Inflacja odczuwalna

    Stanisław Kluza, prezes Quant Tank, wykładowca SGH, były szef KNF, minister finansów i prezes Banku Ochrony Środowiska, rozmawia z Piotrem Cegłowskim o inflacji odczuwalnej.

    Jaka inflacja jest groźna dla gospodarki?

    Inflację na poziomie 1 proc., 2 proc., ale nie więcej niż 5 proc. traktujemy jako naturalne zjawisko. Przy okazji ma ona właściwość lekkiego pobudzania gospodarki. Niekorzystna jest jednak trwałe ujemna inflacja (deflacja), gdyż może chłodzić gospodarkę przez efekt nominalnej sztywności płac w dół. Niemniej dalece gorsza jest sytuacja podwyższonej inflacji (np. powyżej 5 proc.) lub galopująca inflacja (przekraczająca 10 proc.).

    Jest wiele wskaźników zmian cen, a przy okazji sporo się różnią. Na który patrzeć?

    W przypadku stabilnych czasów zazwyczaj większość z tych miar jest zbliżona do siebie. Większe różnice mogą pojawić w obliczu jakichś szoków (zdarzeń nagłych) albo gdy dochodzi do narastających nierównowag. Mogą mieć one również źródła w sposobie prowadzenia polityki gospodarczej. Spójrzmy na Polskę. Obecnie tzw. inflacja konsumencka zbliżyła się do 18 proc., bazowa to 11 proc., a producencka oscyluje wokół 25 proc.

    Właśnie. O której powinniśmy mówić?

    Dodam, że każdy konsument ma swoją własną inflację, która jest uzależniona od koszyka dóbr i usług, które nabywa. Nie oznacza to, że należy zaprzestać wyznaczania agregatów zmian cen na poziomie całej gospodarki. Jednak takie średnie nie zawsze dobrze pokazują rzeczywiste oddziaływanie cen na kondycję gospodarstw domowych, a w szczególności tych niezamożnych i biedniejszych. Aby oddać rzeczywiste oddziaływanie inflacji, należałoby ją liczyć oddzielnie dla różnych grup dochodowych.

    Mówi się, że kryzys najbardziej odczuwają zawsze najbiedniejsi. Czy z inflacją jest tak samo?

    Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Dlatego w czasach niestabilnych cen i znaczącego ich wzrostu warto wyznaczać inflację wzrostu koszyka dóbr podstawowych. Rozumianych zarówno jako koszyk niezbędnych do życia najtańszych produktów, jak i zakupionych w miejscach, gdzie ich ceny są najniższe. Oddaje to, jak oddziałują ceny na kondycję niezamożnych lub biedniejszych gospodarstw domowych. Są one najliczniejsze w gospodarce. Miarę tą nazywam jako inflację odczuwalną (postrzeganą – perceived inflation) i może ona nawet znacząco różnić się od przeciętnych miar inflacji raportowanych w statystyce państwowej. Zjawisko to obserwowane jest nie tylko w Polsce, lecz także w innych krajach. Wiele może być przyczyn różnic między tymi miarami. Przykładowo ceny mebli i odzieży rosną o połowę wolniej niż żywności. Meble i odzież nie są jednak podstawowymi towarami do zakupu w trudnych czasach.

    Zapewne nie bez racji mówi się, że w kryzysie gruby schudnie, a chudy zdechnie.

    Podobne zależności można też zauważyć w żywności. Na rynku można jeszcze znaleźć podstawowy chleb po 5 zł za kg, a także 5–8 krotnie droższy tzw. rzemieślniczy. Ten droższy odnotował mniejszy relatywny wzrost cen. Podam przykład najpopularniejszego chleba w znanej sieci dyskontowej. Rok temu bochenek kosztował 1,99 zł (za 550 g), a dziś 2,75 zł. Oznacza to, że cena kilograma wzrosła o prawie 40 proc. z 3,6 zł/kg do 5 zł/kg. Tymczasem GUS raportuje 30-procentowy roczny wzrost cen w kategorii pieczywo. Winnych kategoriach różnice są jeszcze większe: dla mleka 80 proc. (GUS: 37 proc.), sery: powyżej 60 proc. (GUS: poniżej 30 proc.), oleje i tłuszcze roślinne: powyżej 100 proc. (GUS: poniżej 50 proc.) itd. W kategorii żywności najmniej podrożały soki, napoje, wody mineralne; ale czy to są produkty pierwszej potrzeby? Tak, inflacja odczuwalna dla najbiedniejszych może być nawet dwa razy wyższa od tej oficjalnie ogłaszanej przez GUS.

    A nie da się jakoś zaoszczędzić przez szukanie okazji i tańszych miejsc?

    Osoby niezamożne i biedne już teraz zaopatrują się w najtańszych sklepach oraz kupują głównie produkty pod marką własną (private label, white label) rezygnując z tych towarów markowych (brandów). Nie mają pola manewru co do zmiany miejsca zakupów oraz poszukiwania tańszych substytutów.

    Czy tarcze rządowe mogą temu zapobiec?

    Na tym wyczerpały one swoją możliwość oddziaływania. Czasowe usunięcie VAT i akcyzy nie może być pozostawione na zawsze. Również ceny energii dla odbiorców detalicznych będą wcześniej czy później odmrażane. A to oznacza dalszy wzrost cen i kosztów utrzymania dla gospodarstw domowych. Może to być powyżej 5 proc.

    To jaką dziś mamy naprawdę inflację?

    Roczna zmiana cen towarów i usług konsumpcyjnych wyniosła 17,9 proc. w październiku. Tymczasem według moich oszacowań inflacja odczuwalna cen produktów podstawowych jest powyżej 35 proc. Obawiam się, że może nawet zbliżyć się do 50 proc. jeszcze w tym roku. Ta miara moim zdaniem zdecydowanie lepiej pokazuje skutki społeczne i dla kondycji gospodarstw domowych wynikające ze zmian cen. Zupełnie inną kwestią, ale też mocno rzutującą na kondycję budżetów wielu gospodarstw domowych są bardzo wysokie koszty obsługi kredytu.

    Co oznacza wzrost referencyjnej stopy procentowej z 0,1 proc. do 6,75 proc. w ciągu zaledwie roku?

    Większość kredytów w Polsce jest opartych na zmiennej stopie procentowej. Jest to duże zaniedbanie rządzących, którzy przez 7 lat od wprowadzenia ustawy o nadzorze makro ostrożnościowym nie wypracowali ani nie wdrożyli mechanizmów preferujących produkty kredytowe oparte na stałej stopie procentowej. W rezultacie wzrostu stóp procentowych  nastąpił drastyczny wzrost kosztów obsługi kredytów mieszkaniowych, które są szczególnie istotne dla usamodzielniania się młodych. Również posłużmy się uśredniającym przykładem. Osoba, która zaciągnęła kredyt na 300 tys. zł na 20 lat z marżą 2,5 proc. przy stopie referencyjnej 0,1 proc. i WIBOR ok. 0,5 proc. płaciła wówczas miesięczną ratę 1680 zł. Po wzroście stopy referencyjnej do 6,75 proc. ta rata jest o 70 proc. wyższa i zbliżona do 2850 zł. To jest duża bariera rozwojowa dla młodych ludzi, nawet jeżeli mają pracę. Dotyczy to dość wielu rodzin, które zdecydowały się kupić swoje lokum z wykorzystaniem kredytu. Podsumowując, inflacja odczuwalna jest znacznie wyższa niż kilkanaście procent, o których mówią oficjalne statystyki. A to nie może pozostać bez wpływu na nastroje społeczne i zamożność obywateli.

     

    Stanisław Kluza
    prezes Quant Tank, wykładowca SGH, były szef KNF, minister finansów i prezes BOŚ