Zbigniew Rapciak

Zbigniew_RapciakRozmowa ze Zbigniewem Rapciakiem, prezesem Agencji Rozwoju Miasta SA w Krakowie.

– Kim jest Manager 2014 roku Zbigniew Rapciak urzędnikiem, politykiem, samorządowcem, biznesmenem? Będąc związanym z administracją publiczną w obszarze infrastruktury od 1980 roku, podjął się pan wielu ważnych zadań, jak choćby rozpoczęcie budowy zakopianki oraz autostrady dla Małopolski, które to projekty aktywnie pilotował, również jako wiceminister infrastruktury. Czy tak różne doświadczenia pomagają w życiu zawodowym, czy może są ciężarem?
– Utożsamiam się ze wszystkimi tymi funkcjami, poza jedną; z pewnością nie jestem politykiem, choć nie raz przyszło mi realizować przedsięwzięcia, które były obarczone ciężarem politycznej uwagi. Poza tym jednym określeniem pozostałe są prawdziwe. I to dzięki nim – mam takie przekonanie – mogłem odebrać ten zaszczytny tytuł. A jest on dla mnie tym ważniejszy, że przyznający go managerowie, legitymujący się wieloletnim dorobkiem w biznesie, dostrzegli wartość biznesową w mojej działalności zawodowej, którą świadczę na rzecz projektów publicznych. Zawsze twierdziłem, że można z sukcesem tchnąć biznesowego ducha w tego typu projekty, a ta nagroda jest tego dowodem.

To prawda, od wielu lat jestem zaangażowany w największe projekty infrastrukturalne, których powodzenie nie jest wyłącznie zasługą sprawnego zarządzania. Drogi, porty, lotniska, sieci przesyłowe, ale także hale i stadiony to dobra publiczne, które mają ogromny wpływ na konkurencyjność gospodarki. Dlatego zajmują tak kluczowe miejsca w publicznych budżetach. Krótkoterminowo takie inwestycje są skutecznym sposobem na ograniczanie bezrobocia i ożywiają szeroki wachlarz usług. Długoterminowo
– podnoszą potencjał całej gospodarki.

– Ale nie są to projekty łatwe. Niektóre polskie doświadczenia to smutna prawda o tym, jak rzadko to, co u sprawnego biznesmena jest wartością najcenniejszą i składa się na dobre zarządzanie – wiedza, umiejętności, doświadczenie, konsekwencja – może decydować o powodzeniu inwestycji. Jak pan sobie z tym radzi?
– Choć wiele w tym prawdy, nie zgodziłbym się, że jest to regułą. Prawdą jest natomiast, iż powodzenie tych przedsięwzięć zawsze zależy od spełnienia pewnych warunków; notabene – tych samych, które w biznesie prywatnym decydują o sukcesie. Przede wszystkim potrzebny jest ktoś z wiedzą i z doświadczeniem, kto umie sprawnie zarządzać ludźmi, a także projektem. Niezmiernie ważna jest także ciągłość w zarządzaniu – i tu projekty publiczne różnią się od tych stricte biznesowych.

Patrząc na niektóre przykłady z polskiego rynku, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że ich realizacja na podanych przeze mnie zasadach nie zawsze jest możliwa. Potwierdzają to także moje wcześniejsze doświadczenia, takie jak choćby rozpoczęcie budowy zakopianki, wybudowanie autostrady A4 dla Małopolski, postawienie po raz pierwszy w Polsce dwóch ogromnych zbiorników na skroplony gaz LNG, co było najtrudniejszym etapem realizacji terminala LNG. Dlaczego zatem tak dobrze zaplanowane projekty infrastrukturalne, które mogą zostać zrealizowane w zaplanowanym czasie i w budżecie, nie w każdym przypadku mogą doczekać się szczęśliwego finału? Odpowiedź zawsze jest taka sama: bowiem tylko zachowanie wszystkich wspomnianych przeze mnie warunków gwarantuje sprawne dokończenie inwestycji. A jak pokazuje nasza rzeczywistość, w tego typu projektach ciągłość w zarządzaniu jest największym problemem.

– Zawodowo uchodzi pan za człowieka upartego, wręcz nieustępliwego. To zaleta czy wada?
– To prawda, gdy chodzi o istotne kwestie prawne lub dotyczące terminowości, jakości czy ekonomiki realizowanych przedsięwzięć publicznych, mam opinię nonkonformisty. Czy to wada? Jestem zdania, że swoich racji zawsze trzeba bronić, nawet za cenę rezygnacji z pełnionej funkcji. Choć mój kręgosłup moralny trudno jest złamać, nie jestem człowiekiem nieprzekonywalnym. Zawsze bowiem chętnie słucham rozsądnych argumentów moich oponentów, gdyż jestem zdania, że za bronionymi racjami zawsze stoją motywy. Ich zrozumienie pozwala rozwikłać niejeden problem, a co ważniejsze – osiągnąć zamierzone cele.

– Z pana kariery zawodowej wynika, iż często angażuje się pan w projekty, nad którymi wisi widmo zmian w zarządach, radach nadzorczych…
– W biznesie zawsze trzeba ryzykować. Ja żadnej z podjętych decyzji nie żałuję. Co więcej, wysoko cenię sobie zdobyte doświadczenia w pracy urzędniczej, służbie ministerialnej, jak i w zarządach spółek. Dzięki swoim wyborom nie tylko miałem okazję tworzyć odpowiednie warunki dla zrównoważonego rozwoju infrastruktury kraju. Miałem także okazję zarządzać ogromnymi przedsięwzięciami, które budują moje portfolio; to autostrady, gazoport, a dziś także Kraków Arena. I choć na pozór są to inwestycje różne, w każdej z nich musiałem się mierzyć z podobnymi problemami: goniącym terminem realizacji, napiętym budżetem, bacznym – nierzadko i krytycznym – spojrzeniem opinii publicznej. Mimo to drogi, które budowałem są wciąż przejezdne, zbiorniki LNG stoją gotowe, tak samo jak Kraków Arena, która powoli staje się numerem 1 wśród polskich hal widowiskowo-sportowych. A na polskim rynku nie kończą się ambicje Kraków Areny; tak nowoczesny obiekt, z tak wysoko cenioną akustyką ma szansę sięgnąć po największe światowe spektakle, walcząc przy tym ze swoją europejską konkurencją.

– Szereg poważnych projektów realizuje także prywatny biznes. Co zatem widzi pan szczególnego w inwestycjach publicznych?
– Z pewnością w wielu przypadkach ma pan rację. Ale jest też wiele takich, których realizacja bezpośrednio wpływa na rozwój gospodarczy miasta czy regionu; na kreowanie nowych miejsc pracy, czy wreszcie powoduje napływ nowych pieniędzy. I nie chodzi w nich jedynie o zadowolenie akcjonariuszy, bez których aprobaty, jak i pieniędzy, nie powstawałyby inne ważne przedsięwzięcia.

– Może więc chodzi o jakąś misję…
– Może raczej o pewien punkt widzenia. Tu akcjonariuszami i inwestorami jest każdy, kto płaci podatki na rzecz budżetu. Dlatego chcemy, ja sam także mam takie oczekiwania, aby były one właściwie wydawane na projekty, które będą służyć każdemu z nas. Gwarancją jakości tych inwestycji publicznych powinni być właśnie realizujący je managerowie.

– Z tego, jak pan postrzega zarządzanie projektami publicznymi wynika, iż w zasadzie można byłoby postawić znak równości między stylem działania w prywatnym biznesem a w sektorze publicznym…
– Aż tak daleko bym nie szedł. Jak już wspomniałem, w prywatnym biznesie trzeba ryzykować. I to właśnie odróżnia biznes od – nazwijmy – inwestycji publicznych, w których ryzyka unika się jak ognia. A mimo to, w przestrzeni publicznej powstają czasem nowatorskie projekty. I choć wydają się z pozoru pomysłami kontrowersyjnymi, to na koniec przynoszą realne korzyści.  Dla mnie, osoby od lat zawodowo związanej głównie z infrastrukturą drogową, podjęcie się budowy obiektu użyteczności publicznej pozwoliło mi dostrzec, jak ważne są nie tylko drogi, mosty, ale także inne inwestycje służące pozyskiwaniu pieniędzy do budżetu – w przypadku Kraków Areny – miejskiego.

Dlatego przytoczę jeden z wielu ciekawych przykładów płynących z zagranicy. Projekt Eden zbudowany w Kornwalii, mający za zadanie zatrzymanie odpływu turystki z tej pięknej, słonecznej części Anglii. To rozległy kompleks poświęcony naturze, którego koszt wyniósł niebagatelne 202 mln euro. Projekt ten pobudził na nowo turystykę regionu, co spowodowało zastrzyk finansowy dla gospodarki hrabstwa w wysokości 1 mld euro. Jednocześnie Eden stał się trzecim najczęściej odwiedzanym miejscem w Anglii, po London Eye i Tower of London. Inne europejskie miasta z podobnym zamysłem wchodzą w inwestycje w ogromne obiekty użyteczności publicznej.

Takim obiektem jest też Kraków Arena. Jej zamysł powstał w głowach włodarzy krakowskich, którzy w realizacji tego obiektu zobaczyli szansę dalszego rozwoju Krakowa. W mieście tym, o tak ogromnym – największym w Polsce – ruchu turystycznym, unikalnych na skalę światową atrakcjach historycznych i architektonicznych, świetnej infrastrukturze hotelowej, łatwej komunikacji z krajem i resztą świata, nie było obiektu mogącego pomieścić masowe imprezy kulturalne, rozrywkowe czy sportowe. W walce o widza Kraków przegrywał z Katowicami, Wrocławiem, Warszawą. Dzięki Kraków Arenie to już przeszłość.

– To ciekawe, że mając w Polsce tak wiele podobnych obiektów, Kraków zdecydował się na posiadanie swojej hali. Jak pan myśli, dlaczego?
– Przyznam, że wielokrotnie sam spotykałem się z pytaniem, czy jest sens wydawać miliony na takie budynki, jak hala widowiskowo-sportowa. Czy nie lepiej te pieniądze przeznaczyć na szkolnictwo, komunikację miejską lub drogi? Odpowiedź jest jednak inna; miasta – a wraz z nimi ich mieszkańcy – mają różne potrzeby, które trzeba zaspokajać. Nie ma zatem mowy o rozwiązaniach typu albo-albo. Dlatego trzeba prowadzić takie inwestycje, które przynoszą miastu wymierne efekty; wpływy do budżetu z tytułu prowadzonych inwestycji, z handlu, gastronomii, rozrywki.
Czy wie pan, iż w 2012 roku wartość inwestycji w Krakowie wyniosła 4,6 mld złotych, że działa tu ponad 121 tys. firm, których przychody w roku 2012 wyniosły 50,6 mld złotych? To m.in. one zasilają kasę miasta i to dzięki nim można stwarzać nowe warunki do jego rozwoju, jak i realizować inne ważne potrzeby tutejszych mieszkańców – rozwijać komunikację miejską, modernizować infrastrukturę drogową, wreszcie, co nie mniej istotne, inwestować w szkolnictwo, które w tym mieście zawsze stało na najwyższym poziomie. Tylko zrównoważony rozwój pozwala miastom wciąż się rozwijać.

Kraków Arena to właśnie przykład takiej inwestycji. Obiekt nie tylko pozwala na organizację wielkich imprez masowych. To sposób na przyciągnięcie do Krakowa jeszcze większej rzeszy turystów. Warto dodać, że przeciętny turysta zagraniczny zostawia w Krakowie blisko 500 zł dziennie. W ubiegłym roku tylko krakowskie lotnisko – będące największym regionalnym portem lotniczym w Polsce – obsłużyło 3,4 mln pasażerów. Proszę także zrozumieć, że w żadnym innym mieście polskim w ramach biletu na koncert czy widowisko sportowe nie otrzymuje się w pakiecie takich atrakcji, jakie ma Kraków. Nasze miasto po prostu dostaje się w pakiecie i to za darmo!
To dlatego w atrakcyjnych turystycznie miejscach warto inwestować w obiekty, które, pomimo tego, że stopa całkowitego zwrotu tych inwestycji mierzona jest latami, generują nowe przychody, także z innych działalności. Tak będzie w przypadku Kraków Areny, która na siebie zacznie zarabiać już po 30 miesiącach użytkowania, ale także wygeneruje nowy ruch turystyczny i związane z tym profity dla miasta.

– Jak słyszę, Kraków Arena to dziś nie tylko sposób na zarabianie pieniędzy dla miasta. To także marka, która zaczyna świetnie promować samo miasto. Jak się panu udało tego dokonać?
– W pierwszej kolejności chciałbym zaznaczyć, iż marka Kraków Arena to nie jest mój autorski pomysł. Powstała także dzięki pracy osób, za którymi stoją ogromne doświadczenia zdobyte przy wielu ciekawych projektach; zarówno prywatnych, jak i publicznych. To one zgodziły się ze mną realizować ten nowatorski i wcale nie łatwy projekt. Dziś mogę stanowczo stwierdzić, że Kraków Arena to dowód na to, jak cenne są umiejętności i wiedza pracujących przy tym projekcie ludzi.

O sukcesie zawsze decyduje zgrany zespół, któremu nie należy przeszkadzać, a jedynie stwarzać odpowiednie warunki do twórczej pracy. To – według mnie – jest najważniejszą rolą managera. Ale muszę też powiedzieć, że Kraków Arena nigdy nie powstałaby bez odwagi władz miasta Krakowa, które decydując się na budowę tak dużego i nowoczesnego obiektu, musiały zainwestować niebagatelne 357 mln zł – i to wyłącznie z pieniędzy miejskich. To włodarze Krakowa podjęli ryzyko. Bowiem prowadząc tak poważną inwestycję, jej niepowodzenie mogło ich wiele kosztować – od niezadowolenia społecznego po porażkę polityczną włącznie. Taka świadomość w kręgach władzy szalenie pomaga, choć jest też niezmiernie rzadka. Jak widać, ryzyko się opłaca, także przy tego typu inwestycjach.

– A może pan to uzasadnić?
– Dziś nawet nie musielibyśmy zarabiać w Kraków Arenie. W zasadzie, władzom miasta wystarczyłoby, aby na koncert czy inne wydarzenie odbywające się w naszym obiekcie przyjechało 15 tys. widzów, którzy będą musieli gdzieś przenocować, coś zjeść, skorzystać z komunikacji, usług, itd. Ale Kraków Arena chce jeszcze zarabiać. Dlatego szukamy imprez, które wypełniają po brzegi nasz nowoczesny obiekt. A tak z pewnością będzie na jedynym w Polsce koncercie mistrza Ennio Morricone, którego będzie można zobaczyć i usłyszeć 14 lutego 2015 roku. Ten 85-letni geniusz jest dziś – według wpływowego magazynu „People” – najlepiej zarabiającym kompozytorem na świecie. Znaleźć się na światowej trasie tego artysty, która wiedzie m.in. przez Londyn, Paryż, Wiedeń, to nie tylko dochody dla Kraków Areny, ale także reklama w świecie i ogromny prestiż, także dla samego miasta.

Nie wspomnę już o takich postaciach kultury masowej, jak Elton John, Slash, Bryan Adams, Michael Bublé, Katy Perry. Wszystkich tych wykonawców zobaczymy u nas w najbliższych miesiącach. Kraków Arena to także sport – piłka siatkowa i koszykówka zapewniły już komplet widzów i tysiące przyjezdnych do Krakowa, a dopiero przed nami są największe atrakcje dla kibiców. Każde takie wydarzenie to ogromna przyjemność dla nas, którzy pracowali przy tym projekcie. Szybko przekonaliśmy wszystkich wokół, że ta inwestycja miała sens, a uśmiechnięte twarze odwiedzających nasz obiekt są tego dowodem i ogromną motywacją. Może nawet przykładem dla innych – odważnych w biznesie.

Co lubi Zbigniew Rapciak?

ZEGAREK – mechaniczny
PIÓRO – wieczne, na zawsze
KUCHNIA – każda, ale musi być dobra
UBIÓR – na miarę
WYPOCZYNEK – czasem Tatry, czasem Mediolan
SAMOCHÓD – BMW
HOBBY – design, w szczególności secesja i projekty Charlesa Rennie Mackintosha. Sport: dziś wyłącznie rekreacyjne bieganie (niegdyś 49,25 sek. na 400 m)