Z Konradem Wilkiem, trenerem rozwoju, ekspertem w zakresie psychologii biznesu, kognitywistą, rozmawiamy na temat bliski wielu menadżerom, choć niewielu zdaje sobie z tego sprawę. Dążenie do coraz lepszych wyników, profesjonalne podejście do pracy, oddanie i pełne zaangażowanie są w cenie. Nie zawsze jednak nasza pracowitość ma zdrowe oblicze. Perfekcjonizm jest deficytem. Brak świadomości zmagania się z tym syndromem może nas sporo kosztować.
MM: Z jakimi kosztami perfekcjonizm może się wiązać?
KW: Człowiek dotknięty perfekcjonizmem żyje w poczuciu winy, ciągłego braku zadowolenia z siebie, niezależnie od płynących z zewnątrz informacji zwrotnych dotyczących jego dokonań. Jego postawa wpływa na obniżanie potencjalnego poziomu satysfakcji z własnych osiągnięć, jakości relacji osobistych, rzutuje niekorzystnie na stan zdrowia, przebieg kariery, poczucie spełnienia, szczęścia, motywacji, zadowolenia z życia.
MM: Po czym można poznać syndrom perfekcjonizmu?
KW: Osoba nim dotknięta często oddaje się bez reszty pracy. Nie ma wyzwań, których nie weźmie na siebie. Z gotowością do wszelkich wyrzeczeń wchodzi w nowe projekty. Zawsze na całego, ambitnie, dużo wymaga od siebie i dużo od innych wymaga. Wciąż się rozwija, szkoli, poznaje. Staje na wysokości zadania. Można by rzec perfekcyjny menadżer… a jednak…
MM: Jaka jest geneza powstawania takiego syndromu w człowieku?
KW: Jak w większości przypadków innych naszych ograniczających uwarunkowań, genezą jest dzieciństwo. Wiem, że mówienie o wpływie naszego dzieciństwa nie jest zbyt sexy. Kojarzy się z terapiami, rozgrzebywaniem ran, patrzeniem wstecz. Od lat jesteśmy karmieni mądrościami o nie wracaniu do przeszłości, o zmierzaniu do celów. „Możesz wszystko!!!”, „Masz co ci potrzeba!!!”, „Wystarczy, że sięgniesz!!!”, „Jesteś doskonały!!!” – wszystkie te hasła wywodzą się z pseudo-coachingowej narracji rodem z wielkich gal motywacyjnych. Brzmią Super, a nawet Mega, podnoszą adrenalinę, dopaminę i endorfinę, dają kopa. Jednak nie są skuteczne. Skuteczność wiąże się z dotarciem do przyczyny i jej uleczeniem. Przyczyn syndromu perfekcjonisty jest naprawdę wiele. Dość częstą okazuje się alkoholizm w domu, doświadczenie oziębłych, wymagających rodziców, którzy mało czasu spędzają z dzieckiem, rzadko nagradzają, raczej sporadycznie. Zwykle piętnują niedoskonałości, porażki, nic nie jest wystarczające, by zasługiwało na pochwałę, ciągle im mało i mało. Życie codzienne to pasmo niepewności, huśtawek emocjonalnych, poczucia braku bezpieczeństwa, braku przewidywalności, braku stabilności.
MM: Faktycznie brzmi to bardzo poważnie.
KW: Tak jest w rzeczywistości, a i to nie wszystko. Często w pracy z perfekcjonistą wychodzą z ukrycia doświadczenia naruszenia seksualnego w dzieciństwie. Traumatycznych przeżyć związanych z molestowaniem seksualnym jest naprawdę sporo. Choć nierzadko zostają wyparte przez ofiarę, ukryte za woalem niepamięci, to wciąż działają destrukcyjnie na każdy aspekt ich życia. Oczywiście jest jeszcze wiele innych przyczyn, których efektem okaże się osobowość perfekcjonisty. Zaniedbywane emocjonalnie, pozbawiane poczucia bezpieczeństwa dziecko rozwija się w doświadczeniu braku, niepełności. Brak staje się bardzo istotnym motywem dorosłego życia perfekcjonisty. Wewnętrzny system podświadomości człowieka nie uznaje czegoś takiego jak brak, więc na jego miejsce instaluje wypełniacz, protezę, coś, co ja nazywam fantomem, sztucznym zamiennikiem tego czegoś brakującego. Tak powstaje fantom perfekcjonisty.
MM: Słucham tego co Pan mówi, jak by to był audiobook powieści science-fiction.
KW: A to jest rzeczowa, empiryczna science, to nasza rzeczywistość, której po prostu nie chcemy i nie potrafimy często dostrzec tkwiąc w złudzeniach, iluzjach naszej percepcyjnej fiction. Perfekcjonista ma wyćwiczone podświadome mechanizmy obronne, dzięki którym nie pozwoli sobie na świadomość tego, z czym się zmaga. To, kim chce być widziany w świecie zewnętrznym, nie może mieć żadnego braku, żadnej usterki, nie może budzić podejrzenia, że nie jest perfekcyjne. Maskuje więc przed sobą i przed światem swoje braki, udaje że nie istnieją. Manipuluje sobą i ludźmi ze swojego otoczenia, wierzy w swoje bajki i robi co może, by innych nimi mamić. W życiu takiej osoby nie ma już miejsca na nic niedoskonałego. Wszystko musi być na Maxa, musi być Extra, no po prostu mucha nie siada. Fantom perfekcjonisty wyznacza wysokie standardy życia i przejmuje nad nim kontrolę.
MM: Jak wygląda życie kontrolowane przez takiego „fantoma”?
KW: Im bardziej fantom gani, a lubuje się w ganieniu takiej osoby wzorem tych, którzy w dzieciństwie ganienia jej nie odmawiali, tym bardziej tempo zwiększa człowiek, tym mocniej podkręca sobie śrubę, gromadzi, zabiega, osiąga, zdobywa. Traci energię życiową, robi bokami, jednocześnie nie czuje wciąż spełnienia, nie może się jednak zatrzymać, wciąż więcej, bardziej, dalej, wyżej. Zresztą sam dawca fantomowi już z czasem nie wystarcza. Gdy człowiek ma już dość, już pada na twarz, nie wyrabia, fantom z lubością rzuca się na otoczenie perfekcjonisty.
MM: Czym się taka ekspansja przejawia?
KW: Ludzie z otoczenia perfekcjonisty zasypywani są ciągłymi oznakami niezadowolenia, cierpią jego pracownicy, partnerzy w biznesie, partnerzy życiowi, dzieci, fryzjerzy, krawcy, masażyści, kochankowie… nikt nie ma szans zaspokoić jego oczekiwań. Brak ciepła, brak miłości, niewystarczające zarobki, za mały dom, za wolny samochód, za uśmiechnięty mąż, za chuda żona, za mało bystre dziecko, zbyt nudna praca, kiepski zespół, za rzadko wyjeżdża na wakacje, wciąż nie wystarczająco, ciągle to nie to co trzeba. Drażnią go ludzie, którzy są od niego inni, którym czegoś brakuje, nie są perfekcyjni tak jak on, a raczej jak on o sobie potrzebuje uważać. Drażnią go też tym, że nie zachowują się tak, jak jemu by to odpowiadało, jak jego zdaniem należy. Fantom uzależnia ludzi, którzy wpadają w jego sidła. Robią co mogą, by go zadowalać. Przepełniają się z czasem frustracją, bo żeby nie wiem jak się starali, to nie wystarcza, to nie to, to nie tak, to za mało. Fantom perfekcjonisty nie może się nasycić. Potrafi zatem żywić się samymi staraniami ludzi, by jego potrzeby zaspakajać, a oni uzależniają się od płonnej nadziei, że kiedyś im się to uda oraz poczucia winy, że do tej pory im się nie udało. Bo skoro nie udało im się do tej pory, to znaczy, że musi być z nimi coś nie tak.
MM: Perfekcjonizm to chyba domena szefów?
KW: Dokładnie tak. Bardzo trafna obserwacja. Faktycznie jest wśród menadżerów potężna nadreprezentacja ludzi dotkniętych syndromem perfekcjonisty. Wzorzec niezadowolonego rodzica przenosi się idealnie na grunt relacji przełożony-podwładny. Jednocześnie w perfekcjoniście wciąż jest sporo z dziecka. Fantom perfekcjonisty nie znosi sprzeciwu i wymaga jak małe dziecko bezkompromisowego bycia na każdą jego potrzebę. Jeśli ma zachciankę, to ją spełnia lub inni mają ją spełnić dla niego. On nie ma zamiaru czekać, ma być teraz, tak jak chce, koniec rozmowy. Zachowuje się jak małe dziecko, bo i faktycznie w tym aspekcie zatrzymał się dokładnie w tym okresie swojego życia, w którym fantom się tworzył, czyli w dzieciństwie. Fantom nie dojrzewa, choć robi co może, by dorosłość na swój sposób udawać.
MM: To musi być naprawdę ciężka sprawa żyć i pracować u boku perfekcjonisty.
KW: Ciężko jest ludziom wokół niego funkcjonującym, ale i jemu samemu. Jeśli ktoś będzie miał dość tego ciągłego, beznadziejnego zadowalania, bycia wciąż nie wystarczającym i odejdzie od perfekcjonisty, jego fantom jest gotów dążyć do okrutnej zemsty, bo jego się nie zostawia. On przecież wypiera brak, więc lęka się najbardziej bycia porzuconym, boi się utraty, bo ta ów brak wyraża. Paradoksalnie, jak na fantom przystało, zrobi wszystko, by doświadczyć właśnie tego, czego się najbardziej boi, będzie prowokował doświadczenia utraty.
MM: Dlaczego?
KW: Bo w głębi jest przekonany o tym, że nie zasługuje, w końcu najbliżsi w dzieciństwie go w tym skutecznie przez lata utwierdzali. Maska perfekcjonisty jest nieskuteczną próbą zatuszowania głodu miłości połączonego z poczuciem nie bycia wystarczająco dobrym, by tę miłość od innych otrzymać. W biznesie, choć może być tytanem pracy, robić więcej niż trzeba, dużo od ludzi wymagać, szczegółów pilnować, terminów dotrzymywać, to jednak ma w sobie sabotażystę, który gotów jest zawalić projekt, rozwalić zespół, wejść w konflikt z klientem. Oczywiście w karmionych iluzją oczach perfekcjonisty winni będą wszyscy w koło, ale nie on. Podświadomy brak niszczy, wysysa nie tylko jego, ale też otoczenie, relacje, biznesy, ich finansowe efekty. Nawet gdy idzie obiektywnie dobrze, nie ma mowy o satysfakcji, poczuciu zadowolenia, wdzięczności. Stąd kolejne cele, nowe wyzwania, wyżej zawieszone poprzeczki. I tak do zajechania.
MM: Dość mroczna to perspektywa. Co robić, by tak się nie stało?
KW: Póki osoba z syndromem perfekcjonisty gra nieświadomie w tę grę, póty jej fantom się czuje bezpieczny. Jeśli perfekcjonista poczuje, że nie ma siły żyć dalej w ten sposób, że coś tu nie gra, brakuje spójności, sypią się mu relacje, biznes kuleje mimo tej całej katorżniczej pracy, pozwoli sobie na refleksję, poczuje, że potrzebuje pomocy, pojawia się szansa na uzdrowienie. Zwykle potrzebuje się jednak coś niedobrego zadziać, część jego świata się musi rozlecieć, bo ciężko sobie wyobrazić perfekcjonistę, który ot tak, z własnej woli prosi o pomoc, potwierdzając tym samym, że perfekcyjny nie jest. Jeśli dojdzie do wniosku, że chce przyjrzeć się swoim sprawom, zaufa komuś, kto w takich tematach pomaga, poczuje się z tą osobą bezpiecznie, to wejdą w proces świadomego spotkania z fantomem perfekcjonizmu i wspólnie się nim zaopiekują tak, by przestał szkodzić.
MM: Czy to się da tak po prostu załatwić, skoro przez tyle lat życia się dotąd nie udawało?
KW: Trzeba się tym świadomie zająć i wiedzieć co robić. To właśnie robię w pracy z moimi klientami. Charakter takiej pracy, żeby była naprawdę skuteczna i przyniosła trwałe efekty, musi być systemowy i transpersonalny. Tak właśnie pracujemy. Zwykle kilka sesji wystarczy. A jeśli teraz, w związku z tym, co mówię, pojawiają się w czytelniku tej naszej rozmowy negatywne emocje, osądzające myśli, wątpiące reakcje, to może zdać sobie sprawę, że to być może nie on, lecz jego fantom przerażony perspektywą takiej pracy walczy w ten sposób o swoje przetrwanie (uśmiech).
MM: Dziękuję za rozmowę.
Konrad Wilk
Trener rozwoju, psycholog biznesu, kognitywista. Mówi o sobie ODUCZYCIEL, bo wspiera swoich klientów w wewnętrznym uwalnianiu się z tego, co przeszkadza, ogranicza, staje na drodze życia z pełni osobistego potencjału. Pracuje głównie w nurtach: transpersonalnym, systemowym i procesowym. Prowadzi szkolenia, wystąpienia, zajęcia na uczelniach, pisze książki. Koncentruje się na zagadnieniach świadomego przywództwa, inteligencji emocjonalnej i duchowej, efektywnej komunikacji, zarządzania stresem. Autor modelów: TY® i Lider Przyszłości – TERAZ. Z pasją wspina się po górach, przedziera po lasach, żegluje, nurkuje, biega maratony.