Citroen C4, czyli „oni znów to zrobili!”

    Zawsze, gdy mam kontakt z samochodami francuskiego producenta spod znaku chevrona odnoszę wrażenie, że przenoszę się do jakiegoś alternatywnego świata, w którym nie ma ograniczeń technologicznych, wszystkie pomysły są dobre, a księgowi bujają się na hamakach popijając kolorowe drinki i podpisują wszystko, co podkłada się im pod nos. Kilkanaście dni temu miałem okazję przetestować najnowszego Citroena C4 i choć minęło już trochę czasu i kilka kolejnych testów, ja wciąż wracam myślami do Citroena.

    Tekst i zdjęcia: Michał Garbaczuk

    Tu jest jakby… abstrakcyjnie

    Już nawet nie odwagą, a istną brawurą wykazali się prezesi Citroena składając podpis pod uruchomieniem tego projektu. Nowy C4 jest tak bardzo inny od wszystkiego, co znaliśmy do tej pory, że nawet taki model jak Cactus, wydaje się przy nim po prostu nudny. Na karoserii dzieje się tak wiele, że zaczynam podejrzewać, iż projektant „robotę” do domu, narysował zarys karoserii, po czym wyszedł do kawiarni nieopatrzenie zostawiając uchylone drzwi do gabinetu. Co się stało dalej zrozumieją wszyscy, którzy mają, bądź mieli małe dzieci. Pociechy ukradkiem zakradły się do gabinetu i pomalowały projekt kredkami. Po powrocie projektant nieco się zdenerwował, ale po chwili namysłu stwierdził, że projekt jest świetny i oddał go zespołowi konstruktorów.

    O ile podzielone reflektory stały się już znakiem rozpoznawczym nowych Citroenów, to tyle linia nadwozia znów zaskoczyła znawców motoryzacji. W charakterystycznej, nieco zgarbionej karoserii zobaczyć można bowiem coś z liftbacka, coś z crossovera coupe i coś z… limuzyny. Przód przypomina „mordkę” Buldoga Francuskiego, ale z domalowanymi wąsami. Tył z kolei jest połączeniem stylu Pablo Picassa i dziecięcej fantazji. Światła tylne, niby przypadkiem przekoszone, spojler dzielący szybę na dwie części i wydatny zderzak powyginany na wszystkie strony. Zwieńczeniem tej ciekawej konstrukcji są nieprawdziwe wyloty z błotników nawiązujące do rajdowych samochodów WRC i dwie końcówki układu wydechowego. Całość jest tak abstrakcyjna i inna od tego, co widzieliśmy do tej pory, że bez reszty zakochałem się w tym stylistycznym bałaganie.

    Poprawnie inaczej

    Wiele oczekiwałem po wnętrzu kompaktowego Francuza. Po otwarciu drzwi okazało się jednak, że znalazłem się w Narni, ale szybko zdałem sobie sprawę, że chyba już tu kiedyś byłem. Nie oznacza to wcale, że we wnętrzu panuje nuda. Fotele znam z C5 Aircross i bardzo je sobie chwalę, podobna jest kierownica, choć ma nieco ostrzejsze kształty przycisków. Znalezienie wygodnej pozycji zajęło mi trochę czasu i wymagało kilku poprawek, ale ostatecznie udało się. Uważam jednak, że gdyby Francuzi dali dodatkowe 2 centymetry regulacji wzdłużnej kierownicy więcej, osiągnęliby absolutny ideał i nie musiałbym poświęcać tej kwestii tylu słów.

    Nie mam za to żadnych uwag do ilości schowków. Przed pasażerem są dwie głębokie szuflady, a absolutnym hitem jest uchwyt na tablet, który pozwala pasażerowi na wygodne przeniesienie się do świata online i swobodne przeglądanie treści w serwisie elleman.pl. W konsoli środkowej znalazło się miejsce na telefon z ładowaniem indukcyjnym, a pod nim zamykany schowek. Są uchwyty na kubki i wygodny podłokietnik z regulacją długości. Tu jedna uwaga dotycząca uchwytów na kubki: są tak głębokie, że mała kawa z narodowej sieci stacji benzynowych wisi na plastikowym wieczku, a espresso wpada zbyt głęboko. Także lekka przesada…

    Genialna jest za to tylna kanapa, która w kategorii wygody nie ma konkurencji w klasie kompakt. Tu pasażerowie będą się czuć jak delegacja zagraniczna jadąca do Pałacu Elizejskiego na spotkanie z Prezydentem Francji. Całkiem spory okazuje się również bagażnik, który ma bardzo regularne kształty i jest niezwykle pakowny, choć mam podobno tylko 380 litrów.

    Nieco zbyt ekstrawagancji w formie prezentuje według mnie wyświetlacz „zegarów”. Grafika ekranu wygląda jakby była projektowana na komputerze Atari 800XL, ale nie można zarzucić mu oryginalności. Musicie sprawdzić to sami i ocenić, czy odpowiada wam ilość informacji upakowanych na ekranie wielkości smartwatcha. Sytuacja zmienia się na korzystniejszą po zachodzie słońca, kiedy do akcji wkracza ambientowe oświetlenie i robi się bardziej elegancko.

    Zapraszamy na kanapę

    Nic się za to nie zmieniło w kwestii komfortu jazdy. Chociaż nie… zmieniło się bardzo i to w kierunku jeszcze lepszego resorowania. Wygoda prowadzenia i odczucia unoszenia się ponad nawierzchnią są bardzo podobne to tych, które znam z modeli C5 i Xantia, tyle że efekt latającego dywanu osiągnięty został bez użycia hydropneumatycznego zawieszenia! Kolejny raz inżynierowie pokazali, że można poprawić coś, co było ideałem i zrobili to wykorzystując do pracy zupełnie nowe zabawki.

    Pod maską testowanego egzemplarza pracował benzynowy, 3-cylindrowy, turbodoładowany silnik o mocy 156 KM i momencie obrotowym 240 Nm osiąganym przy 1750 obrotach na minutę. Moc i moment przekazywane są na koła za pośrednictwem 8-biegowej, automatycznej skrzyni biegów, która swoją aksamitną pracą pięknie wpisuje się w kojący klimat Citroena. Po wciśnięciu pedału przyspieszenia C4 startuje niczym motorówka. Przód auta lekko podnosi się, a tył delikatnie przysiada dając uczucie nabierania prędkości. Kompaktowy Citroen rozpędza się całkiem żwawo, a pierwsze 100 km/h pojawia się na prędkościomierzu po 8,6 sekundy. Silnik nie ma również żadnego problemu z dalszym rozpędzaniem i bez trudu osiąga prędkość autostradową, a i powyżej radzi sobie bezstresowo.

    Ten samochód jednak nie został stworzony do tego, by być pierwszym na światłach. Jego rolą jest zapewnienie maksymalnego komfortu kierowcy i pasażerom i w tej konkurencji Citroen C4 nie ma sobie równych na rynku i wydaje się, że nigdy nie będzie jej miał. Po pierwsze dlatego, że żaden z producentów nawet nie zbliżył się do poziomu Citroena, a po drugie dlatego, że specyficzne podejście Francuzów do projektowania, graniczące nierzadko z poczuciem humoru jest po prostu unikalne.

    Żyjemy w czasach, gdzie wszystko ulega unifikacji i staje się podobne do siebie. Bardzo się bałem że przy tak rozbudowanej korporacji, w której skład wchodzą Peugeot, Opel i DS, a od niedawna również FIAT, Abarth, Alfa Romeo i Jeep, Citroen zatraci swój niepowtarzalny klimat. Okazało się jednak, że Oni znów to zrobili! Kolejny raz poszli swoją drogą, otworzyli drzwi do Narni, przeszli na drugą stronę lustra, wyszli w Hogwarcie, a na koniec poszli do knajpki na Montmartre na wino i bagietkę z foie gras. Citroenie, kocham Cię za Twoje szaleństwo!