doświadczenia na polu elektromobilności i dokładnie wie, czego oczekują klienci. Do tego stopnia wsłuchuje się w głosy klientów, że projektując model Ariya zrezygnował z możliwości pełnego zatrzymania auta przy użyciu funkcji e-pedal. Auto zatem zwolni do prędkości pełzania, ale to kierowca będzie musiał ostatecznie zatrzymać pojazd. Szkoda, bo to rozwiązanie akurat bardzo mi się podobało, ale jak wiadomo miliony klientów nie mogą się mylić… spokojnie, póki co, to rozwiązanie zostaje w Leafie, przynajmniej na razie.

Modelem Ariya Nissan pokazuje, że jest zupełnie gotowy do transformacji z zasilania pochodnymi ropy naftowej na strumień elektronów. Osobiście kupuję te deklaracje, bo na przykładzie najnowszego elektrycznego SUV-a z Japonii przekonałem się, że już jest bardzo dobrze, a przecież 2022 rok to dopiero wstęp do elektromobiolności, jaką mamy poznać za 13 lat.