Czy jeden obraz zastąpi tysiąc słów

    Katarzyna Jarczewska – Partnerka i współwłaścicielka założonej w 1997 roku agencji reklamowej i PR, Media Forum. Ekspert ds. komunikacji, public relations, zarządzania sytuacjami kryzysowymi oraz strategii marketingowych przedsiębiorstw.

    Mówi się, że żyjemy w kulturze masowego przekazu, bazującego na wszechobecnym obrazie, która powoduje, że większość z nas woli konsumować wszelkie treści tylko w wersji video, a jeśli są już napisane, to zdecydowanie bardziej odpowiada nam ich odbiór audio. Jesteśmy przecież ciągle w ruchu, więc tak jest najwygodniej.  Ponoć pandemia początkowo spowodowała wzrost zainteresowania czytelnictwem, ale ostatecznie wygrały kanały streamingowe, dostarczające filmy na życzenie – jakiekolwiek by one były.  Dziś nie tylko telewizja, ale i świat Internetu dają nam ogromną bazę i różnorodność filmów, programów rozrywkowych oraz muzyki. Netflix, HBO Max, Amazon Prime, SkyShowtime czy CDA to walczące ze sobą, o uwagę odbiorcy, oceany treści video, które powodują, że dzisiejsza telewizja traci swoją moc, jak nigdy wcześniej. Dodatkowo wszelkie SoMe penetrują nasze umysły bardziej niż kiedyś robiły to najciekawsze, kolorowe magazyny, dzienniki, a nawet brukowce. Świat się zmienia szybciej niż się tego spodziewano. 

    Dlaczego o tym piszę? Bo przekłada się to także na działania z obszaru public relations i komunikacji, również tej MKTG. W dobie kultury obrazkowej, bardziej niż kiedykolwiek, istotne staje się kreowanie wizerunku marki poprzez wizualizację – filmowanie czy infografiki, szczególnie 3D. Świat podbijają dziś NFT, a młode pokolenie coraz chętniej przechodzi do metawersu. Warto jednak pamiętać, że słowo wciąż ma ogromną moc i jest jednym z najważniejszych narzędzi w komunikacji. Słowo zawsze będzie miało moc, bo za słowem bardziej niż obrazem stoi energia. Gdy coraz więcej ludzi interesuje się prawem przyciągania, rezonansu i cudami fizyki kwantowej, powszechnym jest stwierdzenie „uważaj co mówisz, bo słowa mają moc”. Jestem zdania, że tak jak medytacja pozwala nam fenomenalnie wyłączyć bieg myśli, tak czytanie daje nam możliwość skupienia się na jednej konkretnej myśli. Umożliwia głębsze zrozumienie tematu i trenuje mózg, który jest organem stale wymagającym pracy niczym mięsień – a nie używany zanika… Oczywiście ,nie uda się rezygnować z oglądania czy słuchania, szczególnie jeśli pracujemy w marketingu.  Musimy być na bieżąco z trendami mediowymi, bo nasi end-userzy czyli pokolenie tzw. Pokolenie C (ang. connect, communicate, change) lub jak kto woli Z, to osoby urodzone po 1995 roku, które nie pamiętają nawet świata bez Internetu i Social Mediów.  Skupienie uwagi, na choćby jednym zdaniu napisanym, przychodzi im z trudnością, bo są w ciągłym ruchu, przyzwyczajeni do konieczności szybkich reakcji na zmiany i realistycznie podchodzący do życia. My pokolenie Millenialsów, a jeszcze bardziej baby-boomers’ów musimy stale próbować dotrzymać im kroku, by nie zostać w tyle i nie przestać mieć prawa do głosu. Jak grzyby po deszczu rosną dziś start-up’y technologiczne, w zasadzie w większości dziedzin. Nasz ostatni klient w Media Forum, który zbudował start-up med-tech pokazał nam przygotowany przez swój zespół white-paper i pitch-deck, które były tak multimedialnie „nafaszerowane”, że nawet my – od ponad 20 lat na rynku reklamy i PR’u byliśmy zdumieni tą formą przekazu. Jak widać chcąc pozyskać inwestorów nie wystarczą już same analizy finansowe, research konkurencji i perspektywy wzrostu pokazane w liczbach. Wszystko musi być, jak w kinie….ruchome, dynamiczne i, jak skonstatował nasz klient z pokolenia baby-boommers – najlepiej w dolby surround 7.1.

    Wszystko to przyczynia się do tego, że coraz mniej ludzi czyta tradycyjne książki, gazety czy czasopisma, redakcje ograniczają nakłady druku albo przenoszą się całkiem do on-line, a te, które nie nadążają, zamykają się. Dlatego wszelka komunikacja MKTG, musi dziś być dostosowana do zmieniających się realiów i dynamicznie uczących się nowości technologicznych odbiorców. Ci w czasach wyjątkowo szybkiego tempa życia i ciągłego prze-bodźcowania są dużo bardziej wymagający niż w czasach, gdy nie wiedzieliśmy co to cyfryzacja, Social Media i metawers. 

    Podsumowując – marketing musi iść w stronę 5D, inaczej mówiąc, stawać się sensoryczny. To dlatego wizytówki naszych doradców, coraz częściej pachną, tak jak i sklepy czy hotelowe hole, a muzyka w sklepach ma prowadzić do zamykania sprzedaży, bardziej niż dobry sprzedawca.   Reklama telewizyjna, ulotka czy billboard dziś już nie są wystarczające, choć nadal ważne. Kiedyś to spot RTV lub layout prasowy, z chwytliwym copywritingiem żonglującym emocjami, zachęcały nas do decyzji zakupowej. Dziś ruchome obrazy, hologramy,  zapachy czy muzyka mogą dużo skuteczniej wywołać u nas szybsze bicie serca i miłość od pierwszego wejrzenia do produktu, nawet masowego. Każdy szanujący się doradca PR’owy wie, że musimy oddziaływać na wszystkie zmysły klienta ostatecznego. Niestety, nie zauważyłam nadal, aby banki korzystały z aromamarketingu, a szkoda, bo przyjemnie, by było, gdyby pachniało w nich…pieniędzmi.