Zawyżone ceny paliw w Polsce. Możemy to zmienić

Dlaczego Niemcy czy Austria potrafią chronić swoich obywateli przed dyktatem koncernów paliwowych, a polscy kierowcy muszą godzić się na zawyżone o ponad 30 gr/litr ceny benzyny? Konieczne są pilne działania regulacyjne, które zwiększą konkurencję pomiędzy koncernami paliwowymi i dadzą oręż polskim konsumentom do walki z negatywnymi skutkami oligopolu – pisze Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.

Najnowsze dane Komisji Europejskiej pokazują, że ceny paliw w Polsce w ostatnim tygodniu stycznia zaczęły rosnąć. Benzyna bezołowiowa podrożała o 4 grosze i litr tego paliwa kosztuje przeciętnie 4,79 zł. To jest absurdalnie wysoka cena, biorąc pod uwagę wydarzenia na rynku.

Po pierwsze świat jest zalany tym paliwem. Wskazują na to zarówno wysokie zapasy, jak i rekordowo niska marża uzyskiwana z przerobu ropy na benzynę przez globalne rafinerie. Popularnej bezołowiówki nagromadziło się dużo ze względu na olbrzymi wzrost wydobycia lekkiej ropy z amerykańskich łupków, którą przerabia się głównie na benzynę.

Nadpodaż surowca widać również na europejskim rynku hurtowym ARA (Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia), który wyznacza ceny dla rafinerii na całym kontynencie. Od ponad dwóch miesięcy cena benzyny waha się tam w przedziale 1,30-1,50 zł za litr, obecnie 1,41 zł. Ostatnie podwyżki cen ropy nie wpłynęły wyraźnie na notowania benzyny, co tylko potwierdza fakt, że globalny rynek jest przesycony tym paliwem.

Idealna sytuacja, ale nie dla Polaków

Notowania na rynku ARA ok. poziomu 1,40 zł/litr (taka była średnia cena w ostatnich dwóch miesiącach) powinny odpowiadać detalicznej cenie ok. 4,40-4,50 zł/litr na krajowych stacjach. Tymczasem stawki przy dystrybutorach są zawyżone o ponad 30 gr i wynoszą 4,79 zł, jak wynika z danych KE na 28 stycznia br. Konsumenci nie korzystają zatem z bardzo niskich cen hurtowych popularnej „95”, które wyrażone w polskiej walucie kształtują się w granicach ponad dwuletnich minimów.

Ważnym elementem analizy detalicznego rynku paliw w Polsce są również dane Komisji Europejskiej o koszcie tankowania benzyny z wyłączeniem podatków. Pokazują one m.in., czy krajowy rynek paliw jest efektywny i konkurencyjny, gdyż publikowana jest cena detaliczna „oczyszczona” z czynników fiskalnych, które są zróżnicowane na terenie UE. W Polsce cena popularnej „95” wynosi 51,9 eurocenta za litr (2,23, zł). Tylko trzy unijne kraje mają wyższą cenę tego paliwa. Przeciętnie ona wynosi 48,7 eurocenta (2,09 zł). W Polsce dodatkowo ta cena powinna być niższa niż średnia w UE ze względu na posiadanie własnych rafinerii (popyt na benzynę jest w całości zaspokajany przez produkcję krajową) oraz fakt, że ponad połowę przerabianej ropy dostarcza się najtańszą możliwą metodą, czyli rurociągami. W Niemczech, mimo znacznie wyższych kosztów pracy, detaliczna cena „bezołowiówki” wynosi bez podatków 46,3 eurocenta (1,99 zł), czyli aż o 24 gr mniej niż w Polsce. Podobnie sytuacja przedstawia się np. w Austrii, gdzie cena wynosi 48,1 eurocenta (2,07 zł), czyli o 16 gr mniej niż nad Wisłą.

Polacy nie mogą skorzystać ze światowego i europejskiego trendu niższych cen paliw, a winowajcą tego faktu może być zaburzona konkurencja oparta na oligopolistycznym (tylko kilku głównych koncernowych sprzedawców kontroluje większość podaży) rynku. Co ciekawe, analogiczny problem z paliwami kilka lat temu mieli Niemcy oraz Austriacy. Jak sobie z nim poradzili?

Konsumenci błądzą, a koncerny naftowe wiedzą wszystko

W Polsce, podobnie zresztą jak w większości krajów świata, na rynku paliw dominuje kilka firm. Część z nich wydobywa ropę globalnie, a także zajmuje się jej przerobem, magazynowaniem, dystrybucją i sprzedażą detaliczną. Pozostali nie ma dostępu do złóż ropy. Dokładnie tak samo wygląda sytuacja w Niemczech czy Austrii.

Koncerny naftowe mają kompletną informację o rynku. Wynika to zarówno z ich doświadczenia i ogólnej wiedzy biznesowej, jak i ciągłych badań, które w wielu przypadkach opierają się o sztuczną inteligencję pozwalającą praktycznie bezbłędnie dopasować optymalną dla maksymalizacji przychodu cenę detaliczną.

Konsument z kolei nie ma praktycznie żadnej informacji o rynku. Nie wie, czy oferowane przez sprzedawcę paliwo jest w cenie uwzględniającej normalną marżę, czy też wyraźnie za nie przepłaca. Nie opłaca mu się szukać innego miejsca do zatankowania, gdyż to wymaga czasu, a kolejne przejechane kilometry również kosztują. Chociaż teoretycznie ma wybór, by zrezygnować z tankowania, staje się faktycznie niewolnikiem stacji.

Nabywca nie może zastąpić paliwa żadnym innym produktem, a jego siła przetargowa jest niemal zerowa. To zresztą potwierdza obecna sytuacja. Poza nielicznymi przypadkami (niektóre stacje przy hipermarketach czy dyskontach) ceny są wyraźnie zawyżone, mimo to nie ma przypadków bojkotu zakupu benzyny czy diesla.

Co ciekawe, wcale nie musi dochodzić do nielegalnej zmowy (np. kartele), by koncerny wykorzystywały uprzywilejowaną pozycję. Know-how producentów i ich zaplecze badań zachowań klientów są na tyle rozbudowane, że strategia utrzymywania wysokich cen nie wymaga żadnego porozumiewania się.

Kluczowa transparentność cen

Problemy widoczne w Polsce nie są nowe. Martwić jednak może fakt, że nikt się nimi szczególnie nie przejmuje. Zarówno w Niemczech, jak i w Austrii tamtejsze urzędy antymonopolowe starają się walczyć z asymetrią informacji na rynku paliw oraz systemowo uprzywilejowaną pozycją koncernów paliwowych.

W tym celu w Niemczech wprowadzono ustawowy obowiązek publikacji każdej zmiany ceny paliw przez stację benzynową i przesyłanie tych informacji do wyspecjalizowanej jednostki przy Bundeskartellamt (Federalny Urząd Antymonopolowy). Te informacje są przekazywane nieodpłatnie konsumentom, którzy m.in. za pomocą aplikacji na smartfonach mogą sprawdzić ceny paliw na każdej stacji w dowolnym rejonie kraju.

Jeszcze dalej w swoich działaniach poszedł austriacki Bundeswettbewerbsbehörde (Federalny Urząd Ochrony Konkurencji – BWB). Prócz konieczności publikacji cen każdego dostępnego paliwa na wszystkich austriackich stacjach, ceny można podnosić tylko raz dziennie (obniżek może być więcej). Obowiązuje też zakaz wprowadzania podwyżek przed okresami wzmożonego popytu – np. podróży świątecznych.

Aplikacja podpowie, gdzie zatankować najtaniej

Działania urzędów antymonopolowych mają zwiększyć konkurencję pomiędzy koncernami paliwowymi, które zdominowały rynek paliw w Niemczech i w Austrii. Konsumenci z kolei zyskują kompletne informacje o cenach w okolicy miejsca pracy, zamieszkania czy na trasie planowanego przejazdu. Nie burzy to zasad wolnego rynku, jak sugerowali to przedstawiciele branży paliwowej, ale właśnie wzmacnia konkurencję poprzez zmniejszenie asymetrii informacji.

Branża paliwowa musiała się dostosować do bieżących regulacji. Część jej członków rozpoczęła wojnę cenową, oferując m.in. gwarancję najniższej ceny w promieniu kilku km od konkretnej stacji, aby przyciągać klientów. Kluczowe znaczenie odgrywa oczywiście aktualizacja informacji dostępnych w aplikacjach, a to może zagwarantować wyłącznie obowiązek nałożony przez urzędy antymonopolowe na stacje.

Istotne znaczenie odgrywa też fakt powszechnego wykorzystywania aplikacji. W Niemczech te najpopularniejsze – Clever-Tanken oraz Mehr-Tanken – mają po 5 milionów pobrań na samym systemie Android, a w sumie kierowcy mogą wybierać spośród kilkudziesięciu aplikacji dedykowanych cenom na stacjach paliw.

Możemy skopiować dobre rozwiązania

Aby Polscy konsumenci, podobnie jak niemieccy czy austriaccy, mieli dostęp do aktualnych cen paliw 24 godziny na dobę i bez żadnych dodatkowych kosztów, potrzebne są zmiany legislacyjne, które zmuszą stację paliw do publikacji aktualnych cen benzyny, diesla czy LPG.

W badaniach z 2011 r. przeprowadzonych przez Bundeskartellamt oszacowano, że jeżeli większa konkurencja na rynku paliw obniży średnie ceny dla konsumentów o 1,5 eurocenta (ok. 6,5 gr), przełoży się to na roczne oszczędności dla nabywców paliw o wartości 1 miliard euro (ok. 4,3 mld złotych).

Gdyby transparentność cen na polskim rynku paliw przyniosła analogiczny efekt (ok. 6 gr/litr), można liczyć na mniej więcej 1,5 mld zł (w Polsce sprzedaje się rocznie ok. 25 mld litrów) oszczędności krajowych, czyli ok. 100 zł na gospodarstwo domowe. Oczywiście ci, którzy dużo jeżdżą i przed każdym tankowaniem sprawdzaliby ceny w okolicy, mogliby oszczędzać znacznie więcej.