Robert Zagrożdżon

Rozmowa z Robertem Zagrożdżonem, prezesem Energy Supplier no. 1 A.S.

– Jest pan nie tylko utalentowanym managerem, ale i człowiekiem o licznych zainteresowaniach, nieco nietypowych jak dla biznesmena – filozofia, coaching personalny, psychologia. Jak te i inne zainteresowania wpływają na pana biznes?
– Zainteresowania są związane z moją największą pasją, czyli badaniem i rozwojem potencjału człowieka. Jeśli cokolwiek robię, musi to mieć głębszy sens i ma przynosić o wiele więcej, niż tylko wynik ekonomiczny. Ten jest tylko jednym z aspektów działania. To sprawia, że orientuję się bardziej na faktory, które biznes budują, niż na te, które pomagają nim zarządzać. Moje podejście jest raczej podejściem anioła biznesu, mentora, coacha niż managera. W efekcie końcowym to właśnie pomaga odnieść najlepsze wyniki również z punktu widzenia managementu. Moje działania, decyzje i komentarze często skierowane są na poszukiwanie nowych możliwości, innych niż te, które tradycyjnie są do wyboru. Korporacje często uważają, że człowiek jest słaby, że tak zwany human faktor to czynnik działający na szkodę danej organizacji, wymagający od niej restrykcyjnych zachowań. Ja tymczasem wierzę, że to właśnie czynnik ludzki jest najsilniejszym motorem biznesu, że daje największe możliwości, że jest jego siłą…

– Kim są lub kim byli pana mistrzowie, mentalni guru? Który z nich zainspirował pana najmocniej?
– Człowiek potrzebuje prowadzenia przez mistrza czy guru do czasu, kiedy odkryje go w sobie. Moja podróż była długa, uczyłem się naprawdę od każdego, by wybrać, jakie podejście do życia stosować, a jakiego unikać. Człowiek przechodzi w życiu różne etapy, a na każdym z nich ktoś inny staje się dla niego mistrzem. Moimi mistrzami była moja ukochana i jej miłość, dzieci i ich spontaniczność, rodzina ze swoim ciepłem, i przyjaciele i ich radość. Czerpałem inspiracje od ludzi, którzy byli, jeśli nie najlepsi, to na pewno wyjątkowi w świecie osiągania maksymalnych efektów, komunikowania się ze sobą i innymi, poszukiwania dróg, które są rzadziej wybierane. Ważne było to, że często czerpałem z bezpośredniej ich bliskości, zyskując kompetencje, nie tylko wiedzę. Bez tego byłoby trudno ich naprawdę zrozumieć. Najlepszym tego przykładem jest tzw. kontrowersyjny OSHO albo, z drugiej strony, uznawany na całym świecie Anthony Robbins. Pieniądze i czas włożony w tę naukę w to była najlepsza inwestycja w moim życiu.

– Jest pan zwolennikiem programowania neurolingwistycznego i Deepaka Chopry. Jak to wpłynęło na pana życie i karierę zawodową?
– Istnieje tyle dróg, ilu ludzi jest na świecie i to jest wspaniałe. Poznawanie dróg tak wybitnych liderów, jak Richard Bandler, Anthony Robbins czy Deepak Chopra, jest fantastyczną przygodą, którą wszystkim polecam. Jest to najwspanialsza wyprawa, jaką człowiek może odbyć – podróż do wnętrza istoty ludzkiej. Zetknąłem się z NLP, hipnozą, filozofią, psychoanalizą, psychosyntezą i „trzecią psychologią”. Uważam, że są dobre wtedy, gdy stosuje się odpowiednie podejście do wyzwań, z którymi przychodzi nam się zmagać. Sztuką jest wiedzieć, co nim jest. Nic nie jest uniwersalne i nic nie jest na zawsze, jeśli człowiek chce rozbudować swój potencjał. Każdy z nas, dzięki „dobrodziejstwom” tego świata, odszedł od swojej esencji tak daleko, że powrót do autentyczności wymaga często użycia wszystkich możliwych narzędzi, jakie mamy do dyspozycji.

– Uważa pan, że przeznaczenie zależy od decyzji podejmowanych w życiu, a decyzje zapadają na podstawie sposobu oceniania danej sytuacji. Może pan wyjaśnić, czy oznacza to, że nasze życie zależy od zadawania sobie odpowiednich pytań?
– Mechanizm myśli polega na tym, że człowiek zadaje sobie pytania i na nie odpowiada. Odpowiedź pada bez względu na to, czy jest prawdziwa, czy nie, i w ten sposób kształtuje się subiektywny sposób widzenia świata. To się powtarza kilkadziesiąt tysięcy razy w ciągu dnia. Na końcu nasza mapa nie musi się zgadzać z realnym stanem rzeczy. W przypadku jakiegokolwiek wyzwania, oceniamy sytuację według naszego sposobu widzenia świata i na podstawie tego reagujemy. Przy takiej ogromnej ilości podświadomych procesów, które już się w nas dokonały, nie jesteśmy w stanie reagować obiektywnie tu i teraz. To nasuwa odpowiedź, że naszą przyszłość determinujemy przeszłością, tym jak umiemy stawić czoła faktom i prawdzie. To, jak autentyczni jesteśmy, decyduje o wypełnieniu naszych pragnień i, na przykład, o oczekiwanym sukcesie. Wszystko zaczyna się od prostych reakcji na proste impulsy. Zmień swoje pierwsze reakcje, a zobaczysz co się stanie z twoim życiem…

– Jaka jest pana filozofia i wartości, którymi się pan kieruje?
– Staram się utrzymać harmonię między wyzwaniami świata zewnętrznego i wewnętrznego. Jedno dopomaga w rozwoju i budowaniu drugiego. Pomaga zachować autentyzm, co, jak już sugerowałem, nieuchronnie prowadzi do samorealizacji, która jest szczytem piramidy potrzeb Maslova. Stawianie sobie konkretnej drabiny wartości ewokuje już dziś zachowania, które będą się dziać w przyszłości. To jest dobry drogowskaz i mapa dla tych, którzy nie znają siebie, ani celu życia, może jednak doprowadzić do celu, który na koniec okaże się niechciany. Wartości świadczą o  jakości człowieka i są czymś, do czego trzeba dążyć, a nie czymś, co można deklarować. Naprawdę odpowiedzialny człowiek musi być tego świadomy. Odpowiedzialny, w dosłownym tłumaczeniu z angielskiego, znaczy mający zdolność odpowiadania. Nie rodzimy się z tą zdolnością, ale możemy ją w sobie rozwijać. Nasze wartości rozwijają się wtedy, gdy są żywe, czyli wtedy, gdy się nimi dzielimy. Ja dzielę się swoją jakością życia na przykład poprzez obcowanie z ludźmi, mentoring i coaching w ramach fundacji czy ośrodków alternatywnej terapii i rozwoju człowieka, które założyłem i aktywnie wspomagam.

– Co sprawia, że osiągamy założone cele w życiu osobistym i zawodowym?
– Autentyczność w postępowaniu. Wierność sobie. Te pros­te, krótkie odpowiedzi są jednak bardziej odpowiedzią na pytanie, jak odnaleźć i zaspokoić swoje pragnienia? Dla mnie są to nadrzędne cele. Jak je osiągnąć? To bardzo pros­te, być bezwzględnym dla siebie, nauczyć się pracować ze swoimi myślami i emocjami tak, żeby zawsze służyły woli człowieka. Trzeba jednak być świadomym tego, że żeby nie złamać sobie życia, ale osiągnąć maksimum, powinny być one jak najbardziej w zgodzie z naszymi pragnieniami. A to jest sztuka. Jeśli jesteśmy na tyle świadomi, uda nam się osiągać cele często i z dużą łatwością. A to jest to, czego od nas oczekuje otoczenie. Generalnie korporacje są najczęś­ciej nastawione na kulturę ego, gdzie dominuje nieustanne poczucie zagrożenia. Na szczęście, zdarzają się również i takie, które dążą do poznania środowiska i jego urealnienia. To jest mistrzostwo.

– Prowadzi pan również szkolenia biznesowe i uważa, że świat biznesu to brutalna gra. Jak w niej przetrwać i co najważniejsze wygrać?
– Mówi się, że jeśli człowiek nie wygrał, to tylko dlatego, że gra się jeszcze nie skończyła. Człowiek, według mnie, jest skazany na sukces, to tylko kwestia czasu. Zakładam, że naszym celem są pragnienia, które chcemy osiągnąć poprzez biznes. Osiągniemy je wcześniej czy później, trzeba tylko uważać, czego człowiek sobie życzy, bo jak już tysiące lat temu mówili na Bliskim Wschodzie ludzie swoim nieprzyjaciołom: niech ci się spełnią twoje życzenia… Najbardziej błędnym założeniem jest to, że przeciwnik znajduje się po drugiej stronie. Tymczasem największym przeciwnikiem dla człowieka jest on sam. Może oszukać siebie, ale innych nie oszuka. Ludzie nie znając siebie, nie wierzą sobie, a nie wierząc sobie, nie wierzą innym, a co za tym idzie, uważają ich za nieprzyjaciół i z nimi współzawodniczą. Wtedy nawet wygrana w biznesie okazuje się przegraną, bo nie chodzi o to, żeby wygrać w jednej dziedzinie życia: prawdziwy sukces, to sukces we wszystkich dziedzinach.

– Jest pan na dobrej drodze, by ten sukces osiągnąć. Rozwój duchowy, medytacje – działa pan w różnych obszarach, ma pan kilka dobrze prosperujących firm. Proszę opowiedzieć naszym czytelnikom o pana działalności. Która z nich przynosi największe korzyści, a która najwięcej przyjemności? Który biznes jest dla pana najważniejszy?
– Moją pasją po studiach stała się sprzedaż. Jest to doskonałe zwierciadło dla kogoś, kto chce poznać siebie i innych ludzi. Odkrywanie własnych motywacji i motywacji innych jest pasjonujące dla młodego człowieka. Działa wtedy czynnik szybkiego feed backu, który umożliwia, przy pewnej dozie szczerości, szybkie poruszanie się drogą samopoznania i odszukiwania własnych wartości. Znając swoje mocne i słabe strony, jest już łatwo kroczyć po wybranej ścieżce. Jak na pewno często słyszymy: ważniejsze jest jak, a nie co… W tym kontekście przez 18 lat zajmuję się tym, co naprawdę mnie interesuje – sobą i ludźmi…

Dla przykładu, Energy Supplier No 1, uznana za najszybciej rosnącą prywatną firmę energetyczną w Europie Środkowej, zasługiwałaby na to określenie także na rynku północnoamerykańskim, gdzie w porównaniu z innymi podobnymi firmami rośnie dwukrotnie szybciej. Czy to przypadek, że po trzech latach obsługuje 400 000 firm i gospodarstw domowych – razem ponad milion klientów? Nie. Konkuruje z amerykańskimi standardami, ponieważ management integruje w sobie amerykańskie podejście do biznesu z jednej strony, i tolerancję właściwą dla człowieka Wschodu z drugiej. Może cierpi na tym integralność strategii biznesowej, ale najważniejsza jest elastyczność, zdolność do wychodzenia naprzeciw klientowi i sytuacji.

– Zbudował pan od zera obecnie najszybciej rozwijającą się w Europie Środkowej firmę, zajmującą się dostawą energii elektrycznej. Jakie były początki tego biznesu? Dlaczego zajął się pan właśnie tym sektorem gospodarki? Czy umiejętności coachingowe pomagają panu w prowadzeniu biznesu? W jaki sposób?
– Moją główną motywacją było wykorzystanie na jak najszerszym polu własnych możliwości w zakresie managementu i leadershipu. Z jednej strony, energetyka była sektorem gospodarki otwierającym się po demonopolizacji. Ponieważ byłem aktywnym świadkiem demonopolizacji innych dziedzin gospodarki, jak bankowość czy telekomunikacja, rozumiałem, jakie szanse to stwarza. Z drugiej strony, jako coach, często bezinteresownie prowadziłem grupy bardzo się od siebie różniących osób od liderów, biznesmenów i sportowców, po gwiazdy tańca i śpiewu. Pomagałem im uporać się z wyzwaniami, jakie stawiało przed nimi życie.

Specjalną grupą są zgubieni w dzisiejszym świecie nastolatkowie. Te wszystkie doświadczenia nauczyły mnie, jak dopasować moją osobistą mapę życia do realnych warunków, z którymi się codziennie spotykam. Dzięki tej mapie mogę osiągnąć wyznaczone sobie cele. Większość ludzi, czując jak bardzo ich mapa różni się od rzeczywistości, woli szukać skrótów, a przez to ich droga staje się o wiele dłuższa i boleśniejsza. Wolą żyć iluzjami niż stawić czoła przeciwnościom. Ludzie przyzwyczaili się dużo mówić i nie przywiązywać uwagi do wypowiadanych słów, nie biorąc za nie odpowiedzialności. A to właśnie ona jest podstawą, jeśli chce się stawiać czoła wyzwaniom dzisiejszego świata.

– Pana firma Energy Supplier No 1, do której w Polsce należy Energetyczne Centrum SA, działa w czterech krajach. Jak zarządzać tak wielokulturowym biznesem?
– Rynki i kultury mają swoje wspólne mianowniki, podobnie jest z ludźmi. Jedne firmy prowadzą swój biznes biorąc pod uwagę przede wszystkim czynniki kulturowe, inne ekonomiczne, ja przede wszystkim wyszukuję ludzi, którzy mają pewne cechy, które gwarantują sukces. Częs­to nieznajomość innych czynników sprawia, że ponoszę porażki, ale w ten sposób, jak każdy, stale się uczę podejmować coraz bardziej kompleksowe decyzje. Wierzę, że z moich doświadczeń, związanych ze znajdowaniem odpowiednich ludzi i innowacyjnym działaniem, w krótkim czasie będzie mogło skorzystać wiele innych firm, które nie wiedzą, jak podejść do tematu ekspansji na inne rynki Unii Europejskiej. Już raz podobną organizację prowadziłem sam w 10. krajach Europy. Potrafiła ona zmienić żywotny cykl produktów telekomunikacyjnych, bankowych czy ubezpieczeniowych tylko dzięki determinacji jednos­tek. Często mówimy o rynku, ale zapominamy, że składa się on z ludzi. Myślimy o lesie, zapominając o drzewach. Wielkie biznesy istnieją nie tylko dzięki temu, że istnieją rynki, ale co nie mniej ważne, dzięki pojedynczym ludziom wchodzącym w  skład zespołów. Jedno i drugie jest tak samo ważne.

Dziś jestem zorientowany na obsługę klienta, bazując na najnowszych rozwiązaniach technologicznych, co umożliwia większe zadowolenie klienta i mniejsze koszty, a to jest marzenie każdego managera. Na koniec jednak to połączenie technologii, determinacji managementu i potrzeb klienta tworzy odpowiednią mieszankę. Łączenie dziedzin, które na pierwszy rzut oka mają mało wspólnego, łączenie rzeczy ciężkich do połączenia dopiero przynosi prawdziwy sukces w dzisiejszym świecie, czego najlepszym przykładem jest Apple czy Google.

– W ciągu zaledwie dwóch lat grupa Energy Supplier No 1 stała się najważniejszym graczem na rynku sektora energii alternatywnych. Jak udało się panu to osiągnąć? Co jest najtrudniejsze w tym biznesie? Zmiana przyzwyczajeń klientów czy zawiłości prawne w różnych krajach? W Polsce to wciąż jeszcze nieuregulowana do końca kwestia, prawo ciągle się zmienia. Jak sobie radzić w takiej rzeczywistości?
– Dla mnie osią, dookoła której porusza się biznes, jest klient i pracownik. To oni muszą być zadowoleni, ich pragnienia muszą być zaspokojone, a to gwarantuje sukces. Prawdą jest, że w krajach postkomunistycznych przeciętny człowiek jest przyzwyczajony do pewnej dozy nieodpowiedzialności, jeśli chodzi o dostawy energii. Nie do końca orientuje się w przepisach związanych z jej zakupem, a odpowiedzialnością za nietrafną decyzję obarcza usługodawcę. Nasza firma zaczyna od energetyki, ale ma ambicję być centrum obsługi klienta również w innych dziedzinach, takich jak ubezpieczenia, innowacje w gospodarstwie domowym czy mikroźródła energii odnawialnej. Zaczyna to już mieć odzwierciedlenie w naszej ofercie produktowej. Wyzwaniem dla nas jest znalezienie odpowiednich kanałów dystrybucji, a w Polsce również odpowiednich ludzi.

– Jak widzi pan przyszłość tego sektora gospodarki? Jak wygląda konkurencja?
– Ten sektor ma przed sobą olbrzymią przyszłość. Ma jednak również bariery i ograniczenia; najważniejszymi są wiedza, kompetencje i pieniądze. Dzięki konkurencji będzie się szybko rozwijał, a to z kolei przyniesie wiele dobrego końcowemu odbiorcy, czyli przeciętnemu człowiekowi. Mam nadzieję, że ludzie coraz bardziej świadomie będą wspierali demonopolizację tego rynku.

– Jako manager słynie pan ze swojego podejścia do pracowników, proszę je opisać. Na przykład, w pana firmach bardzo docenia się indywidualność, jak to się odzwierciedla w zarządzaniu? Jakich rad udzieliłby pan innym managerom?
– Kultura korporacyjna w prowadzonych przeze mnie organizacjach była bardzo silna, często wręcz trudna do zrozumienia na zewnątrz. Jej podstawą są tylko prawdziwe wartości. Wymaga ona od współpracowników wiele autentyzmu i wysiłku włożonego w zachowanie własnej integralności. To często kłóci się z praktyką managerską, w której formalne aspekty władzy grają decydującą rolę. Dlatego też jedne firmy idą w kierunku maksimum osiągnięć, a inne w kierunku stabilizacji i umiarkowanego rozwoju. Biorąc pod uwagę, że jesteśmy ludźmi, którzy mają swoje mocne i słabe strony, każde z tych podejść ma swoje miejsce. Wielu managerów zapomina, że ich własne motywacje mogą się różnić od motywacji ich podwładnych. Motywować ludzi bez znajomości tego, co ich faktycznie motywuje, jest podejś­ciem aroganckim i tak też jest odbierane. Dlatego tak często wartościowi podwładni opuszczają swoich szefów, szukając kogoś, kto im umożliwi realizację własnych ambicji.

– Jakie były początki pana kariery zawodowej? Pana pierwszy biznes? W jaki sposób go pan rozkręcił? Jakie studia pan skończył. Proszę przybliżyć swoją drogę kariery. Co było punktem zwrotnym w pana życiu?
– Już na studiach zrozumiałem, że cybernetyka, moja spec­jalizacja, komputery i roboty, cały ten wirtualny świat, nie jest światem, w którym umiałbym zostać w pełni sobą i realizować swoje pragnienia. Po studiach zacząłem od pracy w organizacji sprzedażowej, gdyż ona dawała mi największe możliwości rozwoju. Ponieważ lubiłem swoją pracę, szybko stałem się liderem tej organizacji. To było moje pierwsze zetknięcie z biznesem, które trwa do dzisiaj. Przed czterema laty, w czasie kryzysu, kiedy firmy traciły wypłacalność, odpowiadając na wyzwania rynku, podjąłem decyzję o dywersyfikacji swojego biznesu. Jak zwykle, staram się działać odpowiedzialnie, mając na względzie zarówno zobowiązania wobec moich partnerów, jak i, co nie mniej ważne, wobec mojego teamu.

Punktem zwrotnym w moim życiu był wiek. Każdy dochodzi do momentu, w którym uświadamia sobie, że rzeczy, które robi, stają się bardziej nawykowe, niż prawdziwa potrzeba i chcąc pozostać sobie wiernym, musi udać się w dalszą podróż: co może znaczyć i dokładną przeciwność, jak w moim przypadku, czyli przestać podróżować i poszukiwać. Dopiero mając 37 lat pierwszy raz w życiu zrozumiałem, czego naprawdę chcę i samo to stało się dla mnie olbrzymim źródłem motywacji, siły, spokoju i radości.

– Ostatnie pytanie, z pewnością nie najłatwiejsze, ale zajmuje się pan też coachingiem życiowym i porusza tę kwestię na swojej stronie internetowej, w jaki sposób żyć świadomie? Jakie rady dałby pan ludziom, by wiedli udane życie zawodowe i prywatne?
– To bardzo prosta odpowiedź, ale niesamowicie trudna do zastosowania w codziennym życiu. W każdym czasie jednak decydujemy, czy przybliżamy się do naszego szczęś­cia, czy od niego oddalamy. Wszystko jedno, co robisz, ale rób to z pełną uwagą, to znaczy bądź świadomy tego, co się naprawdę dzieje i do czego to wiedzie. Jeśli jesteś w pracy, to daj z siebie to, co najlepsze, jeśli idziesz do domu, to tylko idź czy siedź w samochodzie i ciesz się każdą chwilą. Jeśli wrócisz do domu, do rodziny to tam jest miejsce już tylko na miłość. Racja jest subiektywna, każdy ma swoją własną i na koniec musisz zdecydować, co dla ciebie jest najważniejsze: mieć zawsze rację, albo mieć miłość. Tych najpiękniejszych rzeczy w życiu nie da się kupić, ale w naszym coraz bardziej zapędzonym, komercyjnym świecie pomału o tym zapominamy. Nasze mapy przestają odpowiadać realnemu światu, a my dziwimy się, czemu jesteśmy sfrustrowani, gniewni albo nieszczęśliwi. To proste, „nie żyjemy”. Ten gniew, frustracja bierze się właśnie z faktu, że tego już nie umiemy.

Co lubi Robert Zagożdżon?

Zegarki – Omega
Pióra – Montblanc
Ubrania – Alexander Mc Queen
Kosmetyki -Chanel Allure Sport
Wypoczynek – Azja
Kuchnia – tajska
Restauracja – Buddha Bar
Samochód – Masserati Quattroporte
Książki – Eckhart Tolle „Potęga Teraźniejszości”
Hobby – yachting, golf, terapia pierwotna, hipnoza