Rafał Sonik

Rozmowa z Rafałem Sonikiem, przedsiębiorcą, sportowcem, filantropem.

– Jest pan niezwykle zajętym człowiekiem. Naszą rozmowę musimy przeprowadzić w helikopterze na wysokości ponad 1000 metrów. Słyszalność słaba…
– Tak wyszło, przepraszam za zmianę planów. Mam ważne spot­kanie w Zakopanem, a za kilka godzin wylatuję na rajd Dakar.

– Przedsiębiorca, sportowiec, filantrop. Który z tych obszarów działalności jest dla pana najważniejszy?
– Przede wszystkim jestem przedsiębiorcą. Dzięki temu mam możliwość realizowania marzeń i pasji, z których najważniejszą jest sport. Sportowcem jestem jednak dopiero w drugiej kolejności, a kiedy człowiek już ma dom, samochód i jest niezależny to pojawia się chęć pomagania innym, czyli działalność charytatywna. Przedsiębiorcą jestem od najmłodszych lat. Moja mama twierdzi, że pierwszy interes ubiłem zamieniając mały zabawkowy samochodzik na notes, który, moim zdaniem, był bardziej praktyczny. Sportowcem też jestem od zawsze. Wyczynowy sport uprawiam całe życie, a ostatnie 15 lat poświęciłem mu niemal całkowicie. Jednocześnie ogromną satysfakcję daje mi pomaganie innym. Dzielenie się tym, co mam, uważam za przywilej.

– Nie lubi pan słowa „biznesmen”. Dlaczego?
– Słowo „biznes” niesie ze sobą trochę negatywne skojarzenia. Wolę jak mówi się: organiczny przedsiębiorca. To ktoś taki, kto w swojej pracy najbardziej kocha tworzyć, pracować z ludźmi i dla ludzi. Całe moje zawodowe życie koncentruję się na rozwoju. Sprowadziłem do Polski kilka koncernów, m.in. British Petroleum. Wprowadziłem na nasz rynek markę McDonald’s. Rezultatem pracy mojego zespołu jest dotychczas ponad 120 różnych obiektów w całej Polsce. Kreacja jest istotą mojego zawodowego życia, a specyficzną formą tworzenia jest działalność na rzecz innych.

– Twierdzi pan, że pieniądze to środek, a nie cel wszelkiej działalności…
– Pieniądze zacząłem zarabiać mając szesnaście lat – już wtedy dawałem pracę innym i byłem za nich odpowiedzialny. Jestem przedsiębiorcą, dla którego pieniądze stanowią środek do realizacji celu, nie są wartością samą w sobie. Poz­walają mi realizować liczne pasje: od narciarstwa, przez lotnictwo, podróże, po sporty motorowe. Pozwalają także dbać o innych, co jest dla mnie oczywistym obowiązkiem. Dlatego od 20 lat wspieram Stowarzyszenie Siemacha, działające na rzecz wyrównywania szans w rozwoju edukacyjnym oraz społecznym dzieci i młodzieży. Inicjuję oraz wspieram akcje związane z działalnością społeczną, kulturalną i ekologiczną na rzecz polskich Tatr. Pomaganie innym daje mi wielką radość. Jest ona największa wtedy, kiedy efektem mojej pracy jest uśmiech na twarzach ludzi. To mój życiowy kapitał.

– Co najbardziej liczy się w osiąganiu sukcesów: praca, talent czy szczęście?
– Uważam, że sukces to 20 proc. talentu, 10 proc. szczęścia, a cała reszta to pilność i pracowitość. Bardzo często sukces odnoszą ludzie mniej utalentowani, ale bardzo pracowici, konsekwentnie dążący do celu. Jeżeli ma się talent, a nie jest on poparty ciężką pracą, to niewiele z tego będzie. Natomiast prawdą jest, że szczęście sprzyja lepszym.

– Pańskie osiągnięcia w biznesie?
– Stworzony przeze mnie Gemini Holdings Sp. z o.o jest obecny na polskim rynku deweloperskim od 1993 roku. Działalność rozpoczęliśmy od współpracy z British Petroleum. Zajmujemy się budową i zarządzaniem wielkimi centrami handlowymi, a nasze perełki to Gemini Jasna Park w Tarnowie i Gemini Park w Bielsku-Białej. Spółka jest ich inwestorem i deweloperem. Pierwsze z wymienionych, to największe centrum handlowe w Tarnowie i regionie. Przy jego planowaniu przyświecała nam idea stworzenia przestrzeni, gdzie w atrakcyjny sposób może czas spędzić cała rodzina. Znajduje się tu sto sklepów, punktów usługowych i gastronomicznych. Wśród nich cenione marki, dotąd nieobecne w Tarnowie. Centrum wychodzi naprzeciw lokalnej społeczności, wspierając akcje charytatywne, kulturalne i sportowe. W pomysłowym projekcie połączyliśmy też funkcjonalność galerii handlowej z misją placówek Stowarzyszenia Siemacha. Dzięki niemu dzieci przychodzące do galerii spędzają czas w sposób twórczy i rozwijający.

– Firma Gemini Holdings otrzymała wiele prestiżowych nagród…
– To ważne dla grupy, że nasze przedsięwzięcia są doceniane przez branżę. Na przykład, Gemini Park otrzymało nagrodę Shopping Center Forum & Awards 2010 dla najlepszego centrum handlowego roku. Co więcej, wyróżniona została również nasza współpraca ze Stowarzyszeniem Siemacha, w ramach której powstał ośrodek opiekuńczo-wychowawczy w Gemini Park Tarnów.  Za ten projekt otrzymaliśmy Specjalną Nagrodą Shopping Center Awards 2011 za działalność w sektorze CRS, czyli społecznej odpowiedzialności biznesu. Obiekt o powierzchni blisko 2 tys. m2, usytuowany tuż przy centrum handlowym, został przekazany na potrzeby Młodzieżowego Ośrodka Rozwoju Społecznego (MORS), prowadzonego przez Siemachę. Była to jedna z najdroższych pojedynczych inicjatyw społecznej odpowiedzialności biznesu na rzecz edukacji dzieci i młodzieży zrealizowanych w 2010 roku w Polsce. MORS oferuje bezpłatne warsztaty muzyczne, taneczne, zajęcia językowe i sportowe, a także specjalistyczną pomoc.

– Dlaczego akurat wspiera pan organizację pozarządową Siemachę?
– Przede wszystkim ze względu na wartości i filozofię, na której swoje działania opiera Siemacha. Ideę Stowarzyszenia wyraża sentencja: „Jesteś wart tyle, ile dajesz innym”. Ta krakowska organizacja pozarządowa pomaga dzieciom i młodzieży – pozwala odkryć talenty, daje możliwości i siłę do realizowania aspiracji. Ten projekt jest krystalicznie czysty, transparentny, nie ma żadnego drugiego dnia – to jest dla mnie fundamentalna kwestia. Czuję się wyróżniony, że mogę pracować dla tej organizacji niemal od początku jej powstania, czyli blisko 20 lat. Los pozwolił mi nie tylko realizować swoje pasje zawodowe, sportowe, ale dał szansę udziału w tej inicjatywie. To najlepsze, co mogłem sobie w życiu wymarzyć.

– Znany jest pan z przywiązania i miłości do polskich Tatr, a do Kasprowego Wierchu – kultowej góry polskich narciarzy – szczególnie.
– Tatry są mi szczególnie bliskie. Z Kasprowym Wierchem związany jestem od dziecka. Ta góra była dla mnie i moich rówieśników miejscem szczególnym już wówczas, gdy jako młodzi ludzie – uczniowie szkoły podstawowej, potem średniej – organizowaliśmy samodzielne wyprawy na narty. Mimo młodego wieku czuliśmy, że nie ma żadnego innego miejsca w Polsce, z którym wiązałoby się aż tyle wrażeń, a z czasem wspomnień. Wielki sentyment do tej góry i ludzi z nią związanych noszę w sobie do dziś. Chciałbym sprawić, by ludzie, którzy wiele czasu spędzili na Kasprowym, zatrzymali się na chwilę i zastanowili nad jakością tego miejsca. Skłonić do refleksji – a to wcale nie jest dziś proste. Organizuję więc spotkania „Ludzi Kasprowego Wierchu” na Hali Kondratowej oraz coroczne msze święte na szczycie Kasprowego.

Skupuję również pamiątki związane z jego historią, np. fragmenty starej kolejki zdemontowanej w 2007 roku. Poza tym Kasprowy tworzy szczególną potrzebę dojrzałego dialogu między różnymi grupami, często o skrajnie różnych poglądach, który pozwoliłby na dalszy rozwój narciarstwa czy turystyki w tym miejscu. Są to między innymi: przedstawiciele kolei linowych, narciarze, władze parku narodowego, a także ludzie po prostu pozytywnie tym miejscem zainteresowani.

– Jest pan inicjatorem kolejnej akcji związanej z Tatrami…
– Mam głębokie poczucie, że korzystając z tego, co dają nam góry, powinniśmy zostawić je w stanie jak najmniej naruszonym. Dlatego idea akcji Czyste Tatry jest mi tak bliska. To największa akcja sprzątania Tatr, w którą angażują się ludzie z całej Polski. Tysiące wolontariuszy zbierają śmieci ze szlaków. Od początku sponsorem akcji jest moja firma Gemini Holdings, a w działania na miejscu angażuję się również osobiście.

– Działa pan z rozmachem.  Zorganizował pan ostatnio w Krakowie aż trzydniową imprezę World Cup Event dla ponad tysiąca osób…
– Chciałem podziękować wszystkim osobom, które nie tylko w tym sezonie, ale w minionych latach pracowały na mój sukces, a także gościć moich kolegów z Poland National Team, przyjaciół, znajomych.

– Za kilka dni kolejny Dakar. To najtrudniejszy i jednocześnie najbardziej prestiżowy rajd terenowy świata – dojechanie do jego mety to nie lada wyczyn. Jaka jest pańska recepta na sukces w tych zmaganiach?
– Jechać z głową i nie popełniać błędów. Zawsze istnieje duża pokusa, żeby docisnąć gaz i wygrać etap. I nawet jeśli to się uda, następnego dnia może zdarzyć się odcinek specjalny z terenem, który kompletnie nam nie odpowiada. Również wyeksploatowany dzień wcześniej quad może odmówić posłuszeństwa. Należy jechać mądrze, swoim tempem i z myślą, żeby osiągnąć główny cel. Z Dakarem jest jak z wyprawą na Mount Everest. Na tę górę nie da się wbiec, trzeba wspinać się od obozu do obozu. Jest też jeszcze jeden element, który bardzo się liczy – szczęście.

– O co będzie pan walczył na tegorocznym Dakarze? Dwa razy był pan już na podium tego rajdu…
– Jako kapitan Poland National Team jestem absolutnie przekonany, że projekt reprezentacji Polski odniesie sukces sportowy i wierzę, że przełoży się to również na sukces biznesowy naszych partnerów i sponsorów. I choćbym wygrał ten Dakar, wygram go nie jako Rafał Sonik, ale jako Poland National Team. Przecież motoryzacja to chyba najważniejszy element gospodarki, który napędza wiele pozostałych gałęzi przemysłu. Można więc powiedzieć, że wszystko, co się dzieje wokół tego sportu, jest takim nieoszlifowanym diamentem. Dopiero to, co uda się wokół niego stworzyć – jest brylantem. Diament i brylant – niby ten sam materiał, ale jego wartość rośnie dopiero po oszlifowaniu. Zachwyca brylant, nie diament.

– Podobno trasa tegorocznego rajdu jest trudniejsza niż poprzednich?
– Organizatorzy postanowili w tym roku znacznie zwiększyć skalę trudności. Będziemy jechać w innym terenie niż ostatnio – rajd staje się bardziej górski, odcinki specjalne są czasem na wysokości trzech tysięcy metrów, ale będzie też wiele niebezpiecznych, trudnych wydm. To ma być najtrudniejszy Dakar w historii.

– Ale jest pan wyjątkowo dobrze przygotowany…
– Najpierw miałem dwa tygodnie wyczerpujących treningów wytrzymałościowych, a następnie pięć dni spędziłem na pias­kach Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Czuję się doskonale – mocny, bardziej sprawny, silniejszy. Myślę, że i mentalnie, i fizycznie jestem w tym roku lepiej przygotowany niż w ubiegłym. Bardzo ważne jest również to, że zakończyłem ostatni sezon bez siniaka, krwiaka czy kontuzji, a to ma ogromne znaczenie dla przygotowań, bo ani w mojej psychice, ani w ciele nie ma słabych miejsc, nad którymi szczególnie trzeba pracować. Mam w sobie spokój. Jestem wzmocniony tegorocznym sukcesem, wiem, na co stać każdego z moich rywali. Swoje silne i słabe strony również znam, co daje mi poczucie, że mogę stanąć do walki bez desperacji i byle wiatr mnie nie przewróci. Oczywiście, niespodzianki na Dakarze się zdarzają i temu nie da się zapobiec, ale mam poczucie, że oprócz przypadku nic nie może mnie zatrzymać i coraz mniej sytuacji mnie zaskakuje.

– Dlaczego Dakar tak uzależnia?
– Dakar to życie w pigułce. A kto nie chciałby żyć kilka razy? To ciągłe wzloty i upadki. Przez dwa tygodnie przeżywam tyle emocji, że wystarczyłoby rozdzielić całe życie: od euforii, szczęścia po strach, smutek i rozgoryczenie.

– Jak doświadczenia z Dakaru przydają się w biznesie?
– Dakar uczy cierpliwości, pokory i tego, że nie jesteśmy wszechmocni. Zawsze może się zdarzyć coś, czego nie można przewidzieć, co zaskakuje.

– A jak reagują partnerzy podczas rozmów biznesowych wiedząc, że rozmawiają z „tym” Sonikiem?
– Spotykam się często z wyrazami uznania dla tego, co osiągam w sporcie. Czasem mogę wyczuć nutkę zazdrości, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. To jednak nie powoduje, że warunki handlowe są dla mnie inne, że dostaję coś za darmo, albo taniej. Choć nie ukrywam, że trochę pomaga to w negocjacjach.

– Oprócz sportu ma pan wiele pasji. Jakie?
– Interesuje mnie architektura – głownie współczesna, uwielbiam podróże, które uczą siebie i świata wokół. Dzięki nim potrafię odnaleźć się w każdych warunkach. Z każdego wypadu czerpię przyjemności i czegoś się uczę.

– Fascynują pana zapewne samochody. Jakie ma pan w garażu?
– Jestem zachwycony Nissanem GTR, uważam, że jest to zdecydowanie najlepszy samochód sportowy. Kilka innych samochodów, które posiadam – służy mi w różnych okolicznościach. Uważam jednak, że gentelman nie musi o tym opowiadać.

– Ma pan 47 lat, jest aktywnym przedsiębiorcą, sportowcem z sukcesami, realizuje wiele społecznych projektów. Godzi pan to wszystko i nie ma dość?
– Dopiero się rozkręcam. Poza tym jestem bardzo dobrze zorganizowany. Jeśli robi się coś, co jest pasją i daje satysfakcję, to nie może być mowy o zmęczeniu czy znudzeniu. Ja teraz jestem w komfortowej sytuacji, ponieważ w większości przypadków robię to, co chcę, a nie to, co muszę. Uważam, że jest to kolejny element szczęśliwego życia. Ważne jest uświadomienie sobie, że nie da się zdobyć wszystkich szczytów we wszystkich kategoriach.

Co lubi Rafał Sonik?

Wypoczynek – podróże. Tatry, ma wielki sentyment do Kasprowego Wierchu
Samochód – Nissan GTR
Hobby – Sport – jeździ m.in w rajdzie Dakar. Interesuje się architekturą współczesną