Marcin Okrój

Marcin Okrój, dyrektor zarządzający Hyundai Motor Poland

– Hyundai w odróżnieniu od konkurencji notuje na polskim rynku szybki i regularny wzrost sprzedaży.
– Złożyło się na to wiele elementów; nasze samochody charakteryzuje europejska stylistyka oraz typowa dla Korei wysoka jakość, perfekcyjne dopracowane szczegóły oraz bezawaryjność. Nowatorski design to przede wszystkim dzieło Thomasa Burkle, który wcześniej pracował m.in. dla BMW i Volkswagena. W 2005 roku został szefem Hyundai Motor Europe Technical Centre. Zaprojektował nowe modele z serii oznaczonej literą ”i”, które błyskawicznie znalazły uznanie w Europie, a także w innych częściach świata. Nie zrobilibyśmy tak znaczącego kroku naprzód, gdyby zmianom designerskim nie towarzyszyła dbałość o elementy mechaniczne. Jako jedna z nielicznych firm proponujemy pięcioletni pakiet gwarancyjny. To mówi samo za siebie.

– Na początku lat 90. Hyundai na polskim rynku zaprezentował „wejście smoka”, potem sprzedaż spadła. Dlaczego?
– Rzeczywiście, w 1990 roku klienci „zaklepywali” sobie samochody stojące na autotransporterach. Modele Pony, Lantra i Sonata zdobyły przebojem rynek dzięki świetnej relacji jakości do ceny. Wiele ze sprzedanych wówczas aut jeździ do dziś. Niestety na początku lat 90tych wprowadzono cła zaporowe na poziomie 35 proc. Nastąpiła inwazja marek europejskich na krajowy rynek. W dodatku Hyundai nie miał w Polsce swojego oddziału. W tamtym czasie działali kolejni prywatni importerzy poprzez sieć dealerów, którzy nie mieli szans na skuteczną walkę z konkurencją. Zmieniło się to dopiero w 2000 roku, gdy dystrybucję przejął bezpośrednio producent samochodów – Hyundai Motor Company. Restrukturyzacja i nowa strategia szybko przyniosły wyniki, znikł pośrednik zajmujący się dystrybuującą, co pozwoliło na obniżenie cen.

– Mówiąc o koncernie Hyundai, nie można zapominać ,że produkcja samochodów stanowiła jedną z gałęzi działalności i to wcale nie najważniejszą…
– Hyundai był jednym z „czeboli”, czyli grup kapitałowych, które odegrały bardzo ważną rolę w gospodarce Korei Południowej. Powstawały one w latach 70 na bazie niewielkich firm prywatnych. Były popierane przez władze, ponieważ ich działalność stymulowała imponujący wzrost gospodarczy. Dzięki współpracy z przemysłem japońskim, amerykańskim i zachodnioeuropejskim „czebole” produkowały nowoczesne maszyny i urządzenia, elektronikę itp. Trudno dziś uwierzyć, że Hyundai zaczynał w latach 60 od zera, żeby stać się m.in. właścicielem największej stoczni na świecie. Dysponując ogromnymi środkami mógł uruchomić produkcję samochodów, początkowo korzystając z licencji japońskiego producenta. Przełomowym modelem, który pozwolił na ekspansję światową był Pony. Obecny poziom sprzedaży to ponad 4 mln samochodów.

– Czy Europa to ważny rynek dla Hyundai?
– Zależy to od punktu widzenia. Europa to dla koncernu zaledwie 10 proc. sprzedaży, ale właśnie tu kształtują się nowe trendy w motoryzacji i klienci mają najwyższe wymagania względem jakości. Właśnie dlatego jedno z naszych biur projektowych usytuowane jest w Niemczech. Tu powstają samochody stworzone przez Europejczyków dla Europejczyków. Najbardziej chłonne są rynki azjatyckie oraz amerykański jednak wzmacnianie pozycji w Europie jest jednym z celów strategicznych marki.

– Szkoda, że w Polsce nie rozbudziła się jeszcze moda na auta „z duszą”, stanowiące przeciwwagę dla rodzinnych sedanów i kombi. Ogniste „Genesis”, o mocy ponad 300 KM, może konkurować z autami droższymi dwu, a nawet trzykrotnie.
– To część naszej strategii. Kolejnym przykładem samochodu, który wymyka się schematom jest „Veloster” łączący cechy coupe z zaletami hatchbacka, reprezentuje nietypowy segment CUV, czyli „crossover utility vehicle”. Jest to świetne auto dla osób ceniących odważną stylistykę, a jednocześnie chcących podróżować wygodnie z dwójką dzieci i sporym bagażem.

– Muszę się przyznać, że największe wrażenie zrobiła na mnie odważna zmiana stylistyki waszych samochodów.
– Podobnie zareagowali nasi konkurenci. Z rozbawieniem oglądałem film z targów we Frankfurcie, na których wielcy managerowie branży motoryzacyjnej na naszym stoisku zachowują się jak… przysłowiowi turyści z Chin; z uwagą i niedowierzaniem oglądają detale, fotografują określone elementy. Jeszcze kilka lat temu nikt chyba nie przypuszczał, ze nasz flagowy model „i40” stanie się poważnym konkurentem „Passata”, „Mondeo”, czy „Laguny”. W dodatku zawsze staramy się za rozsądne pieniądze oferować więcej niż inne firmy. W przypadku „i40” są to m.in. ogrzewane tylne siedzenia. Nie muszę dodawać, jak ważne jest to dla rodziców odwożących w chłodne dni dzieci do szkoły. Ostatnio, podczas mrozów sam doceniłem zalety podgrzewanej kierownicy w „i40”. Powiem krótko – niby drobiazg, ale w zasadniczy sposób wpływa na komfort jazdy.

– Co rusz Hyundai wprowadza kolejne modele, a to oznacza ogromne koszty.
– Prezentujemy 2-3 nowe samochody rocznie, co z kolei nakręca sprzedaż. Jak sam pan zauważył, linia stylistyczna, którą nazywamy „Fluidic sculpture” została znakomicie przyjęta rzez rynek. Świetnie sprzedają się samochody z różnych segmentów: A – „i10”, B – „i20”, C – „i30”, a także mały SUV – „ix-35”. W przypadku tego ostatniego auta fabryka nie była w stanie sprostać zapotrzebowaniu. Tendencję tę znakomicie ilustruje rosnąca sprzedaż w Polsce: w 2007 roku – 5000, w 2009 – 12600, w 2011 – 16000. W roku 2011 w rankingu rejestracji nowych samochodów przez klientów indywidualnych zajęliśmy trzecią pozycję, zaraz po Skodzie i Fiacie. Bardzo dynamicznie rośnie nasza sprzedaż flotowa. W zeszłym roku wzrost wyniósł blisko 39 procent.

– Jakie auta najchętniej kupują klienci flotowi?
– Model „i-30”, a ostatnio także „i-40”. Nasz wielki atut stanowi pięcioletnia gwarancja. Zwykle auto flotowe zmienia właściciela po trzech latach. Oznacza to, ze nasz klient może odsprzedać samochód z gwarancją na kolejne dwa lata, a to ma decydujący wpływ na cenę. Jestem przekonany, że najlepszą promocją naszych produktów są one same, więc potencjalnych partnerów zachęcamy do jazd testowych. Model „i-40” spełnia wszystkie oczekiwania jakie stawia się przed autami firmowymi przeznaczonymi dla managerów.

– O pańskiej firmie będzie głośno w związku z EURO 2012.
– Od 2000 roku współpracujemy z FIFA i UEFA. Wybraliśmy tę drogę promocji, ponieważ piłka nożna budzi pozytywne emocje i umacnia wizerunek firmy jako silnego i stabilnego partnera.

– Czy firmy koreańskie, podobnie jak japońskie wiążą się z pracownikami na dziesiątki lat?
– Kultura korporacyjna w obu tych krajach jest podobna. Rzadko kiedy pracownik zmienia pracę więcej niż jeden raz. Ja sam jestem najlepszym przykładem tej ciągłości. Po ukończeniu studiów na SGH w 1994 roku marzyłem o pracy w centrali handlu zagranicznego. Stało się inaczej, trafiłem do nowo powstałego banku IBP. W 1997 roku zdecydowałem się zmienić pracę, jak okazało się słusznie, ponieważ IBP został przejęty przez inne banki. Zaciekawiła mnie oferta firmy Hyundai, która szukała pracownika działu marketingu. Zgłosiłem się na rozmowę kwalifikacyjną i tak, 15 lat temu, zostałem członkiem niewielkiego, dziesięcioosobowego zespołu. Początkowo zajmowałem się HR i administracją, później przez 1,5 roku byłem szefem logistyki. Moje kolejne zadania dotyczyły sprzedaży i marketingu. Jak żartowali moi szefowie, wysyłali mnie tam, gdzie trzeba było „gasić pożar”. Od 2009 roku odpowiadałem za rozwój sieci dealerskiej. Na marginesie – udało nam się w tej dziedzinie zostać jednym z europejskich liderów marki Hyundai, nasz wzorcowy salon w Łodzi ma powierzchnię 1 000 m2 i jest jednym z pięciu największych w Europie. Rok później znów zostałem szefem sprzedaży, a później general managerem i w końcu – 1 stycznia tego roku – dyrektorem zarządzającym.

– Na czym polega specyfika pracy w tego typu firmie?
– Chętnie mówimy o „Hyundai DNA”, co oznacza, że praca dla koncernu jest częścią naszego życia. Nie chodzi o to, żeby przebywać w pracy bardzo długo, ale identyfikować się z firmą w taki sposób, jakby stanowiła naszą własność. Koreańscy szefowie oczekują, że dla każdego problemu, który zgłaszamy mamy już przygotowane propozycje rozwiązań. Pewnie dlatego tak dobrze poradziliśmy sobie w kryzysie – zamiast mu ulegać, skutecznie szukaliśmy nowych możliwości. Hyundai zdaje sobie sprawę, że pracownicy to cenny kapitał, więc zmiany kadrowe są rzadkie. Mój szef – prezes Duck Sang Jang – pojawia się codziennie w pracy o godz. 6 rano, ale nie oczekuje, że wszyscy będziemy przyjeżdżać tak wcześnie. Przyjął taką metodę pracy, ponieważ w związku z 8-godz. różnicą czasu między Koreą i Polską najłatwiej jest mu skontaktować się z centralą właśnie wczesnym rankiem.

Co lubi Marcin Okrój?

Zegarki – Longines, Tag Heuer
Ubrania – Styl klasyczny, ceni krajowe marki. Choć ma 197 cm wzrostu i znajduje odpowiednie garnitury Wólczanki i Vistuli
Wypoczynek – Ma dom na Warmii. W czasie wakacji najchętniej odwiedza nowe, nieznane miejsca
Kuchnia – Koreańska i polska. Sam chętnie gotuje
Restauracja – „Kaya” oraz „Shilla” w warszawskim centrum Land
Samochód – Hyundai „i-40”
Hobby – Jest audiofilem i melomanem, ulubiony zespół – Pink Floyd