Startupy. Czy można na nich zarobić?

Krzysztof Zawadzki, członek zarządu/CFO, SARE S.A.

Odnoszę wrażenie, że to modne w ostatnich latach słowo – startup – wykorzystywane jest jako wytrych do określenia innowacyjnego, opartego na nowej technologii pomysłu, który ma z jednej strony bardzo wysokie ryzyko niepowodzenia, ale w zamian oferuje ponadprzeciętne a nawet bardzo wysokie stopy zwrotu dla jego pomysłodawców lub właścicieli. Jest jednak wiele elementów łączących te różniące się definicje startupu.

Czym jest startup?

Najczęściej startup nie ma swojej historii, co wynika z jego fazy rozwojowej, w której aktywnie poszukuje on dawców kapitału i dostępu do rynków zbytu. Startupy mogą powstać w dowolnej branży, jednak najczęściej kojarzone są z szeroko rozumianą branżą IT i nowymi technologiami w tej dziedzinie. Charakteryzują się niskimi kosztami rozpoczęcia działalności i zdecydowanie wyższym niż w przypadku „standardowych” przedsięwzięć ryzkiem.

Bardzo często, definicja startupu jest przyjmowana na potrzeby konkretnego badania, co jest zrozumiałe, ponieważ musi w tym przypadku określić sztywne ramy analizy oraz porównywalność przedsięwzięć nim objętych. I tak, możemy spotkać definicję startupu jako przedsięwzięcia, które spełnia przynajmniej jeden z dwóch warunków: należy do sektora gospodarki cyfrowej (przetwarzanie informacji lub pochodne technologie stanowią jeden lub więcej z kluczowych elementów jego modelu biznesowego) lub tworzy nowe rozwiązania technologiczne w obszarze IT/ICT. Inną, szerszą definicję startupu, jaką możemy znaleźć, jest określenie traktujące taki projekt jako przedsięwzięcie prowadzone w celu wytworzenia nowych produktów i usług w warunkach dużej niepewności, o historii nie dłuższej niż 10 lat oraz pewnej specyfice otoczenia, która jest niezbędna dla jego funkcjonowania nazywanej ekosystemem. Startupy, które osiągnęły sukces i przyniosły swoim właścicielom bardzo dużą wartość, przekraczającą miliard dolarów, nazywane są jednorożcami.

Przetrwają tylko najsilniejsze

The Founder Institute, największy akcelerator startupów na świecie, w ramach swojej działalności bada m.in. przeżywalność startupów. Zgodnie z danymi tej organizacji w 2014 r. wskaźnik „umieralności” startupów wynosił dokładnie 89 proc., ale obecne statystyki pokazują, że w Stanach Zjednoczonych przeżywa już nie jeden, a dwa na 10 startupów. Należy pamiętać, że problemem w uzyskaniu wiarygodnych danych w tym zakresie jest definicja i zakres tego, co uznamy za startup. Według raportu „Startup Genome Report Extra on Premature Scaling”, opracowanego przez badaczy z Uniwersytetu Stanforda i Berkeley, w ciągu pierwszych trzech lat funkcjonowania upada nawet 92 proc. startupów. Główne przyczyn niepowodzenia młodych przedsiębiorstw, wg autorów raportu, to m.in. zbyt szybki rozwój, brak właściwej alokacji zasobów startupu oraz rozpoznania rynku. W Polsce niestety brakuje aktualnych oficjalnych badań na temat przeżywalności startupów. Z badań Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że pierwszy rok działalności jest w stanie przetrwać aż trzy czwarte nowopowstałych firm. W kolejnych latach prowadzenia działalności ten odsetek wyraźnie spada – do mniej więcej połowy w drugim i jednej trzeciej w piątym roku działalności. Badania obejmują jednak wszystkie firmy, nie tylko startupy technologiczne. Podobnie jest w Stanach Zjednoczonych. Jeden z raportów Amerykańskiego Urzędu Badania Rynku Pracy z ostatnich lat informuje, że dwie trzecie nowych biznesów utrzymuje się na rynku przez co najmniej dwa lata. Połowa działa przez pięć lat, a jedna trzecia przez dziesięć. Bez względu na to jakie źródła będziemy analizować i jakie definicje zostaną sformułowane dla celów badań przeżywalności startupów, pewne jest, że statystyka nie jest dla nich łaskawa. Nie będzie chyba błędnym założenie, że z rynku znika 9 na 10 startupów. Wniosek, który należałoby z tego wyciągnąć jest taki, że należy skupić wszelkie działania na metodach ograniczenia ryzyka niepowodzenia inwestowania w startupy. Ale jak zwykle, łatwo powiedzieć, tym bardziej, że temat jest wyjątkowo obszerny i niezwykle skomplikowany.

Cierpliwość popłaca

Według raportu brytyjskiego banku inwestycyjnego GP Bullhound w 2014 r. w Europie powstało 13 „jednorożców”, czyli technologicznych startupów, które osiągnęły wartość przynajmniej 1 miliarda USD. Zgodnie z treścią raportu od 2000 r. powstawały trzy tego typu firmy rocznie, jednak w 2014 r. doszło do dużego skoku. Łączna wartość wszystkich firm tego typu w Europie stworzonych od 2000 r. wynosi już ponad 120 mld dolarów. Oznacza to, że startupy dają zarobić dużo i bardzo dużo, ale wymagają cierpliwości. Jednym z powodów niepowodzenia startupów jest odcięcie dopływu kapitału na jego kontynuację, stąd ocena czy i w ogóle przerwanie finansowania bywa kluczowa w życiu każdego startupu. Odpowiadając na pytanie i uwzględniając powyższą statystykę, nie wystarczy być cierpliwym, ale często jednym z dziesięciu, aby móc świętować sukces.

Kwestia wyceny

Co zatem sprawia potencjalnemu inwestorowi największą trudność w ocenie atrakcyjności startupu? Uniwersalna i prawidłowa odpowiedź brzmi – to zależy. Która nic nie daje poza wstępem do dalszej dyskusji. Wydaje się, że tradycyjne metody, poprawne z finansowego punktu widzenia, w przypadku startupów nie do końca dają wiarygodne wyniki. Dlaczego? Ponieważ największy problem stwarzają założenia, które w przypadku startupów to bardziej zakłady losowe niż obiektywna wiedza. Truizmem jest stwierdzenie, że im trafniejsze założenia tym bardziej wiarygodne wyniki wyceny, ale właśnie od nich zależy powodzenie jednej z najbardziej popularnych metod wyceny, jaką jest metoda dochodowa, której słabością jest to, że o jej trafności dowiemy się dopiero za jakiś czas – dość odległy. Oznacza to, że im bardziej będziemy w stanie poprzeć, uzasadnić przyjęte założenia, tym komfort jej użytkowników będzie większy. Z metodą dochodową jest trochę tak, jak z prognozą pogody – im dłuższy horyzont czasu tym niższa sprawdzalność, a także wiarygodność. Jak np. potwierdzić kluczowe założenia dotyczące wielkości sprzedaży w sytuacji innowacyjnego, często całkiem nowego produktu? Prawda jest taka, że ocena przyjętych założeń odbywa się nie w oparciu o obiektywne, poparte badaniami czynniki a raczej opiera się na wierze, intuicji, przekonaniu, które razem są dobrze „opakowane” w inne słowa wytrychy, tzw. własna wiedza ekspercka. Podsumowując, te krótkie rozważania dotyczące metody dochodowej, każdy plan finansowy będzie tak dobry i wiarygodny jak jego założenia. Wszyscy wiedzą, że arkusz kalkulacyjny przyjmie wszystko i każdy startup można w nim uczynić zyskownym. „Dobry marketing” w postaci precyzyjnie określonych założeń, będzie kluczowym dla potencjalnego inwestora. A co z innymi stosowanymi metodami, takim jak np. metody porównawcze (metody mnożnikowe)? Największa trudność tej metody w przypadku startupów to dobór odpowiednich, porównywalnych przedsięwzięć, a to w przypadku tego typu przedsięwzięć graniczy z cudem. Jeżeli coś jest innowacyjne, czasami wręcz rewolucyjne może mieć swojego odpowiednika na rynku. Wydaje się, metoda ta jest dedykowana raczej dla dojrzałych, prezentujących stabilną, w miarę powtarzalną EBITDĘ przedsiębiorstw. Jednak, pomimo wielu słabości, zachęcam do stosowania powyższych metod. Z jednym zastrzeżeniem: z dużą dozą zdrowego rozsądku.

Siła przekonywania

Każdy rozsądny CFO musi dobrać odpowiednią argumentację dla Zarządu i Rady Nadzorczej swojej spółki, gdy chce nabyć lub uruchomić projekt startupu. Co więcej, w przypadku spółki publicznej, musi przygotować dodatkowo odpowiedni komunikat i argumentację dla otoczenia rynkowego spółki. Jak to dobrze zrobić? Zachować zdrowy rozsądek przy stosowaniu wybranych metod i co najważniejsze, dużo rozmawiać z maksymalnie szerokim spektrum osób zaangażowanych w biznes, którego dotyczy startup – w tym z osobami z marketingu, sprzedaży, IT, i jeżeli to możliwe, to również z potencjalnymi klientami. Obudować to dużą liczbą argumentów i przygotować symulacje. Należy odpowiedzieć sobie na pytania, co może pójść nie tak lub co się wydarzy, gdy nie dowiedziemy pewnych parametrów startupu. Jeżeli to możliwe, to określić prawdopodobieństwo wystąpienia negatywnych zdarzeń i uszeregować je według siły oddziaływania na przedsięwzięcie. Później wystarczy tylko zachować się jak rasowy sprzedawca, który potrafi dobrać odpowiednie argumenty i obronić założenia w trakcie prezentacji strony finansowej swojego startupu. Pamiętając, że immanentną cechą startupu jest wysokie ryzyko, to umiejętność przekonania, że potrafimy sobie z nimi radzić i mamy sposoby, żeby je zminimalizować, wydaje się być bardzo pożądaną umiejętnością.