Music Forever

P. Kabaj2Piotr Kabaj, dyrektor generalny oraz prezes Warner Music Poland i na Europę Wschodnią, o tym, jak rozwijał się krajowy rynek fonograficzny, a także o przejęciu Polskich Nagrań

Stanowczo zbyt rzadko pojawiają się na naszych łamach przedstawiciele arcyciekawej branży rozrywkowej. Proszę powiedzieć, na czym polega wyjątkowość tego biznesu?
Trudno tu o proste analogie do klasycznej działalności gospodarczej. Tym, co decyduje o sukcesie, jest talent artysty, z którym współpracujemy. Jeżeli płyta nie spodoba się słuchaczom, to nawet najintensywniejsze działania marketingowe nie przyniosą pożądanych efektów. Nie muszę chyba wyjaśniać, że współpraca z twórcami nie jest prosta – każdy ma własną wizję rozwoju kariery, promocji płyt, kontaktów z mediami itp. To branża, której reguł można się nauczyć wyłącznie w praktyce.

A jak pan trafił do tego biznesu, bo chyba nie ma szkoły, która kształci managerów P2P?
Przypadkiem, tak jak większość młodych przedsiębiorców w okresie przemian ustrojowych. Byłem aktywnym uczestnikiem tego przełomu, ponieważ jako absolwent ekonomii UW pracowałem w ówczesnej Konsultacyjnej Radzie Gospodarczej przy Premierze. Na początku 1990 r. wspólnie z dwoma kolegami postanowiliśmy wydać śpiewniki z szantami i założyliśmy firmę Pomaton z kapitałem początkowym w wysokości 1 tys. dol. A to z kolei skłoniło nas do kontaktu z Jackiem Kaczmarskim, któremu zaproponowaliśmy opublikowanie autorskich śpiewników, na co się od razu zgodził.  Potem podczas rozmowy zapytał nas, czy znamy kogoś, kto mu wyda kasety z programami „Dzieci Hioba” i „Kosmopolak”, ja na to odpowiedziałem, że my możemy się tym zająć. Trochę zdziwiony zapytał: „Dlaczego wy?”. Ja na to, że może nam zaufać. Na to stwierdził, że najpierw musi czegoś się o nas dowiedzieć. Zadzwonił do ówczesnego szefa klubu Riviera-Remont Marka Karlsbada, który nas zarekomendował. I tak rozpoczęła się nasza współpraca z tym wielkim artystą. Podjęliśmy się produkcji kaset, choć zarówno ja, jak i dwaj moi wspólnicy – koledzy ze szczepu harcerskiego 23. WDH „Pomarańczarnia”, Tomasz Kopeć i Piotr Kostro – nie mieliśmy pojęcia, jak to się robi. Dzięki ekspedientce z firmowego sklepu z kasetami JAM trafiłem do Janusza Tworzyńskiego, który jako jedyny na ówczesnym rynku dbał o jakość nagrań. Swoje kasety przegrywał z szybkością 1 do 1, podczas gdy inni stosowali system 1 do 128… Okładki, które i dziś wyglądają świetnie, zaprojektowała Blanka Łątka. Największy problem mieliśmy z naklejkami na kasety. Kiedy uporaliśmy się już z tym wszystkim, zaczęła się sprzedaż. Sam woziłem śpiewniki i kasety pożyczoną od ojca toyotą corollą 1.8 D na kolejne koncerty Jacka Kaczmarskiego i razem z Tomkiem Kopciem sprzedawaliśmy nasze wydawnictwa podczas trasy koncertowej. Sprzedaż przekroczyła nasze oczekiwania. W związku z tym, po rozliczeniu się z Jackiem Kaczmarskim, pozostałą gotówkę przeznaczyliśmy na inwestycje w firmę.

Tak zaczynało wiele firm, które dziś należą do krajowej czołówki.
Nasza firma fonograficzna przez pierwsze lata funkcjonowała w wynajętym mieszkaniu, w którym z okna widzieliśmy dom gen. Jaruzelskiego. Już wówczas zaczęliśmy działać na rzecz przestrzegania praw autorskich. W 1992 r. zorganizowaliśmy pamiętny pierwszy koncert antypiracki na Agrykoli… Zdawałem sobie sprawę, że jeśli ta kwestia nie zostanie załatwiona, to nigdy nie powstanie w Polsce normalny rynek fonograficzny. Właśnie z tego powodu powołany został ZPAV, którego do dziś jestem wiceprzewodniczącym.

Jaki impuls spowodował tak szybki rozwój Pomatonu?
W 1992 r., gdy nasz udział w rynku wynosił 0,5 proc., skontaktował się z nami Tony Salter z EMI, który szukał partnera biznesowego w naszym kraju. I znów dopisało nam szczęście – dzięki temu, że kilka lat spędziłem z rodzicami w Szwajcarii, biegle mówiłem po francusku, a Tony Salter znał ten język. W styczniu 1993 r. pojechaliśmy na Midem do Cannes, by dopracować szczegóły umowy z EMI, która oznaczała dla nas prawdziwy przełom. Z rozbawieniem wspominam pierwszy transport płyt z EMI, który odebraliśmy w Kolonii latem 1993 r. wysłużonym polonezem truckiem, budząc zdumienie pracowników tej szacownej firmy…

Nie byłoby jednak prawdziwego sukcesu bez krajowych artystów.
To prawda. Dzięki sprzedaniu 70 tys. kaset z musicalem „Metro” mogliśmy odebrać auta z komisu, gdzie je wstawiliśmy, by ratować cash flow. Potem pojawiły się „Dzieci rewolucji” T.Love, albumy Edyty Górniak, Anity Lipnickiej i wielu innych znakomitych twórców. Zdarzało się, że ważne kontrakty podpisywaliśmy za sprawą przypadku. Na przykład Maanam trafił do Pomatonu między innymi dlatego, że od czasu do czasu grałem w koszykówkę z Kamilem Sipowiczem i dystrybuowaliśmy wydawnictwa firmy Kamiling.

Zaczynał pan od Pomatonu, by w końcu zostać szefem Warner Music Poland.
Stało się tak za sprawą wielu zmian właścicielskich typowych dla dzisiejszego rynku, na którym pierwsze skrzypce grają duże fundusze inwestycyjne i korporacje międzynarodowe. Zmiany, jakie zachodziły w Polsce, stanowiły efekt decyzji podejmowanych na najwyższy szczeblu w USA i Wielkiej Brytanii. W 2007 r. EMI Music Group został przejęty przez fundusz inwestycyjny Terra Firma, który w 2011 r. stracił EMI na rzecz Citibanku za niespłacane kredyty. Citibank wystawił EMI na sprzedaż i część muzyczna została sprzedana Universal Music. Na szczęście dla nas komisja antymonopolowa Unii Europejskiej nakazała Universalowi odsprzedać 10 filii w Europie, w tym polską firmę, innej firmie muzycznej. Dzięki temu zostaliśmy w 2013 r. kupieni przez Warner Music Group. Czas zmian nie był dla nas łatwy, ponieważ straciliśmy część katalogu. W Polsce musieliśmy dokonać fuzji dwóch firm, a wkrótce potem trzeciej, ponieważ zdecydowaliśmy się kupić Polskie Nagrania.

Była to głośna transakcja, która wywołała liczne komentarze niewiele mające wspólnego z biznesem.
Polskie Nagrania, firma o fantastycznym dorobku, nie umiały się dostosować do nowej rzeczywistości gospodarczej. Zgodnie z decyzjami z lat 80. miały być głównym producentem płyt winylowych w krajach socjalistycznych. Decydenci nie wzięli jednak pod uwagę, że świat podbijał wówczas nowy standard – CD. W efekcie kosztowne maszyny przeznaczono na złom, a prawie cała 550-osobowa załoga została zwolniona. Gdy w maju ub.r. podpisywaliśmy umowę zakupu, było już tylko 15 pracowników. Przez wiele lat firma walczyła o przeżycie. Kierował nią syndyk, który zachowywał się jak sprawny manager i tylko dlatego udało się uniknąć kompletnej upadłości. Od czerwca 2014 r. pojawiały się ogłoszenia prasowe o przetargu na zakup Polskich Nagrań, począwszy od 16,4 mln, a skończywszy na 8,1 mln zł. Gdy dowiedziałem się o ostatniej ofercie, pomimo urlopowego w naszej branży sezonu, czyli w styczniu 2015 r., w trzy tygodnie wykonaliśmy due diligence i uzyskałem zgodę centrali w Nowym Jorku na przystąpienie do przetargu. Oprócz nas był jeden oferent, ale wycofał się z przetargu pół godziny przed jego rozpoczęciem. Od strony finansowej wszystkie kwestie zostały szybko rozwiązane. Znacznie trudniejsza okazała się sprawa archiwum Polskich Nagrań, stanowiącego element dziedzictwa narodowego. Zgodnie z ogłoszeniem przetargowym jesteśmy zobowiązani do przekazania Narodowemu Archiwum Cyfrowemu dokumentów archiwalnych i oryginalnych taśm matek nagrań, po uprzednim ich zdigitalizowaniu, zachowując oczywiście prawo do wydawania tych wszystkich nagrań. To zresztą stanowiło główny element transakcji.

Obecnie dokonujemy digitalizacji całego podstawowego katalogu 8,5 tys. taśm pod kątem CD i sprzedaży cyfrowej, ale też zdecydowaliśmy się wydać najciekawsze płyty w wersji winylowej, korzystając bezpośrednio z taśm analogowych. Szczególnie cieszy mnie reedycja rewelacyjnej serii Polish Jazz, której logo zaprojektował Rosław Szaybo, najznakomitszy w branży fonograficznej grafik, wieloletni dyrektor artystyczny CBS w Londynie, autor okładek najbardziej znanych światowych wykonawców. Dzięki temu, że nawiązaliśmy z nim kontakt, zaprojektował okładkę listopadowej premiery nowego albumu T.Love.

Co poza serią Polish Jazz ukaże się w ramach reedycji?
Mamy szerokie plany. Opublikowaliśmy już serię kilku składanek z okazji 60-lecia Polskich Nagrań, które świetnie zostały przyjęte przez rynek. Przygotowaliśmy cztery CD Urszuli Sipińskiej, zremasterowane nagrania Czesława Niemena i Ireny Santor, trzy płyty winylowe Marka Grechuty. Znakomicie została przyjęta reedycja płyty na winylu „1976: A Space Odyssey” Zbigniewa Wodeckiego, której nowa wersja – nagrana przez artystę wspólnie z duetem Mitch & Mitch – była niedawno wielkim przebojem. To dopiero początek.

Tak więc, nawiązując do wspomnianych wcześniej dyskusji, wiele hałasu o nic.
To chyba najlepsza pointa.

Przez ponad ćwierć wieku jest pan szefem wydawnictwa muzycznego. Co wydaje się panu najistotniejsze w dziedzinie zarządzania?
Jestem głęboko przekonany, że na wyniki przekładają się takie wartości jak demokratyczne relacje w zespole oraz transparentność decyzji, zwłaszcza jeśli chodzi o sposób wynagradzania i premiowania. Moi podwładni tylko raz mnie zaskoczyli negatywnie – gdy podczas jednego ze spotkań zaproponowali mi, żeby na drzwiach umieścić tabliczki ze stanowiskami, a na parkingu wyraźnie oznaczyć, do kogo należy określone miejsce. Moja reakcja była spokojna i ostateczna, powiedziałem im, aby spadali, więcej nie przychodzili do mnie z takimi drobiazgami i na tym, na szczęście, skończyły się tego rodzaju pomysły. W naszej firmie wszyscy mówią sobie po imieniu i każdy ma prawo czuć się najważniejszy, gdy dobrze wykonuje swoje zadania.

P. KabajCo lubi Piotr Kabaj?

Zegarek obecnie: Hamilton i Montblanc, wcześniej: Tag Heuer
Pióro
Montblanc, ale nigdy długopis. Jest zwolennikiem wiecznych piór
Ubrania
Massimo Dutti
Wypoczynek
Cap Ferret koło Bordeaux, gdzie można zjeść najlepsze ostrygi na pięknej plaży, pijąc wino z Saint-Émilion. Bardzo też lubi Toskanię i Kalifornię
Kuchnia
śródziemnomorska
Hobby
podróże. Oczywiście muzyka – od Pink Floyd, którego zawsze był wielkim fanem, do Coldplay. Osobiście zna wielu muzyków z czołowych zespołów