Spełniony artysta

Wielu artystów, którzy osiągnęli już sukces, obawia się zmiany muzycznego stylu, by nie stracić swoich fanów. Czym kierował się piosenkarz przy tworzeniu płyty „Zielone I love You” i co mu przyświecało? O muzycznym dojrzewaniu, życiowych przemyśleniach i decyzji zmiany swojej muzyki opowiada Rafał Brzozowski.

Twoja nowa płyta jest zupełnie inna niż dotychczasowe, jaki był zamysł tej zmiany stylu muzycznego i narracji?

Powodów było wiele, pierwszy najważniejszy to taki, że tego typu muzyka zawsze mi się najbardziej podobała. Tacy artyści jak Frank Sinatra, Michael Buble, Dean Martin to moje muzyczne inspiracje, moje wzorce. W tej stylistyce nagrałem w 2016 roku płytę „Polskie standardy”, gdzie mogłem zaśpiewać razem ze Zbyszkiem Wodeckim.Z polskich wykonawców, których muzykę zawsze ceniłem lubię słuchać Wojciecha Młynarskiego, Andrzeja Zauchy i oczywiście wspomnianego Zbyszka. Od dawna chciałem pójść trochę w ich muzyczną stronę. Taką też próbą była ta płyta z 2016 roku.Skupiłem się jednak na bieżących projektach, w których brałem udział tj. nagraniach do programów „Koło Fortuny” czy „Jaka to melodia” i wreszcie na przygotowaniach do występu na Eurowizji.Gdy skończyłem 40 lat uznałem, że chciałbym wrócić do muzyki, która mnie spełni osobiście. Muzyki, która będzie od początku do końca napisana w oparciu o moje inspiracje, pod mój tembr głosu, w moim stylu muzycznym, który mi odpowiada najbardziej. Udało mi się zainspirować do takiej płyty dwóch niezwykłych artystów – kompozytora Tomka Szczepanika i tekściarza Maćka Jadowskiego.Zarówno słowa jak i muzyka tych kompozycji muzycznych były odzwierciedleniem moich emocji i doświadczeń życiowych.  A przyznać muszę, że to był taki bardzo przełomowy moment w moim życiu.Nie tylko skończyłem 40 lat, ale również zmieniło się bardzo wiele w moim życiu osobistym. Pojawiło się wiele wniosków na temat różnych relacji życiowych. Miałem coś do powiedzenia i chciałem to wyrazić przez muzykę.I tak można rzec – razem we trójkę stworzyliśmy płytę, która bardzo mnie wzmocniła i spełniła artystycznie. Mogłem przez nią wyrazić, co sądzę o życiu, o relacjach, o show-biznesie, a nawet o social mediach.

A który z utworów jest najbliższy twemu sercu i dlaczego?

Każdy z utworów opowiada inną historię. Utwór „Bywam złotą rybką” choć z pozoru jest lekki to opowiada, o tym, że większość życia dbałem o potrzeby innych, a swoje stawiałem na końcu. Piosenkę „Łudzę się co noc” musiałem mocno przemyśleć, bo to utwór o tym, że ludzie kładą się obok siebie spać i przed zaśnięciem zastanawiają czy jeszcze są ze sobą czy już nie.  A z kolei „Cienie się wloką za nami” to piosenka mówiąca o tym, że nie potrafimy zapomnieć przeszłości…ta przeszłość wlecze się za nami. Nie potrafimy się uwolnić od wspomnień, a powinniśmy przecież iść naprzód. Jestem bardzo sentymentalny i tę stronę siebie pokazuję na tej płycie. Przez lata nie mówiłem głośno, że sam mam jakieś swoje smutki. Choć w środku ścierały się różne emocje, częściej można mnie było widzieć uśmiechniętego. To pozwoliło mi funkcjonować w świecie show-biznesu.Natomiast, ludzie którzy mnie poznają bliżej, widzą we mnie tę moją inną twarz. W głębi duszy jestem bardzo romantycznym mężczyzną. Kiedyś wydawało mi się, że pokazywanie takiej twarzy jest oznaką słabości, ale dziś uważam, że w pewnym wieku przychodzi moment, gdy chcemy być naprawdę sobą. Warto mówić o tym czego potrzebuje serce.Co jest prawdziwe.  Dlatego też moim ulubionym utworem na tej płycie jest „Gdzieś w pokoju hotelowym”, napisany w stylu „My Way”, która jest moją faworytką pod względem śpiewania.

Grasz na gitarze czy jeszcze innych instrumentach?

Tak, gram na wielu instrumentach.Przede wszystkim na fortepianie. Byłem w szkole muzycznej pierwszego stopnia. Gram na gitarach, na perkusji na basie i na akordeonie…taki ze mnie trochę człowiek orkiestra. Na swoich koncertach grywam na gitarze, a współpracując z super muzykami, którzy lepiej grają ode mnie, mogę skupić się na śpiewie choć czasem chwytam gitarę i gram z nimi. Oczywiście gdy są okazje, że mogę zagrać na fortepianie, to korzystam z nich. Myślę też, aby kiedyś pouczyć się gry na saksofonie, bo to bardzo fajny instrument i od dawna przymierzam się do niego.

Świat muzyki zmienia się błyskawicznie. Znane platformy streamingowe są dla odbiorców muzyki „must have” w telefonie chociażby. Czy funkcjonują jeszcze płyty CD?

Jak najbardziej płyty wciąż są dostępne w dobrych sklepach muzycznych i wielu artystów wciąż głównie na nich opiera swoją obecność na rynku. Nie ma co jednak ukrywać, że sprzedaż dziś jest głównie cyfrowa. Mamy ogromny wybór jak chcemy słuchać ulubionej muzyki. Sam korzystam także z takich platform i uważam, że są świetnym rozwiązaniem. Odkrywam mnóstwo ciekawej muzyki dzięki nim. Płacę abonament i mam dostęp do muzyki na całym świecie. Pamiętam jeszcze rozmowy z szefem wytworni Universal – Andrzejem Puczyńskim, który mówił, że przyszłość muzyki to streamingi. Z kolegami nie dowierzaliśmy tym wizjom. Upieraliśmy się, że jednak płyta to tak jak książka, musi być w ręku i na półce. Tak jak winyl. A on zapewniał – zobaczycie, już wkrótce. I naprawdę nie minęło wiele czasu od tych rozmów, jak powstały platformy streamingowe.

Jakbyś podsumował zatem nową płytę? Jest ona do słuchania w domowym zaciszu? Czy raczej do dobrego nastrojenia słuchając na słuchawkach?

Przede wszystkim określiłbym tą płytę jednym słowem: spełnienie. To płyta, z którą kompletnie się utożsamiam. Jest mi bliskie co w niej zostało przekazane, styl jaki na niej reprezentuję, muzyka, teksty. Cieszę się, że mogę pokazać swoje inne oblicze. To które sprawia, że czuję się prawdziwym artystą, który śpiewa z przesłaniem i pełną świadomością przekazu. Myślę, że ta płyta jest propozycją zarówno na długi letni wieczór na ganku, jak i do odsłuchania jej na słuchawkach.Powiedziałbym, że pozwala ona nieco zanurzyć się w sobie i wyciszyć. Mam nadzieję, że znajdzie swoich odbiorców.