W magazynie – Nie jesteśmy chłopcami do bicia

O biznesie windykacyjnym, który jest oficjalną, pełnoprawną częścią rynku finansowego i pełni pozytywną rolę w udrażnianiu gospodarki, mówi Jan Kuchno, prezes zarządu Giełdy Praw Majątkowych „Vindexus” S.A.

Za nami podsumowane III kwartału 2021 roku. Czy wyniki są zgodne z pana oczekiwaniami?

Wyniki są zgodne z założeniami, chciałbym jednak podkreślić widoczne efekty reorganizacji, usprawnień oraz automatyzacji procesów w firmie. Szczególnie cieszy ponad trzykrotny wzrost zysku netto w porównaniu z analogicznym okresem zeszłego roku, a także poprawa rentowności i zwiększenie efektywności naszej pracy. Przyjęta strategia wyraźnie się sprawdza się. Poza tym business as usual, robimy swoje…

Jeśli miałby pan uchylić rąbka tajemnicy – jakie są pana przewidywania co do II półrocza i całego roku?

Patrząc na wyniki trzeciego kwartału sądzę, że drugie półrocze będzie przynajmniej zbliżone do pierwszego. A dalsza automatyzacja, wykwalifikowana i stabilna załoga oraz wyważona polityka zakupowa powinny przynosić pozytywne efekty także w dłuższej perspektywie.

Czy biznes oparty na odzyskiwaniu wierzytelności to lekki kawałek chleba?

Na początku chciałbym sprostować jedną kwestię. Zajmujemy się zarządzaniem wierzytelnościami, a to proces znacznie szerszy i bardziej skomplikowany niż odzyskiwanie należności, które stanowi tylko jego niewielką część. Wracając do pytania, z pewnością nie jest to lekki kawałek chleba. Ważni są odpowiedni ludzie, których pozyskanie, wyszkolenie i związanie na długi okres nie jest łatwe. Bez profesjonalnej kadry zarządzającej oraz zaangażowanego w pracę zespołu nie przetrwalibyśmy na rynku tak długo i nie bylibyśmy tu, gdzie jesteśmy teraz.

GPM „Vindexus” S.A. działa na rynku prawie 30 lat. Jak postrzega pan biznes windykacyjny z perspektywy czasu? Czy zmiany idą w dobrym kierunku, czy niekoniecznie?

Z pewnością nasza branża dziś jest czymś zupełnie innym niż 30 lat temu. Jest oficjalną i pełnoprawną częścią rynku finansowego, a nie ubogim krewnym. Cechuje ją duże zróżnicowanie pod względem wielkości podmiotów w niej działających, przyjętych przez nie modeli działania czy specjalizacji. Na pewno uległa też znacznej profesjonalizacji za sprawą wieloletnich doświadczeń i rozwoju, wejścia do Unii Europejskiej i adaptacji regulacji unijnych, czy też ostatnio automatyzacji działań bądź procesów. Z perspektywy minionych lat postrzegam te zmiany bardzo pozytywnie. Nasz rynek cały czas się rozwija i – w mojej ocenie – będzie przez najbliższe lata ciągle rósł. Nie wszystko wygląda jednak cukierkowo. Pomimo oczywistego przełożenia działalności branży windykacyjnej na poprawę dochodów Skarbu Państwa od dawna mamy pod górkę. Jednakże niedawne. mam na myśli okres ostatnich kilku lat, działania ustawodawcy spowodowały wręcz zachwianie pewnej równowagi we wzajemnych relacjach firm windykacyjnych i dłużników. Niestety, na korzyść tych drugich.

Co konkretnie zmieniło się na lepsze, a co na gorsze?

O pewnych pozytywach już wspomniałem. Okresowo pojawiają się jeszcze te będące pochodną bieżącej sytuacji społecznej czy gospodarczej. Pandemia spowodowała, że więcej podmiotów zdecydowało się na szybsze przekazywanie wierzytelności firmom windykacyjnym, zaś dobra koniunktura i stosunkowo niewielkie bezrobocie przyczyniło się do tego, że dłużnicy chętniej spłacali swoje zaległe płatności.

Jeśli zaś chodzi o zmiany niekorzystne dla naszej branży na przestrzeni kilku ostatnich lat, to jest to brak przychylności politycznej do prowadzenia tego typu działalności. Przykłady? Chociażby zmniejszenie okresu przedawnienia wierzytelności z 10 do 6 lat, uwzględnianie przez sąd przedawnienia z urzędu, wzrost opłat sądowych czy coraz większa ochrona osoby zadłużonej ze strony państwa.

Jaka jest dzisiaj kondycja rynku wierzytelności?

Rynek bardzo się ustabilizował. Wzrasta jego mobilność, śmiało wkraczają nowe technologie, rośnie wartość i cena transakcyjna kupowanych portfeli, co świadczy o dobrej kondycji naszej branży. Prawdziwym papierkiem lakmusowym był okres pandemii, z której, moim zdaniem, wyszliśmy mocniejsi, bardziej przystosowani do funkcjonowania w świecie techniki niż to było dotychczas. Jak wygląda sytuacja finansowa poszczególnych firm? To oddzielny temat, bardzo zależny od polityki i strategii każdej z nich oraz sposobów i technik zarządzania.

Jak widzi pan przyszłość biznesu windykacyjnego?

Pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy, to konieczna intensyfikacja automatyzacji w branży i zwiększenie w niej roli IT. Jest to o tyle istotne, że jesteśmy częścią sektora finansowego, który musi dźwigać coraz większe obowiązki informacyjne wynikające z wytycznych właściwych organów krajowych i zagranicznych. Krótko mówiąc, mierzy się z coraz większą papierologią, różnego rodzaju formalnościami, częstszym raportowaniem, itp. Muszą nas w tym wyręczyć komputery. Nowa technologia oznacza dla mnie wszelką możliwą automatyzację działalności i kontroling procesów. Uważam, że ten ostatni będzie w następnych latach priorytetem dla wszystkich firm. To oczywiście ma swoją cenę, potrzebne będzie też wsparcie państwa. Z pewnością na takie po cichu liczą przede wszystkim mniejsi gracze, ci wielcy poradzą sobie z tym sami. Brak pomocy dla małych firm oznacza, że będą zmuszone do konsolidacji bądź zmiany zakresu działania. Z ich perspektywy smutne jest to, że na tę chwilę temat jest dla decydentów marginalny i mało poprawny politycznie.

Wracając do negatywnych zjawisk, jakie dotykają firmy windykacyjne. Które wskazałby pan jako szczególnie uciążliwe?

Poza tymi, które już wymieniłem wcześniej, nie można zapominać o wciąż aktualnym, złym PR. Jesteśmy traktowani jak czarny charakter. Zarówno społeczeństwo, jak i ustawodawca zdają się nie dostrzegać naszej pozytywnej roli w udrażnianiu gospodarki poprzez usprawnianie przepływu finansowego. Pracujemy w coraz bardziej niekorzystnym środowisku prawnym i nikt nie chce realnie nam pomóc.

To jednak nie wszystko. Ostatnio zacząłem bliżej przyglądać się kwestii obowiązku alimentacyjnego, który nie działa właściwie za sprawą licznych luk. Niedoskonałości te są bez skrupułów wykorzystywane przez pewne grupy. Zastanawiający jest brak adekwatnej reakcji naszego państwa w tym zakresie. Alimenty są zasądzane w zasadzie bezwyjątkowo. Traktuje się je jako rzecz oczywistą, niemalże dogmat. Moim zdaniem przeczy to zasadzie sprawiedliwości społecznej. Odnoszę wrażenie, że wrażliwość tematu i idące za tym przyzwolenie społeczne góruje nad indywidualnym traktowaniem każdej ze spraw i w efekcie wypacza regułę sprawiedliwości dla wszystkich .

Czy mógłby pan nieco przybliżyć ten proceder?

Może narażę się wszystkim, ale zacząłbym od samej ustawy, której przepisy pozwalają na przyznawanie dla swoich dzieci astronomicznych kwot na co miesięczne alimenty dla zaspokojenia ich potrzeb.

Czy jest coś w tym złego? Każdy rodzic chce jak najlepiej dla swoich dzieci…

Oczywiście, to z pozoru nic zdrożnego. Sęk w tym, że duża część tego typu przypadków dotyczy ucieczki przed wierzycielami i ma służyć do zabezpieczenia przed nimi swojego majątku. Wiadomo – alimenty dla windykatora są nietykalne.

Mamy więc do czynienia, mogę to śmiało powiedzieć, z patologią, która powoduje, że finalnie wierzyciele nie mogą odzyskać swoich środków i tym samym finansują pośrednio alimenty swoich dłużników. I to zgodnie z wyrokiem sądów, które, mam wrażenie, mają świadomość nieprawidłowości. Jednak w większości przypadków akceptują taki stan rzeczy. Horrendalna wysokość tego typu świadczeń to element układanki, która prowadzi do upadłości konsumenckiej i bezkarności. Przecież dzieci powinny być traktowane tak samo. Rozbieżności alimentacyjne mogą być, jednak nie powinno być aż tak drastycznej różnicy. Jeśli rodziców na to stać, mogą przecież ustanowić alimenty „dodatkowe”, ale te powinny być już obciążone podatkiem dochodowym. Przecież chodzi tu o elementarną sprawiedliwość społeczną. Tę samą, która jest odmieniana przez wszystkie przypadki przez polityków. O dziwo jednak żaden decydent jeszcze się nad tym tematem nie pochylił. Może najwyższy czas określić maksymalną opłatę alimentacyjną? Wszystkie pozostałe zobowiązania byłyby wówczas płacone przez dłużnika alimentacyjnego, ale tylko w przypadku, gdy nie ma pokrzywdzonych wierzycieli. Obecne przepisy tego nie precyzują i dlatego są niesprawiedliwe. Uważam, że sądy przyznając ogromne opłaty alimentacyjne powinny uwzględniać pewne procedury, np. nadzór państwa nad sposobem pozyskiwania środków na te roszczenia.

Sytuacja patowa?

Cóż więcej mogę dodać? Poprawie sytuacji nie służą też społeczne emocje, które generowane są przy okazji prasowych rewelacji, bardzo często podkoloryzowanych do granic możliwości, dotyczących bezwzględnych i bezdusznych praktyk windykacyjnych. Jesteśmy w nich kozłem ofiarnym. Ten obraz jest tak zafałszowany, że nie oddaje nawet w przybliżeniu stanu rzeczywistego. W praktyce bowiem to my wyciągamy do dłużnika rękę i pomagamy mu wyjść z kłopotów finansowych. Dopasowujemy harmonogram i wielkość spłat do możliwości danego klienta. Nie jesteśmy komornikiem, który może zająć cały majątek. Sądy zdają się nie brać pod uwagę tego, że są różne rodzaje osób zadłużonych i jeden dłużnik nie musi być równy drugiemu.

Czy możemy z drugiej strony mówić o pewnej przychylności względem dłużników?

Mam wrażenie, że sądy i przy okazji wadliwe przepisy prawne, na podstawie których orzekają, nie są w stanie skutecznie odsiać oszusta od osoby rzeczywiście potrzebującej wsparcia. Wszyscy zostali tu zrównani i brak jest instytucji (np. prokuratury), która mogłaby to zweryfikować, eliminując w ten sposób różnego rodzaju nadużycia.

Sprawia to brak odpowiednich regulacji, wsparcia innych instytucji państwowych czy jeszcze coś innego?

Mam wrażenie, że projekt nie do końca został przemyślany i przygotowany. Nie wzięto pod uwagę skali zjawiska, a założono, że wszystko rozstrzygnie niezawisły sąd. Jego rolą nie jest jednak prowadzenie śledztwa, a postępowanie oparte na bazie przygotowanych dokumentów. Temu ma służyć sala sądowa. Wniosek o upadłość składa często dłużnik, niejednokrotnie dobrze sytuowany, a przy bierności wierzycieli, zazwyczaj instytucji finansowo-bankowych, które także nie posiadają możliwości śledczych, wniosek jest podtrzymany i wszystko kończy się po myśli bankruta. Po kilku latach okazuje się, że on i jego rodzina przez cały ten czas dysponowali odpowiednimi środkami, aby żyć na wysokim poziomie bez konieczności tłumaczenia się komukolwiek. Gdzie tu jest zasada sprawiedliwości społecznej?

Drugą sprawą konieczną do rozwiązania jest problem składania przez dłużników wniosków o upadłość w razie niepowodzenia w kolejnych krajach. Znam przypadki, w których odmowa upadłości w Wielkiej Brytanii, nazywanej rajem upadłościowym, skutkowała wnioskiem i jego akceptacją w Polsce. Przecież to absurd.

Wszyscy o tym wiedzą, ale nikt z tym nic nie robi?

Temat jest skomplikowany. Państwo tworzy prawo i powinno pilnować jego przestrzegania. Do sprawowania kontroli ma przecież szereg powołanych do tego instytucji. Dodatkowo każda z nich powinna mieć inicjatywę ustawodawczą albo chociaż możność opiniowania pod względem zgodności z zasadami współżycia społecznego. Tak widziałbym też rolę regulatora, jakim jest KNF. Brakuje mi obowiązkowego udziału tej instytucji we wszelkich sporach korporacyjnych, ale też dokonywania oceny ustaw, które mają istotne znaczenie dla funkcjonowania rynku. W konsekwencji sądy, na bazie niepełnych informacji lub też świadomie wprowadzane w błąd przez jedną ze stron sporu, wydają często postanowienia oparte na pomówieniach. Smutne w tym wszystkim jest to, że strony często są reprezentowane przez kancelarie, które uprzednio brały aktywny udział w tworzeniu prawa. Dodatkowo wspomniane kancelarie oficjalnie reprezentują dłużników „pro publico bono”, czyli w ramach darmowej pomocy prawnej. Jednak to tylko są pozory. Rzeczywistość pokazuje nam, że ani osoby, które korzystają z tego rodzaju wsparcia nie są w tragicznej sytuacji, ani mecenasi w znakomitej większości nie wykonują tej pracy darmowo. Pobierają wynagrodzenie od klienta, choć z innego tytułu. Jest to czyn jak najbardziej naganny, ale niestety, sankcjonowany i przemilczany przez palestrę. To jest nieetyczne i rodzi poważne podejrzenia.

Czy problem mógłby się rozwiązać, gdyby KNF bardziej angażował się w postępowaniach sądowych i mógł opowiedzieć się po jednej ze stron?

Rola regulatora KNF i GIF jest określona w ustawie oraz regulaminach i sposobach działania. Zdaniem wielu, mając tak duży wpływ na rynek, regulator powinien być aktywnym jego uczestnikiem także w postępowaniach prawnych. Określone już role i znaczenie KNF powinny jedynie zostać doprecyzowane w ustawach. Sensowny byłby układ, w którym odgrywa on rolę animatora rynku, bo przecież to ta instytucja ma najlepszą wiedzę zarówno o nieprawidłowościach rynku, jak i o jego uczestnikach. Nie wykluczam, że takie działanie powinno skutkować powołaniem własnego zespołu prawników lub zaangażowaniem w sprawę Prokuratury Generalnej. Oczywiście jest to pomysł, który wymagałby szerszej dyskusji i przemyśleń. Szef tej instytucji (KNF), jako jedna z ważniejszych osób w państwie, musiałby mieć rozległą wiedzę dotyczącą realiów funkcjonowania na tym obszarze.

A czy branża windykacyjna odpowiednio silnie lobbuje w swoich sprawach? Może jest to kwestia lepszej organizacji, solidarności w celu działania na rzecz własnych interesów?

Ogólnie pojęte lobby jest, jak widać, niewystarczające. Generalnie problem polega na tym, że zmiany zależą od bardzo wielu czynników, w tym od przychylności sceny politycznej, a tej niestety nie ma. Pobłażliwość prawa wobec dłużników daje możliwość zjednania setek tysięcy wyborców, co jest kuszące dla każdej partii. I tu rywalizację przegrywamy na starcie. Biorąc jednak pod uwagę pozycję, z której musieliśmy zaczynać, nie jest źle. Z marginalnej branży o dużej niechęci społecznej, staliśmy się częścią sektora finansowego, czego dziś nikt nie kwestionuje. Na pewno umocnienie pozycji naszej branży leży w interesie całego sektora. Lepsze, bardziej dopasowane do realiów regulacje prawne dla windykacji byłyby wzmocnieniem skuteczności działania całego rynku.

Czego pan, jako przedstawiciel branży, oczekiwałby od państwa w kwestii naprawy tej sytuacji?

Chciałbym przede wszystkim, żeby kolejne pokolenia miały większą wiedzę odnośnie własnych finansów i zarządzania nimi. Dzisiaj co rusz obserwujemy przykłady ludzi, którzy przez brak podstawowych kompetencji w zarządzaniu własnymi finansami wpadają w spiralę długów. To im zazwyczaj staramy się pomóc wyjść na prostą. Tak więc większy nacisk na edukację finansową i konkretne działania ze strony państwa w tym obszarze są bardzo, bardzo pożądane. Liczę na to, że moje życzenie kiedyś w końcu się spełni.