Toyota Hilux – „Niezniszczalny” wciąż w formie

Pamiętacie trzech dziennikarzy z brytyjskiego programu motoryzacyjnego, którzy postanowili uśmiercić Toyotę Hilux? Auto było topione, rozbijane, spadło z wyburzanego wieżowca, ostatecznie zostało podpalone. Jaki był efekt? Po tym całym morderczym katowaniu pojazd w dalszym ciągu dawał się odpalić i był w stanie poruszać się na własnych kołach… Hilux dostał więc przydomek niezniszczalnego, a kolejne generacje modelu sprzedawały się na świecie jak ciepłe bułeczki.

tekst i zdjęcia: Michał Garbaczuk

Toyota w 2016 r. wprowadziła na rynek ósmą już generację swojego bestsellera. Auto przeszło niedawno udany lifting, dzięki któremu zyskało groźniejszy wygląd, reflektory Full LED i nowe multimedia z Apple i CarPlay i Android Auto. Możliwość przetestowania samochodu nadarzyła się dokładnie w momencie, gdy województwo mazowieckie rozpoczynało zimowe ferie. Nadarzyła się więc niepowtarzalna okazja, by w różnych warunkach po raz kolejny sprawdzić legendarną już niezniszczalność japońskiego pick-upa.

Nieukrywana siła

Zacznę od sylwetki. Auto jest ogromne. Długie na 5 metrów i 30 centymetrów szczelnie wypełni każde miejsce postojowe. Jego wysokość pozwoli natomiast na wjazd do praktycznie wszystkich podziemnych garaży, więc zakupy na wypadek wojny atomowej zrobimy w ulubionym centrum handlowym. Przód samochodu upodobnił się nieco do pozostałych modeli koncernu, zachował jednak swoje indywidualne groźne spojrzenie. Podwójna kabina oraz długa paka ładunkowa, która wraz z zabudową tworzy bagażnik, zapowiadają również swobodę oddychania we wnętrzu. I tu małe zaskoczenie, bo, owszem, miejsca  w kabinie jest dużo, ale bez wpadania w przesadę.

Hilux to przecież wciąż prawdziwa terenówka osadzona na ramie, dlatego w środku nie jest tak obszerny jak bulwarowe SUV-y. Dla czterech osób wystarczy, a i pięcioro pasażerów również da radę. Tu słowa uznania należą się projektantom, którzy dostrzegli, że dużej Toyoty nie kupuje się tylko do wożenia cementu na budowę, a klienci oczekują auta, które będzie wygodne na co dzień, na tyle eleganckie, żeby pojechać nim na służbowe spotkanie, wieczorem może nawet do teatru, a na pewno na tyle przytulne, żeby móc nim skoczyć ze skuterem wodnym nad Adriatyk i nie potrzebować SPA po przyjeździe na miejsce.

Wygoda i praktyczność

Co prawda plastiki deski rozdzielczej są twarde, ale to na wypadek, gdybyśmy jednak ten cement wozili częściej, co więcej, łatwo się go czyści i nie skrzypi podczas jazdy. Powiem więcej, elementy wnętrza są tak dobrze spasowane, że jazda po dużych nierównościach nie robi na nim żadnego wrażenia. Kierownicę wielofunkcyjną dobrze się trzyma, a wygodne fotele zapewniają komfort podczas podróży. Tylna kanapa zamocowana jest wyżej niż fotele przednie, więc dzieciaki będą zachwycone, bo wreszcie będą mogły patrzeć przez przednią szybę. Ich radość będzie jednak chwilowa, bowiem długa maska zdaje się kończyć dopiero gdzieś na horyzoncie. Oparcie kanapy wyposażono w podłokietnik, a siedzisko można unieść pionowo do góry, dzięki czemu z tyłu tworzy się miejsce na przewiezienie wielkiego telewizora. Z tyłu na ścianie grodziowej mamy nawet haczyki do zawieszenia kurtek. Nowa generacja Hiluksa wyposażona została w system multimedialny Toyota Touch 2 with Go. Otrzymujemy więc połączenie z telefonem, nawigację i kamerę cofania.

Ta ostatnia jest wręcz niezbędna, bo jazda do tyłu wymaga skupienia. Panel jest w pełni dotykowy, ale czasem zdarza mu się chwila zastanowienia. Cieszy mnie powrót do fizycznych przycisków i pokręteł. W wersji przed liftingiem panel był w pełni dotykowy i każda zmiana ustawień wymagała nie tylko oderwania wzroku od drogi, ale wręcz zatrzymania auta w terenie. Teraz Hilux prze przed siebie niczym czołg, a sterowanie funkcjami odbywa się bez zakłóceń.

W błocie mu do twarzy

Jeśli jesteśmy już przy jeździe terenowej, to Hilux został stworzony do jazdy bocznymi drogami. Najlepiej, jakby były pozbawione asfaltu, nierówne, a dziury wypełnione wodą i błotem pośniegowym. To prawdziwy żywioł Japończyka, więc dojazd do stoku narciarskiego od „zaplecza” jest czystą frajdą. Wydaje się, że nic nie jest w stanie go zatrzymać, a jednak… 2 lata temu został pokonany przez topniejący głęboki śnieg i zaspę na skraju parkingu w Jurgowie. Nie pomogły ani reduktor, ani blokady dyferencjałów. Z opresji wyciągnęła nas obsługa wyciągu z dużym traktorem zaopatrzonym w opony z łańcuchami. Na szczęście nie mieli daleko. Tamto auto miało na kołach szosowe zimówki. Tym razem pojechaliśmy w góry egzemplarzem, wyposażonym w odpowiednie opony, wiedzę oraz wielki napis „INVICIBLE” na tylnej klapie. Nie było zaskoczenia, a Toyota dzielnie służyła za holownik i wyciągarkę dla wszystkiego, co nie miało napędu 4×4.

Wracając jednak do samochodu. To, że Hilux jest jest królem bezdroży wiedzą pokolenia. Nie wszyscy wiedzą jednak, że potrafi też pięknie pojechać po asfalcie, co wcale nie jest takie oczywiste w modelach opartych na ramie. Muszę przyznać, że samochód bardzo dobrze trzyma się drogi, nie przechyla zbytnio w zakrętach i nie czuje się jego gabarytów. Na autostradzie radzi sobie równie dobrze. Jedzie pewnie, przewidywalnie i komfortowo. Oklaski należą się producentowi za wyciszenie wnętrza. Jest naprawdę nieźle, dzięki czemu długie podróże nie męczą.

Podsumowując: nowa Toyota Hilux to auto kompletne. Dobre do codziennej pracy w lesie lub na budowie, ale też aktywnych wypadów za miasto. Niestraszne mu bezdroża, a i na autostradzie daje sobie radę. Dobrze spasowane wnętrze daje poczucie komfortu, a możliwość przewiezienia na pace tony towaru lub sprzętu sportowego dopełnia jego wielozadaniowość. Unio Europejska, proszę nie odbierajcie nam Hiluxa.