Wizja rozwoju napędza biznes

IMG_3110Firma, którą stworzył pan od zera, dysponuje dziś 1400 samochodami i rozwija się w błyskawicznym tempie, kreując standardy obowiązujące w branży…
Nie zawsze wyglądało to tak dobrze. Myślę, że wiele osób zniechęciłyby problemy, z którymi zetknąłem się zaczynając działalność.

Pański przykład dowodzi, że wytrwałość popłaca. Od czego pan zaczynał?
Kiedy ukończyłem Wydział Organizacji i Zarządzania na Politechnice Wrocławskiej, znalazłem pracę w urzędzie miejskim, ale to mi nie wystarczało. Podjąłem decyzję, by spróbować sił uruchamiając własny sklep spożywczy. Działo się to w 1996 roku w moim rodzinnym Lubinie. Codziennie wstawałem bardzo wcześnie, by przywieźć wszystko co trzeba z okolicznych hurtowni. Wszystkie wolne chwile, choć permanentnie brakowało mi czasu, poświęcałem zdobywaniu wiedzy na temat inwestycji kapitałowych. W tamtym okresie giełda kwitła, a ja szybko zacząłem zarabiać znacznie większe pieniądze niż w sklepie. Wyliczyłem, że godzina spędzona przed komputerem przynosi mi większy zysk niż miesiąc pracy w urzędzie. Zdecydowałem się skoncentrować wyłącznie na inwestycjach. Podjąłem studia w poznańskiej Wyższej Szkole Bankowej. Wydawało mi się wówczas, że znalazłem właściwą drogę, ale nastąpił krach na rynkach finansowych, a ja z dnia na dzień straciłem wszystko, co udało mi się zarobić…

To prawdziwy wstrząs.
Dla mnie był to impuls do działania. Zrozumiałem, że tym razem muszę stworzyć firmę, której los będzie zależał tylko ode mnie. I tak zacząłem pożyczać duże samochody typu VAN, którymi woziłem do Niemiec osoby, które podejmowały tam pracę. Była to dobra szkoła biznesu i życia, dzięki której mogłem poznać zasady funkcjonowania tego rynku. I tak wpadłem na pomysł, by uruchomić własną wypożyczalnię aut. Po przygodzie z giełdą nie miałem środków, więc postanowiłem skorzystać z programu aktywizacji bezrobotnych. Przygotowałem biznesplan, prosząc o kredyt, który umożliwi mi spłatę pierwszej raty leasingowej. Najwyraźniej pomysł się spodobał, ponieważ otrzymałem dofinansowanie, które pozwoliło mi na zakup auta. Było to Daewoo Lanos, na którym umieściłem reklamy i zacząłem szukać klientów.

I tak zaczęła się historia sukcesu?
Moje pierwsze doświadczenia były, delikatnie mówiąc, zniechęcające. Jak się szybko okazało, moje pierwsze auto upatrzyli sobie przemytnicy, którzy kilkakrotnie porzucili je za granicą. Druga kategoria ówczesnych klientów to… złodzieje. Dorabiali kluczyki, by potem ukraść samochód. Na marginesie, w ciągu pierwszych czterech lat 11 razy sam musiałem podejmować prywatne śledztwo, by odzyskać pojazd, ponieważ policja nie chciała się tym zajmować. Co gorsze, po jakimś czasie mój pierwszy Lanos dachował. Kupiłem Nubirę, którą rozbił klient. Słowem – czarna seria.

Nie poddałem się jednak, na zakup trzeciego samochodu pożyczyłem pieniądze od matki. I wtedy odwróciła się karta – pojawiły się pierwsze zapytania z firm assistance szukających aut zastępczych dla swoich klientów. To był sygnał, na który czekałem, prawdziwa szansa na rozwój działalności. Skorzystałem z niej natychmiast rozszerzając ofertę na cale woj. lubuskie oraz Dolny Śląsk. Nie stać mnie było wówczas na otwarcie biur, więc – zgodnie z umową – podstawiałem samochody pod wskazane adresy. Miałem coraz więcej zleceń, zainwestowałem w kolejne pojazdy, zatrudniłem dwóch kierowców. Do 2003 roku walczyłem o uzyskanie rentowności, dopiero później udało mi się stworzyć stabilne podstawy działalności.

Managerowie często podkreślają, że biznes to ludzie.
Słusznie. Do dziś pracują razem ze mną osoby, z którymi budowałem firmę, jak np. Elżbieta Marżało, kierownik działu fakturowania, Leszek Leśniak, kierownik działu operacyjnego, czy Barbara Formusiak, dyrektor zarządzająca. Bardzo mnie cieszy, że spora grupa moich wieloletnich współpracowników zdecydowała się przeprowadzić z Lubina do Warszawy, gdy skala biznesu wymagała utworzenia centrali w stolicy.

Ilu pracowników pan zatrudnia?
Obecnie 180 i na tym nie koniec. W 2007 roku zdecydowałem się rozszerzyć działalność na całą Polskę. Dwa lata później przekształciłem firmę w spółkę akcyjną. W 2012 roku uruchomiliśmy wypożyczalnię na Okęciu, a w ciągu kolejnych dwóch lat na wszystkich krajowych lotniskach. Siłę firmy stanowi umiejętność szybkiego dostosowywania się do zmieniających się warunków. Jak wspomniałem, pierwszy ważny impuls rozwojowy to kontrakty z firmami assistance. Dziś to niewielki procent obrotów. Znaczna część naszych przychodów to efekt realizacji umów OC gwarantujących auto zastępcze. Ubezpieczalnie dość długo się przed tym broniły, ale 3 lata temu zapadł wyrok Sądu Najwyższego regulujący tę kwestię. Bardzo mnie cieszy dynamiczny wzrost liczby klientów indywidualnych, generujących coraz wieksze obroty. Rosną również zamówienia od klientów flotowych.

Jak postrzega pan przyszłość wypożyczalni samochodów?
Jestem optymistą. Coraz bardziej upowszechnia się opinia, że nie trzeba mieć auta na własność, by z niego korzystać. W Europie Zachodniej wiele osób korzysta z pożyczonych pojazdów, głównie w weekendy i podczas wakacji lub dojeżdżając do pracy. Zwykle wygodniej im korzystać z komunikacji publicznej ze względu na problemy z parkowaniem i korkami. Jestem przekonany, że przyszłość to auta elektryczne. Szkoda, że nasze władze nie stworzyły systemu stymulującego rozwój w tej dziedzinie, jak np. w Norwegii. Wspólnie z innymi członkami Polskiego Związku Wynajmu i Leasingu Pojazdów mamy nadzieję, że wreszcie coś zmieni sie w tej dziedzinie.

Oznacza to współpracę z konkurentami?
Tak, gdzie chodzi o nasz wspólny interes – oczywiście, że tak. Nasz biznes napędza jasna wizja rozwoju, a nie chęć ścigania się z innymi firmami. Dla mnie najważniejszy jest dwucyfrowy wzrost przychodów z roku na rok – od 30 do 50 proc. i plan wejścia na GPW za 2 lata. Kolejny ważny projekt to wyjście na rynki zagraniczne – dalekie, takie jak Argentyna lub Hongkong, bo w Europie w naszej branży zrobiło się naprawdę ciasno. Jeśli chodzi o konkurentów – wręcz cieszy mnie to, gdy wprost kopiują nasze rozwiązania. Dzięki temu, że nie jesteśmy sami na rynku – ciągle musimy poszerzać i ulepszać ofertę. Około 30 proc. naszych samochodów ma automatyczne skrzynie biegów, zdecydowaliśmy się wprowadzić do wypożyczalni nie tylko samochody prestiżowych marek – jak np. BMW 7, ale też auta typu SUV oraz specjalistyczne pojazdy dostawcze, w tym chłodnie, kontenery, plandeki oraz izotermy.

Co uważa pan za klucz do sukcesu firmy?
Nie będę oryginalny, jeśli powiem, że decydującą rolę pełni zespół. Zamiast korporacyjnego dystansu, stawiam na rodzinną atmosferę. Skoro już o rodzinie mowa – to w pracy wspiera mnie żona, która zajmuje się marketingiem i PR. Syn, który skończył szkołę średnią, pracuje jako kierowca. Jestem przekonany, że nie wolno traktować przedmiotowo pracowników, ponieważ to zabija ich kreatywność i chęć działania. Właśnie dlatego postanowiłem kształcić się w dziedzinie mentoringu. Przez pierwszych 10 lat pracy nie byłem ani jednego dnia na urlopie. Od 6 lat wyjeżdżam na coraz dłuższe wakacje. Kiedy zdecydowałem się na trwającą 2,5 miesiąca podróż po Australii i Nowej Zelandii, nie wydarzył się nic złego.

IMG_2850Co lubi Maciej Panek?

Zegarek Garmin Fenix 3 Sapphire HR Elevate
Ubrania
Strellson
Wypoczynek
czynny, za każdym razem jeździ gdzie indziej
Kuchnia
oryginalna tajska, ostra
Restauracja
„Na Lato” na Rozbrat w Warszawie
Samochód
obecnie Lexus NX, którego właśnie wymienia na Volvo XC90
Hobby
podróże, komponowanie muzyki, fotografia