Dobry fachowiec potrzebny od zaraz


Czy absolwenci szkół zawodowych to przyszła elita rynku pracy, która z wyższością będzie patrzeć na bezradnych magistrów politologii, socjologii i ekonomii? Zmienia się system kształcenia, a i młodzież coraz przychylniej patrzy na szkoły tego typu

Już 32 proc. polskich firm przyznaje się, że ma duże lub bardzo duże problemy ze znalezieniem odpowiednio wykwalifikowanych pracowników – wynika z ostatniego badania „International Business Report” wśród 10 tys. średnich i dużych przedsiębiorstw z 36 krajów świata (w tym 200 z Polski) przeprowadzonego przez Millward Brown dla firmy audytorsko-doradczej Grant Thornton. To najwyższy odsetek od ponad sześciu lat. Gorzej jest tylko na Łotwie (52 proc.), w Estonii (38 proc.) i na Litwie (36 proc.). Tymczasem jeszcze do niedawna polscy pracodawcy, na tle kolegow z innych krajów Unii Europejskiej, nie wyróżniali się pod tym względem niczym szczególnym.

Odsetek firm deklarujących takie kłopoty, wahający się od 15 do 20 proc., był zbliżony do średniej UE (22 proc.). Z szacunków na koniec 2015 roku wynika, że firmy potrzebowały ponad 400 tysięcy absolwentów szkół zawodowych i techników. Według Łukasza Kozłowskiego, analityka organizacji Pracodawcy RP, gdyby te osoby zostały zatrudnione, polski PKB urósłby o dodatkowe 1,4 proc.

– Polski rynek pracy cierpi od lat na strukturalne niedopasowanie, tzn. chętnych do pracy jest wielu, ale ich kwalifikacje rzadko odpowiadają potrzebom pracodawcy – stwierdziła komentując wyniki badania Monika Smulewicz, dyrektor zarządzająca, partner w Grant Thornton.

Na równi pochyłej

Szczyt popularności szkolnictwa zawodowego w Polsce przypadł na rok 1980, przynajmniej jeśli chodzi o statystykę. W 10 864 różnych szkołach tego typu uczyło się wtedy aż 1,85 mln uczniów. Niestety, najczęściej spotykanym rodzajem szkoły epoki PRL była zasadnicza szkoła zawodowa, do której trafiało w niektórych latach nawet około 55 proc. absolwentów podstawówek. Co gorsze, ta właśnie szkoła była dla zdecydowanej większości uczącej się w niej młodzieży ostatnim szczeblem kształcenia. Głównymi jej wadami były: wąsko rozumiane specjalistyczne kształcenie, coraz bardziej oderwane od potrzeb gospodarki i bardzo skromny program edukacji ogólnej. Zmiany społeczno-polityczne, a przede wszystkim gospodarcze po 1989 roku powinny wymusić konieczność dostosowania do nich całego systemu szkolnictwa. Choć wydawało się to oczywiste, tak się jednak nie stało. I choć jednym z ważniejszym wydarzeń początków transformacji było uchwalenie w 1991 roku ustawy o systemie oświaty, szkolnictwo zawodowe zostało w niej potraktowane marginalnie.

Dzwonek alarmowy nie włączył się także wtedy, kiedy rozpoczął się bardzo wyraźny spadek zarówno liczby szkół, jak i uczniów zainteresowanych takim kształceniem. O ile jeszcze w 1989 roku działało w Polsce 3,4 tys. samych zasadniczych szkół zawodowych, to 10 lat później już o tysiąc mniej. Nadziei na zamianę niekorzystnego trendu nie przyniosła również reforma z 1998 roku, przygotowana przez Mirosława Handkego, ministra edukacji w rządzie AWS. Zakończyła się sukcesem (wprowadzono m.in. nowy typ szkoły – gimnazjum), ale po raz kolejny szkoły zawodowe zostały potraktowane po macoszemu. Uznano, że najlepszym rozwiązaniem będzie odejście od dwutorowości kształcenia na poziomie ponadgimnazjalnym (ogólnokształcące vs. zawodowe) i pozostawienie w systemie tylko dwuletnich szkół zawodowych. Lata 1990-1999 to stopniowe wygaszanie i likwidacja zasadniczych szkół zawodowych, także z powodu restrukturyzacji  i zamykania przedsiębiorstw prowadzących szkoły przyzakładowe. Poza tym, ponieważ finansowanie szkół stało się głównym zadaniem samorządów  zawodówki znalazły się na straconej pozycji, jako znacznie droższe w utrzymaniu od liceów.

Wszystko to odbywało się w pełnej zgodzie z oficjalną polityką, której jednym z założeń reformy Handkego było bowiem doprowadzenie do tego, aby 80 proc. uczniów zdawało maturę, a połowa z nich szła na studia. Nie da się ukryć, że tym zmianom towarzyszył wzrost aspiracji edukacyjnych społeczeństwa. Pokolenie powojennego wyżu demograficznego uwierzyło, że studia to inwestycja w dziecko, która się opłaci. Efekt? W latach 1990-2004odsetek studiujących na uczelniach wyższych wzrósł czterokrotnie. Do tych realiów szybko dostosował się rynek usług edukacyjnych. Powstały dziesiątki  szkół prywatnych oferujących dyplomy popularnych kierunków, takich jak zarządzanie, marketing bądź politologia. Rynek pracy został przesycony absolwentami szkół wyższych, a pozbawiony fachowców. W sumie tzw. reforma Handkego w praktyce doprowadziła do likwidacji szkolnictwa zawodowego. W pięcioleciu 2001-2005 z rynku zniknęło 3650 szkół (3056 średnich i 594 zasadniczych). W całym dziesięcioleciu 2001-2010 zamknięto ponad połowę stanu z roku szkolnego 2000/2001. Liczba uczniów szkół zawodowych w tym okresie zmniejszyła się aż o 718 tysięcy.

Europejskie wzorce są inne

Niestety, w okresie 25-lecia polskiej transformacji zniszczyliśmy szkolnictwo zawodowe, zwłaszcza średnie szkoły zawodowe 3-letnie i technika. W dodatku w to miejsce w zasadzie nie powstały wyższe szkoły zawodowe. A te, które powstały i nazwały się wyższymi szkołami zawodowymi, prawie wszystkie są do siebie podobne. Kształcą przede wszystkim w zakresie zarządzania i marketingu i właściwie nie gwarantują umiejętności zawodowych w stopniu, w jakim jest to w praktyce potrzebne – ocenia ten okres prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. Jej opinia wcale nie była odosobniona.

Eksperci raz po raz przywoływali przykłady sprawdzonych już w innych krajach Europy modeli kształcenia zawodowego. Choćby Niemcy, gdzie tylko 30 proc. młodych ludzi wybiera szkoły ogólnokształcące, a 70 proc. kieruje się do zawodowych; z kolei w bogatej Szwajcarii do szkół zawodowych idzie aż 80 proc. młodzieży. Edukacja jest tam poparta praktyką, a nowe kierunki kształcenia tworzone są w oparciu o zapotrzebowanie konkretnych branży i ogromne wsparcie setek firm. Osią istnienia szkół zawodowych powinno być bliskie związanie z pracodawcami, którzy później niemal automatycznie zatrudniają absolwentów. Tyle, że w świadomości wielu polskich pracodawców wciąż pokutuje przeświadczenie, iż to szkoły powinny wychodzić z inicjatywą takiej kooperacji. Szlak w Polsce nowym trendom przecierały duże koncerny zagraniczne. Nie czekając na uregulowania prawne zaczęły organizować i wspierać klasy, w których kształciły przyszłych specjalistów do swoich zakładów. Takie klasy utworzyły wtedy m.in.: MAN, Volkswagen, Hearing, Fenix, Intech, Bosch. Z pewnym opóźnieniem w ich ślady ruszyły też firmy polskie.

Doskonałym przykładem takiego działania jest choćby realizowany od kilku lat program firmy PGNiG Termika. Kiedy zarząd spółki zauważył wzrost przejść na emeryturę pracowników z uprawnieniami, postanowił nawiązać współpracę z Zespołem Szkół nr 40 im. Starzyńskiego w Warszawie oraz Zespołem Szkół Technicznych im. Kościuszki w Radomiu. Dzięki tej koncepcji przywrócono zawód technika energetyka, a w 2012 roku firma zatrudniła pierwszych absolwentów.

Światełko w tunelu

Ostatnie lata przyniosły zdecydowaną zmianę podejścia systemowego do problemów kształcenia zawodowego. Wreszcie zdecydowano się na modyfikację przestarzałego modelu. Punktem zwrotnym w tym procesie może okazać się, podpisana w sierpniu 2015 roku, nowelizacja rozporządzenia w sprawie praktycznej nauki zawodu, która wprowadziła tzw. dualny system kształcenia zawodowego, oparty na modelu niemieckim (z powodzeniem stosowany również w Austrii, Danii, Holandii i Szwajcarii). W ciągu najbliższych dwóch, trzech lat ma on objąć ponad 100 tys. uczniów. Zakłada on jednoczesną naukę zawodu w szkołach oraz przedsiębiorstwach. W jego ramach duży nacisk kładzie się na zdobywanie praktycznych umiejętności (i to nie w warsztatach przyszkolnych, ale konkretnych firmach pod okiem fachowych opiekunów), a teoria ma charakter komplementarny. Co warte podkreślenia, młodzi ludzie zdobywają doświadczenie zawodowe w firmach, w których mogą później pracować. W ten sposób uzyskują rzeczywiście potrzebne kwalifikacje, a przedsiębiorstwo może ich przygotować do pracy w obowiązujących w nim standardach organizacyjnych. Do procesu unowocześniania szkolnictwa zawodowego zaangażowano specjalne strefy ekonomiczne, które mają się stać swego rodzaju koordynatorem nowego systemu.

Nowelizacja ustawy o SSE, ze stycznia 2015 roku, wprowadziła dla spółek zarządzających strefami nowe zadanie, dotyczące tworzenia na ich terenie tzw. klastrów edukacyjnych. Miały one skupiać działające w SSE firmy, okoliczne szkoły zawodowe, starostwa powiatowe i inne podmioty zainteresowane rozwojem kształcenia zawodowego w regionie (izby gospodarcze i rzemieślnicze, kuratoria oświaty, inkubatory przedsiębiorczości, itp.). Jako pierwsza, jeszcze przed zatwierdzeniem prawnych uregulowań, klaster edukacyjny powołała w listopadzie 2014 roku SSE Małej Przedsiębiorczości w Kamiennej Górze. Miesiąc później podpisano porozumienie o utworzeniu Strefowego Klastra Edukacyjnego w Pomorskiej SSE. Obecnie klastry działają już we wszystkich 14 strefach. Pierwsze efekty? Może na razie niezbyt wielkie, ale od czegoś trzeba zacząć. Na przykład, w ramach utworzonego przez Wałbrzyską SSE Klastra Edukacyjnego „INVEST in EDU” (skupia blisko 80 podmiotów) we wrześniu 2015 roku ruszyły dwie klasy patronackie kształcące w zawodzie „operator obrabiarek skrawających”.

Z taką inicjatywą wystąpiły działające w tej strefie firmy: Segepo-Refa ze Świebodzic, która podjęła współpracę z Zespołem Szkół nr 5 w Wałbrzychu, oraz GKN Driveline – z Zespołem Szkół Ponadgimnazjalnych w Oleśnicy. Uczniowie mają zwiększony dostęp do praktyk na rzeczywistych stanowiskach pracy, płatne staże wakacyjne, zwrot kosztów za podręczniki, a co najważniejsze – możliwość zatrudnienia po uzyskaniu dyplomu. Aż 10 klas patronackich realizujących autorskie programy kształcenia we współpracy ze szkołami m.in. w Legnicy, Chocianowie i Środzie Śląskiej stworzyły firmy z Dolnośląskiego Klastra Edukacyjnego (Wałbrzyska SSE). Co ciekawe, przed wieloma laty w tej strefie powstała idea powołania zawodu „technik mechatronik”, którą wspiera Volkswagen Motor Polska. Umowę o współpracy w kształceniu specjalistów w tym łączącym w sobie elektronikę, informatykę, mechanikę, automatykę i robotykę zawodzie podpisały niedawno także Zespół Szkół nr 3 w Ostrowcu Świętokrzyskim i CELSA „Huta Ostrowiec”. To już inicjatywa w ramach Świętokrzyskiego Klastra Edukacji Zawodowej ze Starachowickiej SSE. Przykłady można by mnożyć…

Pomogą fundusze unijne

Program zmian ma także zabezpieczenie finansowe. W tzw. nowej perspektywie unijnej (na lata 2014-2020) fundusze europejskie na ten cel będą pochodzić z dwóch źródeł. Blisko 90 mln euro z krajowego Programu Operacyjnego Wiedza Edukacja Rozwój (POWER) wesprze zmiany systemowe. Z kolei środki z programów regionalnych (RPO) pomogą konkretnym szkołom rozwinąć współpracę z pracodawcami i uczelniami. Na działania zaplanowane w RPO przewidziano 930 mln euro. W założeniach środki z POWER będą inspirować pracodawców do tego, by aktywnie włączyli się w kształcenie zawodowe.

Fundusze pozwolą stworzyć mechanizmy współpracy systemu szkolnictwa z biznesem i dzielić się dobrymi praktykami. Powstaną nowe rozwiązania zachęt dla pracodawców. Z tej puli pieniędzy opracowane zostaną również e-zasoby i e-podręczniki do kształcenia zawodowego. Wsparcie z RPO będzie miało bardziej indywidualny charakter. Środki będące w dyspozycji województw pomogą szkołom m.in. w przygotowywaniu programów nauczania we współpracy z pracodawcami, wspólnym prowadzeniu kwalifikacyjnych kursów zawodowych, staży i praktyk (także dla nauczycieli przedmiotów zawodowych) czy uruchomieniu nowych kierunków kształcenia. Dzięki funduszom z RPO ponad 220 tys. uczniów zostanie objętych programem staży lub praktyk. Wsparcie otrzyma też 20 tys. nauczycieli kształcenia zawodowego oraz instruktorów praktycznej nauki zawodu, a ponad 2 tys. szkół zostanie doposażonych w sprzęt i materiały dydaktyczne.

– To od nas zależy, jak te fundusze wydamy. Albo dobrze, albo za pięć lat będziemy w tym samym miejscu – przekonywała ówczesna minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska. Pozytywnym czynnikiem jest także coraz bardziej wyraźna zmiana w podejściu absolwentów gimnazjów do szkół prowadzących kształcenie zawodowe. O ile w roku szkolnym 2006/2007 kształcenie w technikach i zasadniczych szkołach zawodowych wybierało 47,5 proc. absolwentów gimnazjów, to w roku 2014/2015 na ten krok zdecydowało się już 54,65 proc.