W magazynie – Nowa klasa ID.4?

Volkswagen ID.4 1ST Max

Elektryfikacja w grupie Volkswagen idzie na całego. Już teraz model Touareg otrzymał napęd hybrydowy, a mniejsze modele mają w gamie odmiany mild hybrid i plug-in. Volkswagen pokazuje też, że jest już gotowy do pełnej elektryfikacji swojej floty i potwierdza swoje słowa modelem ID.4.

Testuje Michał Garbaczuk

Auto, jakże by inaczej, jest modnym crossoverem. Zbudowano go na nowej płycie podłogowej powstałej specjalnie na potrzeby produkcji samochodów elektrycznych. Nadwozie o długości 4594 mm i szerokości 1852 mm (bez lusterek) narysowano bardzo „miękką” kredką. Łagodne linie i mnóstwo zaokrągleń sprawiają, że ID.4 wygląda futurystycznie i elegancko jednocześnie. Szczególne wrażenie robi olbrzymia powierzchnia przedniej szyby i wzorowa wręcz widoczność w każdym kierunku. Całości dopełniają nieprzyzwoicie wielkie koła z felgami w rozmiarze 21 cali! Podobają mi się również wydatne plastikowe osłony w dolnej części drzwi i zderzaków, które skutecznie chronią lakierowane elementy przed przypadkowym uszkodzeniem.

Tu jest jakby luksusowo

Volkswagen zastosował tu kilka patentów, dzięki którym obcowanie z ID.4 jest niezwykle przyjemne i bezproblemowe. Jednym z nich jest uruchamianie i wyłączanie silnika z pominięciem stacyjki. Wystarczy usiąść w fotelu kierowcy i samochód już jest gotowy do jazdy. Żeby sprawnie odjechać należy jedynie wcisnąć hamulec i wrzucić „DRIVE”. Podobnie po zakończonej jeździe należy włączyć przycisk „PARK” i po prostu wysiąść z auta. Samochód wyłączy się sam po opuszczeniu kabiny. Samo wnętrze niemieckiego elektryka jest niezwykle obszerne i za sprawą idealnie płaskiej podłogi również funkcjonalne. Selektor zmiany biegów, bo trudno tu mówić o drążku, znalazł się przy kierownicy, dzięki czemu w konsoli środkowej postała przestrzeń na półeczki, uchwyty na napoje i szufladka do bezprzewodowego ładowania smartfona. Fotele są obłędnie wygodne, a w testowanym egzemplarzu dodatkowo pokryte Alcantarą i elektrycznie regulowane.

Tylna kanapa jest oczywiście dzielona, wyposażono ją w podłokietnik dla pasażerów, a dodatkowo w oparciu znalazł się otwór do przewożenia długich przedmiotów. Co ciekawe, zmieści się tu nawet trzech dorosłych pasażerów, a duża przestrzeń na stopy skutecznie uciszy ich roszczenia o dodatkowe centymetry. Jak przystało na Volkswagena ogromny jest również bagażnik. Jego przestrzeń jest równa, głęboka, ustawna i ma pojemność 543 litrów, co pozwoli spakować się nawet na wakacje.

Technika Hi-end

Nie do końca przyzwyczaiłem się jeszcze do nowej architektury systemu multimedialnego i w pełni dotykowych przycisków, a w zasadzie suwaków, bo na przykład zmiana głośności radia odbywa się przez przesuwanie palcem po specjalnym polu pod ekranem centralnym. Przyciski sterowania na kierownicy także są dotykowe i trzeba panować nad dłońmi, żeby przypadkowo nie pozmieniać sobie ustawień. Trzeba jednak oddać producentowi, że menu ustawień jest bardzo rozbudowane.

Muszę za to przyznać, że Volkswagen modelem ID.4 reklamuje elektromobilność w sposób brawurowy, bo auto jest dopracowane technicznie i wysmakowane w najmniejszych szczegółach. Nawet system wyświetlania informacji na przedniej szybie Head-Up Display wprowadza tę funkcję w nowy wymiar. Ekran podzielony jest na dwie części, z czego dolna wyświetla podstawowe informacje, takie jak aktualną prędkość i jej ograniczenia, za to ta wyższa odpowiedzialna jest między innymi za wyświetlanie ostrzeżeń o zmianie pasa ruchu i wskazań nawigacji. Efekt jest taki, że kierowca ma wrażenie, iż informacje pojawiają się bezpośrednio na jezdni przed autem, a kierunkowskazy i strzałki nawigacji zmieniają swoją wielkość, gdy zbliżamy się do zmiany kierunku i wskazują dokładny moment skrętu!

limuzyna przyszłości?

Volkswagen ID.4 wprowadza także nowe pojęcie komfortu jazdy. Silnik elektryczny o mocy 204 KM przyspiesza tak aksamitnie, że nie ma mowy o żadnych efektach uderzenia w plecy, czy niedogodnościach w postaci kłopotów z błędnikiem. ID.4 przyspiesza jakby został zwolniony z naciągniętej sprężyny i z gracją nabiera prędkości, przy czym moment obrotowy dostępny jest za mrugnięciem oka. Za sprawą elektrycznego silnika w kabinie panuje wyjątkowa cisza i jedynie po przekroczeniu prędkości 130 km/h do wnętrza zaczynają docierać delikatne szumy opływającego powietrza. I teraz najważniejsze pytanie, czyli ile kilometrów można zrobić na jednym ładowaniu i jak szybko da się wrócić na drogę po naładowaniu baterii? Egzemplarz, który miałem okazję testować wyposażony został w akumulatory o pojemności 77 kW, co według producenta ma pozwolić na pokonanie dystansu nawet 500 kilometrów.

Jak zwykle w przypadku testu samochodu elektrycznego skrupulatnie zaplanowałem trasę z wyliczeniem dystansu do szybkiej ładowarki (piszę w liczbie pojedynczej, bowiem Mazury, które zamierzałem odwiedzić są jeszcze niestety białą plamą na mapie infrastruktury ładowania), spakowałem wodę, batoniki proteinowe i odżywki, które miały pozwolić mi na przeżycie, gdybym musiał korzystać ze zwykłego gniazdka i ruszyłem w drogę.

A jednak da się

Moim celem był Pisz oddalony od Warszawy o około 200 kilometrów, a na starcie, przy pełnej baterii komputer pokazywał zasięg 408 km. Ku mojemu zdziwieniu, kilometrów ubywało proporcjonalnie do wzrostu ilości przejechanych kilometrów, dlatego początkowy stres szybko zmienił się w przyjemność obcowania z fantastycznie komfortowym samochodem i najlepszym towarzystwem, jaki mogłem sobie wymarzyć – ukochaną żoną. Podróż zajęła nam około 2,5 godziny, a na miejscu komputer poinformował mnie, że energia zgromadzona w akumulatorach pozwoli jeszcze na 268 km, dlatego zdecydowałem, że wracamy do domu bez ładowania na trasie. Po powrocie z Piszu wciąż miałem możliwość przejechania jeszcze 82 kilometrów! Podsumowując, jeżeli ja, jadąc Volkswagenem ID.4 jak normalnym, w sensie spalinowym, samochodem byłem w stanie zrobić na jednym ładowaniu prawie 480 km, to jest to już wartość w zupełności dla mnie akceptowalna i mogę ogłosić, że elektromobilność powoli trafia pod strzechy.

Mam wciąż jeszcze tylko jedno, jedyne zastrzeżenie dotyczące infrastruktury ładowania. Ładowarka, nawet ta szybka o mocy 50 kW zmusza podróżnych do zrobienia przynajmniej godzinnej przerwy. Jeśli zaczną powstawać wreszcie stacje o mocy przynajmniej 150 kW, czas ładowania skróci się trzykrotnie i dopiero wtedy będziemy mogli powiedzieć, że ładowanie trwać będzie tyle, co wizyta na stacji, kosmetyka w toalecie, kawka i hot-dog razem wzięte. Drodzy operatorzy, weźcie się do roboty, bo fantastyczne samochody napędzane energią z gniazdka już są!