Jacek Majchrowski

Rozmowa z prof. Jackiem Majchrowskim, prezydentem Krakowa

– Proponuję zacząć od trudnego tematu – Kraków nie będzie gościł zimowej olimpiady?
– Wielka szkoda, że mieszkańcy podjęli taką właśnie decyzję w referendum. Olimpiada oznaczała szansę na przyspieszenie rozwoju miasta, jak i całego regionu. Aż 20 proc. mieszkańców Krakowa żyje przecież z turystyki. Niestety, niektóre media podjęły trudną do zrozumienia kampanię przeciwko organizacji igrzysk, używając w dodatku wielu nieprawdziwych informacji. Co gorsza, nie popisali się też niektórzy członkowie społecznego komitetu organizacyjnego.

Obawiam się, że mało kto wie, jakie były planowane wydatki na ten cel. Miały zamknąć się w kwocie 75 proc. kosztów budowy Stadionu Narodowego. Kraków, Zakopane, jak i nasi partnerzy ze Słowacji dysponują już dziś większością obiektów potrzebnych do przeprowadzenia konkurencji olimpijskich. A sama impreza stanowiła szansę na budowę niezbędnych połączeń drogowych, np. z Warszawą, oraz rozbudowę infrastruktury hotelowej. Nawet nie warto wspominać, jak bardzo igrzyska spopularyzowałyby Kraków na całym świecie…

– Obawiam się, że gdyby zorganizowano u nas referendum pod hasłem: „Czy chcesz otrzymać 100 tys. zł?”, też znaleźliby się liczni malkontenci. Z przykrością muszę stwierdzić, że po raz kolejny sprawdziło się porzekadło: „Polak mądry po szkodzie”.
– Szczególnie irytuje mnie, że kłamliwie wmawiano mieszańcom Krakowa, iż decydując się na igrzyska, przestaniemy np. budować przedszkola. Miasta, w których odbywały się mecze EURO 2012 do dziś czerpią korzyści z tej imprezy.

– Jako mieszkaniec Warszawy nadal nie mogę się nacieszyć, że jestem w stanie dojechać autostradą do Berlina w ciągu pięciu godzin. Teraz zaczynam zazdrościć Krakowowi wspaniałej Areny.
– Nasza hala jest drugą co do wielkości w Europie. Rzekłbym, że była potrzebna od zawsze. W ubiegłym roku odwiedziło Kraków 9,2 mln turystów, ale jest to liczba niepełna, ponieważ nie obejmuje Czechów i Słowaków, którzy wpadają tylko na jeden dzień, bez noclegu. Arena to kolejna atrakcja, miejsce koncertów gwiazd estrady, imprez sportowych, kongresów, itp. Wiem, że to dobra inwestycja, na której będzie zarabiało całe miasto. Jestem optymistą, ponieważ widzę, że zainteresowanie agencji artystycznych, by właśnie do Krakowa ściągać światowe gwiazdy, jest bardzo duże – mamy już takie nazwiska jak Michael Buble, Elton John, Katy Peery, Bryan Adams, Slash, Ennio Morricone… Jestem przekonany, że staliśmy się z dnia na dzień poważną konkurencją dla miast, które od lat słynęły z wielkich koncertów. Już za chwilę nikt nie będzie pamiętał, że jeszcze kilka lat temu, aby w Krakowie gościć Celine Dion, musieliśmy budować scenę na Błoniach, bo nie istniał odpowiedni obiekt.

Przed nami jeszcze drugie ważne wydarzenie w tym roku – śmiem twierdzić, że porównywalne z oddaniem do użytku hali, choć skierowane do innej grupy osób – jesienią Kraków będzie się już mógł pochwalić Centrum Kongresowym, położonym w przepięknym miejscu – praktycznie nad Wisłą, z widokiem na Wawel i Skałkę. Otworzy nam to możliwość organizowania olbrzymich, światowych kongresów branżowych. Do tej pory, choć było zainteresowanie miastem – bo wielu organizatorów chciało swoim gościom przy okazji kongresu pokazać najbardziej znane polskie miasto – to jednak nie mieliśmy do dyspozycji odpowiednio dużych sal, w dodatku spełniających wszystkie wymagania. Jestem przekonany, że po kilku latach obie inwestycje będą już w stanie samodzielnie się finansować.

Trzecią inwestycją, która już trwa i zakończy się w 2015 roku, jest budowa ekospalarni śmieci, dzięki której rozwiążemy problem składowania odpadów i spełnimy warunki nakładane przez Unię Europejską. To obecnie największa, najkosztowniejsza i z punktu widzenia technologicznego najbardziej skomplikowana krakowska inwestycja. Myślę, że będzie to już ostatnia z wielkich inwestycji kubaturowych w Krakowie. Teraz trzeba się będzie skupić na drobniejszych przedsięwzięciach, które sprawiają, że w Krakowie będzie się coraz wygodniej mieszkać.

– Przed rozmową z panem spędziłem sporo czasu w centrum, patrząc z zachwytem, jak bardzo Kraków przypomina dziś włoskie miasta. Wreszcie ujawniło się piękno architektury przykrywanej dotąd przez szpetne reklamy.
– Cieszą mnie te słowa, ponieważ planując przywrócenie centrum miasta dawnego blasku, spotykaliśmy się z licznymi obawami, przede wszystkim, czy ograniczenie reklam nie wpłynie negatywnie na biznes. Dziś wiemy już, że nic takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie – to przecież uroda Krakowa jest najważniejszym magnesem przyciągającym rzesze turystów. Wprowadzając nowe zarządzenia dotyczące porządku architektonicznego działaliśmy spokojnie, ustanawiając na 8 miesięcy vacatio legis. Nasz przykład zainspirował do działania władze innych miast. Z naszych doświadczeń zamierzają skorzystać m.in. Wrocław, Zakopane i Rzeszów.

– Zarządzanie miastem wygląda podobnie, jak kierowanie wielką firmą. Co, pana zdaniem, decyduje o sukcesie managera?
– Przede wszystkim, znajomość materii, z którą ma do czynienia. Specjalista od układania kostki brukowej ma nikłe szanse na karierę w IT. Szczególnie ważna jest też umiejętność budowania zespołu. Żartobliwie można zacytować Stalina, który twierdził, że „o wszystkim decydują kadry”. Dla mnie pierwszoplanowe znaczenie ma fachowość osób, z którymi pracuję. Nie interesują mnie konotacje polityczne czy też opinie, że ktoś jest „nie swój”. Mam zaufanie do moich współpracowników. Część z nich znam od dawna, niektórzy byli nawet moimi studentami. Inni pracowali ze mną, kiedy byłem wojewodą. Gdy trafiłem do urzędu miasta, poznałem wiele kompetentnych osób, które w związku z tym nadal zajmują swoje stanowiska. Generalnie jestem też zwolennikiem awansów wewnętrznych. Kto ma odpowiednie predyspozycje – powinien mieć szansę rozwinięcia skrzydeł.

– W jakim przypadku skłonny jest pan wręczyć wypowiedzenie?
– Na to trzeba się naprawdę napracować. To sytuacja skrajna, związana z całkowitą utratą zaufania. Nie sposób tolerować kogoś, kto działa wbrew interesowi miasta.

– A jak układała się pańska kariera? Rzec można, że zanim został pan prezydentem Krakowa, osiągnął pan wszystko: jest pan profesorem prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, był pan członkiem Trybunału Stanu…
– Pewnie mam słaby charakter… Do kandydowania w wyborach namówili mnie koledzy z uniwersytetu. Nigdy nie zerwałem więzi z uczelnią, dwa razy w tygodniu w godz. 8-9.30 prowadzę wykłady. W związku z tym, że z Auditorium Maximum jest kilka kroków od urzędu, nie tracę czasu na dojazdy. Zresztą w Krakowie wszędzie jest blisko, a ja lubię chodzić.

– Jak układała się pańska wcześniejsza kariera?
– Dzięki temu, że miałem mądrego szefa – prof. Marka Sobolewskiego – mogłem koncentrować się na pracy naukowej, a nie na niepotrzebnych problemach. Kiedy napisałem doktorat – przeczytał go w ciągu trzech dni. Zwierzchnikowi mojego znajomego zajęło to 1,5 roku.

Co lubi Jacek Majchrowski?

ZEGARKI – „Używam zegarka Frederique Constant z limitowanej serii, oznaczonego numerem 1. Otrzymałem go z okazji 750-lecia Krakowa. Kosztował 2,8 tys. zł i kwotę tę wpisałem do deklaracji majątkowej…”
UBRANIA – „Zamawiam garnitury w krakowskiej pracowni J. Turbasy.”
WYPOCZYNEK – Włochy
KUCHNIA – polska
RESTAURACJA – „Pod Aniołami”, oczywiście w Krakowie
SAMOCHÓD – służbowe Audi A6
HOBBY – falerystyka – czyli kolekcjonowanie historycznych odznaczeń. Prof. Majchrowski szczególnie interesuje się odznaczeniami z okresu walk o niepodległość