Janusz Kaniewski

Rozmowa z Januszem Kaniewskim, znakomitym projektantem

– „W Polsce ludzie nie chcą, żeby im było dobrze, tylko żeby sąsiadowi też było źle” powiedział pan w jednym z wywiadów. Dlaczego wrócił pan do Polski, mając świadomość takiej mentalności?
– Bo to była mentalność przejściowa, wytworzona przez pięćdziesiąt lat kretyńskiego eksperymentu pod tytułem PRL, gdzie sukcesem było zdobycie wiązki rolek papieru toaletowego, oszukanie kogoś w kolejce albo kradzież worka cementu z budowy. Teraz jesteśmy tacy, jacy zawsze byliśmy: kreatywni i pracowici „kombinatorzy” – idealni współpracownicy dla designera. W naszym DNA łączy się zawadiacka odwaga do eksperymentowania i temperament południowców z pracowitością, rzetelnością charakteryzujący ludzi północy. Tej drugiej cechy brakowało mi we Włoszech i dlatego wróciłem.

– Niemniej określa pan siebie jako lenia. Czy jesteśmy leniwi?
– Tak, ale jeszcze nie możemy sobie pozwolić na lenistwo. Dopiero od dwudziestu lat gonimy standard życia Niemców czy Duńczyków, musimy wybudować drogi, oczyścić miasta, ubrać i dożywić dzieci na wsi. Dopiero za kilkanaście lat będziemy mogli zwolnić, skrócić godziny pracy, usiąść sobie na słoneczku i wyzwolić w sobie lenia. Na razie tęsknota do tego lenia, dobrobytu nas napędza, powoduje, że jesteśmy produktywniejsi od tych Niemców i Duńczyków.

 – Czy Polacy są gotowi na wysoką kulturę designu, którą pan reprezentuje?
– I tak, i nie. Jesteśmy w okresie przejściowym. Już kupujemy zabytkowe mercedesy, ale podczas remontu potajemnie wynosimy stare graty pod śmietnik. Szczerze się przyznam: w moim mieszkaniu w zabytkowej kamienicy wymieniam okna na plastikowe. Nie stać mnie na drewniane. Konserwator zabytków nawet nie zauważył, że już w całej kamienicy okna są wymienione. Mamy jeszcze nad czym pracować.

 – Rozumiem, że nie ma pan problemu z identyfikacją siebie jako Polaka? Jak jest pan odbierany w świecie?
– Zawsze lubiłem być Polakiem. Tylko kiedyś to było trudniejsze: podczas studiów we Włoszech zauważyłem, że koledzy wyznaczają sobie dyżury, żeby zawsze ktoś został w pokoju. Po co? Żeby Polak nie ukradł fl amastrów! Od tego czasu nastąpił nasz ogromny awans wizerunkowy – coraz mniej jesteśmy postrzegani jako ci ze Wschodu – biedni, brudni, nieuczciwi, a coraz bardziej jako ci z Północy – pracowici, przedsiębiorczy.

 – Pracuje pan dla wielu sektorów – samochodowego, odzieżowego, sportowego i meblowego. Czy każdy z nich wymaga od projektanta wnikliwej znajomości branży i technologii?
– Tak. Budując najnowocześniejszą w Polsce stację benzynową dla Orlenu czy ciężarówkę z ekspozycją łazienek Koła, która musi wytrzymać sto tysięcy widzów i sto tysięcy kilometrów rocznie, musimy się znać na architekturze, konstrukcji, najnowocześniejszych materiałach i technologiach, procesie produkcji i marketingu. To, co mnie najbardziej fascynuje w mojej pracy, to świadomość, że moje kilkadziesiąt lat na Ziemi spędzę ucząc się ciągle nowych rzeczy.

– Ma pan za sobą sławny już stadion Kaddafi ego, buty Fila, współpracę z Rossignolem, jak również meble…
– Fila, Rossignol – to było dziesięć lat temu. Bardziej dumny jestem z najnowszych projektów i o nich chciałbym mówić: ciężarówka Koło, stacja Orlenu, Honda Civic, doradzanie prezydentowi Gdyni. Od 2012 r. nasza pracownia jest współorganizatorem Gdynia Design Days. A ograniczenia? Nie projektuję broni ani żadnych rzeczy militarnych, myśliwskich, związanych z zabijaniem.

– Kiedy może pan powiedzieć, że projekt jest dobry?
– Musi podobać się klientowi. Tym się różni sztuka użytkowa od sztuki.

– Czy „haute design” musi być drogi?
– Nie. Ale nie znosi niechlujstwa. Staranność, rzetelność stanowią barierę między rzeczami zrobionymi byle jak a tymi z górnej półki. Często też fi nansową.

– Dla kogo najbardziej lubi pan projektować, biorąc pod uwagę ogromny zakres designu przemysłowego?
– I love my next Client.

– Czy ma pan ulubiony materiał, z którego tworzy, czy też podejmuje się pan pracy z nowymi tworzywami?
– Bardzo fajne pytanie. Lubię to, że design to technologiczna prowokacja, że można projektować rzeczy wykonane z materiałów, których jeszcze nie ma. Tak współpracuje się z laboratoriami Boscha w Reutlingen i General Electric Plastics w Eindhoven. Wykonywaliśmy projekty z Nymexu w laboratorium Europejskiej Agencji Kosmicznej w Robassomero, ze srebra w jedynym w Polsce Ośrodku Badań Jądrowych w Świerku pod Warszawą i z włókna węglowego. Robiliśmy szkło w tradycyjnych hutach w Murano, w polskich hutach w Krośnie i Bełchatowie. Nasz sztandarowy projekt, stacja Orlenu, składa się z setek elementów zbudowanych przez kilkudziesięciu wykonawców, wszystko zostało wykonane ręcznie. Ulubiony materiał? Coś, co wynajdziemy jutro.

– Obecnie jest pan wykładowcą na znanych uczelniach w Turynie i Londynie, jak ocenia pan młodszych designerów. Czym się kierują: estetyką, pieniędzmi?
– Ani tym, ani tym. Projektowanie jutra to szukanie solutions, rozwiązań problemów. Projektowanie to nie jest nauka o zdobnictwie.

– Czy ma pan idoli designu?
– Sergio Pininfarina.

– Czego życzy sobie projektant?
– Ciszy. Słońca. Pustej plaży. Lasu pachnącego ciepłą żywicą. Świerszczy. Spaghetti z dobrą oliwą, czosnkiem i ostrą papryką na zacienionym balkonie. Dajcie mi to – a wtedy pojawi się więcej ładnych przedmiotów.

CO LUBI JANUSZ KANIEWSKI?

ZEGARKI – „Taki, na który nie muszę patrzeć”
PIÓRA – „Tylko raz kupiłem pióro i to dla kogoś w prezencie. I to był Mont Blanc.”
WYPOCZYNEK – Nałęczów, Sciolze koło Turynu
KUCHNIA – włoska
RESTAURACJA – Il Caminetto i Nova Vera Italia w Warszawie
SAMOCHÓD – Iso Grifo, Ferrari 355, Peugeot 504 cabrio
HOBBY – rysowanie, samotne spacery