Po pierwsze, bezpieczeństwo biznesu

Jan Kuchno, prezes Giełdy Praw Majątkowych Vindexus SA opowiada o zmianach na rynku windykacji, a także o licznych aspektach bezpieczeństwa

Firma, którą pan zarządza, to spółka giełdowa, podlegająca wszystkim związanym z tym regułom, ale też przedsięwzięcie rodzinne.

Niewątpliwie wzmacnia to naszą wiarygodność, lecz też generuje dodatkowe obowiązki. Bardzo starannie dobieramy pracowników. Większość kadry managerskiej pracuje tu 20 lub więcej lat, a zatrudniamy 140 osób. Nie proponujemy ponadstandardowych wynagrodzeń, ale gwarantujemy stabilność zatrudnienia.

Niewiele firm giełdowych może się tym pochwalić.

Dziękuję za te słowa. Muszę jednak podkreślić, że proces rekrutacji do Vindexusa wiąże się ze szczegółową oceną predyspozycji kandydata i jego umiejętnością odnalezienia się w naszym zespole.

Jak w kilku słowach mógłby pan scharakteryzować spółkę?

Jest zarządzana w konserwatywny sposób, posiada wszystkie narzędzia konieczne do funkcjonowania na konkurencyjnym rynku. Bardzo ważne jest dla mnie to, że Vindexus cieszy się zaufaniem środowiska finansowego. Naszą pracę oceniają dwa rodzaje inwestorów – obracający akcjami i inwestujący w obligacje. Zwracają uwagę nie tylko na wyniki finansowe, ale też bieżącą działalność prezesa i kadry managerskiej. Jest to ważny czynnik oceny bezpieczeństwa zainwestowanych pieniędzy.

Co rozumie pan przez konserwatywne zarządzanie?

Odpowiem żartem – jak solidny portier pierwszy przychodzę do pracy i ostatni gaszę światło przed wyjściem. Stały nadzór właścicielski ma znakomity wpływ na biznes, o czym świadczą przykłady firm podobnie zarządzanych, jak nasza. Wspomagają mnie żona – znakomita finansistka i syn, bardzo dobrze przygotowany do roli managera oraz grono zaufanych współpracowników.

Niecodziennym, a jednocześnie bolesnym sprawdzianem dla całego rynku finansowego był czas pandemii.

Udało nam się ten okres przetrwać bez większych perturbacji i spadków, choć rzeczywiście nie było łatwo. Szczególnie trudne okazało się przeniesienie około 30 proc. aktywności do strefy on-line. Wbrew temu, co mówi się i pisze na ten temat, praca zdalna nie stanowi rzeczywistej alternatywy dla funkcjonowania w biurze. Wiele zadań wymaga bezpośredniej współpracy zespołu. Poza tym w naszej branży obowiązuje szereg zasad dotyczących bezpieczeństwa danych klientów, co nie zawsze można pogodzić z pracą w sieci.

W 2016 roku został pan prezesem, rezygnując z pozycji przewodniczącego rady nadzorczej. Dlaczego?

Moim celem była restrukturyzacja i rozwój spółki zgodny z nowymi wyzwaniami, wynikającymi ze zmian na rynku. Przez ostatnie 8 lat staramy się realizować ten program, wprowadzając rzecz jasna różne modyfikacje związane przede wszystkim z nowymi regulacjami.

Kiedyś branża windykacyjna była postrzegana negatywnie…

Dziś wygląda to inaczej. Jest ona równoprawnym elementem rynku finansowego. Ma to liczne zalety, ale też wady. Działamy na rynku regulowanym przepisami wewnętrznymi – krajowymi, ale też zewnętrznymi – unijnymi. Dotychczas udawało nam się nadążać za kolejnymi zmianami, tym bardziej że zwykle nie pociągały za sobą poważnych kosztów. Obecnie czekają nas jednak poważne nakłady związane z cyfryzacją. Z odrobiną przesady mówi się o piątej rewolucji technicznej, która będzie miała zasadniczy wpływ na funkcjonowanie takich firm, jak nasza. Oznacza to dla nas podnoszenie wartości merytorycznej zespołu poprzez szkolenia i poszukiwanie nowych rozwiązań technologicznych. Słowem – musimy się przestawić na przejście do świata wirtualnego, ograniczając tradycyjne kontakty z klientami. Wiąże się to z tworzeniem tzw. portretu dłużnika, co wymaga uzyskania ogromnej ilości informacji. Banki oczekują od nas wprowadzenia określonych procedur wewnętrznych. Nierzadko są to oczekiwania obliczone na kontakt z wielkimi korporacjami i organizacjami, które musimy przenieść na grunt biznesu o znacznie mniejszej skali. Musimy działać zgodnie z wymogami regulacji określanych przez rozporządzenie DORA, dotyczące obszaru cyberbezpieczeństwa oraz – oczywiście – RODO.

A jakie pan widzi zagrożenia?

Dyrektywy unijne, choć wprowadzają nowe obowiązki, jednocześnie rozszerzają pole działania branży. Co to oznacza? Banki muszą sprawować nadzór nie tylko nad należnościami niespłacanymi, ale też tzw. należnościami trudnymi. A to pociąga za sobą konieczność weryfikacji większej niż dotąd grupy klientów. W konsekwencji banki będą musiały pozbywać się należności obciążanych ryzykiem, choć ciągle jeszcze spłacanych, co otwiera nam nowe pole do działania. Nie zmienia to faktu, że funkcjonujemy na konkurencyjnym rynku. Naszą przewagę stanowi wieloletnia współpraca z licznymi podmiotami. Wiadomo – zaufanie jest kluczowym elementem w każdej branży. Jako minus postrzegam natomiast fakt, że nasz rynek wciąż nie jest wolny od nacisków politycznych. Od dawna mówimy też o problemie upadłości, które powinny podlegać ściślejszej kontroli. Wiele znaków zapytania wiąże się z planowaną ustawą dotyczącą windykacji, która może narzucić nam szereg ograniczeń, jak np. ograniczenie kontaktu z dłużnikiem, odwiedzania dłużnika częściej niż co 2 tygodnie itp.

Nie sposób pominąć kwestii przyszłej roli sztucznej inteligencji w codziennej pracy firmy windykacyjnej.

Niewątpliwie za kilka lub kilkanaście lat będzie ona realizowała szereg zadań, za które dziś odpowiadają nasi pracownicy. Na obecnym etapie jest to trudne wyzwanie, wymaga bowiem zaimplementowania do bazy jednego z chatów AI ogromnej ilości danych, z czym łączy się problem ich bezpieczeństwa. To właśnie bezpieczeństwo danych stanowi dla nas jedno z najważniejszych wyzwań. Pandemia przyhamowała nasze plany dotyczące sieci teleinformatycznej. Wkrótce się z tym uporamy, a jakie będą kolejne wyzwania – pokaże samo życie.

 

rozmawiał Piotr Cegłowski

 

 

 

Jan Kuchno

Najważniejsze wartości jakie pan wyznaje?

Rzetelność, konsekwencja, lojalność i uczciwość. Zasad tych sam się trzymam i wymagam od moich współpracowników, żeby je szanowali.

 

Pana pasje prywatne?

Szeroko rozumiana historia, na którą nie powinno się jednak patrzeć linearnie. Należy ją postrzegać przez pryzmat tysiąclecia, a nie kilku lub kilkudziesięciu lat. Ważne jest dla mnie dziedzictwo narodowe i staranie o to, by jak najlepiej zadbać o miejsce, w którym żyjemy. Jako młody człowiek pracowałem w Anglii i bardzo wtedy irytował mnie jeden ze współpracowników, który powtarzał, że „Anglia jest dla Anglików”. Dziś widzę to inaczej – we wspólnej Europie wszyscy powinniśmy harmonijnie współpracować, ale nie zapominajmy, skąd pochodzimy.

 

Ostatnio przeczytana książka?

Obecnie dużo czytam o medycynie. Nawiązując do tego wątku, chciałbym polecić film, który w 1982 roku powstał na podstawie powieści „Znachor” znakomitego pisarza Tadeusza Dołęgi Mostowicza. Ta ekranizacja podoba mi się znacznie bardziej niż poprzednia z 1937 i najnowsza z 2023 roku.

 

Gdyby nie istniały żadne ograniczenia, z kim chciałby się pan spotkać na długą rozmowę?

Jest wiele takich postaci, z którymi już nie porozmawiam, jak choćby moi ulubieni profesorowie z czasu studiów. Szczególnie interesuje mnie Roman Dmowski, polityk często krytykowany, ale też niedoceniany za rolę, jaką odegrał podczas odzyskiwania przez nasz kraj niepodległości po zaborach. Warto zauważyć, że kształt Polski po II wojnie światowej okazał się zgodny z planami Dmowskiego. Ciekawa, choć kontrowersyjna postać.

 

Bucket list?

Zależy mi, żeby Vindexus był ważnym elementem rynku przez kolejnych kilkadziesiąt lat. Z myślą o moich wnukach chciałbym dokonać podsumowania mojej drogi życiowej – od niewielkiej miejscowości, w której się urodziłem, poprzez studia, różne przedsięwzięcia biznesowe, aż do firmy notowanej na GPW.