Sportowe krawiectwo na miarę

TomaszKaminski

Tomasz Kamiński, inżynier, którego pasją stały się design i projektowanie, produkcja ubrań sportowych, o nowatorskim pomyśle, który wprowadził w życie

Jest pan inżynierem, jednak postawił pan na biznes niezwiązany z wykształceniem.
Tak, to prawda, jednak moje inżynierskie wykształcenie zawsze bardzo mi pomagało. Zaczynałem jako serwisant urządzeń druku wielkoformatowego. Lubiłem wszystko, co związane z drukiem, więc w 2007 r., po merytorycznej dyskusji z żoną, założyłem firmę specjalizującą się w druku wielkoformatowym. Do pomocy zaangażowałem również brata. Trochę jak w „Ziemi obiecanej”: ja nie miałem nic, on nie miał nic, czyli razem mieliśmy tyle, aby firma mogła zacząć działać.

Podobnie jak tamci bohaterowie mieliście to, co najważniejsze, czyli pomysł na produkcję i sprzedaż.
Na początku było nam trudno, ale dzięki dobrym cenom i jakości zaczęliśmy pozyskiwać coraz więcej klientów. Z czasem zatrudniłem pracowników i kupiłem nowe maszyny. W tym wszystkim wspierała mnie żona, która dodatkowo zajmowała się dziećmi. Dzisiaj razem prowadzimy sporą drukarnię obsługującą bardzo poważnych klientów. Wygraliśmy, bo konsekwentnie trzymaliśmy się motta naszej firmy: „Zrealizujemy każdy twój pomysł”. Rynek jest bardzo konkurencyjny, zdecydowaliśmy się oprzeć nasz rozwój na jakości i kompleksowej obsłudze.

Czyli full service?
Tak. Projekty, logotypy, skład DTP, druk wielkoformatowy (banery, siatki), druk cyfrowy i offsetowy (wizytówki, ulotki, streszczenia), kubki, koszulki, naklejki, kalendarze i inne gadżety – wszystko w jednym miejscu od A do Z. Razem z montażem wielkoformatowych wydruków lub siatek. Dzisiaj z 13 współpracownikami jesteśmy praktycznie samowystarczalni.

Mimo to postanowił pan rozwinąć biznes.
Już taki jestem, że ciągle szukam czegoś nowego. Ustawienie jednej działalności i oddanie jej pod opiekę mojej żonie spowodowało, że zacząłem myśleć o czymś nowym – o sporcie. Jak zwykle pomysł wykreowała potrzeba. Miałem pływać na skuterze i nartach wodnych, ponieważ byłem początkujący, postanowiłem chociaż profesjonalnie wyglądać.

Wybrał się pan do sklepu z piankami.
Uderzyło mnie to, jak skromna jest oferta kolorystyczna, ale to nie był koniec. Gdy zacząłem przymierzać, okazało się, że jeśli góra jest dobra, to dół nie pasuje. Mowy nie było, żeby się czymś oryginalnym wyróżnić, a ja zawsze pod tym względem byłem indywidualistą.

I tak został pan projektantem.
Brzmi poważnie, ale tak właśnie było. Przecież cena różnych rzeczy tylko w niewielkim procencie wynika z jakości materiału. Najważniejsze są design i związana z nim niepowtarzalność. Nie chciałem kopiować najlepszych, postawiłem na własne pomysły i kolory. W większości sklepów sportowych dominuje jeden kolor, bardzo często czarny, szary lub granatowy, albo są bijące po oczach żółte, róże i zielenie.

Cóż, gdyby różnorodność była łatwa do osiągnięcia, wszyscy by to robili…
Na szczęście na początkowym etapie nie, refleksja przyszła na etapie tworzenia biznesplanu. Zdałem sobie sprawę, że indywidualność może być bardzokosztowna i to na poziomie zarówno producenta, jak i klienta. Podjąłem jednak decyzję i, tak jak poprzednio, konsekwentnie się jej trzymałem. Zaczęły się inwestycje w krawcową, konstruktora i maszyny. Mężczyznom może to się wydać zabawne, ale dzisiaj już wiem, co to jest owerlok, stebnówka, renderka trzyigłowa, co to jest ścieg drabinkowy, jakie są różnice między nićmi i czym różni się tkanina od dzianiny. Po kilku miesiącach dotarło do mnie, że wyprodukowanie to dopiero połowa sukcesu, druga, najważniejsza część to sprzedaż. Czyli oryginalny design.

Skąd czerpał i czerpie pan pomysły na wzory?
Oczywiście zatrudniłem dobrych grafików, miałem wizję, którą oni przerabiali na obraz z założeniem, że niczego nie kopiujemy ani nie naśladujemy. Postawiliśmy na multikolorową oryginalność i duże znaki graficzne. Do tego dołożyłem również wysokiej klasy materiały. Dzisiaj w większości stroje dla sportowców wykonane są z materiałów poliestrowych, które co prawda dobrze się piorą, szybko schną, ale nie są najprzyjemniejsze w noszeniu i słabo oddychają, o zapachu już nie wspomnę. Zacząłem więc najpierw rozmawiać z użytkownikami, a później, znając ich uwagi, z producentami materiałów. Udało mi się przekonać kilku do produkcji i tak pozyskałem kilkuwarstwowe materiały z poliestru, elastanu i bawełny należące do najlepszych na rynku. Co ważne, produkowane są w łódzkim zagłębiu przez polskie firmy. Sportowi giganci odzieżowi nie korzystają z takich materiałów i nici. Można powiedzieć, że jest pan sportowym krawcem na miarę. Brzmi zabawnie, ale to prawda. Jestem w stanie dopasować strój sportowy do dowolnego wymiaru. Zaczynamy od tego, że klient wybiera materiał. Jeśli ma gotowy wzór, to przekazujemy go studiu graficznemu, gdzie po przygotowaniu trafia na wzór koszulki i spodenek. Na tym etapie klient potwierdza wygląd i kolorystykę. Następny etap to produkcja. Co ważne, cena nie zależy od liczby egzemplarzy. Możemy przygotować stroje dla całej rodziny z takim samym wzorem. Ostatnim hitem jest drukowanie rysunków dzieci na koszulkach rodziców. Wkrótce poszerzę ofertę również o pianki do pływania. Moi klienci przestaną być skazani na czerń.

Ubiera pan polskich żeglarzy, pana ofertą zainteresowani są zawodnicy sportów walki, ale to nie wszystko.
Tak, już wkrótce w moich strojach będą chodzili pracownicy dużej korporacji i to zarówno ci związani z obsługą na recepcji, jak i pozostali, pracujący z klientami. Decydentów przekonały nie tylko niepowtarzalne wzornictwo, doskonałej jakości materiały, lecz także dowolnej wielkości logo firmy oraz imię, nazwisko i specjalność wdrukowane w koszulkę. Proszę sobie wyobrazić kuriera, który na koszulce ma dokładnie ten sam wzór co na samochodzie, którym przyjechał, plus imię, nazwisko i telefon do firmy.

Nigdy nie jest jednak tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej.
To prawda, mam kapitalny produkt i muszę walczyć ze stereotypami, że to, co dobre, musi być drogie. O tym klient przekona się, gdy założy moje rzeczy i zapyta o cenę. Przekona się, że ogranicza go tylko wyobraźnia.