Patrycja Zaczyńska

Rozmowa z Patrycją Zaczyńską, współwłaścicielką międzynarodowej pracowni projektowej ADP ARCH LTD

– Czym jest dla pani architektura?
– Architektura to temat rzeka, dotyczy każdego z nas i ma bezpośredni wpływ na nasze życie. Ma wpływ na to, jak się zachowujemy, nawet na to, którą stroną ulicy idziemy, jak czujemy się w danym wnętrzu. Jak postrzegamy daną przestrzeń, czy jest ona ucieczkowa i nie chcemy w niej przebywać, jak to jest w różnych miastach, czy też lubimy w niej przebywać, kochamy jakieś miejsca, jak Rzym czy Paryż. Ma tu znaczenie nie tylko forma, ale i użyte materiały. Francuskie kamienice są wykończone w innym kamieniu niż londyńskie. Ptaki w różnych miastach też inaczej śpiewają, jest przynajmniej taka teoria. Przestrzeń, architektura, sztuka, moda, wszystko się przenika.

– Pani inspiruje się modą i filmem… Jak przenosi pani to w świat architektury?
– Ostatnio zapragnęłam przenieść do świata aranżacji wnętrz rozwiązanie, które zobaczyłam na pokazie mody Cavalliego. Podłoga wykończona ciemnym dębem połączonym z czarnym marmurem. Byłam pod tak wielkim wrażeniem tego połączenia, że zapragnęłam gdzieś go zastosować w moich aranżacjach. Użyłam tego motywu w najnowszej linii moich ekskluzywnych mebli, w witrynie, którą zaprojektowałam.

– Tworzy więc pani też meble?
– Od pełnowymiarowej architektury po wystrój wnętrz i małą architekturę, jak czasami nazywam sztukę użytkową. Marzę, żeby zaprojektować własną biżuterię… Interesuję się designem, to mnie inspiruje. Skończyłam architekturę, ale specjalizuję się w aranżacji wnętrz. To naprawdę lubię. Przez to granica między moim życiem prywatnym a zawodowym stała się płynna. Nawet jak oglądam film, cały czas myślę, jak dana scenografia, dany kadr z filmu „zagrałby” w nowym wnętrzu. Inspiruje mnie Woody Allen, „Seks w Wielkim Mieście” czy „Pulp Fiction”. Sofa z filmu „Manhattan”, chociażby… Ostatnio zainspirowała mnie reklama perfum Gucci, w której kobieta wychodzi z windy. Podobał mi się korytarz i wykorzystałam to w jednym z projektów. Oglądam coś, potem odszukuję to w Internecie. Jednym z takich filmów, który wywarł na mnie duże wrażenie pod względem estetycznym, był film Romana Polańskiego „Rzeź”. Tam wszystko dzieje się w jednym pomieszczeniu, w którym mamy bardzo wiele rodzajów oświetlenia: różne źródło, natężenie, różne wysokości rozmieszczenia lamp. Przez cały film zwracałam uwagę tylko na to!

– Czy klienci wiedzą, że mają wnętrze inspirowane filmem?
– Nie zawsze. Ale jeżeli to ich interesuje, to są zadowoleni.

– Pani biuro specjalizuje się więc właśnie w wystroju wnętrz?
– Nie tylko. Działamy w trzech miastach: Londynie, Warszawie i Poznaniu. Wszyscy jesteśmy architektami. Zajmujemy się tym, czym biuro architektoniczne się zajmuje. Budową, rewitalizacją, uzyskiwaniem pozwoleń. Teraz oczekujemy na przykład na pozwolenie na odnowę zabytkowego budynku w Londynie. Chcieliśmy go trochę unowocześnić, ale chyba będziemy musieli zrezygnować z szaleństw.

– Czy architektura powinna szokować, czy raczej współgrać z otoczeniem?
– Są dwie szkoły. Zależy to też od tego, czy jest to nowa adaptacja zabytku czy też jest to nowa zabudowa na nowej działce. Według mnie, ważny jest duch miejsca. Nawet jako architekt i projektant z kilkunastoletnim doświadczeniem nie mogę zdecydowanie powiedzieć, w jakim kierunku bym poszła. Trzeba poczuć dane miejsce, zobaczyć otoczenie, drzewa, ulice, jak toczy się w nim życie, jaki jest tam klimat. Ważne są też warunki pogodowe. Inaczej projektuje się w Kalifornii, inaczej u nas.

– Czyli niekoniecznie równowaga i niekoniecznie dekonstruktywizm?
– Równowaga przede wszystkim. Umiejętność wyważenia proporcji i właściwego dobrania materiału. Łatwo można przesadzić. To tak jak z modą. Jeżeli włożymy na siebie wszystko, co nam się podoba, bez dopasowywania, to będziemy mieli estetyczną katastrofę. W architekturze podobnie.

– Projektowała też pani butiki dla takich marek, jak Jimmy Choo czy Bottega Veneta…
– W tym zakresie projektów specjalizuje się mój partner, który odpowiada za współpracę z międzynarodowymi firmami. Dzięki temu nasza pracownia ma możliwość pracy nad projektami luksusowych marek. Koncepcja designu pochodzi z reguły z najbardziej renomowanych pracowni we Włoszech lub USA – naszą rolą jest adaptacja do lokalnych uwarunkowań architektonicznych, przygotowanie dokumentacji i nadzór.

– Projektowała pani wnętrza apartamentów wieżowca Daniela Libeskinda w Warszawie, Złota 44. Skąd tak słynny architekt w pani życiu?
– Taki był plan (śmiech). Bardzo się staram realizować swoje plany i bardzo często mi to wychodzi. W momencie, gdy jako pracownia stwierdziliśmy, że zdobyliśmy wystarczające doś­wiadczenie, zdecydowaliśmy się otworzyć biuro w Warszawie. Ja zaczęłam udzielać się w życiu publicznym, to cena, którą zdecydowałam się zapłacić, by ludzie o mnie usłyszeli. Byłam ekspertem w różnych magazynach, telewizji, m.in. wraz z koleżanką w „Dzień dobry TVN”. Usłyszał o nas dział marketingu Złota 44, zaprosili nas do rozmów i konkursu z naszym portfolio i listami referencyjnymi. Zostaliśmy wybrani.

– Daniel Libeskind miał swoją wizję wnętrza, czy zostawił wam wolną rękę?
– Stworzyliśmy pakiet projektów. Jedną z ich części było opracowanie projektów dla części wspólnych – wind, recepcji, itp. budynku w koordynacji z biurem Daniela Libeskinda. Nasze sugestie przesyłaliśmy do Nowego Jorku i czekaliśmy na uwagi, akceptację. Wszystko miało współgrać z formą budynku. Były też projekty apartamentów i stworzenie linii ich wykończenia. Projekt skończyliśmy i oddaliśmy do dyspozycji Złotej 44. Nie wiem, czy wszystkie projekty będą wdrożone, to już decyzja Złotej 44. W każdym razie opracowaliśmy pięć standardów styli wykończeniowych. Mój ulubiony z nich to nowojorskie art deco z bardzo szlachetnymi, ekskluzywnymi elementami, czarna łuska,
biały onyks w połączeniu z chromem, specjalnie wykańczane drewniane okleiny, plafony o stonowanej kolorystyce ujęte w chromowe ramy i łazienki z kryształowymi umywalkami… Drugi, to bardziej minimalistyczny. Beton, surowość, proste linie, szkło, biały i czarny marmur. Przestrzeń maksymalnie otwarta z maksymalnym wykorzystaniem naturalnego światła. Złota 44 to było ciekawe wyzwanie, bo ten budynek, mimo że jeszcze nie ukończony, już stał się ikoną Warszawy, synonimem luksusu.

– Czym dla pani jest luksus?
– Ten budynek należy do rynku dóbr luksusowych. W przypadku budynku, luksusem jest nazwisko architekta, miejsce usytuowania, forma budynku, wysokość, doświetlenie naturalnym światłem, przestrzeń. W Złotej 44 forma dodatkowo przenika do wnętrza. Luksusem są też zastosowane materiały wykończeniowe. Czysty luksus to te wszystkie elementy, jeszcze wzbogacone przez dodatki właściciela. Klimat tworzą też zapachy, tak zwana biżuteria: klamki, gałki.

– Czy Polacy lubią poszaleć w wystroju wnętrz, czy są raczej konserwatywni?
– Polacy nie różnią się od innych klientów, z Monaco czy Nowego Jorku. Są głodni wiedzy i chętni do współpracy. Czasami mają też własne wizje, chcą wprowadzać w życie pomysły, które już gdzieś zaobserwowali. Projektuję tak, by sprawić klientowi przyjemność. Ukochany stary mebel też znajdzie swoje miejsce na życzenie klienta.

– Czy luksus dzisiaj to przede wszystkim materiały, technologie?
– Nie tylko. Architektura sama w sobie. Czy jest to miasto, czy grecka wyspa. Luksus to wszystkie, nawet najdrobniejsze elementy we wnętrzu, bilet do opery zostawiony niby przez przypadek na biurku, zaproszenie na ekskluzywne przyjęcie do ambasady, nieprzypadkowy album czy książka na stoliku do kawy. To wszystko tworzy klimat. Inne elementy na biurku są u pana profesora, inne u aktorki. Luksus to osobista wymarzona przestrzeń stworzona z pomocą projektanta.

– Czy wtedy nie udajemy trochę kogoś innego?
– Trzeba sobie zadać pytanie, którą swoją stronę chcemy pokazać. Jaki chcemy mieć wizerunek. Zwykle osoby, które decydują się na takie inwestycje, mają kilka rezydencji, w których mogą sobie pozwolić na różne rzeczy… Moi klienci dużo podróżują i bawią się designem. Są świadomi i wiedzą czego chcą. Taki klient jest najcenniejszy.

– Czy bliższe jest pani projektowanie wnętrz, czy duża architektura?
– Uwielbiam twórczość w ogóle. Każdego rodzaju. Może dlatego, że mój ojciec był artystą malarzem.

– Dużo się mówi ostatnio o architekturze miejskiej, miejskiej przestrzeni. Czym ona jest dla pani?
– Przestrzeń urbanistyczna jest spleciona z architekturą, konkretnymi bryłami, detalami. Miasto to nowe realizacje i budynki do odrestaurowania. To zabytki, architekci, inwestorzy i konserwatorzy. Trudny temat. To wyzwanie. Architektura musi się też spinać finansowo. Gdy myślę o mieście, często myślę o tych wszystkich obostrzeniach do pokonania…

– A pani ulubione miasto?
– Nie jestem oryginalna… Paryż. Lubię też Brugię i Waszyngton, zwłaszcza Georgetown.

– Jaki architekt panią inspiruje?
– Nie miałam nigdy jednego guru. Lubię różne style, rożne kierunki. Wybitny jest Renzo Piano, który mnie wielokrotnie inspirował. Jeśli chodzi o wnętrza, to na przykład francuski projektant Christian Liaigre. Jest ich wielu.

– A jaki budynek wzbudza w pani największe emocje?
– Empire State. To przez sentyment. Pobyt w USA to pierwsze doświadczenia zawodowe, ale też prywatne. Uwielbiam otoczenie tego budynku, nagromadzenie detali, form. Podobnie Chrysler Building.

– Gdyby nie Nowy Jork w pani życiu, pani kariera potoczyłaby się podobnie?
– Myślę, że tak. Wyjechałam z Polski zaraz po studiach, żeby zdobyć jak największe doświadczenie. Taki był plan. Oczywiście, Nowy Jork to wielka szansa, ale myślę, że każdy architekt, który ma głowę pełną pomysłów, osiągnie sukces.

– W projekcie ważny jest nie tylko architekt, ale i inwestor. Czy sami szukacie inwestorów?
– Tak się szczęśliwie składa, że to oni nas znajdują.

– Jakieś niezwykłe wyzwania, dziwne zlecenia, słynni klienci w pani karierze? Praca dla Libeskinda jakoś pani pomogła w nawiązaniu nowych kontaktów?
– Mam taką zasadę, że o tym nie mówię, ale było kilku słynnych, czy ze świata filmu, czy polityki. Podpisujemy najczęściej klauzulę poufności. Przy słynnych klientach można poszaleć, uwolnić wodze wyobraźni, zaproponować coś odmiennego. Każdy kolejny projekt to nowy element portfolio, każdy nas wzbogaca.

– Jakie są najnowsze realizacje ADP Arch?
– Prowadzimy teraz ciekawą inwestycję w Krakowie oraz rozbudowujemy kilka starych kamienic w Poznaniu. Właśnie trwają rozmowy z miastem i konserwatorem. Trzeba trzymać kciuki! To wspaniały obiekt, który dostanie zupełnie nową duszę. Bardzo cieszy mnie ten projekt.

– Woli pani Kraków czy Warszawę?
– Powiem tak: Polska ma wiele bardzo urokliwych zakątków. Znalaz­łam je w Warszawie, znalazłam je w Krakowie. W każdym mieście można znaleźć coś dla siebie. W Warszawie jest, na przykład, dużo przestrzeni ucieczkowych, a to nie sprzyja gromadzeniu się, życiu mias­ta, tworzeniu miejsc z klimatem. Decyduje tu też wysokość budynków. Lubię okolice Placu Trzech Krzyży, Powiśle i stare tereny kolejowe. Warszawa ma mnóstwo terenów z potencjałem. Żeby właściwie to wszystko zagospodarować, potrzebny byłby cały zespół architektów współpracujących ze sobą. Dobrze, jeżeli inwestor ma na względzie przede wszystkim dobro projektu, ale nie każdego na to stać.

– Le Corbusier powiedział kiedyś, że budynek to maszyna do mieszkania. Zgadza się pani z tym?
– Też tak uważam. Corbusier miał dużo ciekawych pomysłów. I kontrowersyjnych. Chodzi o to, by tak ten budynek urządzić, żeby każdy czuł się w swoim małym luksusie.

– Co jest dla pani najważniejsze we wnętrzu, by było tym małym luksusem?
– Wysokość mieszkania, materiały i oświetlenie. Coś ponadczasowego. Niegonienie za modą. Jestem zwolennikiem prostej elegancji i minimalizmu. Ważna jest armatura w łazience i sprzęty w kuchni. Na tym nie powinno się oszczędzać.

– Co doradziłaby pani młodym architektom startującym w zawodzie?
– Myślę, że młodzi architekci są bardzo odważni i każdy z nich potrafi sobie znaleźć własną ścieżkę. Ważna jest pewność siebie, ale i pokora. Bez pokory wobec innych projektów człowiek się nie rozwija. Są piękne projekty, które trzeba doceniać i czerpać z nich inspiracje.

– Pani plany na przyszłość?
– Wspomniałem już o kolekcji mebli. Będę się starała rozwijać ten pomysł.

– Największe osiągnięcie?
– Zawsze staram się wykonywać swoją pracę na najwyższym poziomie. Lubiłam projekt, który tworzyłam w Monaco, z jego tarasu roztaczał się przepiękny widok na zatokę i pałac książęcy. To sprawiło mi naprawdę dużą satysfakcję.

Co lubi Patrycja Zaczyńska?

Ubrania – Jil Sander, Gucci
Buty –  Christian Louboutin
Perfumy – zapachy Jo Malone, nie tylko perfumy, ale i świeczki; Diptyque
Wypoczynek – ciepłe kraje, narty zimą
Kuchnia – tajska
Restauracja – „Gitan” w Nowym Jorku, w Norita na pograniczu Little Italy i East West Village, gdzie jadła pyszny tost z ciemnego chleba z pastą z awokado posypany ostrą papryką
Hobby – albumy, książki, projektowanie, architektura