Emerytalne dylematy

Ratio of Workers to Pensioners. Aging population problem

40 proc. Polaków twierdzi, że nie dożyje do emerytury. Na szczęście rzeczywistość nie będzie aż tak czarna. Problem w tym, że nie tylko emerytury mają być głodowe, lecz także na ich wypłaty może zabraknąć nawet 400 mld zł – to więcej niż wszystkie wydatki budżetowe w 2017 r.

Przechodząc dziś na emeryturę, można liczyć na świadczenie w wysokości około 60 proc. ostatniego wynagrodzenia. W 2050 r. stopa zastąpienia może być o połowę niższa. Jeśli ktoś otrzymał ostatnie wynagrodzenie w kwocie 3 tys. zł, to będzie musiał przeżyć za 1 tys. zł. Na tym niestety nie koniec złych wieści, bo im dłuższy horyzont prognozy, tym gorszy jej wynik. W 2060 r., czyli wtedy, gdy na emeryturę będą przechodzić obecni 19-latkowie, ta relacja wyniesie około 18 proc. – wynika z opracowania Komisji Europejskiej Fiscal Sustainability Report.

Kolejne złe wieści są dla najlepiej zarabiających. Ci, którzy zarabiają przynajmniej 127 890 zł rocznie, od nadwyżki nie płacą składek. Tym samym państwowy ubezpieczyciel częściowo umywa ręce od zabezpieczenia przyszłości tych obywateli i zrzuca ten ciężar na ich barki. Niezaprzeczalnie w najgorszej sytuacji mogą znaleźć się jednak osoby prowadzące działalność gospodarczą. Te najczęściej optymalizują zobowiązania wobec ZUS, płacąc niewiele ponad 1 tys. zł miesięcznie (minimalna obowiązkowa składka, z której dodatkowo tylko część jest przeznaczana na kapitał emerytalny). Tym samym przedsiębiorcy niemal pozbawiają się emerytur. Problem w tym, że przechodząc na emeryturę, otrzymamy mizerne świadczenie, a potrzeby wcale nie znikną. Ponadto z wiekiem każdy wydaje coraz więcej, aby poprawić chociażby stan zdrowia, nie mówiąc o chęci realizacji odkładanych przez lata marzeń, np. o podróżach.

Bartłomiej Marzec dyrektor ds. produktów inwestycyjnych w Open Finance

Powyższe obliczenia są oczywiście uproszczone, ponieważ ostatecznie stopa zastąpienia zależeć będzie od kilku czynników, takich jak płeć, która ma wpływ na naszą długość życia na emeryturze, początek opłacania przez nas składek emerytalnych do ZUS, wiek, w którym zdecydujemy się przejść na emeryturę, wysokość odprowadzanych składek i przerwy w oskładkowanym zatrudnieniu. Za chwilę przed nami kolejny rządowy „skok na kasę” zgromadzoną w Otwartych Funduszach Emerytalnych, który zakończy burzliwą historię tych instytucji. Zmiany połączone będą z przywróceniem ustawowego wieku emerytalnego na poziomie 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. Większość ekonomistów jest zgodna, że oznacza to poważne ryzyko bankructwa systemu emerytalnego. Mowa jest nawet o tym, że przez najbliższe kilka lat w ZUS zabraknie około 400 mld zł na wypłaty emerytur dla tych z nas, którzy dziś są w kwiecie wieku. Takie wiadomości powinny zmobilizować do systematycznego oszczędzania pieniędzy. Czy jednak rzeczywiście tak jest? Z raportu opublikowanego przez Komisję Nadzoru Finansowego wynika, że na koniec 2016 r. Indywidualne Konta Emerytalne miało 902,6 tys. osób, czyli 5,5 proc. wszystkich pracujących, a Indywidualne Konta Zabezpieczenia emerytalnego otworzyło 643,1 tys. osób, czyli zaledwie jeden na 25 pracujących.

Pomimo tego, iż znacznie wzrosła liczba osób oszczędzających w III filarze, wciąż jest ona niewystarczająca w stosunku do potrzeb, które niosą ze sobą zmiany demograficzne i systemowe. Łącznie w IKE i IKZE pieniądze na emerytury oszczędza zaledwie co 10. pracujący Polak, a poziom zgromadzonych tu środków jest zdecydowanie niewystarczający.

Z badań przeprowadzonych przez jeden z banków wynika, że tylko 28 proc. osób aktywnych zawodowo odkłada na emeryturę samodzielnie, czyli poza obowiązkowymi składkami. Przedstawiciele wolnych zawodów mają w tej kwestii zdecydowanie lepszą świadomość, ponieważ aż 41 proc. z nich buduje własny kapitał emerytalny. To ta grupa najczęściej odkłada środki w ramach III filaru (m.in. IKE lub IKZE). Niestety, zbyt wielu Polaków wciąż ignoruje ten problem. Jak wskazuje ZUS, średnia długość życia na emeryturze to 19 lat. 40 proc. badanych (badanie Prudential Family Index) twierdzi, że nie dożyje do emerytury. A co się stanie, jeśli dożyjemy tej emerytury i będziemy przez 19 lat głodować? Pytanie dziś trywialne, jednak 27 proc. badanych potwierdza, że ma w rodzinie lub wśród bliskich osoby, które mają 90 lat i więcej, a więc są na emeryturze już 30 lat, czyli jedną trzecią swojego życia.

To kiedy będzie lepiej?
Eksperci jednogłośnie twierdzą, że emerytury dla dzisiejszych 20-, 30- i 40-latków będą znacznie niższe niż ich rodziców – niezależnie od tego, jakie ostatecznie kształty przyjmą rozwiązania proponowane przez rząd. Przyczyną tak negatywnych prognoz jest przede wszystkim demografia. Proporcja emerytów do osób pracujących jest coraz bardziej niekorzystna, a trend jest negatywny. Na rynek pracy wchodzą kolejne roczniki niżu demograficznego, a społeczeństwo się starzeje, co w oczywisty sposób przełoży się na proporcję płatników składek do pobierających świadczenia. Potwierdzają to również prognozy ZUS. Według nich dzisiaj na jednego emeryta w Polsce pracują ponad trzy osoby, ale w okolicach 2060 r. będzie to już tylko jedna osoba. W takiej sytuacji nie ma mowy o finansowaniu emerytur w ramach obecnego systemu. Perspektywy niskiej emerytury z ZUS powinny spowodować, że wszyscy zaczną się rozglądać za jej alternatywą, z której wypłacilibyśmy dodatkową emeryturę. Niestety, świadomość naszego społeczeństwa w tym zakresie jest niewielka. Młodzi ludzie dobrze wiedzą, że żadnych emerytur nie będzie, a mimo to muszą płacić bardzo wysokie składki, lecz nadal nie podejmują własnej inicjatywy w kwestii oszczędzania.

Może się okazać, że tylko kwestią czasu jest wprowadzenie emerytury obywatelskiej, według której państwo gwarantowałoby wszystkim równy, minimalny poziom emerytury. Natomiast jeśli ktoś chciałby otrzymywać wyższą emeryturę, to musiałby się dodatkowo na ten cel zabezpieczyć. Na ratunek w budowaniu własnych oszczędności emerytalnych ma przyjść „plan Morawieckiego”, przyjęty przez rząd w lutym bieżącego roku. Projekt zakłada przekształcenie OFE w indywidualne produkty emerytalne IKE oraz uruchomienie Pracowniczych Planów Kapitałowych (PPK). Koncepcja PPK wzorowana jest na programach emerytalnych funkcjonujących w Wielkiej Brytanii od kilku lat. Program ten przez wielu ekspertów uznawany jest za przykład filaru systemu emerytalnego z gwarancjami państwa dotyczącymi jakości i przejrzystości produktów inwestycyjnych, a przy tym atrakcyjnym poziomem kosztów dla uczestników programów. W ramach nowych rozwiązań każdy z pracodawców zatrudniających więcej niż 19 pracowników będzie zobowiązany do zaoferowania pracownikom możliwości przystąpienia do PPK. Sama oferta nie będzie obowiązkowa dla pracowników, aczkolwiek aby nie uczestniczyć w programie, będą oni musieli złożyć pracodawcy odpowiednią „deklarację braku zgody” – a to już skądś znamy. PPK mają bazować na partycypacji w składce przez pracownika i pracodawcę. W ramach PPK pracownik może zadeklarować składkę (podstawową i dodatkową) stanowiącą od 2 proc. do 4 proc. wynagrodzenia, która podlega zwolnieniu z obowiązkowej składki emerytalnej.

Pracodawca może zadeklarować składkę (podstawową i dodatkową) w wysokości od 2 proc. do 3 proc. wynagrodzenia pracownika, która podlega zwolnieniu ze składek na ZUS. Pracodawca otrzyma także dofinansowanie składki w wysokości 0,5 proc. z Funduszu Pracy poprzez obniżenie składki na Fundusz Pracy do wysokości 30-krotności przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego w gospodarce narodowej. W ramach polityki zachęt każdy pracownik przystępujący do programu ma otrzymać opłatę powitalną w kwocie 250 zł, a składki pracodawcy będą wliczane do kosztu uzyskania przychodu. Istotny jest również sposób wypłaty środków z programu. Do swobodnej dyspozycji pracownika pozostawiono wyłącznie do 25 proc. środków po osiągnięciu wieku emerytalnego, pozostała część, a więc min. 75 proc. środków, jest przeznaczona na wykup renty terminowej lub wieczystej po osiągnięciu wieku emerytalnego.

W przypadku wcześniejszej likwidacji programu lub innego rozdysponowania środków przewidziano konieczność zwrotu uzyskanych korzyści fiskalnych. Głównym celem planowanego programu Morawieckiego jest zwiększenie krajowych oszczędności oraz odciążenie finansów publicznych jako jedynego odpowiedzialnego za przyszłe emerytury. Kolejnym jest podwyższenie wysokości przyszłych emerytur (zwiększenie stopy zastąpienia), czyli poprawa sytuacji przyszłych emerytów. Może być jednak trudno pogodzić założenia reformy z jednoczesnym obniżeniem wieku emerytalnego, które nie przyczyni się pozytywnie do podniesienia wysokości przyszłych emerytur. Podwyższenie wieku emerytalnego w 2012 r. do 67 lat dla kobiet i dla mężczyzn było przerzuceniem ciężaru podjęcia decyzji o momencie zakończenia aktywności zawodowej z ubezpieczonego na państwo. Obniżenie wieku emerytalnego zakłada, że ubezpieczony będzie sam decydował o tym, kiedy zakończyć swoją aktywność zawodową.

Niestety, obecnie mniej niż połowa osób 55+ jest aktywna zawodowo – wynika z raportu PwC. To pokazuje, jak duży ciężar tej reformy powinien być ukierunkowany na edukację społeczeństwa pozwalającą przybliżyć mu specyfikę i zalety dostępnych rozwiązań umożliwiających oszczędzanie z myślą o emeryturze. Dlatego, jeśli nie zainteresujemy się już dziś swoją przyszłością, to niestety nie będziemy mieli za co żyć po przejściu na emeryturę.

Bartłomiej Marzec.

fot.: Fotolia / Materiały prasowe