Emerytura po amerykańsku

O emerytach mówi się różnym kontekście, o ich postawach, rzadziej o problemach, z jakimi muszą się borykać, aby przeżyć. Nikt jednak nie skupia się nad ich losem, który zdaje się być zaprogramowany na marne dożycie…

Autor: Aureliusz Herczakowski

Właśnie, dożycie do czego? Do śmierci? Dla jednych emeryci są dobrzy, bo właściwie głosują, dla drugich źli, bo źle głosują, liczy się jedynie ich użyteczność. Ani jedni, ani drudzy nie dotykają jednak istoty problemu, co w konsekwencji prowadzi do tego, że seniorzy idą za tymi, którzy im więcej dają. A przecież są to wspaniali, zasługujący na dostojne życie ludzie, których jesteśmy spadkobiercami.

Raj ciepłolubnych

Kilka styczniowych dni spędziłem w USA u dziadków w Kings Point na Florydzie. To położone nieopodal Tampy osiedle domków charakteryzuje się tym, że zamieszkują je głównie ludzie starsi z całych Stanów Zjednoczonych. Nie jest to miejsce wyjątkowe, bo takich miejsc na terenie USA są tysiące. W Kings Point, jak mawia dziadek, mieszkają ciepłolubni. W kategoriach znanych mi emerytów to miejsce można z całą pewnością nazwać rajem, tutaj nikt tego tak nie nazywa, bo to zupełnie normalna sprawa. Wśród mieszkańców nie widać specjalnych różnic. Korzystają z tych samych atrakcji ośrodka, placów gier, z tych samych kortów, z tego samego pola golfowego i kilku basenów.

Jedyne różnice, które można tutaj dostrzec, to wystawność domów, które kosztują tu od 100 tys. do 500 tys. dol.  Ups… Już czuję, jak część czytelników zastanawia się nad przeprowadzką tutaj, po sprzedaniu mieszkania w Polsce. Przy okazji wspomnę, że nieruchomości na terenie USA mogą nabywać jedynie obywatele lub stali rezydenci, tak że zamiana mieszkania w Warszawie na domek na tym osiedlu musi uwzględniać także sprawy rezydencji.

Wracając do mieszkańców osiedla. Są wśród nich ludzie o różnej zasobności, ale każdy ma samochód i wózek golfowy. Ci bogatsi mają po prostu lepsze samochody, zaczynając od pięknych oldtimerów po Ferrari i Bentleye. W zależności od poczucia młodzieńczości, jedni jeżdżą motocyklami Harley Davidson, na terenie osiedla działa prężnie klub Harleyowców, drudzy mają w pobliskiej marinie piękne jachty warte kilka milionów dolarów. Ale nie to jest istotą tego miejsca. Otóż najważniejsze jest to, że stać na to człowieka, kto przepracował w USA kilkanaście lat.
System emerytalny oparty o social security, wynikający z ilości przepracowanych lat, zapewnia podstawę egzystencji na poziomie 25-100 tys. dol. rocznie, zgodnie z zasadą: dłużej pracujesz więcej masz. Reszta pieniędzy, z których korzystają tutejsi emeryci, pochodzi z funduszy inwestycyjnych, które, jak wiadomo, są mniej lub bardziej ryzykowne. Kto bardziej ryzykuje, zarabia więcej, zwolennik mniejszego ryzyka zyskuje mniej. Sama podstawowa emerytura nie wystarczyłaby, by zamieszkać na opisywanym osiedlu.

Beatlesowskie 64

Spójrzmy na singla w wieku beatlesowskim – 64 lata – który poza social security przez ostatnie 10 lat przed przejściem na emeryturę odkładał rocznie 10 tys. dol. Jest to możliwe, ponieważ średnie wynagrodzenie nauczyciela, policjanta, czy też urzędnika to około 50 tys. dol. rocznie. Procent składany bezpiecznego funduszu inwestycyjnego w ostatnich 10 latach wyniósł np. 230 proc.  Zatem singiel ma do dyspozycji 230 tys. dol. plus emeryturę z social security. Za tę kwotę na tym osiedlu uzyska dom o powierzchni 180-200 mkw., wyposażony w 3 sypialnie, 3 łazienki i 2 garaże. Nikt nie kupuje jednak domu za gotówkę… Rata kredytu wynosi około 1200 dol. miesięcznie.

Utrzymanie domu też nie jest specjalnie kosztowne. Za 600 dol. miesięcznie otrzymuje się pełną obsługę posesji: koszenie trawy, malowanie domu, wymianę dachu co 10 lat, dostęp do wszystkich atrakcji, które wymieniłem wcześniej. Za dodatkowe 50 dol. miesięcznie można wykupić ubezpieczenie serwisowe wszystkiego, co jest w domu i może się zepsuć – pralki, zmywarki, lodówki, etc. Koszty domu z utrzymaniem to więc około 2000 dol. miesięcznie. Jeśli jeszcze dodam, że w większości domki zamieszkują pary, które pracowały nie kilkanaście lat, ale np. 30 lat, to mamy do czynienia z regularnymi milionerami, którzy prowadzą wspaniałe życie, troszcząc się wyłącznie o swoje zdrowie i kondycję, bo resztę zapewnia im system. Nie dziwi zatem fakt, że średnia wieku dożycia mieszkańców osiedla jest wyższa od średniej o 9 lat i wynosi 88 lat.

Lazy days emeryta

Z mojego punktu widzenia wyglądało to tak: mam zwyczaj sypiania przy otwartym oknie, więc uczestniczyłem w życiu całej machiny osiedla już od godziny 4 rano, kiedy zaczynają prace automatyczne zraszacze trawy. Hałaśliwe bestie, więc większość mieszkańców śpi przy zamkniętych oknach korzystając z klimatyzacji lub ma wyłączone zraszacze przy swoich oknach. Temperatura, niestety, albo na szczęście, jest tutaj tropikalna. W nocy w styczniu utrzymuje się około 20oC  w dzień 27-30oC. Wiele jednak daje chłodny wiatr znad Zatoki Meksykańskiej, więc upał nie jest tak dotkliwy jak np. w Miami.

O godz. 6, tuż po wschodzie słońca, pojawiają się kosiarze, którzy, na szczęście, korzystają z kos i kosiarek akumulatorowych, bardzo cichych.

Około godz. 7 słychać na osiedlu lekki ruch wózków golfowych, to mieszkańcy jadą do siebie nawzajem na śniadanie lub do jednej z kilku restauracji lub barów na osiedlu. Po śniadaniu u naszych dziadków odbywa się godzinny rytuał czytania prasy przy kawce. Około 9 zaczyna się ruch na polach golfowych, kortach i placach do gry. Około godz. 11, kiedy upał już mocno doskwiera, większość wyrusza na zakupy lub spacery po klimatyzowanych molach. Inni wracają do domów, by oddać się swoim pasjom i tak wygląda to mniej więcej do godz. 14. Oczywiście w tym samym czasie na osiedlu trwają prace naprawcze i konserwacyjne dróg, chodników, etc.

Około godz. 14 rozpoczyna się pora lunchu i bez rezerwacji stolika w osiedlowych barach i restauracjach o lunchu można zapomnieć, więc ruszamy samochodem do pobliskiej Tampy popływać łodzią i znaleźć jakiś miły lokal, co udaje nam się bez większego trudu. Nawiasem mówiąc Tampa to przepiękne, bogate miasto – temat na inny artykuł. Około godz. 17 najedzeni dopływamy do portu, krótki spacer i powrót na osiedle, które już tętni życiem. Jako że jesteśmy w strefie tropikalnej, zmierzch trwa tu kilka minut i około 18 jest już ciemno, ale osiedlowe puby i kluby zaczynają działać pełną parą i życie towarzyskie kwitnie przy piwku, winie i mocniejszych trunkach. Da się usłyszeć wędkarskie i morskie opowieści, sprośne żarty, biesiadne śpiewy, a towarzyszą temu tańce.

Nasi dziadkowie są miłośnikami jazzu i niekoniecznie dobrze się odnajdują w klimatach country music, ale co ciekawe, w pobliżu osiedla są dwa renomowane kluby jazzowe, gdzie grywają prawdziwe supergwiazdy. Dodam, że na terenie osiedla są dwa teatry z dużymi scenami, na których realizowane są poważne koncerty. W najbliższym czasie zagrają: Barbra Streisand, Cher, Elton John… Osiedle wydaje swój ponadstustronicowy kwartalnik, w którym znajdują się zapowiedzi wszystkich imprez. Oczywiście jest też wydanie internetowe.

Dla mnie, jako miłośnika muzyki, najwspanialsze jest to, że w każdą środę zawodowi muzycy żyjący na tymże osiedlu jamują do muzyki Davisa, Coltrane’a, Rollinsa, a robią to na takim poziomie, że szczękę musiałem z podłogi podnosić. Około godz. 22 życie osiedla zamiera, słychać wracających z pubów wesołych mieszkańców. Około godz. 4 znowu włączają się zraszacze…

Tak zorganizowana, powtarzalna beztroska zapewnia uśmiech na twarzach wszystkich, z którymi witam się pozdrowieniem Happy New Year jadąc rankiem dziadkowym meleksem do włoskiej piekarni po świeże bagietki. Wspaniałe życie wśród zabawnych i pełnych humoru przyjaciół.
Mógłbym jeszcze wiele pisać o tym emeryckim raju. Myślę, że tych kilka zdań uświadamia jak naprawdę powinno wyglądać życie seniora w cywilizowanym kraju. Warto zauważyć, że ośrodek na takim poziomie i przy amerykańskich cenach to nierealne marzenie dla mieszkańca naszego kraju. Nie ma u nas luksusowych domów opieki w tej cenie, a wspomniane wyżej 600 dol. miesięcznej opłaty to połowa ceny pobytu w dwuosobowym pokoju o niskim standardzie w ponurym prywatnym domu starców. Za zachodnią granicą wprawdzie można znaleźć porządne ośrodki dla seniorów, ale opłaty to wielokrotność polskich stawek. Nasuwa się pytanie: jakim cudem w USA, gdzie przecież nikt nie dokłada do biznesu, powstały ośrodki zapewniające emerytom godne życie za rozsądne pieniądze, a w Europie nie jest to możliwe? Może to nisza, którą powinni okryć nasi inwestorzy?