Jansson Anttmann

Jest Australijczykiem, świetnie mówi po polsku, ma czeski paszport, projektował scenografię w znakomitych teatrach, przygotowywał kampanie reklamowe dla telekomunikacyjnych gigantów, zajmował wysokie stanowiska w międzynarodowych firmach..

To tylko niektóre z doświadczeń zawodowych trzydziestosiedmioletniego managera Janssona Antmanna, który dwa lata temu zdecydował się zamieszkać w Polsce. Niewiele osób może się pochwalić tak bogatym, ale też niezwykłym CV. W Warszawie znalazł niszę jako ekspert ds. komunikacji, łącząc swoje doświadczenia w szkoleniach i marketingu. W rezultacie wypracował sobie silną pozycję, jako ceniony doradca międzynarodowych koncernów.

– Komunikacja i relacje interpersonalne są niezbędne dla udanego biznesu i zarządzania – podkreśla J. Antmann. – Krajobraz komunikacji non-stop się zmienia, bardzo często się gubimy próbując dogonić innowacje. Dlatego czasami trzeba mieć kogoś, kto pomoże utrzymać głowę nad wodą. Odkryłem, że moje doświadczenia w tej dziedzinie są bardzo poszukiwane.

Choć ma obywatelstwo australijskie, urodził się w Zurychu. To właśnie w Szwajcarii w latach 1972-79 pracował jego ojciec, analityk systemów komputerowych – specjalista w rodzącej się dopiero wówczas dziedzinie biznesu. Będąc dzieckiem miał okazję spotkać swojego dziadka – słynnego jubilera z Majdanka, który cudem uniknął śmierci z rąk hitlerowskich oprawców; tylko on ocalał z całej rodziny. Po wojnie był świadkiem oskarżenia w procesie przeciwko zbrodniarzom z Majdanka w Düsseldorfie.

– Dziadek wyemigrował z Czechosłowacji do Szwajcarii – mówi J. Antmann. – Rodzice również zdecydowali się na wyjazd, ale do Australii. Decyzję podjęli na szczęście na kilka miesięcy przed upadkiem „Praskiej Wiosny”. Moja matka – Marie Gillarova – była śpiewaczką operową. W Sydney pracowała jako modelka, zdobyła też znaczny rozgłos jako wokalistka popowa. Zrezygnowała jednak z kariery artystycznej, kiedy razem z ojcem wyjechała na 7 lat do Zurychu.

Młody człowiek wychowany w takiej rodzinie nie mógł ograniczyć się tylko do jednego kierunku studiów. Na uniwersytecie w Sydney wybrał lingwistykę i psychologię nauczania. Jednocześnie kształcił się w dziedzinie scenografii i reżyserii. Rozpoczął pracę w teatrze, w którym wystawił musical „Tell Me on a Sunday” – autora m.in. „Kotów”, Andrew Lloyda Webbera – a następnie „And the World Goes ‘Round” Johna Kandera i Freda Ebba, którzy zasłynęli dzięki „Kabaretowi”. Warto podkreślić, że był najmłodszym reżyserem w Sydney Opera House. Jak dziś wspomina, miał dobre wyczucie – oba przedstawienia odniosły znaczny sukces. Zapewne byłby do dziś reżyserem i scenografem, gdyby nie skusiła go podróż do Pragi, gdzie chciał poszukać śladów swego dziadka od strony matki – wybitnego architekta.

Stolica Czech zrobiła na nim wielkie wrażenie, a w dodatku poznał wielu dawnych znajomych swoich dziadków i rodziców, m.in. legendarnego czeskiego scenografa Josefa Svobodę. Posłuchał rady charyzmatycznego twórcy i zamiast wrócić do Australii, został w Pradze, żeby studiować scenografię. Jako cudzoziemiec musiał zapłacić bardzo wysokie czesne. – Szybko podjąłem decyzję i wystąpiłem o obywatelstwo czeskie, do czego miałem prawo jako potomek emigrantów – przypomina ze śmiechem J. Antmann. – Niestety, w domu rozmawialiśmy tylko po angielsku i niemiecku. Wobec tego w błyskawicznym tempie musiałem nauczyć się języka czeskiego, który nie bez powodu uważany jest za jeden z najtrudniejszych w świecie.

I tym razem młody Australijczyk odniósł znacząc sukces artystyczny. Zaproponował wystawienie w Pradze „Tell Me on a Sunday” z Martą Kubišovą w roli głównej. Artystka, która była znana jako „Słowik Praskiej Wiosny”, po okresie prześladowań wróciła tryumfalnie na scenę w 1989 roku. Jej udział w przedstawieniu gwarantował powodzenie przedsięwzięcia. Spektakl był grany nie przez 6 miesięcy, jak planowano, ale przez 3 lata. Przy okazji przygotowywania spektaklu J. Antmann sprawdził się nie tylko jako scenograf i współreżyser, ale też okazał się sprawnym managerem. Załatwił wszystkie sprawy formalne związane z prawami autorskimi, itp.

– Po raz drugi niewiele brakowało, a związałbym się na stałe z teatrem – opowiada. – Stało się jednak inaczej. Podczas studiów dorabiałem ucząc biznesowej formy języka angielskiego czeskich ministrów i znanych polityków. Zainteresował mnie świat mediów i reklamy. Dlatego też zdecydowałem się przyjąć propozycję pracy w praskim oddziale światowej agencji BBDO. Jako dyrektor artystyczny tworzyłem kampanie dla wielkich firm, m.in. z branży telekomunikacyjnej. W 2002 roku spotkała mnie szokująca przygoda. W moim praskim mieszkaniu wybuchł stary telewizor, całe wnętrze spłonęło. Kiedy zastanawiałem się, co dalej – zadzwonił headhunter z propozycją, żebym przeniósł się do Bratysławy i pokierował kampanią telekomu Eurotel, który zmieniał nazwę na T-Mobile. Uznałem, że w takiej sytuacji nie mogę odmówić… Po pół roku wróciłem do Pragi, tym razem zostałem dyrektorem kreatywnym dwóch oddziałów – w Czechach i USA – specjalizujących się w marketingu internetowym agencji Symbaze, związanych z prestiżowymi klientami takimi jak Disney, PWC, British American Tobacco. W praktyce oznaczało to, że po kolacji wracałem do biura, żeby być w kontakcie z pracownikami w Los Angeles. Pomimo, że ciągle byłem zajęty – nie narzekałem. Udało mi się bowiem harmonijnie połączyć moje zainteresowania z dziedziny sztuki i biznesu.

Po raz kolejny w karierze J. Antmanna nastąpił nagły zwrot. Niespodziewanie zadzwoniła do niego matka, informując że jego ojciec poważnie zachorował. Natychmiast postanowił wrócić do Australii. Na lotnisku w Sydney w pierwszej kupionej gazecie rzuciło mu się w oczy ogłoszenie, że rząd australijski szuka szefa marketingu on-line, a zarazem event managera do agencji Invest Australia. Następnego dnia wysłał CV na podany adres. Po dwóch miesiącach spędzonych z rodzicami, kiedy z ulgą stwierdził, że ojciec czuje się znacznie lepiej, zaczął się pakować, żeby wrócić do Pragi. W przeddzień planowanego wylotu zadzwonił przedstawiciel rządu zapraszając go na interview do Canberry. – Z Sydney do stolicy leciałem malutkim samolotem, nie przeczuwając, że właśnie jestem na kolejnym zakręcie życia, który zajmie mi 7 lat – wspomina. – Propozycja okazała się bardziej interesująca niż wcześniej zakładałem, a w dodatku w każdy weekend mogłem spotykać się z rodzicami.

Miałem okazję wykorzystać doświadczenia, które zdobyłem w Czechach. Zwierzchnicy najwyraźniej byli zadowoleni, ponieważ w krótkim czasie zostałem szefem marketingu całego Ministerstwa Przemysłu i Turystyki. Jednym z projektów, przy których byłem zaangażowany, była największa inwestycja infrastrukturalna w Australii – sieć broadbandowa warta ok. 50 mld dol. Kiedy po 1,5 roku niezwykle intensywnej pracy oglądałem konferencję premiera, zrozumiałem, że moja misja zakończyła się. Byłem też znużony pewnym stylem życia. Proszę pamiętać, że Canberra, choć jest stolicą, pozostaje małym miastem, w którym wszyscy się znają i żyją polityką. Podjąłem szybką decyzję: jadę w podróż do Nowego Jorku i po Europie, a przy okazji zrzucam zbędne kilogramy, które stanowiły efekt pracy za biurkiem…

Tak też się stało. J. Antmann ruszył w sześciomiesięczną podróż, podczas której rozważał możliwość osiedlenia się w Londynie, który odwiedza kilka razy w roku z powodu nowych premier teatralnych i wystaw o światowym formacie. Zniechęcały go jednak niewygody związane z życiem w tak wielkim mieście. Wobec tego zdecydował się na Berlin, zaczął nawet szukać mieszkania. W tym samym czasie znajomy, który jest szefem dużej firmy w Warszawie, zaprosił go do Polski.

– Byłem oczarowany tym, co zobaczyłem – podkreśla J. Antmann. – Jako specjalista od szybkich decyzji, postanowiłem: „Zamieszkam w Warszawie”. Jednego dnia znalazłem pracę i komfortowe mieszkanie. Musiałem jeszcze tylko przywieźć swoje rzeczy z Londynu. Był początek kwietnia 2010 r. doszło do katastrofy w Smoleńsku, wybuchł wulkan Eyjafj allajökull na Islandii, samoloty przestały kursować. Zatłoczonymi pociągami w dwie doby dotarłem do Warszawy. Na marginesie – gdyby nie piekielny tłok, taka podróż mogłaby mieć wiele uroku…

Co lubi Jansson Antmann?

ZEGAREK – Omega Speedmaster Professional Chronograph z limitowanej serii dla astronautów, która kiedyś należała do mojego dziadka
PIÓRA – Montblanc
UBRANIA – styl włoski, Giorgio Armani, Strellson
WYPOCZYNEK – w każdy weekend gdzieś wyjeżdża
ULUBIONE MIASTA – Nowy Jork, Rzym, Sintra i Brno. Uważa zbudowaną w Brnie w 1927 roku willę Tugendhatów projektanta Miesa van der Rohe za wzór idealnego domu. W Polsce Nieborów i Arkadia
KUCHNIA – włoska i polska
RESTAURACJA – „Casa Italia” w Warszawie, „Borchardt” w Berlinie, „Bistro Vue” w Melbourne, „Paparazzi” w Bratysławie, „Caff e Domiziano” w Rzymie
SAMOCHÓD – „Podobnie jak moi rodzice, jestem wielkim fanem Subaru”
HOBBY – podróże, historia, architektura, teatr