Akcesja głównych graczy

Warto po 20 latach przypomnieć, jak negocjacje akcesyjne i wejście Polski do Unii Europejskiej zapamiętali główni gracze

Leszek Miller

Polski polityk, prezes Rady Ministrów w latach 2001-2004, wprowadził Polskę do Unii Europejskiej i miał wielki wkład w wejście Polski do NATO.

Po latach nazywa te negocjacje przed podpisaniem akcesji prawdziwym maratonem. Niektórzy zakładali się, czy dowiezie, czy też nie dowiezie. W rozmowie z Mikołajem Kunicą, redaktorem naczelnym Business Insider Polska, premier Miller przypomniał, że „na szczycie w Kopenhadze okazało się, że jesteśmy jedynym krajem, który chce dalej negocjować. Pozostałe uznały, że wszystko, co było do ugrania, jest już załatwione i więcej wycisnąć się nie da. Pierwsze spotkanie z negocjatorami unijnymi, na których czele ze względu na duńską prezydencję stał premier Rasmussen, było fatalne. O mało nie zawróciliśmy na lotnisko. Rasmussen powiedział coś takiego: „Skoro macie pięć czy sześć problemów do dyskusji, to znaczy, że Polska nie jest przygotowana. Przyjmiemy was w kolejnym rozszerzeniu, nie wiem wprawdzie, kiedy ono będzie, ale w kolejnym. Naprawdę wyglądało to bardzo niedobrze”.

Miller – jak wspomina – wtedy właśnie w sytuacji patowej poprosił o przerwę. I rozpoczął indywidualne rozmowy z najważniejszymi unijnymi politykami. Po serii spotkań jeden na jeden także Rasmussenowi zaproponował spotkanie w cztery oczy. Zgodził się i po ośmiu godzinach dobili targu. Udało się przekonać piętnastkę, bo wtedy Unia Europejska liczyła tylko piętnaście krajów, żeby poszła nam na rękę.

Ważnym elementem tej walki i przeciągania liny były pieniądze. Walczyliśmy o to, żeby nasza składka do budżetu unijnego nie była od początku tak wysoka. Unia nie chciała się zgodzić, ale Verheugen wpadł na pomysł, żeby w tej sytuacji nie poszerzać UE od 1 stycznia, tylko od maja, dzięki czemu zapłacimy nie za 12 tylko 7 miesięcy. – Kiedy wracaliśmy z tarczą, nikt nas nie witał w Warszawie, bo wróciliśmy o pierwszej albo o drugiej nocy – wspomina Miller. – Warszawa spała. Natomiast pamiętam, że we wszystkich niemalże oknach kancelarii premiera świeciły się lampki. Tam było mnóstwo pracowników, którzy chcieli dowiedzieć się z pierwszej ręki, jaki był finał negocjacji. Panował nastrój wielkiego zwycięstwa. Zresztą nie było czasu na świętowanie, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że mamy do załatwienia referendum ogólnokrajowe, w którym Polacy zostaną zapytani, czy zgadzają się, by na wynegocjowanych warunkach Polska wstąpiła do Unii Europejskiej. Wcale nie było takie oczywiste, jak wypadnie to referendum.”

Premier Leszek Miller obawiał się niskiej frekwencji. Zgodnie z wymogami referendum, aby było stanowiące, do urn musiało się udać co najmniej 50 proc. uprawnionych do głosowania. Mieliśmy plan B i przy złym scenariuszu z frekwencją dysponowaliśmy wystarczającą większością w parlamencie, żeby przeprowadzić ratyfikację przez parlament właśnie. Ale już nie byłoby takiego efektu, opozycja by nam wisiała u gardła, artykułując, że naród odmówił, że naród nie chce itd. To byłby bardzo ciężki proces. Na szczęście frekwencja sięgnęła 58 proc. i nasze cele zostały w pełni zrealizowane. „Panie Miller, pan tutaj przedstawia rozmaite zalety wejścia. Ja będę głosowała za wejściem Polski do Unii Europejskiej, bo jak jestem gdzieś na lotnisku za granicą, to widzę dwa wejścia. Na jednym jest napisane dla członków UE, a na drugim dla pozostałych. Otóż ja nie chcę przechodzić przez to drugie wejście”. W przestrzeni medialnej funkcjonuje anegdota według której, w dniu referendum premier Leszek Miller kazał ministrowi spraw wewnętrznych zdjąć patrole policji z dróg dojazdowych do miast. Bo to też miało pomóc frekwencji. Chodziło o to, by Polacy nie byli zatrzymywani na drogach po powrocie z wyjazdów za miasto. I w ten sposób, by więcej ludzi zdążyło na głosowanie.

Bliska sercu Millera jest Kopenhaga, potem Ateny, następnie Dublin, czyli miasta, w których odbywały się negocjacje i końcowe uzgodnienia. Otwarcie mówi o tym, że jest wdzięczny losowi, w ogóle wdzięczny Polsce, że dała mu taką szansę, żeby ją reprezentował w tych najważniejszych zdarzeniach, bo uważa, że traktat akcesyjny to jest ten dokument, który przechodzi do historii jako jeden z najważniejszych dokumentów torujących w Polsce drogę do dobrej przyszłości. – Ale pamiętajmy – mówi premier Miller – bez euro nasza integracja jest niedokończona. Owszem, 1 maja 2004 r. weszliśmy do Unii Europejskiej. W 2009 r. staliśmy się członkiem strefy Schengen. No, ale w dalszym ciągu nie jesteśmy w euro, a w traktacie akcesyjnym, który ja z Włodzimierzem Cimoszewiczem podpisywałem, jest zobowiązanie do wejścia do strefy euro. Nie ma tylko daty. Musi ustalić ją polski rząd w porozumieniu z Unią Europejską. Ja się martwię tym, bo nie widzę żadnego zainteresowania także obecnego rządu kwestią przyjęcia wspólnej waluty.

Joschka Fischer

Wejście Polski do UE wspomina Joschka Fischer, były wicekanclerz i szef niemieckiej dyplomacji. W kluczowym dla naszej historii czasie uchodził on za jednego z największych przyjaciół Warszawy.

Fischer doskonale pamięta tę radosną chwilę, kiedy Polska przystąpiła do Unii Europejskiej. – Spadł mi kamień z serca, że Polska dokonała akcesji, że to się stało rzeczywistością – powiedział ówczesny szef niemieckiej dyplomacji dziennikowi „Märkische Oderzeitung”. – Unia była dzięki temu projektem już nie tylko zachodnioeuropejskim, lecz ogólnoeuropejskim.

Dzisiaj Fischer podkreśla, że wejście Polski do UE bardzo pozytywnie rozwinęły stosunki gospodarcze. Polacy osiedlają się w Niemczech, kupują domy i działki, najczęściej w rejonach przygranicznych. (…). Burmistrzowie i wójtowie czują ulgę, że mogą dalej utrzymywać przedszkola i szkoły, bo jest więcej dzieci – powiedział Fischer. Ocenił, że mieszkańcy Berlina cieszą się z wykwalifikowanych polskich robotników i rzemieślników, a po obu stronach granicy powstał wspólny obszar gospodarczy.

Zdaniem Fischera także rosyjska napaść na Ukrainę uświadomiła Europie Zachodniej, jak ważne pod wieloma względami było rozszerzenie UE na wschód. Niemiecki polityk wskazał, że Polska miała bolesne doświadczenia z Rosją i że również z tego Europa Zachodnia powinna wyciągać więcej wniosków w przyszłości.

Były minister spraw zagranicznych Niemiec pozytywnie ocenił 20 lat po rozszerzeniu UE na wschód. – Nic nie jest doskonałe, ale w tym wypadku wszystko bardzo dobrze się udało. – Proszę sobie wyobrazić, że Polska nie wstąpiłaby wtedy do UE. W jakiej sytuacji bylibyśmy teraz z Putinem i jego neoimperializmem? – zauważa w mediach niemieckich Fischer.

Podkreślił jednak, że odnosi wrażenie, iż relacje sąsiedzkie są obecnie bardzo dobre. – Słyszy się same pozytywne rzeczy. (…) Nie potrafię już sobie wyobrazić Unii bez Polski – dodał Joschka Fischer. Chciałbym, żeby Polska w przewidywalnym czasie wprowadziła euro – dodał.

nter Verheugen

Niemiecki polityk był komisarzem do spraw rozszerzenia Unii Europejskiej w latach 1999-2004. 20 lat temu odpowiadał się za przyjęciem Polski i dziewięciu innych krajów do UE

W niedawno udzielonym wywiadzie dla DW wspomina, że rozszerzenie Unii Europejskiej było ogromnym wyzwaniem dla wszystkich stron. I chodziło nie tylko o transformację społeczną, ale przede wszystkim o przyjęcie prawa europejskiego. To, co się wówczas zdarzyło Verheugen nazywa dzisiaj cudem. Bo jakże inaczej nazwać podjęcie się przez społeczeństwa w tych krajach zadania polegającego na dźwiganiu ciężarów związanych z transformacją. „Stara unia” czyli piętnaście państw członkowskich, które wówczas tworzyły UE, była w stanie zdobyć się na jedność i zdecydowanie, aby z powodzeniem zrealizować tak duży projekt w stosunkowo krótkim czasie. To było niezwykłe. W obecnym stanie UE nie byłaby w stanie tego osiągnąć – podkreślił Verheugen.

W 2007 r., czyli trzy lata po wejściu Polski do UE, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Günter Verheugen na konferencji w Warszawie powiedział, że Polska jest w Unii Europejskiej poważana i szanowana, co jest zasługą silnej woli i determinacji Polaków. A mogło być różnie. Po latach w rozmowie z Jackiem Tacikiem orędownik polskiej obecności w UE Verheugen przypomniał, a stał blisko tych wydarzeń, że Polska mogła być poza UE w 2004 roku. Polska była największym z dziesięciu krajów, które złożyły akces do zjednoczonej Europy. I właśnie z tego powodu rozważano przyjęcie w pierwszej kolejności małych państw bałtyckich, Węgier, Słowacji i Czech, a na samym końcu Polski.

Liderzy „starej Europy”, o czym mówili w kuluarach, obawiali się tak nagłego powiększenia Unii. Polska – ze względu na rozmiary – pochłaniałaby najwięcej unijnych środków.

Niechęć przeplatała się z brakiem zaufania. „Wy do tej UE nie pasujecie. Będziecie się w niej źle czuli. Nie wiem, czy dacie sobie radę. Nie jesteście skłonni do żadnych ustępstw. Jesteście agresywni. Nikt w Europie was nie lubi!” – to słowa, które usłyszał – jak wspominał w rozmowie z „Newsweekiem” – ówczesny polski ambasador przy UE Marek Grela od bardzo wysokiego unijnego urzędnika.

Tym wątpliwościom i koncepcjom niektórych europejskich liderów sprzeciwił się Günter Verheugen, niemiecki komisarz UE do spraw rozszerzenia, który – o czym mówił później Leszek Miller, były premier, za którego kadencji weszliśmy do Unii – okazał się wielkim przyjacielem i sprzymierzeńcem naszego kraju.

Verheugen dopiął swego. 1 maja 2004 roku Polska stała się pełnoprawnym członkiem Unii Europejskiej. Aleksander Kwaśniewski, wtedy prezydent, powiedział podczas uroczystości na Placu Piłsudskiego w Warszawie: – Czekaliśmy na ten dzień. Zapracowaliśmy na tę dziejową chwilę. Pogratulujmy sobie – przywróconej własnymi rękami – niepodległości i suwerenności Rzeczypospolitej (…). Na pewno ciągle czeka nas jeszcze dużo pracy. Ale jednak dokonaliśmy tak wiele, że ten egzamin z europejskości, do którego stanęliśmy z własnej, nieprzymuszonej woli – zdaliśmy! I dziś jesteśmy już razem.

W sprawie zbliżających się wyborów europejskich i sondaży Verheugen jest ostrożny. Uważa, że dynamika pogłębiania i rozszerzenia już dawno została utracona. Istnieje przeświadczenie w UE o konieczności przeprowadzenia reform ale nikt nie wie dokładnie, jakie i jak je osiągnąć.

A co do przyszłości Polski, Verheugen jest optymistą. Przede wszystkim dlatego, że na czele rządu stoi teraz Donald Tusk, człowiek, który sam ma wybitne doświadczenie w polityce europejskiej i który wie lepiej niż ktokolwiek inny, jak współdziałają rządy i siły polityczne w UE.

Günter Verheugen wielokrotnie brał udział w krynickim Forum Ekonomicznym. W 2014 roku miałem okazję porozmawiać z panem komisarzem. Zapytałem go wówczas o stereotypowe pejoratywne określenie „polnische Wirtschaft” oznaczające skrajną niegospodarność, brak planowania i manier oraz bałagan, i co ono w kontekście nowej rzeczywistości europejskiej oznacza. Verheugen bardzo poważnie zareagował na to pytanie: – Polnische Wirtschaft dzisiaj nabrało zupełnie innego znaczenia, bardzo pozytywnego, jako symbol polskiego sukcesu.. Osiągnięcia polskiej gospodarki, organizacja, umiejętność prowadzenia biznesu powinny być wzorem dla całej Europy, a może i świata. I z tego powodu możecie być dumni.

Oprac. Andrzej Mroziński na podstawie Business Insider Polska, TV24, DW