Prof. dr hab. n. med. Filip M. Szymański, prezes Polskiego Towarzystwa Chorób Cywilizacyjnych, dziekan Wydziału Medycznego, Collegium Medicum, Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, przewodniczący Komisji Ewaluacji Nauki, opowiada o nowych trendach w medycynie i chorobach cywilizacyjnych, które wymagają holistycznego podejścia do pacjenta
Jest pan jednym z najmłodszych profesorów medycyny w Polsce. Nie sposób więc nie zapytać, co zainspirowało pana do wyboru takiej ścieżki życiowej? Czy wynikało to z tradycji rodzinnych?
W mojej rodzinie są osoby związane z medycyną (m.in. moja mama jest farmaceutką), ale nie miało to większego wpływu na to, że od młodych lat chciałem zostać lekarzem. Decyzję o tym, co chcę robić, podjąłem bardzo wcześnie, w siódmej/ósmej klasie szkoły podstawowej. Interesowałem się już wtedy wszystkim, co dotyczyło zdrowia – dietami, wpływem zanieczyszczeń środowiska na zdrowie czy nowymi odkryciami w medycynie. W liceum skoncentrowałem się na zdobywaniu wiedzy w dziedzinie przyrody, biologii, chemii oraz fizyki. Była to moja młodzieńcza pasja, więc nie miałem najmniejszych wątpliwości, jaką wybrać uczelnię. Już na pierwszym roku studiów w Akademii Medycznej w Warszawie (obecnie Warszawski Uniwersytet Medyczny) zainteresowałem się dwoma aspektami medycyny. Pierwszy z nich to wiedza kliniczna, a drugi – badania naukowe. Zaangażowałem się w działalność studenckich kół naukowych, dzięki czemu mogłem być blisko pacjentów. Pozwoliło mi to również brać udział w wielu kongresach, na których miałem przyjemność i zaszczyt nie tylko prezentować wyniki swoich badań, lecz także spotykać najwybitniejsze autorytety światowej medycyny. Bardzo wcześnie zacząłem przygotowywać własne prace naukowe. Początkowo prezentowałem je na sesjach studenckich, szybko jednak okazało się, że mogą one zainteresować uczestników prestiżowych konferencji w Polsce i za granicą. Wyniki swoich badań prezentowałem m.in. na kongresach European Society of Cardiology, American College of Cardiology, American Heart Association czy World Congress of Cardiology.
Tego rodzaju osiągnięcia naukowe otwierają ważne drzwi.
To prawda. Moje publikacje ukazały się w wielu prestiżowych anglojęzycznych czasopismach. A to utorowało mi drogę do Klubu 30 Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, skupiającego najlepszych młodych polskich naukowców związanych z tematyką chorób serca i naczyń. Informacja na mój temat ukazała się w czołowym czasopiśmie branżowym „Circulation” wydawanym w USA. Mogłem też korzystać z zagranicznych staży – najpierw wakacyjnych, a później kilkumiesięcznych. Szczególnie ważny był dla mnie staż w Universität Göttingen, gdzie mogłem obserwować łączenie wielu wątków specjalistycznych w leczeniu jednego pacjenta. Polegało to nie tylko na uwzględnieniu czynników niejako klasycznych, takich jak nadciśnienie tętnicze, dyslipidemia, cukrzyca, otyłość czy nikotynizm, lecz także innych – jak np. zaburzenia oddychania podczas snu czy zaburzenia funkcji seksualnych. Kiedy po powrocie z Göttingen, wspólnie z kolegami, usiłowaliśmy wprowadzić podobne podejście w naszym kraju, niektórzy nasi starsi koledzy patrzyli na nas ze zdziwieniem. Dopiero później liczne badania przeprowadzone na całym świecie przekuły się w wytyczne obowiązujące także u nas.
Już jako student interesował się pan głównie aspektem chorób serca i naczyń?
Choroby serca i naczyń to nadal pierwsza przyczyna zarówno hospitalizacji, jak i zgonów na świecie. Szczególnie moją działalność skupiałem na prewencji – bo lepiej zapobiegać, niż leczyć. W kolejnych latach mojej działalności zrozumiałem, że moje podejście musi być szersze. Jest to jeden pacjent, który ma wiele chorób. Działalność naukową prowadziłem głównie na oddziale kardiologicznym, ale problemy, które mnie nurtowały, postrzegałem w szerszej perspektywie – diabetologii, hipertensjologii, dermatologii, urologii, pulmonologii, ortopedii czy chirurgii naczyniowej.
Po ukończeniu studiów pozostał pan na uczelni?
Już podczas stażu podyplomowego udało mi się ukończyć, a następnie obronić doktorat dotyczący chorób cywilizacyjnych, a kilka lat później zwielokrotnić swój dorobek naukowy zakończony uzyskaniem tytułu doktora habilitowanego nauk medycznych. Po habilitacji skupiłem się na rozwoju mojego zespołu, na mentoringu młodszych kolegów. Do zespołu dołączałem wybitnych studentów, wypromowałem kilku doktorantów oraz grupę magistrów. Większość z nich dalej ze mną współpracuje. Na rok przed czterdziestką prezydent Rzeczypospolitej Polskiej nadał mi tytuł profesora nauk medycznych i nauk o zdrowiu. Tak więc – mówiąc żartem – w 2022 r. wyczerpały się moje możliwości awansu naukowego. Obecnie kieruję Katedrą Chorób Cywilizacyjnych na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Wraz z zespołem skupiamy się na kolejnych innowacyjnych badaniach naukowych dotyczących nie tylko diagnostyki, lecz także leczenia chorób cywilizacyjnych.
Żyjemy w epoce ścisłych specjalizacji, najwyraźniej postanowił pan popłynąć pod prąd głównego nurtu?
Doszedłem do wniosku, że mainstream medyczny nie jest dla mnie. Podczas gdy moi koledzy ze studiów nastawiali się na rozwój interwencyjny (leczenie), ja poszedłem inną drogą – zapobieganie/prewencja. Obserwując kolejnych pacjentów, miałem wrażenie, że w procesie leczenia gubią się połączenia ważnych wątków. W przypadku osoby z różnymi schorzeniami zajmowało się nią kilku specjalistów – np. diabetolog cukrzycą, kardiolog sercem i naczyniami, a pulmonolog układem oddechowym. Stwierdziłem, że potrzebne jest łączenie, a nie dzielenie tych specjalności, bo przecież zajmują się one typowymi chorobami cywilizacyjnymi, które charakteryzuje pewien kompleks współwystępujących objawów. Ten pacjent wymaga uwzględnienia wszystkich chorób/objawów zarówno w ocenie ryzyka, indywidualnym doborze farmakoterapii, jak i w diagnostyce.
Jak tego dokonać?
Inny doskonały przykład stanowi leczenie otyłości, o której bardzo dużo obecnie mówi się i pisze. Po pandemii dotyka ona głównie dzieci i młodzieży. Młodzi ludzie siedzą godzinami przy komputerach, nie uprawiają sportu, domagają się zwolnień lekarskich z zajęć wychowania fizycznego. Chociaż farmakoterapia otyłości osiągnęła ostatnio wielki postęp, to nie powinniśmy nastawiać się jedynie na leczenie choroby (farmakoterapia czy leczenie bariatryczne), ale zaplanować kompleksowe podejście (psycholog – lekarz pierwszego kontaktu – dietetyk – lekarz specjalista – chirurg).
A to stanowi zadanie dla harmonijnie współpracujących specjalistów.
Zasada – łączyć, a nie dzielić – przyświeca członkom Polskiego Towarzystwa Chorób Cywilizacyjnych, którym mam przyjemność i zaszczyt kierować. W zarządzie są specjaliści reprezentujący różne dziedziny: pediatra, diabetolog, psychiatra, chirurg naczyniowy czy pulmonolog. Zaprosiliśmy do współpracy zakaźników, hepatologów czy onkologów. Chcemy, żeby nasze działania edukacyjne (sympozja i webinary) były inspirujące nie tylko dla lekarzy, farmaceutów, dietetyków czy pielęgniarek, lecz także dla przedstawicieli mediów. Wspieramy stowarzyszenia pacjentów, przekazując im wiedzę o najnowszych odkryciach, ale też w walce o dostęp do najnowocześniejszych form leczenia.
Mówimy o chorobach cywilizacyjnych. Które z nich stanowią obecnie największe zagrożenie?
Choroby serca i naczyń, nowotwory, choroby układu oddechowego, zaburzenia metaboliczne oraz zaburzenia psychiczne to najważniejsze problemy współczesnej medycyny. Po pandemii o 20 proc. wzrosła liczba pacjentów z zaburzeniami lękowymi i depresją. Kolejne plagi to: otyłość i cukrzyca, nadciśnienie tętnicze, dyslipidemia, astma, przewlekła obturacyjna choroba płuc (POChP) czy nikotynizm. Wszystkie one zwiększają ryzyko zawału i udaru. I tu znowu pojawia się kwestia współdziałania specjalistów. Na przykład każdy pacjent z POChP musi być leczony nie tylko przez pulmonologa, lecz także przez kardiologa. Właśnie dlatego podczas kongresów Polskiego Towarzystwa Chorób Cywilizacyjnych organizujemy sesje interdyscyplinarne – np. pokazujemy chirurgom, jak leczyć depresję, choroby układu oddechowego, serca i naczyń. Z kolei kardiologom prezentowaliśmy metody leczenia depresji, POChP i cukrzycy. Muszę raz jeszcze podkreślić, że naszym celem jest interdyscyplinarne podejście do pacjenta z chorobami cywilizacyjnymi. Chodzi o to, by zmienić obowiązującą od lat strategię, która polega na tym, że pacjent przychodzi do specjalisty, który patrzy na niego przez pryzmat jednej choroby, jaką ma wyleczyć.
A jak powinno to wyglądać?
Posłużę się przykładem. Wizyta u diabetologa, oprócz leczenia cukrzycy, powinna obejmować kontrolę wartości ciśnienia tętniczego, zalecenia dotyczące modyfikacji stylu życia i kontrolę potencjalnych chorób współistniejących. Samo przepisanie nowoczesnych leków przeciwcukrzycowych, bez uwzględnienia innych problemów chorego, na pewno nie przełoży się na sukces. Z kolei w przypadku prawidłowo leczonej POChP lub astmy może się zdarzyć, że pacjent umrze na zawał, bo pulmonolog nie zainteresował się problemami z krążeniem.
Jest pan lekarzem i managerem.
Zdecydowanie tak. Po rozpoczęciu kierowania wydziałem, towarzystwem czy Katedrą Chorób Cywilizacyjnych wprowadziłem wiele zmian, zaczynając od kwestii najważniejszej, czyli zbudowania nowego, profesjonalnego zespołu. Postawiłem na osoby młode, zaangażowane, utytułowane, odnoszące sukcesy nie tylko w Polsce, lecz także na świecie. Każda z tych osób bardzo lubi to, co robi. Tylko taki zespół jest w stanie zapewnić sukces. Indywidualnie nawet najlepszy manager nie osiągnie sukcesu – tylko gra zespołowa.
Niestety należy pamiętać, że nauka w Polsce jest niedofinansowana od wielu lat. Rozwój naukowy kraju przekłada się na rozwój gospodarki. Jako przykład możemy wskazać miasta, które posiadały znaczący ośrodek akademicki i rozwijały się nawet o 30 proc. szybciej względem porównywalnej grupy kontrolnej. Dlatego od momentu objęcia sterów na wydziale wraz z moim zespołem bierzemy przykład z najlepszych. Ideałem, do którego dążymy, jest Harvard Medical School. Zdajemy sobie sprawę, że droga, którą musimy pokonać, jest bardzo, bardzo długa i wyboista, ale wierzę, że możliwa. Ta najlepsza szkoła medyczna na świecie to ośrodek, który skupia najwybitniejszych naukowców, dydaktyków, laureatów Nagrody Nobla czy wielu innych bardzo prestiżowych nagród. To miejsce, które od wielu lat kierowane jest przez wizjonerów. Bez posiadania tej cechy nie powinniśmy decydować się na kierowanie zespołem. Kolejny bardzo ważny aspekt to umiejętności współpracy nauki/dydaktyki z biznesem.
Bardzo aktywnie wspiera pan Polskie Towarzystwo Chorób Cywilizacyjnych.
Jako pomysłodawca towarzystwa należę do grupy założycielskiej. Biorąc pod uwagę zagrożenia cywilizacyjne, widzimy potrzebę holistycznego podejścia do pacjenta, uwzględniającego wszystko, co nowe w medycynie. Przypominamy, jak ważna jest Evidence Based Medicine (EBM), czyli medycyna oparta na faktach. Pokazuje ona np., jak wielki wpływ mają tzw. czynniki nieklasyczne, np. zanieczyszczenia powietrza, na występowanie chorób cywilizacyjnych, jak nowocześnie diagnozować pacjentów z chorobami cywilizacyjnymi czy w końcu jak nowocześnie leczyć naszych chorych. Postęp jest ogromny.
Czy w codziennej pracy łączy pan teorię z praktyką?
Chorzy, którzy trafiają do nas, mogą liczyć na wszechstronną opiekę. Zaczynamy od podstawowego screeningu, następnie indywidualnie planujemy rozszerzenie badań w zależności od potrzeb. W chwili obecnej dużo uwagi skupiamy na diagnostyce chorób cywilizacyjnych oraz powikłań LONG-COVID po pandemii. Promowane przez nas holistyczne podejście do pacjenta przekłada się nie tylko na indywidualizację zestawu badań, lecz także na indywidualizację farmakoterapii (tzw. farmakoterapia szyta na miarę) oraz w wybranych przypadkach konieczność leczenia inwazyjnego.
Biorąc pod uwagę ograniczone możliwości naszej służby zdrowia, to sfera marzeń…
Chodzi nam o to, by dążyć do pewnego celu, który osiągnąć niełatwo, ale nie jest to niemożliwe. Jeżeli dziś założymy, że tak się nie da, za 5 lat będziemy w tym samym miejscu. Jeśli za jakiś czas w holistyczny sposób zaczniemy leczyć co drugiego pacjenta, będzie to prawdziwy sukces. Mamy dziś do dyspozycji wiele nowoczesnych terapii, które zwiększają komfort życia, a co najważniejsze – wydłużają życie. Znakomity przykład to wprowadzenie inhibitorów SGLT2 do codziennej terapii czy innowacyjne terapie stosowane w onkologii. Flozyny to leki stosowane początkowo w leczeniu cukrzycy. Wyniki kolejnych badań wykazały, że te leki mogą zmniejszyć ryzyko zgonu również w grupie pacjentów z chorobami serca i naczyń czy przewlekłą chorobą nerek niezależnie od tego, czy nasz pacjent cukrzycę ma, czy nie. Jednak pamiętać należy, że mając taką wiedzę, tzw. znakomity EBM, należy robić wszystko, żeby lek był dostępny dla polskich pacjentów oraz żeby pacjent zdawał sobie sprawę, że dzięki takiej terapii może żyć dłużej, a odstawienie leku pogarsza rokowanie (świadomość pacjentów). Niestety, część lekarzy przekonanych o skuteczności zdobytych przez długie lata doświadczeń nie chce się otwierać na nowe terapie/nowe formy diagnostyki. A przecież właśnie w naszym zawodzie bardzo ważna jest świadomość tego, co dzieje się we współczesnej medycynie.
Kolejny ważny aspekt to dobre samopoczucie naszych pacjentów. Samotność, wypalenie, stres wynikający z przemęczenia skutkują zwiększonym ryzykiem powikłań, np. chorób serca i naczyń.
Jest pan naukowcem, lekarzem, ale też managerem. Co składa się na sukces w zarządzaniu?
Zespół. Wiem, że to pewnego rodzaju truizm, ale najważniejszy jest dobry zespół. Trzeba go zbudować, stworzyć atmosferę zaufania i zapewnić możliwości rozwoju. Mając przekonanie co do kompetencji zespołu oraz mając zaufanie, należy dać możliwość podejmowania samodzielnych decyzji. Jednak ostatecznie pełną odpowiedzialność za decyzje podejmowane na wydziale, w towarzystwie czy katedrze biorę ja. Bardzo ważne jest to, by nie blokować młodych, wspierać ich do samorozwoju. Nawet jak wiemy z góry, że wybrana przez współpracownika droga może zakończyć się koniecznością odwrotu, dajmy szansę. Czasami najlepszą szkołą jest szkoła na własnych błędach.
Jak to wygląda z perspektywy towarzystwa i KEN?
Kierowanie Zarządem Głównym PTChC to konieczność posiadania innych cech managera niż bycie dziekanem wydziału czy kierownikiem katedry. Miarę sukcesu stanowi współpraca z innymi towarzystwami, ministerstwami, światem polityki oraz światem biznesu. Jeszcze inny aspekt mojej pracy to praca jako przewodniczący Komisji Ewaluacji Nauki przy Ministerstwie Edukacji i Nauki. W komisji oceniamy jakość działalności wszystkich uczelni w Polsce. Osiągnięcia ludzi nauki to ważny element sukcesu naszego kraju. Dlatego jakość i umiędzynarodowienie polskiej nauki są tak ważne. Chodzi o to, byśmy mieli jak najwięcej grantów europejskich, prestiżowych nagród i istotnych publikacji. Dziś głównymi beneficjentami grantów są Francja, Niemcy, Włochy czy Hiszpania. Zwracamy uwagę, żeby np. patenty nie były tylko zgłaszane, ale także wdrażane.
Czego życzy pan swoim wychowankom i współpracownikom?
Bardzo by mnie ucieszyło, gdyby któryś z moich wychowanków szybciej niż ja został profesorem belwederskim, odkrył więcej, publikował lepiej… Nie ma większej radości dla mentora, jak posiadanie wiedzy, że jego uczeń osiąga więcej…
rozmawiał Piotr Cegłowski
Ankieta „Managera”
Filip M. Szymański
Jakie wartości uważa pan za najważniejsze?
Na pierwszym miejscu stawiam rodzinę. Drugi filar to kręgosłup moralny. Nigdy nie dostosowuję swoich poglądów do wymogów chwili. Trzeci to dobry zespół.
Prywatne zainteresowania.
Podróże – najchętniej do Australii i Azji. Mój ulubiony sport to narciarstwo.
O czym najchętniej dyskutuje pan pozazawodowo?
O podróżach, muzyce oraz dobrej kuchni i winie.
Gdyby nie istniały żadne ograniczenia, z kim chciałby się pan umówić na długą rozmowę?
Trzykrotnie miałem zaszczyt spotkać się z najwybitniejszym badaczem/lekarzem współczesnych czasów zajmującym się chorobami serca, naczyń, chorobami metabolicznymi – panem prof. Eugenem Braunwaldem. Każde spotkanie pamiętam ze szczegółami. To wielka postać, wizjoner. Każde spotkanie to uczta naukowo-kliniczna. Bardzo chciałbym z nim porozmawiać ponownie. Bardzo wysoko cenię dokonania nieżyjącego patrona naszego uniwersytetu kardynała Stefana Wyszyńskiego – wielki Polak.
Ostatnio przeczytana książka.
Duże wrażenie zrobiły na mnie książki Jacka Pałkiewicza, podróżnika obecnego często na łamach „Managera”. Ten niezwykły eksplorator i odkrywca to nasze dobro narodowe.
Najważniejsza chwila pańskiego życia.
Było ich kilka – narodziny trojga moich dzieci, decyzja o tym, że będę lekarzem, a także kontakt z dziką przyrodą na wyciągnięcie ręki: nurkowanie z rekinami czy możliwość obserwacji waleni.
Bucket list…
Po cichu planuję dwumiesięczną wyprawę dookoła świata razem z żoną i dziećmi. Sporo już razem podróżowaliśmy. Odkrycie „czegoś przełomowego” w diagnostyce / leczeniu chorób cywilizacyjnych – dokonamy tego już wkrótce wraz z moim wspaniałym zespołem.