Bądź czujny inwestorze, bo nikt Ci nie pomoże

Łukasz Blichewicz

„Czy warto było szaleć tak…” śpiewała Agnieszka Chylińska w 1996 roku. Dziś to pytanie zadaje sobie wielu młodych przedsiębiorców, których start-upy doszły do ściany finansowej. I to nie ze względu na marny pomysł, brak klientów czy rozpad zespołu. Nowo powstające spółki o wysokim potencjale muszą zdawać sobie sprawę z tego, że inteligencja i rozsądek w poruszaniu się po samym rynku finansowym są równie istotne, jak ich koncepcja na biznes.

Tekst: Łukasz Blichewicz

Coraz częściej widzę wśród start-upowców żal do braku tego rozsądku na początku funkcjonowania przedsiębiorstwa. Euforycznie zbierają pierwsze rundy finansowania napędzane pomysłem i kolorowymi Power Pointami. Osiągają swój cel, środki zebrane. Tylko z reguły zbyt mało tych środków wydawane jest na rozwój pomysłu a za dużo na promocję samego start-upu. I to nie w grupie docelowej, czyli promocję sprzedażową, a w środowiskach inwestycyjnych i funduszowych. Biznes do przodu nie idzie a środki, które mogłyby firmę rozwinąć, płyną prosto do kolejnych pitch decków i na sponsoring inwestorskich konferencji.

„Czy warto było starać się, jak ja…” kolejne wersety niestety szerokiego grona start-upowców. Bo naprawdę miało być dobrze, chęci były. Tylko gdzieś po drodze zginął ten konieczny, złoty balans pomiędzy szukaniem pieniędzy na zapas i promowaniem pomysłu a zwykłym, organicznym budowaniem firmy i jej komercyjnego sukcesu. Tylko tu zaczyna się problem. Bo skąd grupka młodych ludzi świeżo po studiach ma wiedzieć gdzie ten złoty balans znaleźć? I problem właśnie polega na tym, że nawet nie wie, że nie wie. Nieuświadomiona niekompetencja jest dokładnie tym problemem, który sprawia, że statystyka upadania start-upów wygląda tak jak wygląda i stanowi przytłaczającą większość wszystkich, które zaczynają. Przykro na to patrzeć, bo z komercyjnego, perspektywicznego punktu widzenia, cała masa miała naprawdę ogromne szanse na sukces.

„Czy warto było kochać tak, aż do bólu?” Kochać nieco inaczej niż w utworze O.N.A. bo w tym przypadku chodzi o miłość do własnego pomysłu i początkowych pieniędzy, które się dzięki niemu pojawiły. Patrząc z punktu widzenia młodego człowieka, który dopiero co wkracza w życie zawodowe, zebranie pół miliona złotych to niewątpliwy sukces. I nie ujmując, takim jest. Tylko w polskim świecie funduszy, to w praktyce prawie koniec współpracy. Potem już głównie działania weryfikacyjno – rewizyjne i stresujące, comiesięczne albo cokwartalne zapraszanie na dywanik, które w zasadzie nic nie wnosi. Bo z młodymi, energicznymi ale jednak niedoświadczonymi ludźmi trzeba pracować po prostu na bieżąco. Słuchać i wspierać, nie traktować z góry a starać się zrozumieć perspektywę założyciela, który swój biznes w założeniach rozumie. Ale doświadczenie i wiedza nie biorą się znikąd i to są właśnie te obszary, w których inwestor pomocną dłoń wyciągnąć powinien.

„Czy mogę odejść sobie już?” To chyba ostatni werset nieudanego start-upu. Środki się skończyły, ludzi trzeba było zwolnić. Dalszy rozwój blokuje w zasadzie tylko struktura udziałowa czy akcjonariatu. Bo jest za wcześnie żeby ktoś wykupił resztę, za wcześnie żeby za mały procent zainwestować duży kapitał a za późno żeby od dotychczasowych udziałowców zorganizować dopłaty. Kapitałodawcy są niezadowoleni bo nie tak miało być. Założyciele trochę czasu przeżyli na inwestorskim garnuszku ale i tu pozostaje niesmak, bo mieli budować korporacyjne imperium. Nic to, pomysłów nie brakuje, świadomych inwestorów za to często. Więc ulepimy coś nowego, może pójdzie trochę lepiej. Tylko z każdym takim upadkiem, coraz bardziej start-up przestaje być życiowym pomysłem start-upowca a staje się po prostu sposobem na życie.

Tak więc krótko, na temat i już bez cytatów. Współpracując z młodymi, ambitnymi ludźmi nad rozwojem ich pomysłów pamiętajmy, że dopiero połączenie ich entuzjazmu, chęci, szybkości i zaangażowania z doświadczeniem, kompetencją i znajomościami ma realne szanse za niewielkie pieniądze osiągnąć realny sukces.

Bo start-up jest trochę jak małe dziecko – geniusze i Spartanie się zdarzają ale większość bez właściwego wsparcia i opieki, po prostu sobie nie poradzi.