W magazynie – Programy długofalowe i mikrogranty

Prof. Krzysztof Wilde, rektor Politechniki Gdańskiej, przewodniczący Zgromadzenia Związku Uczelni im. Daniela Fahrenheita w Gdańsku, mówi o relacjach nauki i biznesu w Polsce i Japonii, podkreślając, że musimy w bardziej skuteczny sposób konkurować technologiami ze światem zewnętrznym.

rozmawiał: Piotr Cegłowski

Jak powinny wyglądać relacje nauki i biznesu?

Wzorcowy tego przykład stanowi Japonia. Spędziłem tam siedem lat, najpierw obroniłem doktorat na Uniwersytecie Tokijskim, a potem przez cztery lata pracowałem jako profesor uczelni, tzw. associate profesor, mając dzięki temu bliski kontakt z tamtejszym biznesem. Ponieważ specjalizuję się w mostownictwie i reprezentuję nauki inżynierskie, było to całkowicie naturalne. Często uczestniczyłem tam w spotkaniach reprezentantów uczelni z przedstawicielami japońskiego przemysłu.

Proszę opowiedzieć, jak system ten działa w praktyce.

Duży japoński biznes postrzega współpracę z uczonymi w sposób ściśle pragmatyczny, nierzadko przeznaczając na ten cel ogromne pieniądze. Finansuje na przykład budowę i wyposażenie całych laboratoriów w ujęciu kompleksowym, z wykorzystaniem najnowocześniejszych technologii i aparatury. Bywa, że są to kwoty wielomilionowe, co w Polsce praktycznie się nie zdarza. W zamian biznes oczekuje nowatorskich pomysłów i rozwiązań, które niekoniecznie są gotowymi produktami, a dopiero mogą się nimi stać. Zależy mu przede wszystkim na propozycjach, które inżynierowie przekładają potem na praktyczne rozwiązania.

A jak to wygląda w Trójmieście?

W skali kraju całkiem dobrze, ale odpowiedź nie może być tu jednoznaczna. Formy współpracy nauki i biznesu są uzależnione przecież od wielkości firm. Z niewielkimi spółkami realizujemy np. program mikrograntów, na który wygospodarowaliśmy 15 mln zł. Dzięki temu każdy nieduży przedsiębiorca może aplikować o 300 tys. zł dotacji w celu opracowania i przetestowania przez naszych naukowców nowych rozwiązań, które wesprą i rozwiną jego działalność. Jest to świetne rozwiązanie, bo uczy zasad współpracy: przedsiębiorcy muszą w prawidłowy sposób formułować problemy, na które następnie odpowiadają naukowcy.

Co może pan powiedzieć o współpracy z dużymi firmami?

Na tej płaszczyźnie, w odróżnieniu od Japonii, rzadko mamy, niestety, do czynienia z programami długofalowymi. Tymczasem poważne i duże projekty, na przykład w dziedzinie morskiej energetyki wiatrowej i budowy farm na morzu, wymagają wielu lat wspólnej, wielopłaszczyznowej pracy i rozwiązywania bieżących wyzwań i problemów. Duńczycy, dla przykładu, nad dopracowaniem projektu morskich farm wiatrowych spędzili kilkanaście lat, szeroko współpracując z rodzimymi i zagranicznymi naukowcami. Z kolei nasz biznes nadal stanowczo zbyt rzadko widzi uczelnie jako długofalowych partnerów. Zamiast budować tę relację od podstaw, mówi: „Pokaż, co masz, to może skorzystam”. Występujemy też co jakiś czas w roli ratownika, gdy pojawia się poważna awaria, z którą inżynierowie danej firmy sobie nie radzą. Staramy się to zmienić. Biorąc pod uwagę liczby, w przypadku Politechniki Gdańskiej już teraz nie wygląda to źle. Jeśli spojrzymy, ile pieniędzy trafiło z przemysłu na uczelnię – w przeliczeniu na jednego pracownika – jesteśmy na podium w Polsce. Koncentrujemy się jednak głównie na dwóch elementach. Pierwszy z nich to badania zlecone, czyli zapytania formułowane przez przemysł. Drugi to projekty finansowane przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, jak np. bezkontaktowy radar oddechowo-krążeniowy, który może pomóc medykom w walce z Covid-19, a który opracowaliśmy razem z Gdańskim Uniwersytetem Medycznym i niedawno zakończyliśmy z powodzeniem badania kliniczne. Inne warte odnotowania przedsięwzięcia, które obecnie opracowujemy, to np. bezzałogowe pojazdy lądowe i wodne do patrolowania nabrzeży portowych i lotnisk, czy nowatorskie zastosowania sztucznej inteligencji w przemyśle.

Jakich argumentów na rzecz inwestycji w naukę używa pan w rozmowach z szefami dużych spółek?

Musimy nauczyć się w skuteczny sposób konkurować technologiami ze światem zewnętrznym. A naszym głównym konkurentem nie są już kraje zachodnie, lecz Chiny. Powinniśmy inwestować w badania polegające na znalezieniu lepszych rozwiązań i produktów, a także precyzyjnie określić obszary, w których jesteśmy w stanie tego dokonać. Przed nami jeszcze mnóstwo pracy.

Wspomniał pan na początku o swojej pracy w Japonii. Niewielu polskich uczonych miało okazję tam pracować.

Sporo czasu spędziłem za granicą i to, czego się tam nauczyłem, staram się wdrażać na Politechnice Gdańskiej. Po ukończeniu studiów wyjechałem do Stanów Zjednoczonych, by tam poszerzać wiedzę inżynierską w innych obszarach: computer science, czy bussiness administration. Po powrocie do kraju otrzymałem japońskie stypendium na studia doktoranckie na Uniwersytecie Tokijskim, jednym z dwóch najlepszych w Japonii. Na marginesie, robienie doktoratu wygląda tam zupełnie inaczej niż u nas. Japoński doktorant może w pełni skupić się i skoncentrować na jednym zagadnieniu, otrzymuje za to godziwe wynagrodzenie, a jednocześnie traktuje się go tam z wysokim poważaniem, jako wysoce kompetentnego pracownika, który ma przede wszystkim wykonać swoją pracę.

Była to dla mnie ciekawa szkoła życia. Kiedy wróciłem do Polski, skupiłem się na pracy dydaktycznej i zdobyciu habilitacji, a potem uzyskałem też profesurę. W wieku 38 lat zostałem po raz pierwszy dziekanem na moim macierzystym wydziale. Z kolei po przedwczesnej śmierci śp. prof. Jacka Namieśnika, naukowca wybitnego i poważanego na całym świecie, stanąłem do konkursu i zostałem wybrany na rektora PG. Obecnie skupiam się na stwarzaniu warunków do jeszcze bardziej dynamicznego rozwoju uczelni.

Na czym miałby on polegać?

Przede wszystkim na wdrażaniu dobrych praktyk i rozwiązań systemowych z uznanych, zagranicznych uczelni, inwestowaniu w kompetencje naukowców, którzy mogą w przyszłości stworzyć ciekawe projekty badawcze, a także w infrastrukturę naukowo-badawczą. To się już zresztą powoli udaje. W ogłoszonym dwa lata temu ministerialnym konkursie „Inicjatywa Doskonałości – Uczelnia Badawcza”, dzięki któremu 10 polskich uczelni otrzymało status uczelni badawczej, Politechnika Gdańska zajęła drugie miejsce wśród wszystkich polskich uczelni publicznych i zarazem najwyższe spośród uczelni technicznych. To oczywiście wcale nie oznacza, że jesteśmy najlepszą uczelnią techniczną w kraju, bo nie jesteśmy. Ideą konkursu było natomiast wykazanie, które uczelnie mają najlepsze pomysły na swój dalszy rozwój. Udowodniliśmy zatem, że kierunek, który obraliśmy, jest słuszny. Działamy również na rzecz przyspieszenia rozwoju naszej uczelni, w czym mocno pomoże nam federalizacja trzech najsilniejszych szkół wyższych z Gdańska – naszej politechniki, Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego i Uniwersytetu Gdańskiego – nad którą obecnie pracujemy. Od roku współtworzymy Związek Uczelni w Gdańsku im. Daniela Fahrenheita, wielkiego uczonego, który urodził się w Gdańsku i mieszkał nieopodal miejsca, w którym teraz mieści się politechnika. Dzięki konsolidacji będziemy mogli zintegrować nasze działania, wynieść nasze projekty badawcze i dydaktykę na jeszcze wyższy poziom, a także uczynić z Gdańska duży, rozpoznawalny międzynarodowo ośrodek akademicki.

Co lubi prof. Krzysztof Wilde?

Wypoczynek – „Co roku, w czasie wakacji, wspólnie z rodziną wybieram się do Chorwacji.”

Kuchnia – „Południowa, nie tylko europejska, ale też np. libańska. Jestem także miłośnikiem kuchni japońskiej i bardzo lubię wizyty w restauracjach w Trójmieście, które reprezentują poziom uznanych tokijskich lokali tego typu: Mito Sushi i Hashi Sushi.”

Hobby – „Żeglarstwo, pływam po jeziorach niedużym jachtem, który posiadam wraz z bratem. Jestem też motocyklistą, jeżdżę na Hondzie VTX 1,8. Wspólnie z grupą rektorów pojechaliśmy na przykład w tym roku w Karkonosze. Mam też wspaniałego psa rasy border collie Zorkę, która po pracy nie odstępuje mnie na krok.”