Małgorzata Dobrowolska

Rozmowa z Małgorzatą Dobrowolską, właścicielką firm GWO i Torus

– Na drzwiach pani gabinetu wisi skromna tabliczka „Redaktor naczelna”, tymczasem należy pani do grona czołowych przedsiębiorców Trójmiasta.
– Trzeba mieć trochę dystansu do tego, co się robi, a poza tym moim głównym zajęciem jest kierowanie Gdańskim Wydawnictwem Oświatowym. Jest to w stu procentach zgodne z moimi zainteresowaniami. Zawsze chciałam zostać nauczycielką matematyki, a to, że dziś zajmuję się biznesem, jest dziełem przypadku. Razem z mężem, doktorem matematyki, na początku lat 80. zdecydowaliśmy się na tzw. emigrację wewnętrzną. Nie akceptowaliśmy świata, który nas otaczał, brutalnej polityki siły, ograniczeń dotyczących podróży, itp. Wspólnie z dwiema zaprzyjaźnionymi rodzinami, które myś­lały podobnie, zdecydowaliśmy się przenieść na wieś, pod Bytów. Nawet po to, żeby kupić kilka hektarów ziemi, potrzebna była urzędowa zgoda. Zachowałam na pamiątkę legitymację, którą w tym celu musiałam uzyskać. Wynika z niej, że jestem „robotnikiem wykwalifikowanym w zawodzie rolnik”.

– Zdecydowaliście się państwo na niełatwy los…
– Mąż dojeżdżał na wykłady do Gdańska, a ja tkwiłam na wsi, na której mieliśmy całkiem bogaty zestaw zwierząt. Gdyby nie pomoc sąsiadów, repatriantów ze wschodnich, Łemkowskich ziem, pewnie byśmy sobie nie poradzili. Byliś­my przedtem typowymi mieszczuchami, którzy musieli się uczyć nawet tego, że… krowy nie można ciągnąć, ale trzeba ją poganiać. Przez pięć lat uczyłam się sposobów uprawy i hodowli, dzięki czemu wiem np. że ciąża świni trwa 3 miesiące, 3 tygodnie i 3 dni. Wspominam to dziś ze śmiechem, ale naprawdę nie było nam łatwo wyżyć z naszych pięciu hektarów. Kiedy zdecydowaliśmy się wyspecjalizować w hodowli owiec, okazało się, że nie ma komu sprzedać wełny. Ale nasz pobyt na wsi wspominam z rozrzewnieniem, szczególnie, że urodziło się tam naszych dwóch synów. Dzięki przygodzie z rolnictwem, w praktyce poznałam podstawowe reguły zarządzania firmą. Sprawny rolnik musi być kimś w rodzaju managera swojego gospodarstwa.

– Spod Bytowa trafiła pani…
– Do kolejnej miejscowości, której nazwa zaczyna się na „B”, czyli do Bagdadu. Mój mąż dostał propozycję pracy na irackiej uczelni. W związku z tym, że socjalizm chylił się ku upadkowi, nie robiono nam problemów z paszportami, wyjechaliśmy całą rodziną, z dwoma synami – czteroletnim i czteromiesięcznym. W Bagdadzie czuliśmy się znakomicie, mąż doskonale zarabiał. Planowaliśmy zostać tam dłużej. Stało się jednak inaczej. Gdy przyjechaliśmy na wakacje do Polski, wybuchła pierwsza wojna w Zatoce Perskiej. Oglądaliśmy w telewizji płonące kuwejckie szyby naftowe. Powrót do Bagdadu był, oczywiście, zbyt ryzykowny. Przez krótki czas rozważaliśmy zainwestowanie przywiezionych 20 tys. dol. – bardzo poważnej wówczas kwoty – w rolnictwo, ale na szczęście wygrał pomysł zgodny z naszym wykształceniem. Któregoś dnia przyszło mi do głowy, byśmy napisali książkę „Kalendarz ósmoklasisty” – był to uporządkowany kurs przygotowawczy do egzaminów do szkól średnich. Kolega – niedawny wydawca konspiracyjnej „bibuły” – założył właśnie drukarnię i na preferencyjnych warunkach wydrukował naszą pierwszą książkę.

– W tamtych czasach dobry pomysł błyskawicznie przekuwał się w sukces.
– Co tu kryć – tak również stało się w naszym przypadku. W pierwszym roku sprzedaliśmy 150 tys. egzemplarzy „Kalendarza”, a inna książka – także matematyczna – rozeszła się w nakładzie 250 tys. egzemplarzy. Początkowo sprzedawaliśmy „na telefon”. Co godne odnotowania – nikt nas nie oszukał. Dziś biznes wygląda zupełnie inaczej niż w 1991 roku, mamy kilka segregatorów różnych weksli i gwarancji bankowych, których wymagamy od naszych kontrahentów. W ciągu 21 lat sprzedaliśmy prawie 80 mln książek. Nasze wydawnictwo jest liderem w dziedzinie podręczników do matematyki, ale odnieśliśmy też sukces w innych dziedzinach.

– Jaki był klucz do sukcesu firmy?
– Znakomity zespół autorów. Mam to szczęście, że pracuję z twórczymi, inteligentnymi i kreatywnymi ludźmi. Podobnie jak ja – lubią swoją pracę. Codziennie, kiedy wstaję rano lub spaceruję z psem, myślę o różnych sprawach, nad którymi pracuję. Obecnie myślę przede wszystkim nad książkami przeznaczonymi dla maluchów z najmłodszych klas. Zgadzam się z opinią Steve’a Jobsa, że nie powinno się pracować dla pieniędzy, tylko po to, żeby zrobić coś porządnie. Cieszy mnie, że wydawnictwo stale się rozwija. W tym roku przyjęliśmy do pracy 16 osób. Aktywnie rozwijamy dział multimedialny – efekty naszych prac dos­tępne są w Internecie, gdzie można znaleźć m.in. mapy pokazujące rozwój terytorialny naszego kraju oraz Imperium Rzymskiego. Mamy duży potencjał, roczne przychody GWO to około 40 mln zł.

– Proszę opowiedzieć o bestsellerach GWO.
– Seria tzw. zeszytów gdańskich i Kalendarze były i są bardzo cenione przez nauczycieli i lubiane przez uczniów. Okazały się one kluczowe dla osiągnięcia przez wydawnictwo znaczącej pozycji na rynku. Obecnie, oprócz podręczników do matematyki z popularnej serii „Matematyka z plusem”, GWO wydaje książki do języka polskiego, „Między nami” i „Nauka o języku” i „Między tekstami”, do historii – „Podróże w czasie”, a także „Fizykę z plusem”, „Biologię z tangramem” oraz „Świeżo malowane” – do plastyki. Ofertę uzupełniają liczne książki pomocnicze. Z podręczników stale korzysta blisko 43 tys. nauczycieli, w tym ponad 28 tys. matematyków. Konkurencja jest duża – szkoły mają do wyboru podręczniki kilku wydawców. Staramy się więc dotrzeć bezpośrednio do nauczycieli, organizując szkolenia merytoryczne, bierze w nich udział ok. 35 tys. nauczycieli rocznie.

– Torus, czyli dwuwymiarowa powierzchnia obrotowa zanurzalna w przestrzeni trójwymiarowej, przypominająca nieco obwarzanek – to dziś doskonale rozpoznawalna nazwa należącej do pani wielkiej firmy deweloperskiej.
– Choć uważam się za osobę urodzoną pod szczęśliwą gwiazdą, także i mnie nie omijają dramatyczne wydarzenia. Po śmierci męża w 1998 roku poważnie zaczęłam zastanawiać się: co dalej z firmą, jak zabezpieczyć przyszłość dzieci… I postanowiłam zainwestować w nieruchomości. Z myślą o siedzibie wydawnictwa kupiłam piękny pensjonat z XIX wieku. Dziś jest to hotel – Villa Sedan – z 37 miejscami noclegowymi. Podczas skomplikowanego remontu, doszłam do wniosku, że powinnam powołać firmę, która zajęłaby się bezpośrednim nadzorem nad postępem prac. Co więcej – stwierdziłam, że taka działalność sprawia mi dużo radości, więc zaczęłam jej poświęcać coraz więcej uwagi. I tak powstał Torus, którego prezesem jest od początku znakomity manager Sławomir Gajewski. Ja sama pełnię w firmie nadzór właścicielski.

– I tym razem biznes zaczął rozwijać się w szybkim tempie, o czym świadczą zbudowane przez firmę Torus nieruchomości.
– Obecnie pracujemy nad projektem Alchemii. Jest to najnowocześniejszy kompleks wielofunkcyjny powstający w Trójmieście, docelowo zespół 7 budynków o charakterze wielofunkcyjnym. Sześć z nich realizowanych jest w koncepcji czterokondygnacyjnej bazy, na której posadowione będą wielokondygnacyjne wieże biurowe. Budynek siódmy stanowić będzie dominantę, górującą nad  skrzyżowaniem Alei Grunwaldzkiej i ul. Kołobrzeskiej. Mam to szczęście, że mogę obserwować postępy prac z okien mojego gabinetu. A te wielkie dźwigi i górujące już nad okolicą budynki widzę też codziennie z okien samochodu, w drodze do pracy. Powierzchnia użytkowa przewidziana do wynajęcia w pierwszym etapie budowy, to ponad 21,5 tys. m2. Blisko 16,7 tys. m2 zajmą powierzchnie biurowe najwyższej klasy, 4,5 tys. m2 – kompleks rekreacyjno-sportowy z 25-metrową pływalnią, salą sportową do gier zespołowych, 15-metrową ścianką wspinaczkową, a także z klubem fitness i siłownią. W marcu tego roku Alchemia – jako pierwsza inwestycja w Trójmieście i jedna z pierwszych w kraju – uzyskała precertyfikat Leed na najwyższym poziomie Platinum. Warto tu wyjaśnić, że LEED – Leadership in Energy & Environmental Design – to restrykcyjny amerykański system certyfikacji ekologicznych budynków, który nakładając na inwestora szereg obowiązków i ograniczeń w fazie projektowania i realizacji inwestycji, gwarantuje osiąganie wymiernych oszczędności w fazie jej eksploatacji. Udostępnienie budynku najemcom ma nastąpić 1 października 2013 roku.

– Skąd nazwa „Alchemii”, tym razem nie odwołała się pani do ulubionej matematyki?
– Chyba rozczaruje pana odpowiedź – działka, na której pow­staje kompleks, użytkowana była wcześniej przez firmę „Chemia”… Taka właśnie była inspiracja. Nasza poprzednia wielka inwestycja – Arkońska Business Park, czyli kompleks 5 budynków biurowych klasy A, ulokowana jest przy ul. Arkońskiej. Łączna powierzchnia najmu to ok. 30 tys. m2. Budynki mają od 5 do 6 kondygnacji naziemnych oraz 1 lub 2 pod ziemią. Całkowita wartość tej inwestycji to ponad 160 mln zł.

– Czy Torus – pod względem wielkości przychodów – to dziś firma porównywalna do GWO?
– Proszę pamiętać, że w przypadku działalności deweloperskiej dochody pojawiają się w okresie sprzedaży. Potencjał obu firm jest podobny. Torus zatrudnia mniej pracowników – 45, do których należy nadzorowanie inwestycji. My sami pełnimy rolę generalnego wykonawcy, co ma pozytywny wpływ na poziom kosztów. Niedawno występując o kredyt, usłyszeliśmy od zaskoczonego urzędnika bankowego: To niemożliwe, byście nie mieli generalnego wykonawcy, tego nie przewidują nasze procedury… Jestem zdania, że praktyka biznesowa tworzy najlepsze rozwiązania, a nie pomysły teoretyków. Tak więc nadal zamierzamy działać zgodnie z przyjętą przez nas strategią.

– Inne budynki Torusa też ulokowane są przy al. Grunwaldzkiej.
– Pod numerem 413 mieści się siedziba Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego, w której prowadzimy rozmowę. Inwestycja realizowana była od listopada 2003 r. do kwietnia 2005 roku. Całkowita jej wartość to ponad 20 mln zł. Z kolei przy Grunwaldzkiej 417 mieści się biurowiec, który został gruntownie zmodernizowany przez firmę Torus w roku 2003. Trzeci budynek biurowy – przy Grunwaldzkiej 48-50 – Torus gruntownie zmodernizował w 2010 roku. Warto też wspomnieć o naszych hotelach. Arkon Park – w bezpośrednim sąsiedztwie Arkońska Business Park, oferuje 81 pokojów i apartamentów. Przyjął on pierwszych gości na początku sierpnia 2011 roku. Hotel Villa Aqua położony jest w Sopocie, przy skrzyżowaniu ulic Sępiej i Zamkowej Góry, w bliskim sąsiedztwie Aquaparku i oddalony jedynie ok. 5 minut spacerem od plaży. Inwestycja została zakończona w kwietniu 2007 roku.

– Budujecie też mieszkania i obiekty magazynowe.
– W III kwartale ub. roku ukończyliśmy przy ul. Piotrowskiej budynek z 24 mieszkaniami. Nasze wcześniejsze inwestycje w tej branży to 25 mieszkań przy ul. Otwartej oraz 42 apartamenty w Jaśkowej Dolinie. Zbudowaliśmy też magazyn przy ulicy Grunwaldzkiej 48-50 i Centrum logistyczno-magazynowe Kowale.

– Trzeba by siły i charakteru kilku managerów, żeby sprawnie zarządzać tylu przedsięwzięciami. Jak się to ma do teorii na temat „damskiej szkoły zarządzania”?
– Przypomnę, że planowałam zostać nauczycielką matematyki. Kontaktując się z pracownikami, staram się jasno i konkretnie mówić wprost, czego oczekuję. Jestem przekonana, że właśnie w taki sposób należy chwalić i ganić. Jednocześnie dbam o to, żeby moi podwładni zawsze mogli przedstawiać swoje pomys­ły, choćby różniły się od moich. Mam do nich zaufanie, najbardziej mnie cieszy, gdy słyszę, że sami podjęli określoną inicjatywę – wiedząc, że musi się udać – i informują mnie o tym po fakcie… Nie przeszłam żadnych kursów managerskich, wierzę w intuicję. Chcąc osiągnąć dobre efekty, trzeba się angażować bez reszty. Trudno mówić dobrze o sobie samej, ale wiem, że potrafię mobilizować do pracy siebie i innych.

– O GWO mówi się, że to firma, w której można pracować od matury do emerytury…
– Chciałabym, żeby moi współpracownicy czuli się bezpiecznie. Niektórzy pracują ze mną od 20 lat, a wiele osób od 10-15 lat. Rzadko decyduję się na rozwiązanie umowy – dzieje się tak w przypadkach skrajnej nielojalności. Zdarza się natomiast, że pracownicy wracają do firmy po kilku latach.

Co lubi Małgorzata Dobrowolska?

Pióra – nie używa. Pisze ołówkami, które – jak podkreśla – wszystkie łamie
Ubrania – „Żałuję, że nie można już w Polsce kupić ubrań duńskiej firmy Claire.dk. Preferuję spokojną elegancję, dlatego obecnie najczęściej kupuję wyroby Deni Cler.”
Wypoczynek – często wraca do Toskanii w okolice San Gimignano lub do Florencji.
Ulubione polskie miasto – Trójmiasto i Kraków. Lubi też dalekie wyprawy, np. do Tajlandii. Zimą jeździ na nartach w Austrii lub we Włoszech
Kuchnia – włoska
Restauracja – Villa Sedan, gdzie wisi portert jej dziadka, który był kucharzem na statku „Chrobry”, a po wojnie został w Anglii i prowadził restaurację na londyńskiej Piccadilly Street
Samochód – najwyżej ceni pojazdy typu SUV, obecnie Audi Q5
Hobby – podróże, kiedy ma chwilę czasu czyta biografie i ambitne kryminały