Eko może być OK

Doczekaliśmy czasów, w których producenci samochodów przekonują nas, że jedyną słuszną drogą do szczęścia jest ta prowadząca przez drzwi z napisem „Ekologia”

Chcąc jeździć nowoczesnymi maszynami, musimy się zgodzić na wyposażanie ich w maleńkie silniki (często o liczbie cylindrów mniejszej niż cztery), na wszechobecne Turbo, BiTurbo, downsizing i odzyskiwanie energii. Także Toyota uczy nas swojej filozofii bycia eko. Robi to jednak od lat niezmiennie na swój jedyny sposób, łącząc niewysilony silnik spalinowy z elektrycznym układem napędowym. Czy zatem modele z niebieskim znaczkiem na masce są alternatywą dla spalinowych odpowiedników? Ja z napędami hybrydowymi zawsze miałem problem. Toyota stworzyła nową kategorię aut i aby użytkować je w zgodzie z filozofią marki, musimy porzucić stare nawyki i przyzwyczajenia. Wiadomo, że silnik elektryczny jest bezemisyjny, dlatego za jego pomocą możemy przemieszczać się cicho i nie zatruwając powietrza, którym oddychamy wszyscy. Baterie jednak trzeba ładować, a do tego wciąż wykorzystywany jest silnik spalinowy. Układ wzajemnie się wspomaga.

Ruszamy bezszelestnie na silniku elektrycznym, czyli pomijamy moment, w którym silnik spalinowy potrzebuje najwięcej paliwa, aby ruszyć nas z miejsca. Przy około 30 km/h do pracy dołącza się silnik benzynowy. W RAV4 jest to wolnossąca jednostka o pojemności 2,5 l generująca samodzielnie 155 KM. Silniki współpracują ze sobą, podając na koła moment obrotowy aż do osiągnięcia żądanej prędkości. Jeśli muskamy tylko pedał gazu, to układ znów będzie korzystać tylko z silnika elektrycznego. Przy hamowaniu silnik benzynowy nie zużywa paliwa, a baterie doładowują się, odzyskując energię z kół. W teorii brzmi świetnie. A jak jest w praktyce? W ruchu miejskim, jadąc niespiesznie, przewidując sytuację na drodze, udało mi się uzyskać wynik nawet 5,2 l na 100 km. Należy być jednak skupionym i przewidywać zachowanie innych użytkowników drogi tak jak podczas pojedynku szachowego. Każde zagapienie się skutkuje wzrostem spalania, a silnik benzynowy z funkcji agregatu prądotwórczego przechodzi w tryb ochoczo zużywający paliwo. Nie ma jednak tragedii, bo podczas normalnej jazdy miejskiej auto zużywa około 8 l na 100 km i to jest wynik bardzo dobry jak na SUV-a ważącego ponad 1,7 tys. kg.

No dobrze, tylko nie kupujemy niemałego przecież auta, żeby silnik żebrał o kroplę paliwa, podczas gdy my z całą rodziną analizujemy ruch uliczny. RAV4 to samochód stworzony do długich podróży i w takiej konfiguracji sprawdza się doskonale. Jest świetnie wyposażony, ma na pokładzie wszystkie nowoczesne systemy wspomagające kierowcę. Są więc: aktywny tempomat, asystent pasa ruchu i system wychwytujący zmęczenie prowadzącego. Asystent pasa ruchu ma szczególną funkcję, znaną z najdroższych aut klasy premium. Podczas jazdy autostradą nie pozwoli na przekroczenie swojego pasa, korygując kierunek jazdy, a w szybkim zakręcie potrafi nawet zacieśnić łuk, dając poczucie pełnego panowania nad autem. Dalekim podróżom sprzyjają także obszerne wnętrze i bardzo wygodne fotele. Tu nikomu nie będzie ciasno i mówię „tutaj” zarówno o miejscach z przodu, są podgrzewane, więc zmarzluchom również będzie komfortowo.

Bagażnik jest bardzo duży i wystarczy na walizki rodziny na najdalszą eskapadę, jednak w hybrydzie pakujący będzie musiał przypomnieć sobie układankę Tetris. Podłoga przy oparciach foteli ma próg, który jest efektem umieszczenia baterii w podłodze samochodu. Jest to niedogodność, z którą trzeba żyć, ale muszę oddać konstruktorom, że sztukę origami opanowali do perfekcji. U konkurencji musimy nauczyć się żyć bez bagażnika w ogóle… Jeśli chodzi o użytkowanie bagażnika, to dopatrzyłem się jeszcze dwóch małych mankamentów. Gdy pada deszcz, pozycja podniesionej klapy powoduje, że woda leje się z narożników. Przydałaby się rynna do odprowadzenia wody. Druga sprawa to samo otwieranie klapy. Na pilocie umieszczono przycisk otwierania bagażnika. Nie da się jednak unieść klapy, jeśli nie deaktywujemy centralnego zamka. Musimy więc odryglować wszystkie drzwi, aby dostać się do bagażnika.

Gdy jednak przymkniemy oko na pewne niedociągnięcia funkcjonalne i ruszymy z miejsca, jest już tylko dobrze. Jazda autostradą to czysta przyjemność. Zawieszenie jest komfortowe, ale na tyle sprężyste, że samochód nie przechyla się w zakrętach. Opcje jazdy mamy dwie – Eko i Sport. Od razu piszę, darujcie sobie tryb Eko. Pedał gazu działa opornie, nie powoduje przyspieszania auta, a przecież 197 KM i 400 Nm potrafią namieszać na drodze. Dopełnieniem jest dźwięk silnika podczas przyspieszania. Gdy odruchowo dociskamy pedał gazu, silnik wkręca się na maksymalne obroty, a skrzynia bezstopniowa E-CVT próbuje rozpędzić auto. Wrażenia dźwiękowe nie są miłe. Rozwiązaniem problemu jest tryb Sport i takie ustawienie proponuję zastosować na stałe. Tu reakcja na gaz jest natychmiastowa, zespół napędowy gładko rozwija moc, a silnik spalinowy nie musi wkręcać się na wysokie obroty. Rozwijanie dużych prędkości skutkuje spalaniem na poziomie 10 l, co uważam za bardzo dobry wynik. Jazda hybrydą wymaga od kierującego innego podejścia do kierowania. Uczy łagodności i płynności jazdy, a w rezultacie wprowadza kierowcę w dobry nastrój.  Połączenie silnika spalinowego z elektrycznym zdecydowanie jest krokiem w dobrym kierunku, ale wymaga zmiany priorytetów i wytężonej nauki. Gdy opanujemy już sztukę jazdy hybrydą, ostatecznie bycie eko może być całkiem fajne.