Rozmowa z Maciejem Owczarkiem, prezesem zarządu ENEA S.A
– Chce pan wybudować elektrownię atomową?
– Oczywiście. I to nie jedną.
– Energia atomowa to w Polsce ciągle jeszcze trudny temat…
– Wielka szkoda, że tak się dzieje. To wina braku wiedzy i stereotypów. Kiedy doszło do awarii w Czernobylu, we Francji nikt nie wpadł na pomysł, żeby wstrzymać budowę kolejnych reaktorów. Dziś skutek jest taki, że 80 proc. francuskiej energii pochodzi z elektrowni atomowych. Jedynie Bretania ma problemy, ponieważ lokalni ekolodzy zablokowali kiedyś inwestycję… Co tu kryć – na tle naszych sąsiadów wypadamy fatalnie. Niemcy zawsze byli w czołówce, Czesi szybko nadgonili zaległości. W dziedzinie energetyki atomowej jesteśmy na podobnym etapie jak Białoruś, choć nawet Białorusini ogłosili już swoje plany i wstępną lokalizację przyszłej elektrowni atomowej.
– Powstał wreszcie rządowy program regulujący te sprawy.
– Można by rzec , że lepiej późno niż wcale. Czekamy jeszcze na uregulowanie kwestii składowania odpadów z elektrowni atomowych. Jesteśmy gotowi, by zmierzyć się z tą inwestycją. Pozyskanie środków nie powinno stanowić problemu, ponieważ zapotrzebowanie na energię będzie rosnąć. Mamy też dwie potencjalne lokalizacje na terenie działania ENEI: Kozienice i Klempicz.
– Jakie są koszty tego rodzaju inwestycji?
– Elektrownia atomowa o mocy ok. 1000 megawatów to koszt rzędu 7-10 mld złotych. Warto przy tym pamiętać, że jest ona o połowę bardziej wydajna niż porównywalna tradycyjna elektrownia.
– Przeciwnicy elektrowni atomowych jak mantrę powtarzają argumenty o możliwości katastrofy oraz emisji energii cieplnej, co może spotęgować „efekt cieplarniany”.
– Proszę pamiętać o tym, że w Czernobylu nie doszłoby do awarii, gdyby nie wina obsługi, która testowała zabezpieczenia lekceważąc procedury bezpieczeństwa. Zastosowana tam technologia – nie do przyjęcia z dzisiejszego punktu widzenia – zdała egzamin. Zawiedli ludzie. O ocieplaniu się klimatu nie chciałbym dyskutować, ponieważ jest to temat rzeka, a nawet między uczonymi nie ma zgody w tej sprawie. Energię cieplną pochodzącą z chłodzenia reaktora można wykorzystać na wiele sposobów. Trzeba podkreślić, że elektrownie atomowe są nieporównywalnie bezpieczniejsze dla środowiska, niż tradycyjne. Nawet jeśli zastosujemy najnowocześniejsze i najczystsze technologie węglowe redukujące emisję CO2, to i tak tradycyjna elektrownia węglowa będzie emitować do atmosfery mnóstwo zanieczyszczeń. Przy obecnym poziomie zużycia, zapasy polskiego węgla dostępnego w tej chwili pod względem technicznym, wystarczą jeszcze na kilka pokoleń. Co dalej? Przecież z roku na rok zapotrzebowanie na energię elektryczną rośnie.
– Nie milkną dyskusje o odnawialnych źródłach energii…
– To bardzo ciekawy, a jednocześnie złożony temat, którego nie można sprowadzać wyłącznie do farm wiatrowych, czy też newsów o wyłożeniu Sahary panelami fotogalwanicznymi. Przyjmuje się – zupełnie słusznie – że około 15 proc. energii powinno pochodzić z odnawialnych źródeł. I takie są też względem nas wymogi Unii Europejskiej. W naszych warunkach szczególnie godne uwagi mogą być bioelektrownie, wykorzystujące odpady z produkcji roślinnej i zwierzęcej. To bardzo opłacalna inwestycja – nie dość, że wytwarza energię, to jeszcze pozwala pozbyć się problemu z kosztownym usuwaniem odpadów. W Niemczech jest to dziś licząca się część energetycznego „tortu”. U nas to ciągle sfera planów. Tego rodzaju działania wymagają wsparcia przez państwo.
– Inwestorzy zainteresowani budową wiatraków narzekają, że ich podania nie są rozpatrywane.
– To przykre, ale znaczna część tych wniosków nigdy nie dostanie akceptacji. Gdyby zsumować podania wszystkich potencjalnych wytwórców energii wiatrowej, otrzymalibyśmy 70 tys. megawatów. Tymczasem cały system energetyczny naszego kraju to w tej chwili około 30 tys. megawatów. Wiatraki regularnie dostarczają energię tylko przez jedną czwartą cyklu, czyli średnio przez 6 godz. na dobę. Mogą dostarczać nie więcej niż 15 proc. energii, aby nie zdestabilizować systemu. I dlatego obok budowy farm wiatrowych trzeba budować jednocześnie źródła konwencjonalne produkcji energii. Kto dostarczy energii, gdy przestanie wiać?. Dlatego niezbędny jest zrównoważony rozwój farm wiatrowych i źródeł konwencjonalnych.
Dając zgodę na wybudowanie „wiatraka”, trzeba od razu zabezpieczyć energię na wypadek braku wiatru. Na tym jednak problem się nie kończy. Proszę pamiętać, że wiatraki wymagają specjalnych warunków. Opłaca się jest stawiać tylko tam, gdzie mocno wieje przez większą część roku – np. nad morzem lub w dolinach. A z większości z tych miejsc bardzo trudno byłoby odebrać energię bez budowy bardzo kosztownej sieci. Jeszcze do niedawna obowiązywał przepis, że operator ma obowiązek odebrać energię od producenta. W praktyce okazało się to niewykonalne, więc zarządzenie zostało znowelizowane. Z naszego punktu widzenia kwestia farm wiatrowych to kontrowersyjny zestaw oczekiwań, nadziei i twardej rzeczywistości.
– A wydawało się, że powtórzymy sukces Kalifornii, światowego lidera w dziedzinie produkcji energii wiatrowej.
– Takie plany można snuć, nie znając realiów. Wiatrak to relatywnie tania inwestycja: zwykły generator, parę łożysk, trochę stali na maszt. Tylko jeszcze trzeba zbudować sieć…
– Wygląda to podobnie, jak w przypadku autostrad…
– Trafne porównanie. Jest to problem podobnej rangi – biorąc pod uwagę komplikacje oraz znaczenie dla polskiej gospodarki. Zwykle budowa linii trwa znacznie krócej niż uzyskanie odpowiednich zezwoleń. To się musi wreszcie zmienić. Nowoczesna i wydajna sieć energetyczna to sprawa wagi państwowej. W tej dziedzinie nie można planować, jak w gospodarstwie rolnym: skoro w tym roku dobrze się sprzedają ziemniaki, to w przyszłym roku zwiększymy ich areał kosztem pszenicy. Potrzebne są rozwiązania perspektywiczne, obliczone na kilkanaście lat; uwzględniające nie tylko obecne wskaźniki rozwoju gospodarki, ale także wszystko to, co może wydarzyć się w przyszłości.
– Na przykład, upowszechnienie samochodów elektrycznych.
– Rewolucję w tej dziedzinie zapowiadają analitycy branży motoryzacyjnej. Przewidują, że w ciągu kilku lat przestawimy się na pojazdy, których akumulatory będzie można naładować z typowego gniazdka. Dzięki temu nastąpi zmiana tzw. paliwa. Z trującego atmosferę na ekologiczne paliwo energetyczne.
– Albo też prąd bardzo podrożeje i jeżdżenie na benzynie okaże się jednak tańsze.
– Widzę tyle niedociągnięć i zaniedbań w dziedzinie energetyki w ostatnich kilkunastu latach, że nie mogę wykluczyć takiego scenariusza. Na wielu urządzeniach w polskich elektrowniach, które dziś funkcjonują, widać napisy „Sdiełano w CCCP”. Jak na owe czasy były to urządzenia efektywne i solidne, ale ząb czasu jest bezwzględny, a sprawność wiekowych urządzeń spada z każdym rokiem. Obecnie system jeszcze funkcjonuje, ale warto pamiętać o tym, że nic nie jest wieczne. Zmiany są więc potrzebne tak w infrastrukturze, jak i w sferze rozwiązań systemowych. Sporo mówi się np. o potrzebie wsparcia dla małych firm energetycznych. Generalnie, stawiając sobie za cel tanią energię elektryczną warto pamiętać, że duże firmy – takie jak nasza – są w stanie wytwarzać ją najtaniej, choćby z względu na skalę działalności i możliwość podejmowania dużych inwestycji.
– Pomimo kryzysu, w ub. roku ENEA wypracowała imponujący zysk.
– Zdecydowaliśmy się podzielić zysk za 2009 rok, przeznaczając 91 mln zł na dywidendy, a 500 mln zł na inwestycje. Nasza elektrownia w Kozienicach, jedna z najbardziej efektywnych w Polsce, zostanie rozbudowana o nowy blok o wydajności ok. 1000 megawatów. Podejmując poważne działania inwestycyjne, stawiamy na najnowsze technologie, a wykonawców wybieramy w drodze konkursu spośród światowych gigantów tego rynku. Warto podkreślić, że firma w ciągu ostatnich lat zrobiła ogromny krok do przodu. ENEA zawsze była liderem zmian – po konsolidacji w 2003 roku jako pierwsza przekształciła się w energetyczny koncern. Pierwsza – spośród firm w branży – trafiła na giełdę. Także jako pierwsza doczeka się pełnej prywatyzacji.
– Ciągle jednak żywy jest model firmy państwowej…
– A czy mogłoby być inaczej, skoro większość załogi ma wieloletnie gwarancje zatrudnienia? Z jednej strony, to cenny przywilej pracowników, ale z drugiej – kula u nogi. Tego rodzaju gwarancje blokują inicjatywę zwłaszcza managementu średniego szczebla. Jeżeli można stracić pracę tylko z powodu poważnych błędów, może lepiej w ogóle unikać jakichkolwiek decyzji? Jedna z pracownic powiedziała mi niedawno: „Czuję się lepiej niż pan, posada prezesa to praca sezonowa”. Trafiła w dziesiątkę. Sam czasem żartuję, że podjąłem się pracy wysokiego ryzyka. Kierowany przeze mnie zarząd podejmuje decyzje, których konsekwencje to miliardy złotych, nie mając żadnej „poduszki bezpieczeństwa”. Średni czas kadencji moich poprzedników wynosił ok. 1,5 roku.
– Pan jest prezesem już od roku…
– Może więc, tak jak podczas służby wojskowej, powinienem odcinać kolejne dni z miarki dzielącej od końca? To, oczywiście, żart. Mam jednak nadzieję, że w moim przypadku decydujące będą wyniki, a nie inne względy. O tym, że zostałem prezesem zadecydowały względy ściśle merytoryczne. Mój cel to podniesienie wartości firmy i jej prywatyzacja.
– Efekty pokazują, ze jest pan na dobrej drodze.
– Myślę, że w pracy managera ważna jest umiejętność implementacji tego, co robiło się wcześniej. Przez 7 lat pracowałem na kierowniczych stanowiskach w TP. Byłem w zespole, który wprowadzał zmiany efektywnościowe. Mam świadomość, że ENEA, przy potencjale, którym dysponuje, mogłaby mieć jeszcze lepsze wyniki. Jedną z metod, które do tego mogą doprowadzić, jest zmiana mentalności kadry zarządzającej. Trudno winić zdolnych pracowników, którzy przepracowali wiele lat w firmie państwowej, że mają dziś kłopoty z podejściem do biznesu w kategoriach gospodarki rynkowej. Trzeba im w tym pomóc.
– Czy stąd pojawił się pomysł sponsorowania znakomitego dokumentalnego filmu o profesorze Leszku Balcerowiczu?
– Tak. Leszek Balcerowicz zainspirował zmiany w naszym kraju. Był kreatorem nowej rzeczywistości gospodarczej i ojcem polskiego kapitalizmu. Patrząc przez okno naszej warszawskiej siedziby, przy Rondzie ONZ, wspominam z uśmiechem ludzi, którzy 20 lat temu sprzedawali tutaj mięso z samochodów. Zmiany, zarówno w skali kraju, jak i firmy, to coś naturalnego. Nie wolno się ich bać. To dotyczy firm i managerów.
– A jednocześnie musi pan akceptować relikt przeszłości, czyli ustawę kominową.
– Wiele razy zadawałem sobie pytanie: „Dlaczego ludzie, którzy decydują o ogromnym majątku, zarabiają tak nieproporcjonalnie mało?” To jedno z nielicznych pytań, na które nie potrafię znaleźć racjonalnej odpowiedzi.
– Co jest najważniejszą umiejętnością managera?
– Delegowanie odpowiedzialności. A co za tym idzie – zdolność wykreowania następcy. W każdej z moich dotychczasowych firm miałem znakomitych zastępców. Nie musiałem się martwić, wybierając się na urlop, biegiem zleconych spraw. Kolejna umiejętność to sprawne podejmowanie decyzji. Zmorą firm państwowych są procedury, powodujące, że członkowie zarządu spędzają całe dni na podejmowaniu czasem mało istotnych decyzji; w ściśle sformalizowany sposób. Udało mi się wydatnie skrócić czas posiedzeń, dzięki umiejętnemu zarządzaniu czasem.
– Plany na przyszłość?
– W dziedzinie wytwarzania – inwestycje związane z powiększaniem potencjału. W dystrybucji – unowocześnienie sieci oraz wprowadzenie rozliczeń za realnie zużytą energię – „Smart Metering”. W ten sposób spełnimy postulaty klientów, których – słusznie – irytuje system zaliczkowy. Największe zmiany przewiduję w dziedzinie handlu. Mamy 2,3 mln klientów, którym moglibyśmy sprzedawać nie tylko energię, ale wszystkie urządzenia, jakie korzystają z niej. Szczególnie atrakcyjny dla klientów jest system zmiennej taryfy.
– A samochody elektryczne?
– Już dziś myślimy o ofercie, w ramach której sami montowalibyśmy system do ładowania auta.
Co lubi Maciej Owczarek?
Zegarki – nie ma ulubionej marki, ale chętnie zmienia czasomierze zależnie od stroju lub sportu, który uprawia
Pióra – od niedawna używa w biurze Montblanc. W podróży preferuje długopisy
Ubrania – był managerem firmy Levi Strauss i nadal jest wierny jej wyrobom. Do pracy zakłada garnitur, dostosowany do pory roku i planowanych spotkań
Wypoczynek – wyłącznie aktywny. Szczególnie lubi sporty związane z wodą: nurkowanie i żeglarstwo. Co roku jesienią żegluje po jeziorze Nidzkim. Zimą jeździ na nartach
Kuchnia – japońska, francuska, włoska. Nie lubi tłustych potraw
Samochód – najlepszy… służbowy. Obecnie VW Passat. Lubi jeździć szybko i bezpiecznie. Odpręża się za kierownicą
Hobby – podróże, ale związane z aktywnym zwiedzaniem lub sportem. Nie znosi wczasów typu „All Inclusive”