Praca, czyli hobby

Praca, która jednocześnie jest hobby, to jedna z najlepszych rzeczy, jakie mogą się przydarzyć w życiu. Potwierdza to przykład Henryka i Macieja Trzosków, znanych warszawskich zegarmistrzów

Pierwszy z nich rozpoczął karierę zawodową w 1963 r. w Spółdzielni Pracy Zegarmistrzów, Złotników i Grawerów. Trafił do zakładu przy ul. Puławskiej 96 w Warszawie, w którym pracuje także dziś, choć to już jego prywatny biznes. Kiedy w okresie przełomu – w 1990 r. – spółdzielnia została sprywatyzowana, przejął lokal i zaadaptował go do swoich potrzeb. Jest to jeden z nielicznych tego rodzaju zakładów w Polsce, w którym można – siedząc na designerskiej kanapie i mając za plecami historyczne czasomierze – obserwować pracę zegarmistrzów przez wielką panoramiczną szybę.

– Od zawsze interesowały mnie dawne zegary, nie tylko stojące lub wiszące, lecz także potężne, wieżowe – opowiada Henryk Trzosek. – Toteż po dwóch latach doskonalenia umiejętności w 1965 r. zdecydowałem się przenieść do zakładu przy al. Niepodległości, który specjalizował się w tej dziedzinie. Miałem sporo szczęścia, ponieważ jako młody człowiek zetknąłem się z wybitnymi kolekcjonerami i ekspertami w dziedzinie sztuki zegarmistrzowskiej. Mój zapał docenił dyrektor Muzeum Narodowego prof. Stanisław Lorenz, który najpierw zlecił mi naprawę XIX- wiecznego czasomierza w formie rydwanu. Obdarzył mnie zaufaniem, ponieważ następne jego zlecenie dotyczyło kompleksowej konserwacji zegarów w Wilanowie. Wkrótce potem pojawiły się kolejne wyzwania, m.in. nadzór nad całą kolekcją zegarów w stołecznym Muzeum Archidiecezjalnym i ich remonty. Swoje imponujące zbiory przekazał placówce wybitny scenograf Stanisław Panfiłow – znajomy reżysera i scenarzysty Franciszka Fuchsa. Znajomość ta zaowocowała filmem dokumentalnym, w którym Henryk Trzosek naprawiał zegar organowy dla Jana Pawła II.

– Moja fascynacja dawnymi mechanizmami spowodowała, że przez wiele często przebywałem poza domem, ponieważ naprawiałem kilkadziesiąt zegarów wieżowych – dodaje zegarmistrz.
– Najciekawsze, z mojego punktu wiedzenia, są prace rekonstrukcyjne, w ramach których sam dorabiam wiele części, starając się naśladować technikę starych mistrzów. Każde wyzwanie może być interesujące, niezależnie od tego, czy dotyczy „jaja norymberskiego” z XVI w. czy „kwadransika” z XVIII stulecia, w którym brakuje jednej trzeciej elementów. Zlecenia dotyczące części, które trzeba odtworzyć, spływają nie tylko z całej Polski, lecz także z zagranicy. Zakład przy ul. Puławskiej znany jest w Nowym Jorku, Montrealu i Paryżu z czopów, które wykonuje się za pomocą specjalistycznej tokarki – czoparki. Warto wspomnieć, że wśród klientów firmy jest Pałac Prezydencki.

– Mając takiego ojca, mogłem wybrać tylko jeden zawód – stwierdza Maciej Trzosek. – Kiedy byłem mały, największą przyjemność sprawiało mi sprawdzanie, jak działają zabawki, każdą z nich musiałem rozkręcić… Po ukończeniu szkoły zegarmistrzowskiej zacząłem praktykować w rodzinnym zakładzie. Przez pewien czas dorabiałem części do historycznych czasomierzy, ale bardziej interesowały mnie nowatorskie rozwiązania i – używając branżowej terminologii – komplikacje wprowadzane przez słynne szwajcarskie manufaktury.

Działo się to w pierwszej połowie lat 90., gdy na krajowym rynku zaczęły się pojawiać zegarki czołowych firm. Chcąc zdobyć doświadczenie w tej dziedzinie, w 1996 r. zatrudniłem się w warszawskim La Boutique Swiss, w którym miałem okazję naprawiać zegarki m.in. takich marek, jak Patek Philippe, Vacheron Constantin, Piaget i Cartier. Warto w tym miejscu przypomnieć, że każdy, nawet najlepszy czasomierz, może się zepsuć, jeśli jest niewłaściwie użytkowany. Około 90 proc. uszkodzeń zegarków powstaje w efekcie uderzenia, nieumiejętnej obsługi lub zalania. Bywa, że naprawa skomplikowanego mechanizmu kosztuje nawet kilka tysięcy złotych. Mechaniczny zegarek sportowy
– wbrew nazwie – lepiej zdjąć przed meczem koszykówki lub bokserskim sparringiem. Podobnie jak w przypadku samochodu gwarancja producenta nie obejmuje uszkodzeń mechanicznych. Warto też dokładnie czytać instrukcje. Klasycznym przykładem błędu użytkownika jest np. cofanie wskazówek w zegarku z wiecznym kalendarzem. W przypadku IWC z mechanizmem Kurta Klausa naprawy dokonuje manufaktura, licząc sobie za to 1 tys. euro.

– Moim drugim miejscem pracy, w którym miałem stały kontakt ze wspaniałymi zegarkami, był Hermitage Boutique – dodaje Maciej Trzosek.

– Przepracowałem tam dziewięć lat, by w końcu trafić do Swatch Group. Chociaż nie narzekam na brak zajęć, regularnie wieczorami wpadam do rodzinnej firmy, by pomóc ojcu. Do moich rąk trafiają wspaniałe konstrukcje o ogromnej wartości rynkowej i kolekcjonerskiej. Każdy zegarek, nawet najdroższy, narażony jest na uszkodzenia… Obaj zegarmistrzowie pytani o hobby zgodnie odpowiadają: zegary i zegarki. Henryk Trzosek nosi na co dzień Breitlinga, prezent od syna. Z kolei Maciej Trzosek najbardziej ceni czasomierze z limitowanych serii, takie jak jego ulubiony Girard Perregaux, którego wyprodukowano zaledwie 260 egzemplarzy. Jak podkreśla, zegarki trzeba traktować z szacunkiem. Nie wyobraża sobie innego miejsca dla czasomierzy z automatycznym mechanizmem niż rotomat. Te z ręcznym naciągiem trzeba nakręcać przynajmniej raz w tygodniu. Nieużywane psują się, podobnie jak auta pozostawione na długi czas w garażu.