Innowacje potrzebują odwagi

Bartosz Sokoliński, dyrektor Biura Rozwoju i Innowacji Agencji Rozwoju Przemysłu SA, przekonuje, że warto wspierać polskie firmy z branży kosmicznej i gier komputerowych, oraz podkreśla kluczową rolę innowacji

 

Wyspecjalizował się pan w dziedzinie innowacji. Jak to się zaczęło?

Kiedy trafiłem do ARP 3,5 roku temu, w tym obszarze działały dwa biura, jedno ekosystemu, a drugie projektów własnych. Wspólnie z moim zastępcą zdecydowaliśmy się połączyć je w jedno wyspecjalizowane biuro. Następnie skorygowaliśmy obsługiwany przez nas projekt europejski, przeznaczony na transfer technologii i otwarte innowacje. Zdecydowaliśmy się skupić na paru obszarach, wychodząc z założenia, że jako ARP nie jesteśmy w stanie zajmować się innowacjami w każdej branży. Zrobiliśmy też, rzecz jasna, przegląd portfolio wszystkiego, czym ARP dysponuje w tej dziedzinie.

Z jakim efektem?

Warto przypomnieć, że Agencja Rozwoju Przemysłu jest nietypową instytucją, ponieważ wbrew nazwie i realizowanej misji jest spółką zarabiającą pieniądze. Postanowiliśmy przyjrzeć się 70 firmom należącym do ARP pod kątem najciekawszych projektów innowacyjnych. Szczególnie zainteresowała nas działalność trzech spółek zajmujących się technologiami kosmicznymi. Stworzyliśmy program biznesowego wsparcia tej innowacyjnej branży. Największa z nich to krajowy lider Creotech Instruments. Dwie kolejne funkcjonują obecnie w ramach PFR Ventures, które kupiło należącą wcześniej do ARP spółkę ARP Venture. Angażując się w działalność tych firm, dobrze poznaliśmy rynek i jego możliwości. Mówiąc żartem, jest on jak królik, którego ciągle gonią psy, ale nigdy nie doganiają…

Nie ma nic bardziej innowacyjnego niż technologie kosmiczne.

To prawda, w tej branży pracują najlepsi inżynierowie, którzy mają dostęp do najbardziej zaawansowanych technologii. Kiedy zaangażowaliśmy się w tę branżę, padliśmy ofiarą niewybrednych żartów i ataków prasowych. Zapamiętałem na przykład taki tytuł: „Wystrzelić pieniądze w kosmos”. Wkrótce jednak okazało się, że nasi krytycy nie mieli cienia racji. Zaczęliśmy od rozwijania kadry, i to w kilku obszarach. Uruchomiliśmy program stażowy, dofinansowując co roku kilkunastu studentów ostatnich lat i doktorantów, którzy zobowiązują się podjąć pracę w krajowych firmach branży kosmicznej.

Czym zajmuje się wspomniana wcześniej firma Creotech?

Ma ona dwa działy elektroniki precyzyjnej i technologii kosmicznych. Obecnie pracuje nad satelitą, który wkrótce zostanie wystrzelony w kosmos. Wcześniej wspólnie z włoskim konsorcjum Creotech przygotował specjalną kamerę satelitarną. Zamówienia w tej branży zazwyczaj pochodzą od Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), ale też od NASA. Uruchomiliśmy program kredytowania projektów, które powstają na zamówienie ESA. Pozwala to mniejszym firmom na utrzymanie płynności, zanim otrzymają finalne wynagrodzenie.

Czy decydujecie się też na inwestycje kapitałowe?

Tak, ale dzieje się to bardzo rzadko. Ostatnio zainwestowaliśmy w spółkę PIAP Space, która może się poszczycić świetnymi innowacjami w dziedzinie robotyki kosmicznej. Jest to dziedzina skazana na sukces. Ktoś przecież będzie musiał niedługo posprzątać na ziemskich orbitach, gdzie krąży ponad 8 tys. satelitów, z których działa zaledwie połowa. Nowe satelity z ramionami robotycznymi będą wyłapywały kosmiczne śmieci lub naprawiały uszkodzone bądź zepsute konstrukcje.

Wróćmy z kosmosu na Ziemię. Jakie branże wydają się szczególnie ciekawe pod kątem wsparcia innowacji?

Drugim sektorem, który wydał nam się szczególnie ciekawy, były gry wideo. Ktoś mógłby spytać: Czy państwo powinno wspierać branżę, w której kilka polskich firm odnosi światowe sukcesy? Odpowiedź brzmi: Oczywiście, że tak, przecież to nasz eksportowy hit. Spotkaliśmy się z szefami kilku, które zanotowały wielki sukces. Opowiedzieli nam o licznych wyzwaniach i problemach, na które trafili. Zachęciło nas to do stworzenia akceleratora gier wideo w Cieszynie, który powstał w kooperacji z filią Uniwersytetu Śląskiego i władzami miasta. To pozwala nam uczyć kreatywne młode zespoły, jak poruszać się na konkurencyjnym rynku. Efektem tych starań są trzy znakomite gry, których premiery nastąpią w najbliższym czasie. Będzie to stanowiło dla naszych podopiecznych test umiejętności biznesowych. Jestem przekonany, że zaprojektowane przez nich gry odniosą sukces.

Jak młodzi twórcy gier mogą uzyskać wsparcie ARP?

Dwa razy w roku organizujemy spotkania z zespołami, które prezentują swoje pomysły na gry w formie demo lub wideo. Kapituła wybiera najlepsze projekty do dalszej akceleracji i mentoringu. Eksperci ARP Games spotykają się z zespołami i pokazują, jak napisać dobry scenariusz, zaprogramować grę, jak powinna wyglądać grafika itp. Nauka trwa trzy–cztery miesiące, a następnie typujemy zespoły, które zyskają nasze wsparcie umożliwiające realizację najlepszych projektów. Jest to branża o fantastycznym potencjale.

Wspomniał pan wcześniej, że sprawdzacie możliwości innowacyjne firm skupionych w ARP?

Realizujemy program, w ramach którego badamy innowacyjność, przeprowadzamy audyt technologiczny, sprawdzamy potencjał naszych firm w tej dziedzinie. W efekcie wytypujemy dwie lub trzy spółki, w których będziemy chcieli stworzyć działy innowacji z prawdziwego zdarzenia. W niektórych naszych firmach nie jest to potrzebne, działy badań i rozwoju funkcjonują tam bardzo dobrze. Warto też wspomnieć o programie ARP Innovation Pitch koncentrującym się na współpracy dużych firm z innowacyjnymi jednostkami. Zajmujemy się też scoutingiem pasywnym i aktywnym. Pierwszy z nich realizujemy m.in. dzięki Internetowej Platformie Transferu Technologii, na której łączą się autorzy innowacji i ich potencjalni klienci. Wypuszczamy też informacje do grupy PFR i jednostek badawczych. Przez scouting aktywny rozumiemy nasz udział w licznych konferencjach w Polsce i za granicą. W efekcie tych działań doprowadziliśmy do 15 wdrożeń lub pilotaży. Nie sposób też pominąć Sieci Otwartych Innowacji, w jej ramach przyznajemy granty na nowatorskie technologie, ale nie na zakup maszyn, lecz wyłącznie wartości niematerialne i prawne, takie jak licencja, patent, receptura, know-how. Projekt ten wdrażaliśmy dwa lata, a od pół roku możemy mówić o efektach, z których jesteśmy zadowoleni.

Jak wygląda zarządzanie biurem?

Mamy w zespole inżynierów, którzy potrafią ocenić nowe technologie. Sami opracowali autorską metodologię screeningu technologicznego, która znakomicie się sprawdza w praktyce. Jest to rodzaj checklisty, dzięki której szybko możemy np. sprawdzić, czy dane rozwiązanie nie funkcjonuje gdzie indziej, jaka jest jego wartość itp. Do naszego zespołu należą też prawnicy, którzy pomagają m.in. przy ocenie zdolności patentowej. Zespołem tym staram się kierować agile’owo, przez co rozumiem otwartość na zmiany, co w praktyce przekłada się na kwartalne korygowanie planów. Często powtarzam, że zajmując się innowacjami, nie wolno się bać. Kiedy byłem w Izraelu, ze zdumieniem stwierdziłem, że twórcy start-upów występują o dofinansowanie na poziomie dziesiątków, a nawet setek milionów dolarów. Co więcej, tamtejsi twórcy start-upów to ludzie dojrzali, z dużym dorobkiem zawodowym. U nas wygląda to zupełnie inaczej, młodym managerom brak doświadczenia. Upadają bardzo dobre projekty, które były niedofinansowane.

Proszę opowiedzieć, jak trafił pan do ARP?

Nie jestem inżynierem, tylko marketingowcem. Zarządzałem kilkoma firmami tej branży. Zaczynałem w amerykańskiej agencji PR, w której szybko zostałem szefem na Polskę. Potem uruchomiłem dwie kolejne własne agencje, razem ze wspólnikami kupiliśmy trzy kolejne firmy marketingowe oraz software house. Cztery lata temu odsprzedałem swoje akcje, żeby poświęcić się swoim pasjom. Kiedy jednak pojawiła się propozycja z ARP, postanowiłem spróbować swoich sił i nie żałuję.

Rozmawiał Piotr Cegłowski