Londyn traci tytuł lidera, a centrum europejskich finansów przesuwa się na kontynent. Co z fintechem w Warszawie?

Ostatnie miesiące dla sektora finansowego to nie tylko uderzenie pandemii, ale również pokłosie procedur brexitowych. Wyjście Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej odczuły zarówno rynki kontynentalne, jak i londyńskie City, które do tej pory wiodło prym m.in. w branży fintechowej. Brytyjskie władze próbują zahamować proces eksodusu kapitału z Wysp, a równolegle umacniają się gracze w Europie — w tym — polskie spółki (a przede wszystkim rynek).

Autor: Bartosz Tomczyk — przewodniczący Rady Nadzorczej polskiego fintechu Provema.

Londyn bez fintechowej korony?

Według analiz KPMG jeszcze w 2019 roku fintechowy ekosystem Londynu odpowiadał za 10 proc. globalnego rynku, a sama branża przynosiła krajowej gospodarce przychody rzędu 11 mld funtów, a więc około 15,3 mld dolarów. Sami Brytyjczycy reagowali na pozycję Zjednoczonego Królestwa na światowej scenie finansowej, ponieważ 71 proc. obywateli korzystało z usług przynajmniej 1 firmy fintechowej. W 2020 roku z kolei miejscowe fintechy otrzymały wsparcie ze strony inwestorów na poziomie 4,1 mld dolarów, co znacznie przewyższa wyniki czołowych gospodarek na kontynencie. Jednakże, pomimo wciąż dużego zainteresowania — Wielka Brytania może już wkrótce pożegnać się z tytułem lidera.

Najbardziej niepewnym elementem rozwoju brytyjskiego fintechu jest pokłosie wyjścia ze struktur unijnych. Do głównych bolączek miejscowej branży zalicza się nie tylko utrudniony dostęp do europejskiego rynku zbytu, ale również znacznie ograniczony przypływ specjalistów z Niemiec, Francji, Niderlandów czy Polski. Co za tym idzie, rozwijanie know-how szczególnie młodych spółek oraz debiuty na giełdach mogą stać się niedoścignioną ambicją, która jeszcze 5 lat wcześniej była rynkowym standardem. Ponadto, sytuację pogarsza wciąż dynamiczna pandemia oraz konkurencja spoza kontynentu.

UK chce wsparcia debiutujących fintechów

Kolejnym wyzwaniem dla brytyjskiej branży fintechowej jest coraz bardziej widoczna ekspansja spółek z Singapuru, Australii oraz Kanady. Zagraniczni gracze intensywnie transferują kapitał nie tylko na Wyspy, ale i rynki kontynentalne, co wyraźnie zagraża pozycji firm z Londynu. W tej kategorii mówimy również o dynamicznej wymianie kadr, a więc formie podkreślenia problemu ograniczonego dostępu do specjalistów z Unii. Autorzy raportu “Kalifa Review of UK Fintech” proponują więc utworzenie specjalnego funduszy, wycenianego na 1 mld funtów (1,4 mld dolarów), w celu wsparcia firm zatrudniających obcokrajowców.

Badacze teoretyzują również o innych instrumentach pomocowych, których adresatem są przede wszystkim debiutujące start-upy fintechowe. W myśl projektu, spółki, które chcą wejść na giełdę, powinny mieć możliwość notowania mniejszej liczby akcji, a same aktywa przyjęłyby dwie formy w modelu dual-class shares. W ten też sposób brytyjskie fintechy zachowałyby większą kontrolę nad swoim kapitałem, na wzór spółek w USA, Hongkongu, Singapurze czy na chińskiej Star Market. Co ważne, na podobne rozwiązanie zdecydowali się regulatorzy amsterdamskiej Euronext — wschodzącej konkurentki londyńskiego City.

Kto będzie liderem?

Z ubiegłorocznego rankingu m.in. portalu Sifted i Financial Times wynika, że w brytyjskiej stolicy znajduje się 68 topowych fintechów spośród 153 notowanych w zestawieniu. Według tego samego raportu w Berlinie znajduje się 15 najbardziej obiecujących spółek, w Paryżu 14, w Sztokholmie 5, a w Warszawie — tylko 2. Nie należy tych danych jednak traktować, jako ostateczną wytyczną, ponieważ bardzo podobny raport amerykańskiej redakcji Forbesa “The Forbes Fintech 50: The Most Innovative Fintech Companies In 2020” wymienia wyłącznie 2 londyńskie fintechy.

Warto zwrócić jednak uwagę na regionalne stolice branży. W tej kategorii wymienia się jednym tchem Barcelonę, Genewę, Brukselę, Mediolan, Wilno, Sankt Petersburg, Moskwę, ale już nie Madryt czy Frankfurt nad Menem. Te ośrodki z kolei wiodą oczywiście prym w całym sektorze finansowym, lecz nie jest to tożsame z dynamicznym rozwojem fintechów. To również wyraźny sygnał dla Londynu, który długo łączył obie gałęzie, tworząc relatywnie hermetyczne środowisko (co nie zawsze wychodziło na dobre). W mikroskali grozi to także Warszawie, jednak nadzieją na decentralizację jest południe kraju — głównie Śląsk.

Innym aspektem jest również rola tzw. back-office’u względem Londynu. Widmo brexitu to dla londyńskich spółek sygnał na zmianę siedzimy — lokalizacja powinna być tania, bliska w stosunku do Zachodu, ale też stosunkowo nieeksploatowana. W tych kategoriach Warszawa spełnia wszystkie warunki, ponieważ według Global Financial Centre Index (GFCI) pod względem konkurencyjności polska stolica znajduje się na 45. miejscu na świecie i 12. w Europie. To wystarczy, aby rozwijać swoje usługi zarówno na rynek za Odrą, jak i na wschód od Unii.