VELAR – ciraptor

Gdy dowiedziałem się, że Brytyjczycy wprowadzą to auto na rynek nie mogłem się doczekać jego premiery. Śledziłem doniesienia prasowe i wreszcie stało się. Na skrzynkę mailową dostałem komunikat, że we wrześniu trafi do salonów. Nie spodziewałem się jednak, że będę mógł wypróbować go na drodze już pod koniec lipca.

Range Rover Velar to jeden z niewielu samochodów, który wygląda jeszcze lepiej na żywo niż na zdjęciach. Proporcje sylwetki są niesamowite. Z boku, do linii okien przypomina klasycznego „Rendża”. Miękko przetłoczone, duże połacie lakierowanego aluminium i ogromne wnęki na koła. Producent zmieścił w nich 22-calowe felgi i jeszcze całkiem sporo gumy. Linia dachu wraz z powierzchnią szklaną to zupełnie inna historia. Range Rover przyzwyczaił nas do zwalistych konstrukcji, które oczywiście nieprawdopodobnie luksusowe, raczej nie należały do lekkich. W przypadku Velara mamy do czynienia z zupełnie innym podejściem do projektowania nadwozia. Dach został poprowadzony bardzo nisko, a powierzchnia szyb jest niezwykle mała jak na dużego SUV-a. Tył jest rozwinięciem stylistycznym obecnej linii modelowej producenta, ale to przód jest największym zaskoczeniem. Już widok stojącego auta poraża, a co jeśli nagle pojawi się w tylnym lusterku? Samochód wygląda jak drapieżny dinozaur, który szczerzy swe wielkie zębiska i przygotowuje się do ataku. Ataku, który zawsze jest skuteczny i bardzo bolesny dla swojej ofiary. Reflektory przednie to konstrukcje Matrix-Laser LED z adaptacyjnymi światłami drogowymi. Ich wyraz sprawia, że boję się Velarowi spojrzeć głęboko w oczy. Styliści zaszaleli z wysuwającymi się klamkami, które są bardzo efektowne, ale przyczepić się muszę do ich wykończenia. Do pełni szczęścia zabrakło mi tego miedzianego lakieru, widocznego na wielu detalach. Szeroko otwierające się drzwi zakrywają próg, co ma niebagatelny wpływ na czystość nogawek spodni.

17.01.2017 V8

Wnętrze to prawdziwa rewolucja stylistyczna i technologiczna. Siedzenia są luksusowe i wybitnie wygodne. Nie ma tu mowy o żadnych półśrodkach. Wentylowana skóra, podobnie jak osłony głośników, ma wzór flagi Union Jack i jeśli tak mam wyglądać Brexit, to ja nie mam nic przeciwko temu. Prawdziwą rewolucją jest natomiast deska rozdzielcza. Obszyta mięciutką skórą posiada centralny wyświetlacz, który w zależności od potrzeb przejmuje rolę nawigacji satelitarnej, widoku kamer 360 stopni, czy systemu multimedialnego Meridian. Nie będę oryginalny, pisząc że system audio gra świetnie, choć brakuje mu odrobinę więcej ustawień korektora graficznego. Regulacja tonów niskich, wysokich, subwoofera i cyfrowych nastawów dźwięku przestrzennego, to trochę za mało dla wymagającego klienta. Tym bardziej, że fantastyczne wyciszenie wnętrza daje inżynierom dźwięku pole do popisu. Pierwsze wrażenie jest bardzo obiecujące, ale im dłużej wsłuchiwałem się w muzykę, dochodziłem do wniosku, że projektanci w pewnej chwili poszli na obiad i zapomnieli dokończyć dzieło. Ale wróćmy do wnętrza.

22.12.16 V1

Konsola centralna zamieniona została w ogromny wyświetlacz, który sterowany dotykowo pozwala na ustawienie zawieszenia, trybów jazdy, klimatyzacji, czy masażu w fotelach. Rozwiązanie jest genialne w swej formie i intuicyjne w obsłudze, a do pełni szczęścia brakuje jedynie miękkiej ściereczki do polerowania powierzchni konsoli. Z tyłu miejsca będzie wystarczająco dla nawet najbardziej wymagających. Nie sądzę, by Velarem jeździły na raz więcej niż cztery osoby, więc powiem jedynie, że Range Rover stanął na wysokości zadania. W naszym egzemplarzu zabrakło co prawda oddzielnego sterowania klimatem dla tylnych siedzeń, ale nie zapomniano o podgrzewaniu i elektrycznej regulacji oparć. Bagażnik ma pojemność 673 litrów. Jest foremny i głęboki.

Dobrze, już dobrze… odpalam ten silnik. Dźwięk trzystukonnego, sześciocylindrowego dizla w układzie V, znamy już z Jaguara XF, jednak w Velarze jest jakby bardziej dystyngowany. Oczywiście warczy na wszystko, co napotka na swej drodze, ale robi to wysuwając żuchwę do przodu pytając „Would You mind get out of my way?” Zaraz po tym skacze swej ofierze do gardła, pierwszą setkę osiągając już po 6,5 sekundy. Ale to moment obrotowy 700Nm robi największe wrażenie, bo od 100km/h w górę jest chyba jeszcze lepiej. Range Rover zupełnie się nie męczy i przestaje przyspieszać dopiero gdy prędkościomierz wskaże 241km/h. Kompletnie przy tym nie przechyla się w zakrętach. Zachowuje się jak samochód wyścigowy i nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś zabrał go na tor. Wrażenie podczas jazdy jest takie, jakbyśmy prowadzili auto sportowe, ale siedząc na pierwszym piętrze. Potrafi być jednocześnie subtelny i komfortowy niejako unosząc się nad jezdnią. I wszystko to na tych wielkich kołach. Średnica zawracania 11,6 metra pozwala na sprawne poruszanie się w mieście oraz parkingach pod biurowcami, a wymiary zewnętrzne nie odbiegają od kombi klasy średniej. Tym, którzy widzą go w swojej firmie dam jeszcze jeden argument do rozmowy z flotowcem. Średnie spalanie w teście wyniosło 9,1 litra na 100 kilometrów, a przypomnę, że Range Rover Velar nie jest zawalidrogą. Jeśli więc choć trochę zasiałem w Was myśl o posiadaniu tego Brytyjczyka, pospieszcie się zanim Wielka Brytania odizoluje się znów od świata i obecna cena zostanie obłożona cłem. Za trochę ponad 500 tysięcy złotych otrzymacie doskonale wyposażony i wykonany, wyjątkowy samochód, którego nie da się pomylić z żadnym innym. Auto z mocnym silnikiem i luksusem dużego „Rendża”, za ułamek jego ceny. I koniecznie poproście sprzedawcę o tabliczkę na bramę z napisem „Zły Velar”.