Crowdfunding to kobieca rzecz

Jeśli chcesz, by coś zostało powiedziane – powierz to mężczyźnie; jeśli chcesz, by zostało zrobione – zostaw to kobiecie. Te słowa, przypisywane Margaret Thatcher, można odnieść do sytuacji w branży finansowania społecznościowego. Mężczyźni odwołują się do crowdfundingu częściej, a kobiety skuteczniej

Autor: Marcin Giełzak – wiceprezes Polskiego Towarzystwa Crowdfundingu, Innovation Manager w Beesfund S.A, autor licznych publikacji z obszaru finansowania społecznościowego, m.in. nagradzanego podręcznika „Crowdfunding. Zrealizuj swój pomysł ze wsparciem cyfrowego tłumu”.

Zacznijmy od uporządkowania definicji. Istotą crowdfundingu jest pozyskiwanie funduszy od szerokich społeczności za pomocą przeznaczonych do tego platform internetowych. Celem takiej zbiórki jest realizacja konkretnego projektu: biznesowego, artystycznego czy dobroczynnego. Wspierający, w zamian za swoje wpłaty, otrzymują zwyczajowo z góry omówione świadczenie zwrotne. Może to być produkt będący przedmiotem przedsprzedaży, akcje czy udziały w spółce, albo symboliczna „cegiełka” o wartości sentymentalnej. Mówiąc obrazowo, o finansowaniu społecznościowym mówimy, gdy zamiast iść do jednej osoby czy instytucji po milion złotych, idziemy do miliona ludzi po złotówkę albo do tysiąca osób po tysiąc złotych.

Przychodząc do sedna sprawy, czyli od „płać” do „płeć”, przyjrzyjmy się temu, jak wygląda gender balance w crowdfundingu. Jak wynika z głośnego raportu PwC, w każdej branży (od kosmetyków po IT) i w każdym kraju (od Unii Europejskiej po Afrykę) odsetek zbiórek zakończonych powodzeniem jest wyższy, gdy zarządzają nimi raczej przedsiębiorczynie niż przedsiębiorcy. Nie mówimy tu też o drobnych różnicach. Po przeanalizowaniu 450 tysięcy kampanii z całego świata okazało się, że kobiety są efektywniejsze aż o 32 proc.

Ten stan rzeczy silnie kontrastuje z sytuacją w obszarze „tradycyjnych” finansów. W skali świata jedynie 2 proc. inwestycji venture capital wspomaga biznesy prowadzone przez kobiety. Czy ma to związek z tym, że wśród partnerów zarządzających w funduszach aż 95 proc. osób to mężczyźni? A może problemem nie jest osławiony boys club, ale kwestie kulturowe i mentalność? Podobno mężczyźni wolą pracować z rzeczami, kobiety z ludźmi, a jednak wiadomo, że łatwiej jest wyskalować biznes oparty na algorytmach niż na bezpośrednim kontakcie z drugim człowiekiem. Pytania te pozostawiam w zawieszeniu, odniesienie się do nich wymagałoby szerszej analizy, poprzestanę tylko na stwierdzeniu, że w crowdfundingu problemy jakie się z nimi wiążą po prostu nie istnieją.

Wiem jednak, że teorie są szare, a rzeczywistość zielona, spróbujmy więc zobrazować to, co opisane powyżej kilkoma konkretnymi przykładami. Współtworząc wiodącą platformę zajmującą się crowdfundingiem udziałowym mam na co dzień kontakt z przedsiębiorczyniami, które potrzebują środków na rozwój swoich firm. Niektóre z nich zdecydowały się na tę formę pozyskania kapitału właśnie dlatego, że zainspirowały je przykłady kobiet, które odniosły sukces w obszarze finansowania społecznościowego. Była to np. Anna Streżyńska, dawniej minister cyfryzacji, dziś kierująca MC2 Innovations, firmą IT tworzącą nagradzane rozwiązania bazujące m.in. na technologii blockchain. W toku dwóch emisji pozyskała ona blisko 3 miliony złotych od 793 inwestorów. Swoją kampanię, również z powodzeniem, zakończyła niedawno spółka z zupełnie innej branży, bo kosmetyków z segmentu Premium – Lajuu. Za tą marką również stały dwie kobiety: Weronika Rosati oraz Aneta Stacherek. Niebawem będzie można zainwestować w biznes kładący szczególny nacisk na społeczną odpowiedzialność, również kierowany kobiecą ręką. Beemunity Unlimited, na czele którego stoi prof. Aneta Ptaszyńska, pracuje nad komercjalizacją patentów, które mają uodpornić pszczoły na pestycydy, a tym samym ocalić całe ekosystemy dziś zagrożone przez działalność człowieka.

Podobno przyszłość już tu jest; sęk w tym, że jest nierównomiernie rozłożona. Jeśli to prawda, to należy zakładać, że trendy, które już zarysowały się na wyznaczających kierunki rozwoju dla całej branży amerykańskich platformach crowdfundingowych, niedługo umocnią się także w Polsce. I tak Republic.co w sposób szczególny wyróżnia emisja prowadzona przez kobiety, stosują tag „Female Founders”. W ramach oddolnej samoorganizacji 4 grupy inwestorów, a raczej inwestorek, stanowią network wsparcia dla kobiet, które poszukują finansowania na tej platformie. Ta społeczność w ramach społeczności dociera do 50 tys. zarejestrowanych użytkowników i odpowiada za 108 emisji i blisko 1300 publikacji w mediach. Niektórzy dostawcy usług crowdfundingowych idą nawet dalej i tworzą platformy przeznaczone wyłącznie dla kobiet pragnących pozyskać kapitał rozwojowy. Tak powstał m.in. iFundWomen, nazywany żeńskim Kickstarterem. Aktywność płci pięknej na tym odcinku dostrzegły również samorządy. Miasto Nowy Jork patronowało powstaniu platformy odwołującej się do pożyczkowego modelu crowdfundingu. Idea jest prosta: każdy wpłacający proszony jest o przeznaczenie minimum 25 dolarów na wsparcie wybranego kobiecego biznesu. Gdy należność zostanie spłacona, te same środki wracają na rynek, aby wesprzeć kolejną firmę. W ten sposób jednorazowa, drobna inwestycja przemnożona przez potencjalnie tysiące czy setki tysięcy wspierających tworzy fundusz wspierania kobiecej przedsiębiorczości. A wystarczy rzut oka na popularne polskie i zagraniczne platformy finansowania społecznościowego, aby wiedzieć, że jest co i kogo wspierać.

Mając to wszystko na uwadze, myślę, że uprawnionym będzie lekko sparafrazować cytat otwierający ten tekst. Powinien on chyba brzmieć: „Jeśli chcesz, by coś zostało powiedziane – powierz to mężczyźnie; jeśli chcesz, by zostało sfinansowane – zostaw to kobiecie”.