Praca Polaków za granicą w labiryncie przepisów

Korzystniejsze warunki zatrudnienia, czy więcej niewiadomych? Większa kontrola nad rynkiem pracy, czy więcej utrudnień i wzrost szarej strefy? Co w praktyce oznacza dla polskich pracowników i agencji pośrednictwa pracy przyjęcie przez UE nowej dyrektywy o delegowaniu?

29 maja w Parlamencie Europejskim odbyło się głosowanie nad przyjęciem Dyrektywy o delegowaniu pracowników. O tym, że porozumienie jest niekorzystne m.in. dla Polski wiemy już od dawna. Pozostaje pytanie – jak bardzo nowe przepisy skomplikują życie zwykłych pracowników, którzy do tej pory byli delegowani do krajów Europy Zachodniej i jak te komplikacje wpłyną na decyzje firm, które zajmują się delegowaniem.

Dyrektywa przeciwko małym firmom

Podczas debaty podkreślano, że pracownicy delegowani stali się narzędziem w rękach bogatych protekcjonistycznych państw. Pod pretekstem równej płacy za tę samą pracę ogranicza się najważniejszy czynnik rozwoju gospodarki, czyli m.in cenę i swobodę świadczenia usług, zakłóca się naturalny rozwój gospodarek i wtrąca się w indywidualne ustalenia pomiędzy pracodawcą a pracownikiem. Wreszcie, że Dyrektywa zamiast wzmocnić rynek pracy zabije go, uśmiercając głównie małe i micro przedsiębiorstwa doprowadzając do większego bezrobocia tam, gdzie zaczęto z niego wreszcie wychodzić. Mimo to aktualizacja przepisów, przyjęta została 456 głosami do 147, przy 49 wstrzymujących się od głosu.

Co przyjęto:

  • Pracownik delegowany otrzymuje wynagrodzenie (w którego skład wchodzą dodatki i ekstra świadczenia) do tej pory obowiązywała płaca minimalna.
  • Delegowanie może trwać 12 miesięcy z możliwością przedłużenia o 6 miesięcy.
  • Pracownicy otrzymują wynagrodzenie nie tylko zgodne z prawem pracy kraju przyjmującego, ale należy wziąć pod uwagę regionalne lub sektorowe układy zbiorowe.
  • Pracodawcy muszą pokryć koszty zakwaterowania i wyżywienia pracowników.
  • Po 12 miesiącach pracy, pracownika obowiązuje system prawa pracy państwa przyjmującego.

Choć mogłoby się wydawać, że regulacje są korzystne dla pracowników, przyjęcie przepisów może oznaczać, że wiele firm będzie musiało zamknąć działalność lub przenieść się do kraju, do którego dotychczas delegowało pracowników. Wszystkie pozapłacowe koszty związane z nowymi przepisami spowodują bowiem, że zatrudnienie pracownika delegowanego przestanie się opłacać.

Bez prawnika ani rusz?

Zdaniem Marty Bitner, koordynatorki Sekcji Agencji Opieki (SAO) działającej w ramach Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia (SAZ), największej tego typu organizacji w Polsce zrzeszającej 65 agencji, najwięcej znaków zapytania dotyczy bezpośrednio pracowników delegowanych przez agencje.

– Trudniej niż dziś będzie pracownikowi delegowanemu odpowiedzieć sobie na podstawowe pytania i być świadomym swoich praw. Na przykład: Jakie świadczenia mu przysługują? Czy podlega już pod system prawa kraju przyjmującego? – wylicza Marta Bitner.  Pracownik może nie wiedzieć pod jaki system prawa pracy podlega, nie będzie pewny, czy może dochodzić swoich praw w Polsce, czy w kraju, w którym pracuje. Czy lepiej szukać polskiego prawnika obeznanego z zagranicznym prawem, czy lokalnego, który z pewnością będzie droższy?

Niejednokrotnie może się okazać, że koszty prawne (adwokat, tłumaczenie dokumentów itp.) staną się powodem, dla którego pracownicy z Polski nie będą mieli odwagi walczyć o swoje przed sądem. Mniej pewna stanie się także kwestia stabilności zatrudnienia. Pracodawca niekoniecznie będzie chciał przedłużyć umowę na nowych zasadach po upływie 12 miesięcy, po których pracownik powinien podlegać już pod system prawa pracy kraju przyjmującego.

Adw. Joanna Torbé z kancelarii adwokackiej Joanna Torbé & Partnerzy specjalizująca się w prawie pracy podkreśla, że zagrożeniem są nie tylko zmiany w dyrektywie, ale dalej idące propozycje dotyczące kwestii ubezpieczenia pracowników delegowanych. Choć w tym zakresie prace jeszcze trwają, wpisują się w niekorzystne propozycje KE, a jednym z zagrożeń po zmianie przepisów jest rozproszenie okresów emerytalnych (ubezpieczenie na krótkie okresy w różnych państwach).

– Przepisy w tych kwestiach już wcześniej były dość nieprecyzyjne. W ciągu lat wypracowywaliśmy jednak w znacznej mierze ich interpretację. Cały ten dorobek zostanie odesłany do lamusa, przy czym w zamian dostaniemy przepisy jeszcze bardziej niedoprecyzowane. Im większa uznaniowość jest pozostawiona w przepisach organom kontroli, tym większe jest ryzyko przedsiębiorcy – mówi adw. Joanna Torbé.

Miało być biało, będzie szaro?

Joanna Torbé dodaje, że odnalezienie się w nowej rzeczywistości legislacyjnej będzie ogromnym wyzwaniem przede wszystkim dla firm zajmujących się delegowaniem. Będą one musiały się nie tylko w większym stopniu niż dotychczas odnaleźć w prawie krajów, do których delegują pracowników, ale też wypełnić dodatkowe, nowe obowiązki, np. zapewnić pokrycie kosztów zakwaterowania i podróży swoich pracowników, a także zapewniać inne świadczenia które mogą pojawić się w krajach UE.

Krzysztof Jakubowski, wiceprezes Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia i spółki InterKadra, która od ośmiu lat deleguje polskich pracowników na Zachód (obecnie ponad tysiąc osób), głównie do Francji i Niemiec, przyznaje, że firma już zarejestrowała działalność we Francji choć oznacza to znaczne podwyższenie kosztów (wyższe składki emerytalne, podatki, ubezpieczenia).

– Naszym zdaniem to jedyne sensowne wyjście – mówi Krzysztof Jakubowski. – Nowa dyrektywa była promowana pod hasłem walki z czarnym rynkiem, ale my od początku nie mieliśmy złudzeń, że chodzi o coś innego. Zbyt dobrze znamy codzienność prowadzenia biznesu w krajach „Starej Unii”. Podczas uporczywych kontroli, często kilkunastu w ciągu miesiąca, francuscy urzędnicy nie raz sugerowali nam żebyśmy zarejestrowali firmę w tym kraju, a kontrole się skończą – dodaje.

Jego zdaniem głównym celem zmian jest przekierowanie wpływów z podatków z krajów delegujących do budżetów krajów zatrudniających. Tezę tę potwierdzać może fakt, że w dyrektywie nie poświęcono praktycznie żadnej uwagi kwestii prowadzenia inspekcji w firmach delegujących.

– Firmy nie wiedzą jakie mają prawa podczas takich kontroli. Obiektywność urzędów, które je przeprowadzają stoi więc pod dużym znakiem zapytania – mówi mec. Joanna Torbe.

Krzysztof Jakubowski dodaje, że choć według szacunków w Niemczech pracuje dziś na czarno około 250 tysięcy opiekunek, to nikt do tej pory nie próbował nawet walczyć z tym zjawiskiem.

– Moim zdaniem teraz problem ten tylko się powiększy, bo firmy korzystające z delegowania ludzi po upływie 12 miesięcy niekoniecznie będą ich zatrudniać. Część z tych osób z pewnością wyląduje w szarej strefie – uważa Jakubowski. – Całkowita liczba prawników delegowanych to około 0,8% wszystkich pracowników w UE. Urzędnicy unijni już drugą kadencję, zajmują się właśnie tymi 0,8% pracowników. Dlaczego? Bo firmy ich zatrudniające działają legalnie i są zarejestrowane, w związku z tym łatwiej je namierzyć i ukarać. Nikt z kontrolujących nie szuka pracowników z szarej strefy… Zmiany w dyrektywie mają na celu po pierwsze ściągnięcie dodatkowych pieniędzy do budżetów krajów przyjmujących, ale po drugie są odpowiedzią populistycznych polityków na oczekiwania ich wyborców. Przecież każdy zawodowy polityk chce wygrać kolejne wybory (bo nic innego nie potrafi) a przez to musi się przypodobać wyborcom, którzy boją się mitycznych „obcych” zabierających im pracę – komentuje wiceprezes SAZ.

Państwa członkowskie mają 2 lata na implementacje przepisów do porządków krajowych i wprowadzenie ich w życie.

Chaos i biurokracja!
KOMENTARZ Danuty Jazłowieckiej, Posłanki do Parlamentu Europejskiego

Nie ma gorszych rozwiązań psujących rynek wewnętrzny niż rewizja dyrektywy o delegowaniu pracowników. W całej Europie, szczególnie dziś, brakuje rąk do pracy. Pracownicy są delegowani do krajów, gdzie na lokalnym rynku nie ma wykwalifikowanych pracowników bądź lokalni nie są zainteresowani danym rodzajem pracy. Skracając delegowanie do 12 miesięcy, obciążając firmy wszystkimi formami układów zbiorowych niszczymy rynek wewnętrzny. Rewizja miała służyć wyeliminowaniu nieuczciwych firm, stosujących tzw. dumping socjalny, a w dokumencie nie ma tych rozwiązań. W rewizji mamy chaos, multum biurokracji, którą obciążymy wszystkie firmy delegujące z Niemiec, Francji, Polski, Holandii, Belgii czy też Bułgarii. To małe i średnie firmy z tych właśnie krajów będą upadać przez nałożoną na nie biurokrację, a działalność firm-skrzynek pocztowych będzie kwitła. Rynek potrzebuje jasnego i przejrzystego prawa a rewizja dyrektywy tego nie gwarantuje.

Jarek Orzeł