Klasycy polskiej rzeźby

    O godnych uwagi twórcach, których – niesłusznie – nie doceniają kolekcjonerzy i właściciele galerii, opowiada Maria Wollenberg-Kluza.

    Warto przypomnieć sylwetkę świetnego rzeźbiarza Franciszka Masiaka, który urodził się na początku wieku, a zmarł w1993 r. Studiował w latach 30. w pracowni Tadeusza Breyera, gdzie został asystentem. Już przed wojną zyskał uznanie. W konkursie „Sport w sztuce” towarzyszącym olimpiadzie w Berlinie w 1936 r. zdobył wyróżnienie honorowe za rzeźbę „Pływak”, które wręczył mu osobiście… Adolf Hitler.

    Po wojnie wykonywał pomniki i rzeźby sakralne, np. drzwi w kościele przy pl. Narutowicza. Jego piękny „Neptun” stoi przy wejściu do Zachęty. Bardzo lubię też prace przedstawiające dzieci – myślę, że inspirację stanowili dwaj synowie twórcy.

    Niestety, nie przetrwał jego przedwojenny pomnik Unii Lubelskiej w Lublinie, który zburzyli Niemcy. Dla nowej władzy był to temat kontrowersyjny, więc dzieło nie zostało odtworzone. Po wojnie Masiak działał jako dydaktyk w Pracowni Rzeźby Monumentalnej Bohdana Pniewskiego w warszawskiej ASP. Nie trwało to jednak długo, ponieważ było mu nie po drodze z socrealizmem, w dodatku krzywo patrzono na jego twórczość religijną.

    Nadal, już po śmierci artysty, na warszawskich Dynasach funkcjonuje jego wypełniona rzeźbami pracownia utrzymywana przez syna bez żadnej pomocy ze strony władz kultury. Niewielu jest artystów, których twórczość tak bardzo wrosła w przestrzeń publiczną, jak Gustawa Zemły. Byłam jego studentką, a później wielokrotnie przychodził na moje wystawy. Odwiedzałam go też w pracowni na warszawskim Kole, gdzie długo rozmawialiśmy z artystą i jego żoną – historykiem sztuki. To uroczy starszy pan, który już przekroczył dziewięćdziesiątkę. Jego najbardziej znana praca to pomnik Powstańców Śląskich, bardzo nowatorski jak na lata 60. Zaproponował nową, organiczną formułę, gigantyczne skrzydła były czymś zupełnie innym niż dominujące wówczas granitowe figury. Kiedy kilka lat temu oglądałam jego wystawę w Nieborowie, wielkie wrażenie zrobiły na mnie jego prace sakralne. Ato przypomniało mi pewien incydent z aukcji charytatywnej, którą prowadziłam w latach 90. Wśród twórców, którzy ofiarowali swoje dzieła, był Gustaw Zemła. Niestety, jego już wylicytowana praca z patynowanego gipsu, przedstawiająca Chrystusa, spadła i się stłukła. Nie wiedziałam, co zrobić. Zmartwiona zadzwoniłam do autora, który w ogóle się tym nie przejął i powiedział: „Pani Mario, niech pani przywiezie pracę do mnie, a ja ją sam naprawię”. Taka reakcja świadczy o klasie artysty.

    Szczególnie cenię odsłonięty w 1999 r., w 55. rocznicę bitwy pod Monte Cassino, monument przy Ogrodzie Krasińskich w Warszawie. Uskrzydlony pomnik nawiązuje do klasycznej sylwetki Nike.

    Niedawno, w maju tego roku, zmarł kolejny znakomity rzeźbiarz Stanisław Kulon, który miał piękną pracownię w Łomiankach. Jako dziecko wspólnie z bratem uciekł z Uralu, gdzie wywieziona została jego rodzina. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie jego „Sybirska Droga Krzyżowa”. Był to jeden z klasyków polskiej rzeźby, przez wiele lat pracował w warszawskiej ASP, najpierw jako asystent, a później profesor Wydziału Rzeźby.

    spisał Piotr Cegłowski