<
Strona główna Blog Strona 330

Brexit nie wszystkim zaszkodził

Union Jack flag on human hand

Union Jack flag on human hand

Podwyższona zmienność rynków finansowych jeszcze potrwa, ale nie oznacza to, że nie da się inwestować z zyskiem

Na rynku panuje dezorientacja. Zamieszanie wokół Brexitu spowodowało znaczne osłabienie złotego. W ciągu kilku dni po czerwcowym referendum w Wielkiej Brytanii złoty stracił do euro 2,2 proc. i 5,7 proc. do dolara. Inwestorzy też nerwowo reagują na informacje napływające ze sfer rządowych.
– Wielka Brytania jest piątą gospodarką świata i niepewność dotycząca przyszłości tego kraju musiała odbić się na zachowaniu rynków. Skutki potencjalnego Brexitu są wciąż trudne do oszacowania. Wiele zależy od sposobu i tempa negocjacji prowadzonych przez Wielką Brytanię z krajami Unii, ale również z innymi partnerami, z którymi miała ona, dzięki Unii Europejskiej, uregulowane relacje handlowe – podkreśla Rafał Bogusławski, strateg Amundi Polska TFI.

Ekspert spodziewa się jednak, że najbliższe miesiące nie przyniosą dużych zmian w polityce banków centralnych.
– Środowisko niskich stóp procentowych nadal będzie nam towarzyszyło. Jednocześnie możemy oczekiwać podwyższonej zmienności na rynkach finansowych, spowodowanej zarówno wydarzeniami gospodarczymi, ale przede wszystkim politycznymi – prognozuje Rafał Bogusławski.
– Gdy emocje opadną, dla koniunktury na globalnych rynkach akcji kluczowa będzie kondycja światowej gospodarki. Kluczową niewiadomą pozostaje przyszłe tempo wzrostu chińskiej gospodarki – przypomina Ryszard Rusak, dyrektor inwestycyjny ds. akcji Union Investment TFI.

Siła przyzwyczajenia
W przypadku niepokoju panującego na rynkach finansowych za pewny papier uchodzą lokaty bankowe i obligacje skarbowe, choć najlepszym wyjściem jest dywersyfikowanie portfela. Okazuje się, że Polakom nie przeszkadzają nawet niskie stopy procentowe, które obniżają zyski z depozytów.
– Zdaniem Polaków, potencjalnie najbardziej zyskowne inwestycje to nadal nieruchomości i lokaty. Taki właśnie obraz wyłania się z sondażu przeprowadzonego kolejny już rok z rzędu przez Deutsche Bank. Przyzwyczajenie do tradycyjnych form lokowania pieniędzy jest więc wciąż zadziwiająco mocne, bez względu na to, czy wybór ten jest faktycznie najlepszym rozwiązaniem w obecnej sytuacji – mówi Monika Szlosek, dyrektor Bankowości Detalicznej i Inwestycyjnej w Deutsche Bank Polska. Ekspertka wylicza, że mimo niskich stóp procentowych na przestrzeni ostatnich lat, popularność lokat rośnie. Trend ten potwierdzają badania opinii prowadzone co roku przez Deutsche Bank. O ile w 2011 r. ankietowani zapytani o najbardziej zyskowną formę inwestycji tylko w 1,2 proc. przypadków wskazywali na lokaty terminowe, to w 2013 r. odsetek ten wzrósł do 8,2 proc., a w najnowszym badaniu z kwietnia 2016 r. wyniósł już 8,7 proc.

– Była to druga najczęściej wybierana w sondażu odpowiedź, zaraz po nieruchomościach, które rokrocznie wygrywają w rankingu najbardziej dochodowych inwestycji w opinii Polaków (blisko 50 proc. wskazań). Fundusze inwestycyjne plasują się na 8. miejscu (3,1 proc.), obok obligacji, walut i złota – wylicza dyrektor Bankowości Detalicznej i Inwestycyjnej Deutsche Banku. Monika Szlosek przypuszcza, że pewien konserwatyzm Polaków w podejściu do inwestowania wynika i z niechęci do ryzyka uwarunkowanej historycznie, i z niezbyt dużej wiedzy o produktach rynku kapitałowego. Tymczasem decydując się na inwestycyjny zakup nieruchomości należy brać pod uwagę wiele czynników, a także pamiętać, że w odróżnieniu od rachunku oszczędnościowego, z którego w każdym momencie możemy wycofać kapitał, czy jednostek funduszy, które można spieniężyć w dowolnej chwili, ziemia, mieszkanie lub dom są znacznie trudniejsze do sprzedaży.
– Elastyczność jest właśnie tą istotną cechą, która może zachęcać do inwestowania w fundusze. Warto także mieć na uwadze odpowiednią dywersyfikację portfela, a więc korzystać z różnorodnych produktów inwestycyjnych, bazujących na różnych klasachaktywów. Dzięki temu w przypadku,  gdy jeden z produktów zanotuje stratę, drugi ma szansę przynieść zysk. Ważną kwestią jest także, aby inwestycji takich jak zakup jednostek TFI nie traktować krótkoterminowo i pozwolić zainwestowanym w nie pieniądzom na długofalowe budowanie kapitału. Mówiąc o długoterminowych inwestycjach, mamy na myśli perspektywę w horyzoncie od minimum 5-7 po kilkanaście-kilkadziesiąt lat, w zależności od produktu – mówi ekspertka. Inwestorzy też są tego zdania. Aktywa TFI rosną już od czterech miesięcy. Na koniec maja zgromadzono w nich 260,1 mld zł.

Płynna inwestycja
Andrzej Lis z Altus TFI i Waldemar Wołos, dyrektor Departamentu Rozwoju Nowych Produktów Union Investment TFI, przekonują, że w okresie dużej zmienności na rynkach, atrakcyjną alternatywą są fundusze absolute return, które mogą przynieść 6-7 proc. zysku rocznie. Strategie absolute return, czyli absolutnej stopy, to inwestowanie nie tylko w tradycyjny sposób w akcje i obligacje, ale zajmowanie również długich lub krótkich pozycji, czyli wykorzystywanie technik inwestowania krótkoterminowego oraz dźwigni finansowej. Celem zarządzających jest wypracowywanie zysku bez względu na koniunkturę na rynku. ALTUS Absolutnej Stopy Zwrotu Rynku Polskiego zyskał w ciągu ostatnich 12 miesięcy 5,2 proc. To niemal trzy razy więcej niż średnia z depozytów rocznych. Fundusz przy dobrej koniunkturze giełdowej może inwestować wszystkie aktywa w akcje, w trakcie dekoniunktury może jednak w 80 procentach postawić na papiery dłużne. Rafał Bogusławski osobom, które akceptują pewien poziom ryzyka, poleca fundusz inwestycyjny Amundi Globalnych Perspektyw.

– Zakłada on strategię aktywnej alokacji i może inwestować w szerokie spektrum instrumentów finansowych, reprezentujących różne regiony geograficzne. Celem funduszu jest osiągnięcie 5-procentowej średniorocznej stopy zwrotu powyżej stopy procentowej EONIA w horyzoncie pięciu lat. Realizację tego celu umożliwić ma dobór odpowiednich instrumentów do portfela funduszu i zmiana alokacji, w zależności od sytuacji rynkowej – tłumaczy strateg Amundi. Przed wyborem funduszu warto sprawdzić, jak zachowywał się on w chwilach największej zmienności na rynkach. W ciągu dwóch pierwszych roboczych dni po referendum w Wielkiej Brytanii (24 i 27 czerwca), cena jednostki kolejno wzrosła o blisko 0,3 proc. i spadła o niecałe 0,1 proc.
– Zmiany niewielkie, jeżeli weźmiemy pod uwagę skalę ruchów, które wykonały rynki w ciągu tych dwóch dni. Indeks DAX, grupujący największe niemieckie spółki, stracił blisko 10 proc. Indeks Nikkei, grupujący japońskie akcje, spadł prawie 8 proc. Tymczasem, co może zaskakiwać, FTSE 100, w skład którego wchodzą spółki brytyjskie, spadł niecałe 7 proc. Spółkom brytyjskim pomógł słaby funt, bowiem inwestorzy zaczęli oczekiwać poprawy warunków dla eksportu i to ograniczyło skalę przeceny – wyjaśnia Rafał Bogusławski.

Ekspert zwraca uwagę, że na drugim biegunie znalazły się aktywa postrzegane jako bezpieczna przystań, a więc przede wszystkim amerykańskie obligacje skarbowe. – Indeks odzwierciedlający zachowanie amerykańskich obligacji z terminem zapadalności około 20 lat wzrósł w ciągu tylko tych dwóch dni o 5,3 proc. To pokazuje, że nawet w sytuacji dużych wahań na rynkach można znaleźć aktywa, które zyskują, choć oczywiście więcej jest takich, które tracą. Amundi Globalnych Perspektyw ma za zadanie dobierać do portfela właśnie takie aktywa, które w warunkach gwałtownych zmian pozwalają ograniczać ryzyko i nadal pracować na pozytywną stopę zwrotu – wyjaśnia działanie funduszy absolutnej stopy zwrotu Rafał Bogusławski. Strateg ma również propozycję dla inwestorów, którzy cenią bezpieczniejsze rozwiązania. Fundusz Amundi Płynnościowy charakteryzuje strategia, która pozwala zdecydowanie ograniczyć ryzyko, a jednocześnie umożliwia uzyskanie stopy zwrotu przekraczającej oprocentowanie lokat krótkoterminowych. Fundusz inwestuje wyłącznie w instrumenty dłużne, a niska opłata za zarządzanie, wynosząca 0,3 proc., nie zjada zysków inwestora. Ograniczanie ryzyka w tym funduszu dało efekty również w ostatnich dniach. W dniu ogłoszenia wyników referendum fundusz stracił zaledwie 0,11 punktu procentowego i część tej straty odrobił już w następnej wycenie. W skali 12 miesięcy stopa zwrotu funduszu przekracza 2 proc.

Ujarzmione ryzyko
Zanim więc inwestor podejmie decyzję jaką strategię wybierze, musi sobie odpowiedzieć na pytanie, jakie akceptuje ryzyko. Jeżeli żadne, to wszystkie oszczędności powinien włożyć w obligacje lub lokaty. Jeżeli jest skłonny choć trochę zaryzykować – powinien rozważyć kupno jednostek funduszy inwestycyjnych. Oczywiście, według własnych preferencji, bo nawet fundusze papierów dłużnych niosą ryzyko, zwłaszcza wtedy, gdy pieniądze wycofa się w nieodpowiednim momencie. To samo dotyczy rynku pieniężnego. Fundusze też – poza gotówkowymi i pieniężnymi – nie są dobrym rozwiązaniem dla tych, którzy planują wypłacić pieniądze za kilka tygodni, bo prowizje mogą znieść ewentualne zyski. Na dłużej, czyli na kilka lub kilkanaście miesięcy, można zainwestować w fundusze ochrony kapitału lub papierów dłużnych. W krótkim czasie ciężko jest pomnożyć oszczędności w widoczny sposób. Jeżeli jednak koniunktura na rynku akcji jest wyjątkowo sprzyjająca, warto pokusić się o wybór funduszu inwestującego niewielką część portfela, np. 20 proc., na giełdzie. W miarę wzrostu poziomu akceptowanego ryzyka i wydłużenia horyzontu inwestycji można wybierać między funduszami stabilnego wzrostu, zrównoważonymi i akcyjnymi. To szansa, że w środowisku niskich stóp procentowych uzyska się wyższą stopę zwrotu niż z tradycyjnych lokat i obligacji.

Nie ma wątpliwości, że szanse na najwyższą stopę zwrotu dają jednostki funduszy akcyjnych. Specjaliści rekomendują je jednak przede wszystkim jako inwestycje długoterminowe, ponieważ jeżeli nawet w tym czasie trafimy na bessę, będzie czas na odrobienie strat i to z nawiązką. Nie warto więc panikować i umarzać jednostek pod wpływem impulsu i dekoniunktury.
– Zmienność stóp zwrotu funduszy akcyjnych jest tym bardziej dotkliwa z punktu widzenia inwestora, im krótszy jest horyzont inwestycyjny. W połowie z badanych przez nas miesięcznych okresów fundusze akcji polskich o uniwersalnej strategii ponosiły stratę. Statystyka wyglądała tym korzystniej, im dłuższy był potencjalny horyzont. W przypadku funduszy akcyjnych TFI z reguły sugerują przynajmniej 5-letni okres inwestycji. Spośród zbadanych przez nas 60-miesięcznych stóp zwrotu już ponad 70 proc. okresów zakończyło się dodatnimi wynikami – wyjaśnia Kamil Koprowicz z Analiz Online.
– Statystyka wygląda jeszcze lepiej w przypadku 10-letnich stóp zwrotu. W żadnym z badanych przez nas okresów klienci TFI nie odnotowali straty. Cierpliwość jest więc bardzo opłacalną cechą na rynku akcji – dodaje. Dla jednych pokusa sporych zysków jest wystarczająco duża, żeby ponieść ryzyko, inni wolą mniejsze, ale pewniejsze profity.

Niestety, określenie swojego profilu, czasu inwestycji i celu, to nie wszystko. Zdarza się bowiem, że fundusze należące do jednej grupy przynoszą bardzo różne zyski. Wiele zależy bowiem nie tylko od umiejętności zarządzającego, ale i polityki inwestycyjnej.
– Jak uczy doświadczenie ostatnich lat, fundusze aktywnej alokacji, mimo obietnic osiągania zysku w każdych warunkach rynkowych, nie wszystkie radzą sobie najlepiej w czasach wysokiej zmienności tendencji. Nie oznacza to całkowitego skreślenia funduszy inwestycyjnych z naszej listy. Wręcz przeciwnie, warto korzystać z funduszy specjalistycznych, dających dostęp do różnych rynków czy instrumentów, na których trudniej działać inwestorowi indywidualnemu. Ale wyboru zarówno momentu dokonania zakupu i sprzedaży, jak i konkretnego rynku, na którym będziemy szukać szczęścia, lepiej dokonywać samemu – radzi Roman Przasnyski, główny analityk Gerda Broker. Z polityką inwestycyjną wiąże się również charakter inwestycji. Są takie fundusze, które zawsze lokują pieniądze w bardzo stabilnych spółkach, o mocnych podstawach fundamentalnych lub systematycznie wypłacając dywidendy. Są i takie, które decydują się na inwestycje bardziej ryzykowne, wykorzystując rynkowe pięć minut mniejszych firm. Żeby wybrać najodpowiedniejszy fundusz trzeba więc poświęcić trochę czasu i zapoznać się z przyjętą przez fundusz strategią opisaną w prospekcie informacyjnym, a przynajmniej przestudiować jego kartę.

Wielu inwestorów przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych kieruje się też historycznymi wynikami, mimo że nie są gwarancją powtórzenia ich w przyszłości. Żeby mieć pewność co do trafności swojego wyboru, warto jednak sprawdzić, czy dany fundusz wypracował dobre wyniki również w czasie pogarszającej się koniunktury. Czy wzrost wartości jego jednostek jest stabilny, czy może być tylko przypadkowy. W ocenie może pomóc wiele wskaźników, np. odchylenie standardowe lub wskaźnik Sharpe’a. Dzięki odchyleniu standardowemu możemy zorientować się, jaka jes miara ryzyka danego funduszu. Im odchylenie jest mniejsze, tym fundusz zarządzany jest bezpieczniej. Jeżeli przy tym osiąga zadowalające nas wyniki, możemy spokojnie kupić jego jednostki. Na razie warto jednak przeczekać bezpiecznie i zobaczyć, jak będzie się rozwijała sytuacja na rynkach. Klienci banków pośredniczących również w inwestycjach funduszowych tak właśnie robią.
– Z naszych obserwacji wynika, że w związku z dużą zmiennością na rynku, klienci preferują bezpieczne produkty oszczędnościowe i produkty inwestycyjne uważane za bezpieczne, jak np. fundusze rynku pieniężnego, a przede wszystkim takie, które zapewniają łatwy dostęp do ulokowanych pieniędzy. Nawet bardziej doświadczeni inwestorzy obecnie niezbyt chętnie inwestują w bardziej ryzykowne aktywa w długim terminie, raczej wolą zachować płynność i czekać na atrakcyjne okazje inwestycyjne – przyznaje Monika Szlosek.

Kobiety zdobywają rynek

00.00.2015 Warszawa Fot. Jakub Szymczuk /FOTO GOSC

00.00.2015 Warszawa Fot. Jakub Szymczuk /FOTO GOSC

Wydany przez Grant Thornton w 2015 roku obszerny raport „Women in business” nie pozostawia złudzeń. Kobiety jako pracownicy w wielu polach sprawdzają się lepiej niż mężczyźni

A mimo to średni udział kobiet na najważniejszych stanowiskach managerskich wynosi w krajach Unii Europejskiej 26 proc. Na tle tej liczby Polska nie ma się czego wstydzić. Zajmuje trzecie miejsce na świecie i pierwsze w Europie. Aż 37 proc. najważniejszych stanowisk w polskich spółkach zajmują kobiety. A są firmy, w których sytuacja wygląda jeszcze lepiej. Przykładem takiej firmy jest Vivus Finance, lider fintech.

– Dla mnie jest to sytuacja zupełnie naturalna, że w Vivusie większość pracowników to kobiety – mówi Loukas Notopoulos, prezes zarządu Vivusa.
– Nie mamy oczywiście parytetów, ale kiedy w 2012 roku zakładałem Vivusa było nas sześcioro – ja i piątka moich współpracowniczek. W tej chwili te proporcje wynoszą mniej więcej 60 do 40 proc. na korzyść kobiet. Co ciekawe, większość moich najbliższych współpracowników, zajmujących w Vivusie najwyższe stanowiska to kobiety. A jak kobiety radzą sobie w zarządzaniu firmą? Doskonale, zwłaszcza w Polsce. Przez długi czas świetnie wykształcone i przygotowane do pracy kobiety, ze względu na dawne uwarunkowania kulturowe i stereotypy, uczestniczyły w generowaniu PKB tylko w ograniczonym zakresie. Dziś możemy mówić wręcz o ofensywie dobrze wykształconych kobiet w polskim sektorze finansowym.

– Nie tylko w sektorze finansowym – wyjaśnia Loukas Notopoulos. – I nie tylko w sektorze nowoczesnych technologii, w którym działamy. Uważam, że kobiety są świetnie przygotowane, by robić karierę. Od zawsze przyzwyczajone są do wykonywania wielu zadań jednocześnie. Mężczyźni multitaskingu się uczą, dla kobiet jest naturalny. A w dynamicznym środowisku wielozadaniowość to klucz, który otwiera kolejne ścieżki kariery i przekłada się na pracę zawodową. Kobiety każdy nowy obowiązek taktują jako możliwość rozwoju. I okazję, żeby nauczyć się czegoś nowego. Przez wiele lat postrzegano kobiety w biznesie przez pryzmat przekonań równie krzywdzących, co nieuczciwych. Najważniejszym z nich był stereotyp o tym, że kobieta swój sukces zawdzięczać może co najwyżej atrakcyjności fizycznej. Lub szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Akurat w tym względzie wiele nauczyliśmy się od firm zachodnich. Zawsze najważniejszą wyrocznią są twarde dane. Kobietom nie pomaga też panujący w Polsce kult skromności.

Polacy nie chwalą się sukcesami, za to obwiniają się o porażki. Amerykanie od dawna wiedzą, że nic się nie udaje przypadkiem. Wszystkie sukcesy, a przynajmniej ich zdecydowaną większość, zawdzięczamy umiejętnościom. I kobiety właśnie zaczęły być postrzegane przez pryzmat umiejętności. Jeszcze kilka lat temu bariery dla kobiet chcących zrobić karierę zaczynały się już na etapie rozmowy rekrutacyjnej. Podczas rozmów rekrutacyjnych kobietom zadawano pytania dotyczące ich stanu cywilnego, ciąży, planowanych w przyszłości dzieci. Niezgodne z prawem? To prawda, mimo wszystko takie pytania padały. Rodzicielstwo w oczach pracodawcy w znacznym stopniu ograniczało dyspozycyjność kandydata. Ale mimo wszystko mity, przeinaczenia i uprzedzenia giną w konfrontacji z danymi finansowymi. Coraz większy odsetek kobiet w zarządach najdynamiczniej rozwijających się przedsiębiorstw jasno pokazuje, czego nauczył się rynek.

– Liczby ilustrujące wyniki finansowe czy skład personalny firmy nie kłamią – przekonuje prezes Vivusa. – Sukces nigdy nie wypływa z jednej rzeczy, jest sumą wielu czynników. Dużą wagę przywiązujemy do rozmów kwalifikacyjnych, których w czteroletniej historii Vivusa przeprowadziliśmy kilka tysięcy, przejrzeliśmy ponad 10 tys. CV. Ja sam wziąłem udział w rekrutacji ponad 600 osób. Nigdy nie interesowało mnie, czy przede mną siedzi kobieta, czy mężczyzna. Ktoś ode mnie starszy, czy młodszy. Najważniejsze są umiejętności kandydata. Jego nastawienie. To od tego zależy, jaki wkład wniesie jako pracownik. Oczywiście, bardzo ważne są wyniki, ale ważne jest, żeby ludzie byli zadowoleni. Wyznaję filozofię, że kultura korporacyjna jest kręgosłupem organizacji. I z tego faktu wypływają wymierne korzyści.

Badania przeprowadzone przez Grant Thornton pokazują, że liczba barier stawianych w polskim biznesie kobietom spada, a w dodatku wyprzedzamy pod tym względem większość świata – łącznie ze zdecydowanie najbardziej dojrzałymi rynkami, takimi jak Niemcy czy Stany Zjednoczone. Taki trend może przynieść tylko pozytywne skutki.
– Zdobyliśmy tytuł Innowatora Roku, m.in. za współpracę z siecią RUCH – mówi prezes Vivusa. – Zajęło nam rok, aby przekonać prezesów Ruchu, że produkt finansowy można sprzedawać w kioskach Ruchu. Ale nie zrobiłem tego sam. Gdyby nie nasza dyrektor marketingu – kobieta – być może nie udałoby się nam dotrzeć do tak szerokiego grona klientów. Patrzę na naszą firmę i widzę setki i tysiące małych i dużych usprawnień, za którymi stoją kobiety. Czas skończyć ze stereotypem, że płeć może warunkować przydatność zawodową.

Ekologiczne deski

!cid_D2F1FA59-9615-4C44-93EF-1692C52A2BF4@home

Kompozyty WPC stanowią połączenie drewna i tworzyw sztucznych. Materiał wyglądem przypomina drewno, różni się jednak od niego właściwościami. Raz zabarwiony utrzymuje kolor przez długie lata. Stanowi kwintesencję nowoczesnej technologii w połączeniu z wymogami ekologii i ochrony środowiska. Znakomicie sprawdza się w miejscach, w których drewno szybko się niszczy – na tarasach, balkonach, balustradach i elewacjach. Świetnie nadaje się też do budowy ogrodzeń.

– W 2008 roku wspólnie polecieliśmy na targi budowlane do Guangzhou – opowiada Marcin Dziedzic, współwłaściciel EcoTeak. – Wybraliśmy się tam planując znalezienie atrakcyjnych produktów, które warto by sprowadzać z Chin do Polski. Był to nasz wspólny pomysł na biznes. Wcześniej prowadziłem agencję reklamową, która obsługiwała branżę budowlaną, a Łukasz Bąk pracował w Szwecji w firmie logistycznej. Był z nami również Paweł Ruczyński, specjalizujący się w pośrednictwie importowym, z którym do dziś współtworzymy EcoTeak. Choć byliśmy debiutantami w tej dziedzinie, to jednak nam się udało. Prezentowane na targach kompozyty WPC miały tyle zalet, że szybko porozumieliśmy się z producentem i złożyliśmy pierwsze zamówienie…

Zaczęło się skromnie – od strony internetowej, nazwy oraz logo i zamówienia pierwszej partii materiału. Po kilku miesiącach potrzebny był już magazyn na składowanie importowanych desek tarasowych. Firma skoncentrowała się na trzech grupach produktowych kompozytu drewna: są to tarasy, elewacje oraz ogrodzenia. Pierwsi klienci pojawili się szybko, ponieważ rozpoczął się właśnie boom na ciekawe i nowoczesne materiały wykończeniowe. Po niewielkiej promocji w internecie wspólnicy zrealizowali pierwsze zamówienia. Młodzi przedsiębiorcy inwestowali zyski budując strukturę firmy, zatrudniając pierwszych sprzedawców, organizując dział obsługi i marketingu oraz współpracy partnerskiej dla firm z branży budowlanej.

Poszukując większego rynku postawili na Trójmiasto, otwierając salon firmowy w Rumii koło Gdyni, który jest głównym salonem sprzedaży detalicznej. Motorem sukcesu jest wykwalifikowana kadra sprzedawców i konsultantów obsługujących klientów. Kołobrzeg do dziś funkcjonuje jako biuro administracyjne firmy, m.in. obsługując większe inwestycje. Ważnym elementem rozwoju jest wciąż powiększająca się dystrybucyjna sieć punktów sprzedaży w całej Polsce (obecnie około 130) – salony wyposażenia wnętrz, firmy i hurtownie budowlane, do których EcoTeak dostarcza elementy ekspozycji, próbki produktów, katalogi, itp. Polityka w tym zakresie zakłada selekcjonowanie najlepszych partnerów posiadających wypracowaną markę oraz renomę na rynku lokalnym. Firma nie tylko dobrze wystartowała, ale nadal dynamicznie się rozwija. Jest w swojej dziedzinie krajowym liderem i najważniejszym importerem. Postawiła także na eksport.

– Zdobyliśmy wielu klientów w Niemczech, na Litwie i Łotwie, w Czechach i Szwecji, znakomite wyniki osiągamy również w Wielkiej Brytanii poprzez firmę-córkę EcoTeak Co. Ltd – dodaje Paweł Ruczyński. Spółka zajmuje się nie tylko produkcją i sprzedażą, ale również kompleksowym wykonawstwem. Realizuje zarówno duże projekty inwestycyjne na zlecenie firm deweloperskich, jak i prywatne zamówienia.

– Mamy w ofercie importowany kompozyt WPC, ale także nasz, krajowy – wyjaśnia Łukasz Bąk, odpowiedzialny za techniczne i technologiczne rozwiązania w EcoTeak. – W 2016 roku zdecydowaliśmy się uruchomić produkcję w Polsce na bazie własnego know-how. Takie posunięcie znacznie skróciło terminy realizacji zamówień, które w coraz większym tempie zaczęły do nas spływać z całego kraju. Stworzyliśmy unikalną mieszankę na bazie PVC, a dzięki nowej technologii barwników i stabilizatorów koloru, które bez problemu wiążą się ze wszystkimi komponentami, uzyskaliśmy masę jednolicie zabarwioną, mniej podatną na amplitudę temperatury oraz całkowicie odporną na europejskie warunki pogodowe.

Odpowiednio zmielone komponenty pozwoliły na zachowanie struktury zbliżonej do drewna, jednocześnie nie rysującej się i odpornej na zewnętrzne czynniki mechaniczne. Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom klientów, produkujemy deski pod wymiar. Jakość naszych materiałów potwierdzona jest wieloma badaniami i certyfikatami oraz sprawdzana poprzez regularne testy i badania. Warto dodać, że polski Kompozyt Drewna EcoTeak powstaje w oparciu o odpady drzewne, w odróżnieniu od chińskich, wykorzystujących bambus. Nasz materiał posiada też wyższą klasę palności (Bfl-s1), co znacznie zwiększa możliwości zastosowania produkowanych przez nas profili w branży budowlanej i wykończeniowej. Aż 80 proc. naszych klientów kupuje kompozyty produkowane w kraju.

W ciągu sześciu lat EcoTeak wypracował status sprawnie działającej organizacji biznesowej. Jego silny atut to profesjonalna obsługa, która w tej branży ma ogromne znaczenie. Bardzo ważne jest również to, że od początku firma nastawiła się na realizację niestandardowych projektów dopasowanych do wymagań klientów. Współpraca z biurami projektowymi, bezpośrednie doradztwo techniczne oraz tworzenie indywidualnych instrukcji projektowych daje jej przewagę konkurencyjną w branży. Dużą wagę przywiązuje też do działań marketingowych, profesjonalnej strony internetowej i bogatej oferty katalogowej. EcoTeak konsekwentnie rozbudowuje ofertę, śledząc najnowsze trendy w branży. Jak jednogłośnie podkreślają wspólnicy – rok 2017 w branży upłynie pod znakiem EcoTeak. Nie pozostaje więc nic innego, jak wierzyć w powodzenie misji i dopingować zaangażowaniu spółki w rozwój krajowej przedsiębiorczości.

Co lubi Marcin Dziedzic?!cid_ED44FB6A-026A-45A7-A129-067E77354F8F@home

Wypoczynek Grecja i Norwegia
Kuchnia
azjatycka
Restauracja
„Nakamal” w Kołobrzegu
Samochód
Audi
Hobby
biegi ekstremalne, crossfit

Co lubi Łukasz Bąk?!cid_77F11C98-24EB-4B84-8EE0-7D2B3C3C42C6@home

Wypoczynek Ameryka Środkowa
Kosmetyki Armani D’Aromes
Kuchnia orientalna
Samochód Audi
Hobby dobra książka, spadochroniarstwo

Co lubi Paweł Ruczyński?!cid_669066C8-D266-4A90-AF3A-5C5C6A1DF316@home

Wypoczynek Morze Śródziemne
Kuchnia
włoska
Restauracja
Moon Gdynia
Samochód
VW
Hobby
alpinistyka

Zdaniem lidera

_MG_6180Nowa Škoda Superb zdobyła przed miesiącem nagrodę Manager Quality, co dowodzi, że jest modelem szczególnie chętnie wybieranym przez kadrę zarządzającą.
Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak autoreklama, ale właśnie ten model w stu procentach zasłużył na takie wyróżnienie. Poprzedni Superb był ceniony za doskonałą relację jakości do ceny i komfort podróżowania na poziomie klasy Premium. Nowy model jest jednak wyjątkowy – nie tylko praktyczny, ale też niezwykle efektowny. Znakomity projektant Jozef Kabaň – autor nowego designu marki – stworzył samochód, który wpisał się w oczekiwania klientów i dealerów. Limuzyn, które cieszą się równie dużym zainteresowaniem jak wersja kombi, moglibyśmy sprzedać w tym roku dwa razy więcej niż planowaliśmy; łącznie (limo + kombi) ponad 10 tys. Sukces przekłada się, niestety, na dość długi czas oczekiwania, który w przypadku najbardziej luksusowej wersji Laurin & Klement wynosi około 6 miesięcy. A właśnie ta wersja znajduje najwięcej nabywców, bo aż 45 proc.

Czemu trudno się dziwić. Kupując znakomity pod każdym względem samochód reprezentujący segment D, dostajemy – mówiąc żartobliwie – „więcej auta” i o zdecydowanie lepszych osiągach, zwłaszcza w wersji TSI 220 KM, niż w markach Premium.
Nowy Superb ma ogromy wpływ na wizerunek Škody. Obserwuję to wśród moich znajomych. Kilku z nich zrezygnowało z zakupu samochodów marek uważanych w naszym kraju za prestiżowe właśnie na rzecz Škody Superb. Bardzo mnie to cieszy, bo to świetne rokowanie na przyszłość, zyskujemy nowych klientów. Podobnie wygląda to w skali globalnej, gdzie nowy model sprzedaje się dwa razy lepiej niż poprzedni. A przed nami kolejne premiery aut zaprojektowanych przez Josefa Kabaňa. Na wrześniowych targach w Paryżu zostanie zaprezentowany Kodiaq, w 95 proc. tożsamy z pokazanym w Genewie modelem konceptualnym Vision S, który zebrał mnóstwo pochwał. Będzie to efektowny SUV z trzecim, wysuwanym rzędem siedzeń. W drugiej połowie przyszłego roku pojawi się też zupełnie nowy Yeti, bardzo dobrze przyjęty na wewnętrznym pokazie dla polskich dealerów Škody. Na tym nie koniec nowości – na rok 2017 przewidziano lifting Citigo i Rapida, który w dodatku otrzyma nowe wnętrze, oraz Octavię z kompletnie zmienionym przodem.

Škoda od lat jest liderem polskiegorynku.
Po raz pierwszy uzyskaliśmy ten tytuł w 2007 roku i – z krótką przerwą na 2008 rok – utrzymujemy go do dzisiaj. Podobnie dzieje się nie tylko w Polsce, ale też w Czechach, na Węgrzech i Słowacji. W naszym kraju przewaga Škody nad konkurentem zajmującym drugie miejsce jest tak wyraźna, że i w tym roku z pewnością zachowamy tytuł lidera. Chciałbym podkreślić, iż udaje się nam to bez wdawania się w zgubną w dłuższej perspektywie czasu wojnę cenową z naszymi najbliższymi konkurentami. Oni za chwilę będą sprzedawać ponad połowę rocznego wolumenu z rabatami, które do tej pory kojarzone były wyłącznie z akcjami wyprzedaży starego rocznika stosowanymi w pierwszym kwartale roku. Nasza polityka w tym zakresie jest konsekwentna: nie stosujemy agresywnej polityki rabatowej, w zamian za to oferujemy jednak naszym klientom bardzo atrakcyjne formy finansowania. Dzięki świadomej polityce cenowej nasze samochody mają stabilne i wysokie wartości rezydualne, co oznacza, że osiągają wysokie ceny na rynku wtórnym. Jest to warunek niezbędny do przygotowania naprawdę dobrej oferty najmu dla klientów flotowych, jak również atrakcyjnego kredytu z ratą balonową na końcu kontraktu. Obecnie promujemy kredyty i leasingi z miesięczną opłatą abonamentową równą 1 proc. wartości samochodu przy niewielkiej wpłacie własnej. Dzięki tej formie rozliczeń zyskaliśmy znaczną grupę nowych klientów, wśród których jest wielu drobnych przedsiębiorców. Generalnie rzecz biorąc – podobnie jak w Europie Zachodniej i USA – coraz więcej osób rezygnuje z klasycznego zakupu, na rzecz różnych form użytkowania auta, dzięki czemu co 3-4 lata można zmieniać auto na nowe, unikając problemów z odprzedażą. Pokazuje to, jak ważna staje się reguła: płacę tylko za użytkowanie samochodu. Własność staje się kwestią drugorzędną. Klient po zakończeniu 3- lub 4-letniego kontraktu może wybrać jedną z trzech opcji: oddać samochód bankowi, spłacić wartość końcową lub rozłożyć ją na dogodne raty miesięczne.

Wspomniana przed chwilą wysoka wartość rezydualna ma ogromne znaczenie w przypadku zakupów flotowych.
Co tu kryć – klienci flotowi doskonale potrafią liczyć i wiedzą, że wysoki rabat to tylko jeden z elementów składowych końcowej ceny użytkowania pojazdu. Za Škodą przemawia wiele argumentów, m.in. niskie koszty serwisu. Ważna jest też charakterystyczna dla marki międzysegmentowość, co oznacza, że zawsze oferujemy więcej niż konkurenci w danym segmencie. Ostatnio zdecydowaliśmy się wzbogacić ofertę o 4-letni pakiet bezpłatnych przeglądów, który jest zawarty w cenie naszych wszystkich modeli.

Mówi pan o Škodzie z takim zaangażowaniem, jakby to była pańska firma…
Trudno, żeby wyglądało to inaczej, skoro podjąłem tu pracę 17 lat temu, zaraz po uzyskaniu dyplomu. Studiowałem na wydziale maszyn roboczych i pojazdów Politechniki Poznańskiej. Tematem mojej pracy magisterskiej były silniki spalinowe. I nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ fascynowały mnie sporty motorowe. Moje pierwsze auto przystosowane do wyścigów w klasie H , Fiata 126p z motocyklowym gaźnikiem, rozwijającego szybkość 160 km/h, przygotowałem sam korzystając z części i rad poznańskiego kierowcy wyścigowego Zbigniewa Szwagierczaka. Zawsze bardziej ciągnęło mnie jednak do rajdów samochodowych niż do wyścigów, 4 razy zostałem mistrzem KJS Okręgu Poznańskiego właśnie na Fiacie 126p. Moje kolejne auta, którymi startowałem to Audi Quattro, które świetnie radziło sobie na nawierzchniach szutrowych, później Audi S2, którym udało mi się wygrać kilka zimowych imprez amatorskich. Mam też ogromny sentyment do Subaru Imprezy z 1995 roku, które w tej chwili traktuję jednak bardziej kolekcjonersko. Na marginesie – pieniądze, które umożliwiły mi zakup pierwszego Fiata 126p uzyskałem ze stypendium sportowego jako… mistrz Polski juniorów w trójskoku.

Jak wyglądała pańska kariera w Škodzie? Co jest dla pana szczególnie ważne w dziedzinie zarządzania?
Zaczynałem od rozliczania gwarancji w dziale serwisu. Po dwóch latach zostałem specjalistą planowania sprzedaży i produkcji. Mój ówczesny przełożony – Łukasz Zadworny, który obecnie kieruje marką VW – zaproponował mi w 2008 roku stanowisko szefa sprzedaży. Przed rokiem zostałem szefem marki. Wiedzę na temat zrządzania zdobywałem w praktyce. Dziś wiem z całą pewnością, że najważniejszy jest zespół, do którego można mieć zaufanie. Mam dużo szczęścia, ponieważ pracuję z ludźmi kreatywnymi i skutecznymi, którzy w znakomity sposób umieją korzystać ze swobody jaką im pozostawiam.

Co lubi Tomasz Porawski?_MG_5896

Ubrania Vistula
Wypoczynek
niewielki dom w okolicach Murowanej Gośliny, 40 km od Poznania. Chętnie wyjeżdża do Włoch, a ostatnio także na Wyspy Kanaryjskie
Kuchnia
śródziemnomorska
Restauracja
„Francuski Łącznik” na poznańskim Sołaczu
Samochód
oczywiście Škoda Superb
Hobby
sporty motorowe, jazda na rowerze i nartach. Dużo uwagi i czasu poświęca muzyce, zwłaszcza jazzowi. Kiedyś muzyka Wojciecha Waglewskiego zachęciła go do poszukiwań w najróżniejszych stylach muzycznych i tak zostało do dziś. Sporo czyta – głównie biografie i reportaże

LOTTO na fali wznoszącej

Lotto_znak_fix

Potężna, dysponująca dziś 15 tys. punktów sprzedaży, spółka powstała w roku 1956 by gromadzić środki, z których władze planowały finansować remonty i budowy obiektów oraz urządzeń sportowych. Później do zadań Totalizatora Sportowego doszło przekazywanie funduszy na szeroko rozumianą kulturę narodową. Obecnie jest on jednym z najważniejszych filarów wspierających te dwie dziedziny życia społecznego. Każdego roku przekazuje na nie setki milionów złotych.

8,5 mld złotych na sport
Przez 60 lat dzięki Totalizatorowi Sportowemu wybudowano, wyremontowano lub zmodernizowano prawie wszystkie obiekty sportowe w Polsce. W ramach ustawy o grach losowych i zakładach wzajemnych, w 1994 r. nałożono na spółkę obowiązkową 20-procentową dopłatę do stawek gier liczbowych. W 2003 roku kolejna ustawa zwiększyła procent dopłat do 25 i zobowiązała spółkę do przekazywania środków nie tylko na budowę infrastruktury sportowej, sport dzieci i młodzieży oraz niepełnosprawnych, ale także na wspieranie kultury narodowej. Z kolei zgodnie z ustawą o grach hazardowych z 2009 roku spółka została zobligowana do przekazywania środków na Fundusz Rozwiązywania Problemów Hazardowych. Podział pieniędzy z dopłat wygląda następująco: Fundusz Rozwoju Fizycznej – 77 proc. wpływów, Fundusz Promocji Kultury – 20 proc., oraz Fundusz Rozwiązywania Problemów Hazardowych – 3 proc. Oznacza to w praktyce, że każdy z graczy kupując produkty LOTTO wspiera polski sport, kulturę narodową, a także walkę z uzależnieniami.

Funduszem Rozwoju Kultury Fizycznej dysponuje Ministerstwo Sportu i Turystyki, które za jego pośrednictwem dofinansowuje projekty samorządów lokalnych, a także realizuje inwestycje o szczególnym znaczeniu dla polskiego sportu. Od 2000 roku na Fundusz Rozwoju Kultury Fizycznej (FRKF) spółka przekazała ok. 8,5 miliarda złotych. Dzięki tym środkom wyremontowano, zmodernizowano czy też wybudowano kilka tysięcy obiektów sportowych: sal gimnastycznych, krytych pływalni, stadionów, boisk, sztucznych lodowisk, torów wioślarskich i kolarskich czy kortów tenisowych. Z pieniędzy Totalizatora Sportowego powstały np. obiekty Centralnego Ośrodka Sportu i Akademii Wychowania Fizycznego, trasy narciarskie i nartorolkowe w Zakopanym, instalacja sztucznego mrożenia rozbiegu i trybun ziemnych Wielkiej Krokwi, czy też stałe, zadaszone lodowisko w gminie Skarżysko- -Kamienna.

Niezależnie od dopłat przekazywanych na FRKF, spółka wspiera ważne dla polskiego sportu organizacje, kluby i wydarzenia. Sponsoring Polskiej Reprezentacji Olimpijskiej trwa od 1994 roku. Działania te przynoszą wymierne korzyści obu stronom: LOTTO było najbardziej rozpoznawalnym sponsorem Polskiej Reprezentacji Olimpijskiej Londyn 2012, wyprzedziło inne marki osiągając 57 proc. rozpoznawalności. Nie inaczej było po znakomitych dla Polski XXII Zimowych Igrzyskach Olimpijskich Soczi 2014, największym wygranym został Totalizator Sportowy, którego markę kojarzyło z ideą olimpijską aż 75 proc. badanych. W lipcu 2013 roku Totalizator Sportowy został Sponsorem Strategicznym Reprezentacji Polski Koszykarzy oraz oficjalnym sponsorem Tauron Basket Ligi. O wiele dłużej, bo od 22 lat, firma współpracuje z Regionalnym Towarzystwem Wioślarskim z Bydgoszczy. Co ciekawe, od 1993 roku, czyli od chwili podjęcia współpracy z wioślarzami z Bydgoszczy, LOTTO Bydgostia jest nieprzerwanie Mistrzem Polski.

Fundacja LOTTO Milion Marzeń stworzyła program Kumulacja Aktywności, który przy wsparciu i udziale wybitnych sportowców promuje sport i aktywność fizyczną wśród młodzieży. W ramach programu byli mistrzowie sportu otrzymują granty na realizację kilkumiesięcznych cykli zajęć adresowanych do uczniów gimnazjów.
W 2014 roku spółka zainaugurowała kolejny projekt sportowy, w tym przypadku związany ze sportami ekstremalnymi, a mianowicie LOTTO Extreme. Pierwszą osobą, która podjęła współpracę z LOTTO Extreme był pilot szybowcowy Sebastian Kawa.

Nie tylko sport
Jednym z pierwszych ważnych przedsięwzięć na rzecz kultury, podejmowanych przez Totalizator od lat, było włączenie się w 1971 roku w odbudowę Zamku Królewskiego w Warszawie. Spółka wspiera działania w tej dziedzinie bezpośrednio, wykorzystując własne środki, jak też przekazując pieniądze z dopłat do gier liczbowych i loterii pieniężnych. Łączna wartość przekazanych od 2003 roku funduszy z dopłat to niemal 1,8 mld zł. Dzięki tym środkom można było zrealizować między innymi: Festiwal Malta 2012 w Poznaniu, Międzynarodowy Festiwal Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Plus Camerimage w Toruniu, 10. Festiwal Planete+ Doc, 19. Międzynarodowy Festiwal Jazz Na Starówce, dofinansowano projekty dotyczące rozbudowy kolekcji muzealnej, np. w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, oraz remont i przebudowę Zamku Królewskiego oraz Pałacu Czartoryskich w Krakowie.

Niezależnie od środków z dopłat, Totalizator bezpośrednio wspiera realizację projektów szczególnie istotnych dla polskiej kultury. Wśród nich były multimedialne pokazy „Muzeum Utraconego”, 20. Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena, XX Jubileuszowa Gala FRYDERYK 2014, festiwal filmów niezależnych OFF PLUS CAMERA czy 17. Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina. Nie sposób nie wspomnieć o zaangażowaniu spółki w akcje na rzecz potrzebujących i pokrzywdzonych przez los. Zyski z Zakładów Specjalnych LOTTO przekazywano m.in. na budowę Centrum Zdrowia Dziecka, zakup sprzętu medycznego i karetek dla szpitali, pomoc powodzianom, dzieciom niepełnosprawnym i wychowankom domów dziecka. Spółka przeznaczyła znaczne środki m.in. na działalność oświatowo-kulturalną, rehabilitację społeczną i zawodową prowadzoną przez Fundację Dzieciom Zdążyć z Pomocą, organizację obozów żeglarskich dla dzieci z rodzin rolniczych, pomoc w organizacji akcji letniej Dzieci Lwowskie Gośćmi Piastowskiej Ziemi Dolnośląskiej. W 2010 roku została powołana Fundacja Totalizatora Sportowego, która rozdysponowała znaczącą pomoc m.in. na rzecz poszkodowanych w powodziach.

Wielkie zmiany
Totalizator Sportowy nie zawsze był spółką z o.o. Zgodnie z wymogami zmieniającego się rynku, 16 grudnia 1997 roku Państwowe Przedsiębiorstwo Totalizator Sportowy zostało przekształcone w Spółkę Skarbu Państwa z ograniczoną odpowiedzialnością Spółka postawiła na konsekwentny rozwój sieci, nowe produkty i innowacyjne rozwiązania. Godny odnotowania jest program kolektur wzorcowych i salonów sprzedaży. Kolektury te usytuowane są w centrach handlowych oraz innych miejsca o wysokim potencjale sprzedażowym. Z kolei salony sprzedaży są reprezentacyjnymi punktami sprzedaży Totalizatora Sportowego i osiągają wysokie wyniki sprzedaży. Ciekawą ewolucję przeszedł system losowania. Przez szesnaście lat od czasu powstania Totalizatora Sportowego losowania odbywały się z udziałem publiczności. Organizowano je m.in. w salach kinowych, na stadionach sportowych, w domach kultury. Przełom nastąpił 11 marca 1973 roku, kiedy po raz pierwszy zorganizowano losowanie z udziałem kamer TVP, a 19 grudnia tego samego roku wprowadzono bębnową maszynę losującą.

Od lipca 2010 roku wszystkie losowania odbywają się w nowoczesnym studiu telewizyjnym, będącym własnością Totalizatora Sportowego, a we wrześniu 2014 roku uruchomiono nowy format Studia LOTTO. Program realizowany jest z zastosowaniem najnowszych technik telewizyjnych, systematycznie pojawiają się też goście – osobistości świata muzyki, filmu, sportu. Głównym strategicznym celem spółki jest stały rozwój biznesu, poszukiwanie innowacyjnych rozwiązań, które pozwolą wyprzedzać potrzeby rynku loteryjnego. Spółka z nadzieją patrzy na coraz bardziej zaawansowane technologie, dzięki którym będzie mogła wprowadzić kolejne produkty. Korzystając ze swoich 60-letnich doświadczeń, LOTTO stawia na rozwój.

Korzenie loterii

-Przekazy historyczne dotyczące loterii sięgają czasów biblijnych. Zgodnie z Księgą Liczb (Lb26), ziemia Kanaan została podzielona pomiędzy Izraelitów w drodze losowania: „Losem ma być rozdzielone dziedzictwo pomiędzy rody liczne i mniejsze”.
-Pierwsza loteria przypominająca obecne gry losowe została zorganizowana około roku 200 p.n.e., za czasów chińskiej Dynastii Han. Jej celem była zbiórka pieniędzy na budowę Wielkiego Muru. Co ciekawe, mechanizm owej gry był pierwowzorem obecnych w Polsce gier Multi Multi i Keno.

-W Europie historia loterii sięga czasów starożytnego Rzymu. Według źródeł historycznych, Oktawian August zorganizował loterię, z której środki przeznaczono na odbudowę Rzymu. -W średniowieczu często organizowano loterie w celu zbiórki pieniędzy na cele społeczne. Przykładem może być loteria, która odbyła się w 1466 roku w belgijskiej Brugii. Organizatorką była wdowa po sławnym malarzu Janie van Eycku. Chciała w ten sposób uczcić 25. rocznicę śmierci swojego męża, a jednocześnie uzbierać pieniądze dla najbiedniejszych.Nagrodę stanowiły płótna autorstwa wielkiego malarza.

-W Wielkiej Brytanii loterie organizowane były już za czasów panowania Elżbiety I, od roku 1566. Dzięki zgromadzonym za pomocą loterii środkom udało się zbudować m.in. British Muzeum.

-W Stanach Zjednoczonych częstym celem zbiórki pieniędzy w drodze loterii była edukacja; najbardziej prestiżowe amerykańskie uniwersytety: Harvard, Columbia, Princeton i Yale wybudowano z pieniędzy pochodzących z loterii.

-W Polsce pierwsza loteria klasyczna odbyła się w 1748 r. W roku 1768 r. Sejm zezwolił na przeprowadzenie pierwszej
loterii liczbowej.

-Gra polegająca na typowaniu kilku z 49 dyscyplin sportowych, którą współczesny świat zna pod nazwą Lotto, wymyślona została na przełomie lat 20. i 30. w Anglii. Przyporządkowanie wówczas kolejnym liczbom najpopularniejszych dyscyplin sportowych zyskało popularność na całym świecie. W drugiej połowie lat pięćdziesiątych gra liczbowa trafiła do Polski.

Wizja rozwoju napędza biznes

IMG_3110Firma, którą stworzył pan od zera, dysponuje dziś 1400 samochodami i rozwija się w błyskawicznym tempie, kreując standardy obowiązujące w branży…
Nie zawsze wyglądało to tak dobrze. Myślę, że wiele osób zniechęciłyby problemy, z którymi zetknąłem się zaczynając działalność.

Pański przykład dowodzi, że wytrwałość popłaca. Od czego pan zaczynał?
Kiedy ukończyłem Wydział Organizacji i Zarządzania na Politechnice Wrocławskiej, znalazłem pracę w urzędzie miejskim, ale to mi nie wystarczało. Podjąłem decyzję, by spróbować sił uruchamiając własny sklep spożywczy. Działo się to w 1996 roku w moim rodzinnym Lubinie. Codziennie wstawałem bardzo wcześnie, by przywieźć wszystko co trzeba z okolicznych hurtowni. Wszystkie wolne chwile, choć permanentnie brakowało mi czasu, poświęcałem zdobywaniu wiedzy na temat inwestycji kapitałowych. W tamtym okresie giełda kwitła, a ja szybko zacząłem zarabiać znacznie większe pieniądze niż w sklepie. Wyliczyłem, że godzina spędzona przed komputerem przynosi mi większy zysk niż miesiąc pracy w urzędzie. Zdecydowałem się skoncentrować wyłącznie na inwestycjach. Podjąłem studia w poznańskiej Wyższej Szkole Bankowej. Wydawało mi się wówczas, że znalazłem właściwą drogę, ale nastąpił krach na rynkach finansowych, a ja z dnia na dzień straciłem wszystko, co udało mi się zarobić…

To prawdziwy wstrząs.
Dla mnie był to impuls do działania. Zrozumiałem, że tym razem muszę stworzyć firmę, której los będzie zależał tylko ode mnie. I tak zacząłem pożyczać duże samochody typu VAN, którymi woziłem do Niemiec osoby, które podejmowały tam pracę. Była to dobra szkoła biznesu i życia, dzięki której mogłem poznać zasady funkcjonowania tego rynku. I tak wpadłem na pomysł, by uruchomić własną wypożyczalnię aut. Po przygodzie z giełdą nie miałem środków, więc postanowiłem skorzystać z programu aktywizacji bezrobotnych. Przygotowałem biznesplan, prosząc o kredyt, który umożliwi mi spłatę pierwszej raty leasingowej. Najwyraźniej pomysł się spodobał, ponieważ otrzymałem dofinansowanie, które pozwoliło mi na zakup auta. Było to Daewoo Lanos, na którym umieściłem reklamy i zacząłem szukać klientów.

I tak zaczęła się historia sukcesu?
Moje pierwsze doświadczenia były, delikatnie mówiąc, zniechęcające. Jak się szybko okazało, moje pierwsze auto upatrzyli sobie przemytnicy, którzy kilkakrotnie porzucili je za granicą. Druga kategoria ówczesnych klientów to… złodzieje. Dorabiali kluczyki, by potem ukraść samochód. Na marginesie, w ciągu pierwszych czterech lat 11 razy sam musiałem podejmować prywatne śledztwo, by odzyskać pojazd, ponieważ policja nie chciała się tym zajmować. Co gorsze, po jakimś czasie mój pierwszy Lanos dachował. Kupiłem Nubirę, którą rozbił klient. Słowem – czarna seria.

Nie poddałem się jednak, na zakup trzeciego samochodu pożyczyłem pieniądze od matki. I wtedy odwróciła się karta – pojawiły się pierwsze zapytania z firm assistance szukających aut zastępczych dla swoich klientów. To był sygnał, na który czekałem, prawdziwa szansa na rozwój działalności. Skorzystałem z niej natychmiast rozszerzając ofertę na cale woj. lubuskie oraz Dolny Śląsk. Nie stać mnie było wówczas na otwarcie biur, więc – zgodnie z umową – podstawiałem samochody pod wskazane adresy. Miałem coraz więcej zleceń, zainwestowałem w kolejne pojazdy, zatrudniłem dwóch kierowców. Do 2003 roku walczyłem o uzyskanie rentowności, dopiero później udało mi się stworzyć stabilne podstawy działalności.

Managerowie często podkreślają, że biznes to ludzie.
Słusznie. Do dziś pracują razem ze mną osoby, z którymi budowałem firmę, jak np. Elżbieta Marżało, kierownik działu fakturowania, Leszek Leśniak, kierownik działu operacyjnego, czy Barbara Formusiak, dyrektor zarządzająca. Bardzo mnie cieszy, że spora grupa moich wieloletnich współpracowników zdecydowała się przeprowadzić z Lubina do Warszawy, gdy skala biznesu wymagała utworzenia centrali w stolicy.

Ilu pracowników pan zatrudnia?
Obecnie 180 i na tym nie koniec. W 2007 roku zdecydowałem się rozszerzyć działalność na całą Polskę. Dwa lata później przekształciłem firmę w spółkę akcyjną. W 2012 roku uruchomiliśmy wypożyczalnię na Okęciu, a w ciągu kolejnych dwóch lat na wszystkich krajowych lotniskach. Siłę firmy stanowi umiejętność szybkiego dostosowywania się do zmieniających się warunków. Jak wspomniałem, pierwszy ważny impuls rozwojowy to kontrakty z firmami assistance. Dziś to niewielki procent obrotów. Znaczna część naszych przychodów to efekt realizacji umów OC gwarantujących auto zastępcze. Ubezpieczalnie dość długo się przed tym broniły, ale 3 lata temu zapadł wyrok Sądu Najwyższego regulujący tę kwestię. Bardzo mnie cieszy dynamiczny wzrost liczby klientów indywidualnych, generujących coraz wieksze obroty. Rosną również zamówienia od klientów flotowych.

Jak postrzega pan przyszłość wypożyczalni samochodów?
Jestem optymistą. Coraz bardziej upowszechnia się opinia, że nie trzeba mieć auta na własność, by z niego korzystać. W Europie Zachodniej wiele osób korzysta z pożyczonych pojazdów, głównie w weekendy i podczas wakacji lub dojeżdżając do pracy. Zwykle wygodniej im korzystać z komunikacji publicznej ze względu na problemy z parkowaniem i korkami. Jestem przekonany, że przyszłość to auta elektryczne. Szkoda, że nasze władze nie stworzyły systemu stymulującego rozwój w tej dziedzinie, jak np. w Norwegii. Wspólnie z innymi członkami Polskiego Związku Wynajmu i Leasingu Pojazdów mamy nadzieję, że wreszcie coś zmieni sie w tej dziedzinie.

Oznacza to współpracę z konkurentami?
Tak, gdzie chodzi o nasz wspólny interes – oczywiście, że tak. Nasz biznes napędza jasna wizja rozwoju, a nie chęć ścigania się z innymi firmami. Dla mnie najważniejszy jest dwucyfrowy wzrost przychodów z roku na rok – od 30 do 50 proc. i plan wejścia na GPW za 2 lata. Kolejny ważny projekt to wyjście na rynki zagraniczne – dalekie, takie jak Argentyna lub Hongkong, bo w Europie w naszej branży zrobiło się naprawdę ciasno. Jeśli chodzi o konkurentów – wręcz cieszy mnie to, gdy wprost kopiują nasze rozwiązania. Dzięki temu, że nie jesteśmy sami na rynku – ciągle musimy poszerzać i ulepszać ofertę. Około 30 proc. naszych samochodów ma automatyczne skrzynie biegów, zdecydowaliśmy się wprowadzić do wypożyczalni nie tylko samochody prestiżowych marek – jak np. BMW 7, ale też auta typu SUV oraz specjalistyczne pojazdy dostawcze, w tym chłodnie, kontenery, plandeki oraz izotermy.

Co uważa pan za klucz do sukcesu firmy?
Nie będę oryginalny, jeśli powiem, że decydującą rolę pełni zespół. Zamiast korporacyjnego dystansu, stawiam na rodzinną atmosferę. Skoro już o rodzinie mowa – to w pracy wspiera mnie żona, która zajmuje się marketingiem i PR. Syn, który skończył szkołę średnią, pracuje jako kierowca. Jestem przekonany, że nie wolno traktować przedmiotowo pracowników, ponieważ to zabija ich kreatywność i chęć działania. Właśnie dlatego postanowiłem kształcić się w dziedzinie mentoringu. Przez pierwszych 10 lat pracy nie byłem ani jednego dnia na urlopie. Od 6 lat wyjeżdżam na coraz dłuższe wakacje. Kiedy zdecydowałem się na trwającą 2,5 miesiąca podróż po Australii i Nowej Zelandii, nie wydarzył się nic złego.

IMG_2850Co lubi Maciej Panek?

Zegarek Garmin Fenix 3 Sapphire HR Elevate
Ubrania
Strellson
Wypoczynek
czynny, za każdym razem jeździ gdzie indziej
Kuchnia
oryginalna tajska, ostra
Restauracja
„Na Lato” na Rozbrat w Warszawie
Samochód
obecnie Lexus NX, którego właśnie wymienia na Volvo XC90
Hobby
podróże, komponowanie muzyki, fotografia

Całe życie w siodle

IMG_3325Pokonując w pierwszym etapie osiemnastu, a w drugim czterech kontrkandydatów wygrał pan w doskonałym stylu konkurs na stanowisko prezesa Stadniny Koni Janów Podlaski. Teraz stoją przed panem niełatwe wyzwania, a każda pańska decyzja zapewne będzie szeroko komentowana przez media…


Zdaję sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Podjąłem się tego zdania, ponieważ przyszłość polskiej hodowli koni jest dla mnie sprawą pierwszoplanową. To mój zawód i pasja życiowa, której poświęciłem 45 lat. Stadnina w Janowie Podlaskim dysponuje najlepszym materiałem genetycznym na świecie. To jedna z najbardziej rozpoznawalnych polskich marek. Hodowane tu konie prezentują specyficzny polski typ araba, który bardzo podoba się za granicą.

Przypomnę, że stadnina w przyszłym roku będzie obchodziła 200. rocznicę powstania. Pomimo wielu przeciwności losu przetrwała kataklizmy I i II Wojny Światowej, radziła sobie w warunkach poprzedniego ustroju. To kapitał, którego nie wolno roztrwonić. Na marginesie – jestem zaangażowany w prace Rady ds. Hodowli Koni przy Ministerstwie Rolnictwa, która pracuje nad długofalową strategią w tej dziedzinie. W 1989 roku państwo było właścicielem 31 stadnin i 11 stad ogierów. Do dziś przetrwało ich w sumie 18. Pozostałe padły ofiarą procesu transformacji – zostały sprywatyzowane lub zaprzestały działalności, a ich majątek wyprzedano. Trzeba zatrzymać ten proces, a przede wszystkim zachować najcenniejsze klacze matki i ogiery. Należy pamiętać o tym, że hodowla koni wymaga czasu i cierpliwości, a tym samym sporych nakładów. Rotacja pokoleń jest dość długa, koń osiąga dojrzałość w wieku 7 lat.

Jakie są pańskie plany dotyczące Janowa Podlaskiego?
Należy pamiętać, że jest to nie tylko hodowla koni arabskich, ale wielkie przedsiębiorstwo rolne dysponujące 1,7 tys. ha. Najważniejsze zadania na dziś to pełna kontrola wszystkich procesów i profilaktyka dotycząca przede wszystkim zagadnień weterynaryjnych. Wbrew obiegowej opinii, nieprawdziwe jest określenie „zdrowy jak koń”. Zwierzęta te czasami chorują, a główną przyczynę problemów stanowi bardzo wrażliwy przewód pokarmowy. W tej dziedzinie nic nie może zastąpić dbałości i prawdziwego zaangażowania ze strony pracowników. Stadnina dysponuje ponad 300 końmi czystej krwi arabskiej. Tylko niewielka część może trafić na najbliższą wielką aukcję, która odbędzie się w połowie sierpnia. Przy okazji warto wspomnieć, że udział w niej zapowiedziało już wielu potencjalnych nabywców. Po raz pierwszy pojawi się grupa klientów z Chin, które z roku na rok stają się coraz ciekawszym rynkiem.

A co z pozostałymi arabami, o których pan wspomniał?
Chcąc rozwijać biznes nie wolno pozostawać w tyle za nowymi trendami, wyznaczanymi w Europie Zachodniej i USA. W klasycznych wyścigach startuje zaledwie około 20 proc. populacji arabów. Pozostałe powinny być w szerszym niż dotychczas zakresie wykorzystywane w rajdach długodystansowych, szczególnie popularnych w krajach arabskich. Konie, które dobrze sprawdzają się w tej dyscyplinie, osiągają dobre ceny i łatwo znajdują nabywców. Rośnie też moda na reining, czyli ujeżdżanie w stylu westernowym. W Janowie już dwukrotnie zorganizowano Sportowe Mistrzostwa Europy Koni Arabskich z wieloma konkurencjami, w tym także reiningiem. Ostatnio dwa janowskie ogiery prezentowaliśmy pod amazonkami w pokazie „Pas de Deux” na plaży w Kołobrzegu w czasie zawodów z Cavaliada. Trochę w cieniu wielkich aukcji arabów z takimi rekordami, jak zeszłoroczne 1,4 mln euro za Pepitę, pozostaje janowska hodowla małopolskich koni półkrwi angloarabskiej. Zdobywa ona wiele nagród branżowych. Ostatnio klacz Karioka została czempionem pokazu narodowego w Białce, a Atakama otrzymała tytuł „Best in Show” w Radomiu. Wracając do pytania o perspektywy Janowa: wiążą się one nie tylko z końmi, ale też hodowlą bydła, która ma na koncie wiele sukcesów, wysoce dochodową sprzedaż mleka czy też produktów rolnych.

Niewielu managerom, tak jak panu, udaje się łączyć zainteresowania i pracę.
To prawda. Bakcylem jazdy konnej zaraziłem się kończąc szkołę podstawową od starszego brata, który zapisał się do Akademickiego Klubu Jeździeckiego w Lublinie. W szkole średniej każdą wolą chwilę spędzałem w stajni. Ulegając matce zdecydowałem się na studia medyczne, które jednak przerwałem, by – za namową prof. Ewalda Sasimowskiego – przenieść się do Akademii Rolniczej na zootechnikę. W ciągu jednego roku zaliczyłem trzy lata studiów, łącząc to w dodatku z pracą w zakładzie Hodowli Koni. W 1985 roku uzyskałem doktorat, a w 1997 roku habilitację. W roku 2007 odebrałem z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego nominację profesorską. Od 39 lat jestem związany z tą samą uczelnią, która zdążyła zmienić nazwę na Uniwersytet Przyrodniczy w Lublinie. Specjalizuję się w hipologii, prowadzę bania nad końmi różnych ras, szczególnie interesują mnie jednak konie sportowe. Łączy się to z moją aktywnością jeździecką i sędziowską. Zdobyłem wiele nagród i wyróżnień w konkursach jeździeckich. Chcąc poszerzyć swe kompetencje w tej dziedzinie, dodatkowo ukończyłem studia trenerskie na AWF w Warszawie. Kolejny etap mojej kariery sportowej stanowi sędziowanie w licznych konkursach w kraju i za granicą. Odwiedziłem w tym celu 40 krajów na 4 kontynentach. Szczególnie inspirująca była dla mnie podróż do Nowej Zelandii, gdzie zaprosił mnie nie widziany od 34 lat kolega z Holandii, którego poznałem jako szef AKJ w 1975 roku…

Czy pańscy studenci radzą sobie równie dobrze?
Przede wszystkim nie mają problemów ze znalezieniem pracy, zarówno w Polsce, jak i za granicą. Prowadzą własne stajnie, zajmują się hodowlą ub treningiem. Zainteresowanie końmi rośnie z roku na rok. Przez długi czas prowadziliśmy jedną 30-osobową grupę, ale musieliśmy podjąć decyzję o dwukrotnym zwiększeniu liczby studentów – tylu było chętnych. Przy okazji chciałbym zauważyć, że stanowczo za mało mówi się w mediach o pozytywnym wpływie jeździectwa na kształtowanie charakterów młodzieży. Młodzi ludzie, którzy mają kontakt z końmi uczą się zwykle zacznie lepiej niż ich rówieśnicy, nie szukają zabronionych używek. Mają odpowiednie podejście zarówno do zwierząt, jak i ludzi. Obaj moi synowie oczywiście jeżdżą konno. Wspólnie założyliśmy ośrodek jeździecki w Pólku pod Lublinem. Starszy ukończył weterynarię, więc opiekuje się 21 końmi, a młodszy, jako specjalista w dziedzinie finansów, zajmuje się biznesową stroną przedsięwzięcia.

Skoro już mówimy o biznesie, co uważa pan za najważniejsze w kierowaniu tak dużą i prestiżową spółką, jak Stadnina Koni w Janowie Podlaskim?
Przez cale lata łączyłem zadania dydaktyczne z zarządzaniem i pracą społeczną. Jestem głęboko przekonany, że w każdej firmie, zwłaszcza takiej jak janowska stadnina, decydującą rolę pełnią wysoko wyspecjalizowani pracownicy. W tej branży często doświadczenia zawodowe przekazywane są z dziadka na ojca, z ojca na syna. Planując uzupełnienie kadr nawiązaliśmy współpracę z lokalnym Technikum Hodowli Koni.

Co lubi Sławomir Pietrzak?IMG_3307

Ubrania Na wykładach pojawia się w klasycznych garniturach. Po pracy zminia strój na sportowy – chętnie firmy Nike lub Adidas
Wypoczynek
przez prawie 40 lat pracy zaledwie dwa dni spędził nudząc się na plaży. Wyjeżdża często za granicę jako sędzia na zawodach hippicznych. Ostatnio szczególnie spodobało mu się Chile
Kuchnia
tradycyjna, polska
Restauracja
„Corleone” w Lublinie, której właścicielem jest Tomasz Wójtowicz, legendarny siatkarz
Hobby
jeździectwo i tenis. Jak sam mówi, ogląda po nocach turnieje wielkoszlemowe

Manager Award 2016

manager-198

W środę 22 lipca wieczorem można było tam spotkać wielu znakomitych managerów, których osiągnięcia przekładają się na dobre wyniki polskiej gospodarki. Do prowadzenia gali zaprosiliśmy Karolinę Szostak, dziennikarkę Polsatu, której na scenie towarzyszyła Żaneta Dotka, prezes Wydawnictwa Business Magazine Manager i piszący te słowa.

manager-105Grand Prix Manager Award wyróżniony został Zygmunt Berdychowski, prezes Instytutu Studiów Wschodnich, pomysłodawca i główny organizator, przewodniczący rady programowej Forum Ekonomicznego w Krynicy – najważniejszej imprezy biznesowej Europy Środkowo-Wschodniej. Co roku we wrześniu w Krynicy można spotkać prezydentów, premierów, ministrów, przedstawicieli władzy i opozycji, szefów największych firm. Nie tylko z Polski, ale też z krajów ościennych. Zygmunt Berdychowski jest założycielem Instytutu Studiów Wschodnich, który od 1993 r. organizuje krynickie Forum. Nie sposób też przecenić roli Zygmunta Berdychowskiego dla popularyzacji regionu nowosądeckiego i Krynicy. W latach 2006-2010 był radnym Gminy Chełmiec, a 2010-2014 radnym Sejmiku Województwa Małopolskiego z listy PO. Kolejna aktywność laureata Grand Prix to popularyzacja zdrowego stylu życia. Jest inicjatorem festiwalu biegowego w Krynicy, ale też aktywnym alpinistą, zdobywcą Mount Everestu.

Jako druga na podium pojawiła się Krystyna Boczkowska prezes Zarządu Robert Bosch Sp. z o.o. Wielokrotnie wymieniana w gronie najbardziej wpływowych i przedsiębiorczych kobiet w Polsce. Od ponad 20 lat współodpowiedzialna za sukces firmy Robert Bosch w Polsce. Marcin Słomkowski, prezes Inchcape Motor Polska Adam Wysokiński, wiceprezes Zarządu A.B. Berren-Handlowy Sp. z o.o. Marian Kmita, dyrektor do spraw sportu w Telewizji Polsat, Karolina Szostak i Tomik Grewiński, współwłaściciel firmy Kayax Współpracę z koncernem rozpoczęła w styczniu 1992 roku. Po 6 latach objęła funkcję członka zarządu, od 2006 roku jest prezesem zarządu. Aktywnie działa w Polsko-Niemieckiej Izbie Przemysłowo- Handlowej, w której pełni funkcję wiceprezydenta Zarządu. Od 2011 roku działa w Kongresie Kobiet jako członkini Rady Programowej, a od 2014 roku angażuje się w działalność Fundacji Liderek Biznesu. Szczególnie cenna jest praca Krystyny Boczkowskiej na rzecz szkolnictwa zawodowego w naszym kraju.

Kolejna nagroda przypadła dwóm osobom: Kayah i Tomikowi Grewińskiemu z Kayax Production & Publishing Sp. z o.o. Wybitna wokalistka i świetny perkusista stworzyli spółkę, która nie tylko osiąga doskonałe wyniki, ale też prowadzi działalność o charakterze CSR, wspierając utalentowanych młodych artystów. Kayax to pierwsza w Polsce firma w branży muzycznej pracująca w modelu 360 stopni, która zajmuje się artystami na wszystkich poziomach ich działalności, od reprezentowania ich interesów na zasadach managementu, przez promocję, marketing, PR, booking koncerty, reprezentowanie praw autorskich, aż po wydawanie ich płyt. Założycielami wytwórni płytowej są Kayah oraz jej wieloletni manager – Tomik Grewiński. Wśród artystów reprezentowanych przez Kayax są m.in. takie znakomitości, jak Artur Rojek, Maria Peszek, Monika Brodka, Urszula Dudziak, Zakopower, Marek Dyjak, Skubas.

manager-70

Krzysztof Kalicki, prezes Zarządu Deutsche Banku Polska jest nie tylko niezwykle skutecznym managerem, ale może się też pochwalić wyjątkowo długim stażem na stanowisku prezesa Deutsche Banku Polska, w którym pracuje od 1998 roku, od 2003 roku jako prezes zarządu. Bez jego udziału nic nie może się wydarzyć w sektorze bankowym – jest aktywnym uczestnikiem wszystkich dyskusji dotyczących tej branży. Od lat godzi funkcje managerskie z pracą wykładowcy akademickiego, profesora w Akademii Leona Koźmińskiego, a jednocześnie autora niemal stu publikacji z dziedziny finansów i bankowości. Jest też wiceprezesem zarządu Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej.

manager-125

Grzegorz Zalewski, dyrektor generalny Terytorium East, prezes Renault Polska, związany jest z tą firmą od… 1991 roku. Ma – nie po raz pierwszy – powody do zadowolenia. W ubiegłym roku zarejestrowano w Polsce 41 433 nowe samochody marek Renault i Dacia. Jest to wynik o 3633 aut lepszy w porównaniu z 2014 rokiem. Udział Grupy Renault w rynku samochodów osobowych i dostawczych wyniósł 10,13 proc. Sprzedaż Renault wzrosła o 14,9 proc., a Dacii o 1,3 proc.. Z kolei Alfred Watzl i Wojciech Trojanowski, członkowie Zarządu STRABAG Sp. z o.o., wspólnie zarządzają Strabag Sp. z o.o. Alfred Watzl odpowiedzialny jest za pion techniczny, wcześniej przez 9 lat zarządzał Budownictwem Ogólnym i Inżynieryjnym Strabag. Wojciech Trojanowski, odpowiadający za pion finansowy Spółki, przez 6 lat piastował stanowisko dyrektora finansowego i członka Zarządu Budownictwa Infrastruktury Strabag. Grupa Strabag w Polsce zatrudnia ponad 5 tysięcy pracowników, w tym wysoko wykwalifikowaną kadrę inżynierów i specjalistów z zakresu nowych technologii budowlanych. Strabag słusznie kojarzony jest z prestiżowymi inwestycjami, jak na przykład autostrady A2 i A4, Galeria Katowicka na stacji PKP Katowice, Galeria Kaskada w Szczecinie, most przez Wisłę w Toruniu. Spółka osiąga bardzo dobre wyniki nawet wtedy, gdy inne przedsiębiorstwa branży budowlanej przeżywają poważne problemy. To efekt doskonałego planowania i znajomości rynku – czyli świetnego, w tym przpadku kolektywnego, zarządzania. Ten znakomity wynik to efekt długofalowej strategii, którą dodatkowo wzmacnia ofensywa modelowa Renault. W ciągu ostatnich miesięcy wprowadzono Talismana reprezentującego klasę D oraz nowe Mégane i Espace. Znakomicie sprzedają się też Kadjar i Captur.

Co więcej – Renault znalazło się w pierwszej piątce wśród producentów sprzedających auta do firm. Największy kontrakt, na blisko 800 samochodów, zrealizowany został dla Orange. W sprzedaży flotowej najbardziej popularnymi modelami okazały się Clio, Clio Grandtour oraz Mégane Grandtour. Piotr Sukiennik, General Manager FM Logistic Polska, zarządza polskim oddziałem międzynarodowej Grupy FM. Firma, którą zarządza, znajduje się obecnie na trzecim miejscu w rankingach spółek logistycznych pod względem wysokości obrotów i na pierwszym jeśli chodzi o logistykę kontraktową. W ub. roku firma otrzymała Nagrodę Ministra Pracy i Polityki Społecznej oraz tytuł „Odpowiedzialny Pracodawca – Lider HR 2015”, a także nagrodę „TESCO European Grocery Haulier Of The Year 2015”. FM Logistic zostało przyznane również jedno z najbardziej prestiżowych wyróżnień w branży – Srebrne Godło w konkursie „Operator Logistyczny Roku 2015”. FM Logistic zatrudnia obecnie blisko 3 tysiące pracowników, posiada 9 platform logistycznych i 17 hubów przeładunkowych na terenie całej Polski. Michał Czeredys, prezes Zarządu Arcus SA, co warto podkreślić, syn założyciela Arcusa Marka Czeredysa, pokazał na czym polega udana sukcesja. Podjął zarządzanie spółką, którą przez kilka lat kierowali wynajęci managerowie. Przeprowadził firmę przez proces restrukturyzacji i optymalizacji, dzięki czemu w 2015 roku Arcus SA osiągnął zysk. Podjął też skuteczną rywalizację z międzynarodowymi koncernami na polskim rynku informatycznym. Należy też podkreślić upór i wytrwałość Michała Czeredysa w walce o prawa firm wykonawców na rynku zamówień publicznych. W związku z tym w 2014 roku Michał Czeredys został zaliczony przez Bloomberg BusinessWeek do grona 20 najlepszych prezesów zarządzających firmami działającymi w Polsce.

manager-199

Marian Kmita, dyrektor do spraw sportu w Telewizji Polsat spółka z o.o od ponad 20 lat zaangażowany jest w rozwój polskiego sportu, najpierw jako szef redakcji sportowej Programu 1 TVP, a od roku 1999 w największej polskiej telewizji prywatnej Polsat. Przez 16 lat rywalizując z zagraniczną konkurencją stworzył grupę kanałów sportowych, które od 2008 roku są najchętniej oglądane przez kibiców w Polsce. Ma poważny udział w sukcesie polskich siatkarzy zwieńczonym Mistrzostwem Świata. Wsparcie polskiej piłki ręcznej czy rodzimych sportów walki również przyczyniło się do największych światowych sukcesów naszych reprezentantów. Jako szef redakcji sportowej w Polsacie obalił mit, że mundial nie może być z powodzeniem transmitowany przez stację prywatną. Relacja z Mistrzostw Europy w roku 2008 pozostaje do tej pory największą i niedoścignioną polska produkcją sportową. Jego pomysły na pokazywanie sportu w telewizji wykraczają poza europejskie normy, czego dowodem są relacje z meczów siatkówki i koszykówki uznanych za najlepsze i najbardziej profesjonalne przekazy. Podobnie było wcześniej z meczami żużlowymi, a ostatnio z eliminacjami do piłkarskich Mistrzostw Europy, które wyprodukowała Telewizja Polsat pod okiem dyrektora Mariana Kmity.

Marcin Słomkowski, prezes Inchcape Motor Polska, kieruje polskim oddziałem europejskiego potentata motoryzacyjnego – firmy Inchcape PLC, posiadającym ponad 250 salonów samochodowych w 26 krajach. Związany jest z branżą motoryzacyjną od ponad 12 lat. Był współtwórcą oraz wieloletnim wiceprezesem Stowarzyszenia Dealerów BMW w Polsce. Jest orędownikiem nowatorskich rozwiązań w biznesie. Zarządzana przez niego sieć Inchcape Motor jest laureatem szeregu nagród motoryzacyjnych – jak np. cztery tytuły Dealera Roku BMW w Polsce oraz tytuł najlepszego salonu samochodowego w Polsce w 2015 roku. Dzięki doskonałym wynikom sprzedażowym i finansowym w roku 2012 Marcin Słomkowski uhonorowany został przez BMW Polska tytułem Managera Roku. Łączy pracę z hobby – podróżuje po świecie na motocyklu marki BMW.

manager-169

Loukas Notopoulos, prezes Vivus Finance Sp. z o.o., wprowadził spółkę na polski rynek w lipcu 2012 roku. W ciągu niecałych czterech lat przeprowadził rewolucję w consumer finance i stał się przykładem, jak w branży FinTech rozwinąć się od startupu do dochodowej organizacji. Vivus rewolucję zawdzięcza wykorzystywanej technologii – pożyczki udziela nawet w 3 minuty, a wykorzystuje do tego między innymi ocenę wiarygodności klienta opartą o Big Data. Efektywne zarządzanie sprawiło, że do dzisiaj z usług Vivusa skorzystało ponad 1,2 mln klientów, a łączna kwota pożyczek przekroczyła 3 miliardy złotych. Popularność rozwiązań Vivusa doprowadziła do uproszczenia oferty pożyczek gotówkowych w całej branży. Swoją pozycję na rynku Vivus zbudował inwestując w innowacje. To jedna z pierwszych firm, które zauważyły potrzebę wdrażania rozwiązań FinTechowych w codziennym funkcjonowaniu. Pozwoliło to przekroczyć kilka barier w dziedzinie konserwatywnie pojmowanych u nas finansów.

manager-164

Adam Wysokiński, wiceprezes Zarządu A.B. Berren-Handlowy Sp. z o.o., związany jest tą spółką od 16 lat. Pełni funkcję wiceprezesa Zarządu i dyrektora zarządzającego. Jest odpowiedzialny za całokształt działań marketingowych firmy oraz pozyskiwanie i rozwijanie relacji ze strategicznymi partnerami handlowymi z kraju i zagranicy. Pracuje z partnerami biznesowymi z niemalże całego świata. Jest ekspertem rynku farmaceutycznego i kosmetycznego, lobbystą medialnym i znawcą marketingu, autorem kilkudziesięciu ogólnopolskich kampanii reklamowych, public speakerem, konsultantem biznesowym. Przemawiał na licznych konferencjach naukowych i seminariach. Jako certyfikowany trener specjalizuje się w dziedzinie programowania neurolingwistycznego. Był inicjatorem ponad 20 różnych konferencji poświęconych zagadnieniom sprzedaży, marketingu, wywierania wpływu i przywództwa.

Piotr Ostaszewski, manager branży energetycznej, który osiągnął znakomite efekty jako prezes Energii dla Firm. Jest drugim w dziejach Manager Award managerem, który odebrał nagrodę w okresie, gdy zmieniał pracę. Godny podkreślenia jest fakt, że od kilkunastu lat rozwija z sukcesem powierzane mu przedsiębiorstwa. Znany jest z tego, że swoim entuzjazmem i energią zaraża współpracowników. Jak sam podkreśla, nie ma dla niego słowa „niemożliwe”. Najlepszym tego przykładem jest wspomniana Energia dla Firm. Zarządzana przez niego spółka z powodzeniem podjęła konkurencję z gigantami energetycznymi i stała się najszybciej rozwijającym się sprzedawcą prądu w Polsce.

Tomasz Boruc, właściciel Kliniki Rehabilitacji Funkcjonalnej Life Clinic, jest nie tylko przedsiębiorcą, ale też autorem badań naukowych z zakresu nadzoru i weryfikacji metod szkoleniowych wojska oraz służb specjalnych. Tworzył procedury m.in. dla Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych oraz Kancelarii Sejmu. Wykładowca przedmiotu: zapobieganie terroryzmowi. Jest czynnym zawodnikiem, zdobywcą wielu medali, wicemistrzem świata karate w formule full contact w Tokio w roku 2014. Ponad 20 lat doświadczeń wykorzystał do stworzenia systemu usług zdrowotnych dla osób aktywnych fizycznie oraz zawodowo związanych ze sportem. Jego Life Clinic – Klinika Rehabilitacji Funkcjonalnej – to platforma dla rozwoju Healthy Lifestyle Manager, który jest marką profesjonalistów zarządzających wielopłaszczyznowo zdrowiem nie tylko managerów.

Nagrodę Specjalną Manager Quality zdobyła Škoda Superb. „Drżyj konkurencjo“ – tak brzmiał tytuł jednego z pierwszych tekstów o nowej generacji Škody Superb, opublikowanego w połowie ub. roku. Był to tytuł proroczy, samochód w ciągu kilku miesięcy zmienił układ sił w segmencie D. Nowy Superb jest większy, przestronniejszy i co tu kryć – znacznie ładniejszy od poprzednika. Imponuje możliwościami technologicznymi. Projektantem auta był słowacki designer, Jozef Kabaň, twórca m.in. Bugatti Veyrona. Wprowadził stylistykę marki Škoda na nowy, nieosiągalny wcześniej poziom. Podobnie jak w poprzednich generacjach, czescy inżynierowie zadbali o to, by na tylnej kanapie było tyle miejsca, co w autach klasy Premium. To ważna sprawa, ponieważ Superb jest ulubionym pojazdem szefów firm oraz kościelnych dostojników. Zaledwie dwa miesiące od premiery rynkowej nowa Škoda Superb została autem z najlepszą i najbardziej stabilną wartością rezydualną wśród samochodów klasy średniej w Europie. Słowem – jest to kolejny niezwykle udany model Škody, utrwalający jej pozycję jako lidera sprzedaży w naszym kraju.

Po wspólnym zdjęciu laurealtów rozpoczęła się licytacja na rzecz Bartka – udziału w aukcji zachęcała Sylwia Za wymagającego specjalistycznej opieki ciężko chorego dziewięciolatka, którego „Manager” wspomaga od 4 lat. Do udziału w aukcji zachęcała Sylwia Zarzycka, założycielka Fundacji Między Niebem a Ziemią. Goście gali byli hojni – zebraliśmy 11,8 tys. zł. Nie sposób nie wspomnieć też o partnerach Manager Award. Byli to: Panek SA, Bazarnik, Wittchen, SaskaMed, Fundacja Marka dla Polski, Quadrilion, Dark Horse oraz nowa spółka w ramach naszej grupy, IBC Manager, specjalizująca się w ubezpieczeniach. Patronat Honorowy nad Galą objęło Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie. Odpowiednie na gorący letni wieczór menu przygotował Norbert Sokołowski.

Ważne Informacje

Advantech

Przyszłość zrównoważonych rozwiązań – Advantech ustala kurs na 2024

Zmiany klimatu, zrównoważone zarządzanie zasobami oraz cyfryzacja sektorów gospodarki stanowią główne czynniki, kształtujące rzeczywistość biznesową'24. W odpowiedzi na nie Advantech zwiększa nakłady na działania...

Instytut Akademii Bezpieczeństwa Narodowego

Inauguracja Instytutu Akademii Bezpieczeństwa Narodowego, która odbyła się 12 lutego 2024 roku, to ważny etap rozwoju Akademii Polonijnej w Częstochowie Rektor prof. Maciej Rudnicki powitał w Sali...

XIV Kongres Stolarki Polskiej już 23 maja! – zapowiedź wydarzenia

Już 23 maja 2024 roku w Hotelu Warszawianka w Jachrance odbędzie się XIV Kongres Stolarki Polskiej. To właśnie tam będzie biło serce polskiej branży stolarki budowlanej....

Forum Gospodarcze TIME  „Cyfrowa Dekada 2030”: Nowe Rozdanie, stare problemy, otwartość i współpraca

W dniach 11-12 marca br. odbyło się zorganizowane już po raz 16 najważniejsze w naszym kraju coroczne spotkanie ludzi i firm związanych z technologiami...
Stacja Galaxy

Ze smartfonem w kosmosie – lekcja pokazowa w ramach programu „Stacja Galaxy. Bezpieczne miejsce...

„Stacja Galaxy. Bezpieczne miejsce w sieci” to nowy program edukacyjny Samsung, który wspiera bezpieczeństwo online oraz higienę cyfrową dzieci. Dzisiaj uczniowie, nauczyciele, rodzice oraz...
wirtualne serce

Rozwiązania haptyczne i AR wspierają wirtualne serce, którego można dotknąć

Touch My Heart polsko-ukraińskiego zespołu naukowego firmy SoftServe oferuje możliwość interakcji z modelem 3D wirtualnego serca. Wystarczą do tego komputer, płytka haptyczna, okulary AR...