Aleksander Kwaśniewski

Rozmowa z Aleksandrem Kwaśniewskim, Prezydentem RP 1995–2005

– Czy dobry prezydent musi być prawdziwym managerem?

– Nie da się prowadzić polityki udając, że gospodarka nie istnieje. Najlepiej ujął to Bill Clinton powtarzając „It’s the economy, stupid”. Sfery te przenikają się w naturalny sposób. Każda próba zamknięcia ich pod oddzielnymi kloszami, tak żeby się nie stykały, jest skazana na klęskę.

– Czyli sprawdza się zasada prymatu gospodarki nad polityką?

– Ronald Reagan powiedział nawet: „To nie rząd rozwiązuje problemy, to rząd jest problemem”. Warto jednak pamiętać, że w praktyce mogą się sprawdzać też inne modele, np. chiński, który stanowi dziś atrakcyjny wzór dla wielu krajów.

– W krajach o ugruntowanej demokracji politycy wspierają przedsiębiorców.

Najlepszy tego przykład stanowi ostatnia wizyta Angeli Merkel w Chinach. Wkrótce po niej niemieckie firmy podpisały kontrakty o ogromnej wartości, m.in. Siemens i dostawcy wyposażenia browarów. Godny odnotowania sukces, tym bardziej że liczba potencjalnych nabywców piwa to 1,3 mld Chińczyków. W dziedzinie promocji rodzimych firm niezwykle skuteczny jest też Nicolas Sarkozy, jak również politycy holenderscy i hiszpańscy.

– U nas polityk, który zna szefów firm i nie boi się z nimi spotykać, naraża się na zarzuty korupcyjne.

– Stanowi to niewątpliwie efekt „Afery Rywina”, która pokazała, jak chwiejna jest w Polsce równowaga między polityką a gospodarką. Świat biznesu okazał się zbyt silny, popełnił błędy, które mszczą się do dzisiaj. Wysokie standardy powinny obowiązywać nie tylko polityków, ale też czołowych managerów, którzy nie mogą nadużywać swych wpływów, by realizować cele biznesowe. Najwyższy czas, by na nowo zdefiniować wspólne cele. Obrazowo mówiąc: znakomita firma w słabym państwie niewiele jest warta, ale też państwo nie może sobie dobrze radzić, nie mogąc oprzeć się na wielkich firmach.

– Niektórzy politycy na wszelki wypadek demonstrują postawę: biznes mnie nie interesuje.

– Tacy ludzie nie mają szansy na prawdziwy sukces, mogą osiągać jedynie doraźne korzyści. Na każdym polu kontakty między politykami a przedsiębiorcami mają kluczowe znaczenie. Nawet w tak odległej z pozoru dziedzinie, jak kultura, polityk, który wie, w jaki sposób rozmawiać z przedsiębiorcami, zyska sponsorów kluczowych przedsięwzięć. Dzisiejszy świat nie toleruje anachronizmów, takich jak twierdzenie: „Nie znam się na ekonomii, nie mam nawet konta w banku”.

– Za czasów pańskiej prezydentury, w wizytach zagranicznych uczestniczyło wielu przedsiębiorców i managerów.

– W tej dziedzinie moja kancelaria współpracowała z głównymi organizacjami biznesowymi, które zgłaszały propozycje, kto powinien wziąć udział w takiej delegacji. Dzięki temu poznałem wielu przedsiębiorców, którzy osiągnęli znaczny sukces za granicą, choć w kraju mało kto o nich słyszał, jak np. największego dostawcę pastuchów elektrycznych na rynek brazylijski. Przedsiębiorcy wchodzący w skład delegacji zawsze mogli liczyć na dobre słowo. W sprzyjających okolicznościach sam fakt, że wchodzili w skład prezydenckiej delegacji, otwierał im wiele drzwi. Nie muszę chyba tłumaczyć, że każdy z kontraktów oznaczał nowe miejsca pracy i dochody do budżetu. Mam nadzieję, że udało nam się wówczas dobrze wykorzystać okres swoistej mody na Polskę, jako lidera zmian w naszej części Europy. Po wejściu do UE jesteśmy już traktowani podobnie, jak inne kraje członkowskie. Dziś modne są Chiny, Indie, Brazylia, inwestorzy coraz bardziej interesują się Afryką.

– Słowem – coraz więcej zależy dziś od tego, jakimi managerami okażą się nasi politycy. Co wyróżnia prezydenta jako managera?

– Bardzo podobny zestaw cech charakteryzuje szefa dużej korporacji. Na pierwszym miejscu postawiłbym wiedzę. Niezwykle ważna jest umiejętność zarządzania ludźmi. Na marginesie – mam duże zastrzeżenia do szefów, którzy nie szanują podwładnych, chcąc ich mieć pod ręką o każdej porze dnia i nocy. Prawdziwy manager musi też mieć wizję zarządzania firmą i odwagę podejmowania ryzyka. Nie wyobrażam sobie na czele korporacji osoby pozbawionej umiejętności komunikacyjnych. W dobie wszechobecnych mediów elektronicznych osoba, która w przekonujący sposób nie umie przekazać swych racji, staje na przegranej pozycji. Powiedzmy to wyraźnie: bezpowrotnie minęły czasy wielkich ludzi zamkniętych w wieży z kości słoniowej.

– Skoro tak niewiele odróżnia szefa firmy i managera-polityka, dlaczego tak mało jest transferów między tymi działami?

– Jestem przekonany, że to bardzo poważny błąd. Zwykle osoby posiadające doświadczenie w zarządzaniu firmami, równie dobrze sobie radzą w polityce. A przecież reguła ta może dobrze działać w obie strony. Trudno sobie wyobrazić lepszego członka rady nadzorczej poważnej spółki niż były polityk, który wszystko wie o określonej branży. Czasem politycy-managerowie lądują na przymusowej wcześniejszej emeryturze. Kończąc drugą kadencję prezydencką miałem zaledwie 51 lat i sam stanąłem przed wyborem: co dalej? Oczywiście, nie narzekam na brak zajęć, jestem zaangażowany w wiele międzynarodowych projektów, wykładam na Georgetown University, prowadzę fundację Amicus Europae, wiele podróżuję po świecie.

– Manager, który ma naturalne skłonności przywódcze, zwykle objawia je już w szkole.

– Mam wrażenie, że w stu procentach spełniam ten warunek. Swą przygodę z zarządzaniem zaczynałem kierując samorządem szkolnym, a podczas studiów – radą wydziału, a następnie uczelni. Dobrze wspominam czas pracy dziennikarskiej, gdy byłem redaktorem naczelnym „ITD” i „Sztandaru Młodych”. Mając 31 lat zostałem ministrem, uczestniczyłem w obradach Okrągłego Stołu. Potem byłem szefem partii i klubu parlamentarnego.

– Dzięki szczególnie pożądanym cechom – zarówno u managera, jak i polityka – czyli komunikatywności i świetnej znajomości języków, nawiązał pan bliskie relacje z ludźmi, których życzliwy stosunek do naszego kraju jest na wagę złota.

– Nie chciałbym zamęczać czytelników długą listą nazwisk, ale, rzeczywiście, miałem i mam do dziś dobry kontakt z Billem Clintonem i wieloma wybitnymi przywódcami europejskimi, m.in. Tonym Blairem, Gerhardem Schröderem, Felipe Gonzálezem, José Aznarem, Václavem Havlem czy też Władimirem Putinem. Poznałem również licznych przedstawicieli biznesu, m.in. Billa Gatesa, Warrena Buffetta i George’a Sorosa. Na marginesie – ludzi, których dosłownie stać na wszystko, zwykle wyróżnia skromność i dystans. Nigdy nie zapomnę swoich spotkań z królową Elżbietą II, która ma ogromną wiedzę o polityce i gospodarce. Pierwszym premierem, z którym miała osobisty kontakt, był Churchill…

Co lubi Aleksander Kwaśniewski?

 Pióra – ma kolekcję piór najlepszych marek, które przechowuje w piętrowo ułożonych pudełkach. Na co dzień używa groszowych długopisów, ponieważ wie, że prezydenckie pióro pożyczone komukolwiek, choćby na chwilę, prawie nigdy do niego nie wraca

Zegarki – najbardziej ceni Francka Mullera, mistrza komplikacji, którego szwajcarską manufakturę miał okazję odwiedzić

Ubrania – styl klasyczny, docenia polskie marki

Wypoczynek – narty, tenis, spacery z dwoma psami. W lecie chętnie jeździ nad Bałtyk, do Juraty, teraz Mazury, w zimie razem z rodziną wynajmuje zawsze ten sam dom w Szwajcarii

Restauracja – gościom zagranicznym zwykle prezentował znakomitą polską kuchnię w „Różanej” i „Polskiej Tradycji”, której likwidacji żałuje. Chętnie też odwiedza warszawskie restauracje z sushi

Hobby – literatura, zwłaszcza historia, biografie. Zwykle czyta jednocześnie 2-3 książki. Żartobliwie podkreśla, że książka czytana w łóżku to najlepszy środek nasenny

Samochód – wielkim sentymentem darzył swoje pierwsze auto, Fiata 126p, którym przejeździł 100 tys. km i użytkował do czasu, aż podczas zmiany koła lewarek przebił zardzewiały próg i wpadł do kabiny. Bardzo lubił też Lancię, którą zjeździł całą Polskę podczas wyborów parlamentarnych w 1991 i 1993 roku. Najbardziej niezwykłą przygodę motoryzacyjną przeżył w Paryżu, gdy Władimir Putin zaprosił go do służbowej limuzyny ZIŁ. Podczas jazdy prezydent Kwaśniewski zapytał: „Co to jest?” wskazując na czarne pudełko leżące na podłodze. „System odpalania głowic atomowych, chcesz obejrzeć?” odrzekł prezydent Putin…